Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 00:53   #513
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
... mają sztywny kodeks honorowy, skoncentrowany wokół wszelkiego rodzaju zobowiązań i obietnic. Gdy krasnolud zobowiązuje się do czegoś, będzie o tym pamiętać i postara się dotrzymać wszelkich warunków umowy, nawet jeśli miałoby go to bardzo wiele kosztować. Krasnolud honorować będzie każde słowo dane komuś przez jego przodków, nawet jeżeli uczynili to całe stulecia wcześniej. W zamian za to, oczekiwać będzie od innych, aby dotrzymywali obietnic, a za niedotrzymanie takowych, rekompensaty szukać będzie u rodzin krzywoprzysięzców.
Najgorszą zniewagą dla krasnoluda jest złamanie danego mu słowa lub po prostu zawiedzenie jego zaufania; takie postępowanie jest także bardzo poważnym błędem. Niedotrzymanie obietnicy będzie zapamiętane na wieki i nieuchronnie pomszczone któregoś dnia...

[Krasnoludy a. khazadzi - Encyklopedia Maxima Mundi, tom III, Nuln, 2511 SI]

Dla Krasnoluda, honor jest wszystkim. Bogactwo można zyskać i stracić, ale honor jest dla nich jedyną stałą rzeczą w ciągle zmieniającym się świecie. Cenią go wyżej nawet niż własne życie. Krasnolud wolałaby zginąć, niż zdradzić, użyć podstępu czy zhańbić się w inny sposób. Dlatego, jeśli daje ci słowo, to możesz być pewien, że go dotrzyma, lub zginie.
[Godfryd Krone, Wissenlandzki kupiec, tłumaczący synowi czemu do ochrony konwojów zawsze wynajmuje krasnoludy]



Barykada przed mostem i okolice

Niezgrabne dłonie krasnoludów nie są przystosowane do delikatnych i precyzyjnych prac, niemniej Galeb podczas prac z runami nauczył się wystarczająco, by poradzić sobie z podważeniem pieczęci. Rozwinięty pergamin nie nosił śladów tej operacji, a zadowolony z siebie czeladnik run zaczął cicho czytać Detlefowi wiadomość od Harkina Brocka do Gustawa von Grunnenberga.


Obiecawszy Harkinowi Brockowi dostarczenie listu do Gustawa von Grunnenberga Galeb dał słowo. Słowo, które teraz złamał.
Dla Krasnoluda nie ma nic gorszego. Zwykły krasnolud może i mógłby zastosować jakieś kruczki by wmówić sobie, że nie zhańbił się tym, ale członek kasty kowali run to co innego... Nie mówiąc już o tym co się stanie, kiedy jakikolwiek inny krasnolud dowie się co zrobił Galvinson.

Tymczasem obaj szli w kierunku murów, czekając na wiadomość, w której Gustaw uściśliłby co miał na myśli zgłaszając atak od strony rzeki. Posłaniec potrzebował jednak trochę czasu by go znaleźć i wrócić z wiadomością.
W okolicy zachodniego końca rynku natknęli się na ludzi Diuka mających wyciągać bruk i układać go na taczkach. I całą masę mieszczan i uchodźców, którym przedsiębiorczy ochotnicy Diuka płacili za robienie tego za nich. Diuk znał widać potęgę pieniądza i już za chwilę będzie miał niespodziankę dla wrogów pod murami.


Port i przystań

Leonora w myślach opieprzyła Trotsky'ego za to, że zgodnie z jej rozkazem nie pozwolił na zabicie człowieka, którego żądała żywego i za wysłanie łódki z dwojgiem ludzi, którzy mieli go dorwać.
Zmieniła też zdanie na temat brania żywcem, gdy zrozumiała, że pływak musiał mieć wspólnika na barce - ześlizgujący się z barki i znikający z pluskiem końcowy fragment liny kotwicznej dał ostateczne potwierdzenie.
Jak się okazało, napędzana siłą prądu barka jest wolniejsza niż łódka napędzana siłą zarówno prądu jak i ramion - i już po chwili Leonora wspinała się na burtę. Gdy tylko wychyliła głowę, zobaczyła rozszerzone strachem oczy człowieka zamierzającego się na nią znalezionym na barce toporkiem. Miała w twarzy coś takiego, że zwątpił i uciekł zamiast uderzyć. Jej stopy znalazły się na pokładzie niemal równo ze zniknięciem z tego pokładu przeciwnika, który skoczył do wody i zaczął się szybko oddalać.
Jego kolega, który przeciął linę cumowniczą miał mniej szczęścia - jeden z dwóch bełtów wystrzelonych z brzegu musiał trafić bo woda zabarwiła się na czerwono.

Leo zorientowała się, że barka nadal przyspiesza i jeśli nic nie zrobi, osiądzie na wschodnim brzegu rzeki, niemal naprzeciwko Przystani.


Fort i wschodni brzeg

Walter odpoczywał. Fort był dobrze zaopatrzony w amunicję, ludzie mieli świetne humory, żadnego z nich nie stracił. Przez myśl mu przeszło, że jeśli pozostałym idzie w połowie tak dobrze to nic im nie grozi.
Innym jednak nie szło nawet w połowie tak dobrze...

Wieża obserwacyjna

Loftusowi mimo obecności Kapłana Sigmara i zgiełku bitwy czary wychodziły jak nigdy. Być może to wiatry związane z walką, być może po prostu szczęście - tak czy inaczej ponownie użył sztuczki z ognikami. I pewnie by mu się nawet udało zrealizować swoje plany gdyby był jedynym magiem na polu bitwy. Zmuszeni do ukrywania się podoficerowie nie zagrzewali już tak do walki i atak zaczynał tracić impet...

Powszechnie wiadomo, że dużo łatwiej jest wykryć maga silnego niż słabego. Ale kiedy ten silniejszy nie czaruje, a ten słabszy rzuca czarami na prawo i lewo...

Loftus został zlokalizowany, a w jego kierunku popędziły dwie kule ognia. Choć wrogi mag nie był w stanie odpowiednio się skoncentrować by spleść magię, dzięki posiadaniu składnika ułatwiającego jego rzucenie był w stanie dosięgnąć Imperialnego czarodzieja. Dla ciężko rannego Loftusa zapewne niewielkim pocieszeniem byłby fakt, że porywczy wrogi mag ognia złamał rozkazy, miał bowiem ukrywać swoją obecność podczas tego szturmu.


Mury

Kapłan Sigmara
widząc co się stało natychmiast skoncentrował ostrzał na okolicy, z której wyleciały ogniste kule. Wrogi czarodziej został jednak osłonięty przez zbrojnych. Pocisków było jednak wystarczająco wiele, by nie mógł wychylić nawet kawałka ciała, nie mówiąc już o głowie, bez ryzyka zranienia. Bełt przebijający mu lewą rękę zapewne zniechęcił i jego do dalszej walki bez potrzeby. Niestety, podniesieni na duchu przewagami swojego maga i nie mający już na głowie ostrzału graniczni podnieśli drabiny i szykowali się do kontynuowania ataku na mury.

Bert po swojej stronie murów nie miał maga spowalniającego natarcie wroga, dlatego też musiał zmierzyć się z przystawionymi drabinami wcześniej.
Jego sprytny plan osłonięcia halabardników tarczami dał efekty. Mimo koncentracji ostrzału przez wroga straty wśród jego ludzi były do zaakceptowania. Gorzej miała się sytuacja z "pomocnikami" - trudno jedną tarczą osłonić dwie osoby. Miał nadzieję, że dostanie to wsparcie, o które poprosił. Na razie dotarło do niego jedenastu "pomocników" wysłanych przez Gustawa. Z dziewięciu przystawionych drabin udało się odepchnąć aż pięć - trzy po prostu trzeba będzie przystawiać na nowo, ale dwie się rozpadły przy upadku. Pozostałe cztery mocno oparte i przytrzymywane nie dały się odepchnąć i zaczynali się po nich wspinać wrogowie z zamiarem wdarcia się na mury.

Diuk najwyraźniej wziął odwrót kilku ludzi sprzed bramy za odwrót całości sił. Przeliczył się. Kazał też wstrzymać ogień, a łuczników z bramy odesłał za nią. Wrogowie z obu stron bramy z łatwością dokończyli zasypywanie fosy a do bramy doszli "ciężcy wroga". Pierwsze uderzenia toporów wstrząsnęły konstrukcją. Inżynierowie uspokoili jednak Diuka, że tak rąbać to sobie wrogowie mogą, brama wzmacniana metalem nie podda się tak łatwo.
Część jego ludzi rozbiegła się po okolicy wykonując jego rozkazy - najdalej za minutę będzie miał wrzącą wodą w kotle na bramie i zapas wody ze studni na kolejne napełnienie. I więcej kamieni brukowych niż mógł sobie zamarzyć.


Garnizon

Gustaw zebrał jedenastu "ochotników" ze służb pomocniczych i posłał ich na pomoc Bertowi. Próbował też zebrać dziesiątkę lekkiej piechoty pełniącej straż w garnizonie i na jego murach i bramie. Udało mu się ich przekonać by złamali rozkazy tak samo jak on i porzucili wyznaczone posterunki. Niemniej zabrało mu to chwilę i nie zdążył dotrzeć na mur tak szybko jak by chciał.

Waldemar, który dopiero co wydał im rozkazy zabezpieczenia fortyfikacji garnizonu był zbyt zajęty ratowaniem zdrowia, a przynajmniej życia rannych. Przynajmniej to mu wychodziło - nie licząc człowieka, który stracił oko, wszyscy ranni uznali, że czują się na tyle dobrze y wrócić na pozycje obronne. Morale póki co nie było złe jak widać. Trafiło do niego za to kolejnych trzech rannych żołnierzy i dwóch "pomocników" - żołnierze wymagali jedynie wyjęcia strzał z ran, pomocnicy niestety nieosłonięci pancerzem i niedoświadczeni byli w gorszym stanie. Bez pomocy żaden z nich nie przeżyje godziny. Postrzał w brzuch u jednego i prawdopodobne przebicie płuca u drugiego nie wróżyło im dobrze. Poinformowano go też, że następni ciężko ranni do niego już nie trafią, bo nie ma kto ich przynosić.
A także posłaniec od Berta, proszący o piętnastu kolejnych zuchów do uzupełnienia strat wśród "trzymających tarcze". I kolejny, od Diuka który chciał użyć tych samych ludzi do wykopywania bruku i innych prac "inżynieryjno-gospodarczych".
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline