Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 01:12   #437
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Przykry powrót

Przez kilka pierwszych chwil po powrocie do rzeczywistości Alice odniosła wrażenie, że to kolejny sen. Lub też że zabłąkała się do jeszcze innego wymiaru. Rozwarła oczy, leżąc na trawie. I ujrzała miriady wzlatujących sów. Próbowała nadążyć za nimi wzrokiem, lecz było ich zbyt wiele. Kiedy tylko mrugała oczami, rozpraszały się. Znikały, stapiając się wraz z powietrzem. Cóż to za dziwne halucynacje… dopiero po kilku długich sekundach przypomniała sobie.

Wspomnienia, emocje, przemyślenia, radości, troski… te wszystkie rzeczy, które odczuwała w innym wymiarze, dopiero musiały rozgościć się w ziemskim umyśle śpiewaczki. Połączenia między neuronami prędko tworzyły się, próbując nadążyć za ogromem przytłaczających informacji. Jednocześnie na ciele wykwitły siniaki - zgodnie z zapowiedzią Sarteja. Harper czuła się okropnie ogłuszona. Sowi znak haltii oraz błogosławieństwo Akki były kolejnymi elementami, które nagle zostały przypisane do materialnego ciała śpiewaczki. Rozpychały się z czuwającą nad nim Tuonetar. W rezultacie Alice leżała sparaliżowana. Nie tylko nie mogła poruszyć ciałem… nawet myśli w jej głowie zostały zamrożone. Zmysły nie przekazywały żadnych informacji. Poczucie jej ego rozpraszało się, aż kompletnie znikło. Czy właśnie tak wygląda umieranie?

Po chwili, która mogła być sekundą, lub też nieskończonością, pojawiła się iskierka. Alice budziła się, tworzyła, rodziła. Wszystkie funkcje mózgu oraz reszty ciała włączały się. W pewnym sensie przypominała komputer uruchomiony po bardzo długim czasie nieużytkowania, w którym doszło do zmiany wielu podzespołów. Jednak wcale nie czuła się maszyną. Urządzenia nie odczuwają bólu. A właśnie ten zaatakował jej głowę. Podniosła rękę, aby potrzeć skroń.
- Alice? - usłyszała.
Śpiewaczka czuła się nieswojo. Po tym wszystkim co dopiero chwilę temu odczuła i przeżyła, miała poważne problemy z poskładaniem się do kupy. Ostrożnie, drżącymi palcami rozmasowywała skroń
- T-ak? - odezwała się cicho, wyraźnie zbolałym tonem. Miała zamknięte oczy, nie potrzeba jej było nowych, dodatkowych bodźców do tych, które i tak sam umysł jej teraz dostarczał.
- Jesteś? - zapytał głos. Alice nie mogła go rozpoznać. Ale przeczucie jej mówiło, że to nie dlatego, bo nigdy wcześniej go nie słyszała. Chyba raczej odpowiednie szuflady w jej pamięci wciąż nie mogły się otworzyć. Potrzebowały jeszcze trochę czasu.
Harper wzięła głębszy wdech
- Prawie… Jeszcze się zbieram - odpowiedziała i podniosła teraz i drugą dłoń, by rozmasować obie skronie. Dzwoniło jej w mózgu.
Wnet zaczynała się czuć coraz lepiej, choć w dość dziwny sposób. Jednak nie potrafiła sprecyzować, na czym ta inność polega. A przynajmniej… jeszcze nie teraz. Przynajmniej zdołała zidentyfikować swojego rozmówcę. To był Terrence. Zdawało się, że wcześniej doszedł do siebie. Ale z drugiej strony dźwigał na sobie znacznie mniejsze obciążenie duchowe, nadnaturalne, a także fizyczne.
- Ja też… - de Trafford nabrał głęboki haust powietrza, a potem wypuścił. - Dobry boże, co za kac… - westchnął.
Alice uśmiechnęła się słabo
- Mi to mówisz? Ledwo co przypomniało mi się z kim rozmawiam… A jeszcze nie wiem gdzie jest góra, a gdzie dół - odrzekła i spróbowała się nieco przekręcić. Zasłoniła twarz dłońmi i przetarła ją, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.
Poczuła dotyk palców mężczyzny na swoim ramieniu. Wywołało to salwę bólu, pieczenia, przyjemności, chłodu, gorąca, rozkoszy… zmysły nie mogły się zdecydować. Jedynie intensywność była niezaprzeczalna i dominująca.
- Tu… zie… ykam… ór… u… - do jej uszu docierały strzępki wyrazów. Nagłe podrażnienie zmysłu dotyku sprawiło, że słuch Alice został przyćmiony.
Śpiewaczka aż się cała wzdrygnęła
- O boże...Obożeobożeoboże… - wyszeptała
- Nie rozu-miem co… Co mówisz, gdy mnie dot...ykasz - odpowiedziała nie mogąc sklecić do końca porządnie myśli. Aż jej oddech przyspieszył, wręcz się chciała skulić w sobie na te wszystkie odczucia naraz.
Ręka mężczyzny wnet wycofała się. Jednak zmysł czucia uspokoił się dopiero po dłuższym czasie. Dźwięki wokół niej zaczęły brzmieć coraz bardziej normalnie, aż wreszcie śpiewaczka doszła do wniosku, że ten nieoczekiwany wybuch został opanowany.
- Alice… wydaje mi się, że Ismo… on chyba nie oddycha - Terrence rzekł nieco wycofanym tonem.
Alice oddychała już nieco spokojniej, przestała jednak na słowa Terry’ego
- Co? Jak… To? - zapytała z lekkim wyrzutem i szokiem. Powoli spróbowała się przekręcić i podnieść do siadu.
O dziwo, mięśnie posłuchały ją. Zakręciło jej się w głowie, kiedy zmieniła pozycję, jednak to odczucie dość szybko zniknęło. Z każdą kolejną sekundą kontrola powracała w coraz większym stopniu. Wciąż miała zamknięte oczy, więc nie widziała chłopca i mężczyzny. Dzięki słuchowi jednak jej głowa potrafiła zlokalizować pozycję Anglika. Odruchowo obróciła się w tę stronę.
Terry nic nie odpowiedział na jej pytanie.
Harper opuściła nieco głowę, by otworzyć oczy i pierwsze na co spojrzeć to ziemia. Potem dopiero ostrożnie przesunęła wzrokiem w stronę gdzie był Terrence i szukała też Isma. Nie rozglądała się jednak zbyt pochopnie, tylko tam gdzie spodziewała się ich zobaczyć.
Światło oślepiło ją. Nie była w stanie rozróżnić nawet pojedynczego kształtu, lub zarysu. Jej oczy mimowolnie zamknęły się w pierwotnym odruchu. Słuch natomiast w dalszym ciągu pozostawał sprawny.
- Ismo… słyszysz mnie? - Terrence mamrotał. - Ismo, obudź się!
Być może de Trafford nie miał zbyt dobrego mniemania o manierach Pajariego, jednak w rzeczywistości zależało mu na nim. W jego głosie było namacalne, jak bardzo martwił się o niego.
Śpiewaczka spróbowała choć trochę przesunąć się bliżej w stronę głosu de Trafforda. Zdenerwowała się tym, że Ismo się nie budził, co tylko przysporzyło jej nowych emocji i nie pomagało w powrocie do pełnej funkcjonalności. Musiała więc liczyć na to, że Terry zdoła mu pomóc, bo ona sama potrzebowała teraz pomocy, albo dłuższej chwili na odpoczynek.
Po trzecim spokojnym oddechu kolory pojawiły się przed jej oczami. Niewyraźne odcienie zieleni… a pośrodku nich dwie barwne plamy… jedna mniejsza, druga większa. Powoli zaczęły nabierać kształtu chłopca i mężczyzny. Alice mrugnęła oczami. Spostrzegła, że de Trafford nachylał się nad Pajarim i przystawił swoje ucho do jego ust, badając oddechy. W następnej chwili Harper była w stanie ujrzeć rysy twarzy Terrence’a. Był zmartwiony i zastygły w niemym oczekiwaniu na oddech, który nie nadchodził.
Alice odzyskując nieco wzroku, przysunęła się jeszcze bliżej i ostroznie chwyciła za dłoń Isma. Szukała pulsu i ciepła żywego ciała. Czy to miał na myśli Sartej, mówiąc że takie podróżowanie było dla niego jeszcze zbyt dużym wyzwaniem? Czemu nie powiedział, że życie chłopca może być zagrożone przez powrót
- Ismo… Obudź się, proszę - odezwała się ponaglająco, jakby to miało pomóc.
Na początku sądziła, że jej oczy źle odbierają kolory. Dopiero potem zdała sobie sprawę z tego, że Pajari naprawdę był aż taki blady. Terry głośno westchnął, próbując zachować spokój w trudnej sytuacji. Stoczył mnóstwo najróżniejszych walk i potyczek, jednak panika przy dziecku, które nie wykazywało oznak życia… to było na zupełnie innym poziomie stresu. Przysunął się bliżej niego i wtłoczył powietrze do ust Isma. Następnie spojrzał na jego klatkę piersiową i zaczął ją ugniatać. Chłopiec poddawał się bezwiednie niczym szmaciana lalka.
Śpiewaczka obserwowała to i poczuła jak łzy nabiegają jej do oczu. Czy mogła zrobić cokolwiek, by pomóc? Terrence już zajmował się resuscytacją. Zerknęła na symbol, który Sartej pozostawił na jej dłoni. Czy to mogło jakoś się przydać w tej chwili? Dotknęła go, chcąc dowiedzieć jak miałoby to tu działać tak czy inaczej. Przecież miała prawo wiedzieć, a nuż na coś się przyda od razu? Była lekko spanikowana i zdenerwowana.
Jeżeli sowie znamię było do czegoś przydatne, to Alice jeszcze nie zdołała uzyskać nad nim kontroli. Dotykała swojej dłoni, czekając na cud. Może Sartej pojawi się i zdradzi, w jaki sposób uleczyć Isma? Czy mogli liczyć na coś innego?
- Ja… jestem słaby - rzekł de Trafford. Ciężko oddychał. Nie dopuścił się zbyt wielkiego wysiłku, jednak patrząc na zwykłe, normalne standardy. Dla kogoś tuż po powrocie z puszczy bogów wydawało się to równoważne z maratonem olimpijskim.
Alice porzuciła próby skorzystania z pomocy znamienia i wyprostowała się, klękając bliżej, naprzeciw Terrence’a
- Pomogę ci. Odsapnij chwilę, teraz ja spróbuję… - poprosiła go, zastępując mężczyznę w próbach oddania oddechu chłopcu. Miała deja vu… Niedawno robiła to samo z Joakimem…
Kiedy jednak nachyliła się nad małym… poczuła narastającą panikę. Nie rozumiała z czego wynikała. Dopiero po chwili przypomniała sobie ze szczegółami przerażające wydarzenia w hotelu Kämp. Tamtego dnia nie tylko Dahl został przez nią zaatakowany. Chłopiec również. Wyglądał wtedy dokładnie tak samo, jak teraz. Życie z niego uciekało. Tym razem co prawda nie z powodu Alice, a jednak wstyd i żal zdawały się przyćmiewać tę prawdę. Odczuwała irracjonalny lęk, że przy dotknięciu Isma jedynie pogorszy jego stan. Czy nie właśnie tak się zawsze działo? Próbowała pomóc, jednak wszystko toczyło się tylko w gorszym kierunku…

Harper mogła kompletnie załamać się i pozostać sparaliżowana. Poddać się strachom, obawom oraz panice. Byłaby to jak najbardziej zrozumiała i prawdopodobna reakcja. Tymczasem… wcale tak się nie stało. Czuła okropną trwogę, ale jedynie lękając się, można wykazać się odwagą. I znalazła ją w sobie. Przełamała bariery wytworzone przez jej własną psychikę i kontynuowała resuscytację rozpoczętą przez de Trafforda. Dzielnie wtłaczała powietrze w płuca dziecka i uciskała jego klatkę piersiową. I tylko dzięki temu Pajari otworzył oczy. Spazm przeszedł przez jego ciało, kiedy chłopiec zaczął się krztusić.
Tymczasem, gdy tylko Ismo wrócił i odzyskali go, Alice westchnęła z niemałą ulgą. Zamroczyło ją z powodu natłoku emocji i braku tlenu po tym jak pomagała chłopcu. Zamknęła na moment oczy, gdy pisk rozszedł się w jej uszach.
- Ismo - mruknął Terry, który powoli wracał do formy.
Niebieskie oczy chłopca tkwiły wpatrzone prosto w niebo. Wyglądał tak, jakby przeżywał ogromny szok. Alice zrozumiała, że dostrajał się do rzeczywistości tak samo, jak oni przed chwilą.
Zabrała od niego dłonie, by mu nie dokładać bodźców. Sama potrzebowała chwili na odsapnięcie, by nie zemdleć po tym wszystkim. To naprawdę był rajd. Przetarła czoło wierzchem dłoni i powoli otworzyła oczy, by spojrzeć na Isma z troską.

Kiedy chłopiec wracał do siebie, Alice usłyszała szelest za plecami. Ktoś zbliżał się w ich stronę. Rozpoznała olbrzymią postać mężczyzny… i choć wpierw była przekonana, że to Tapio, w rzeczywistości widziała Erika. Mężczyzna biegł w ich stronę z taką prędkością, że Harper poczuła ukłucie lęku. Jak gdyby coś opanowało mężczyznę i kazało mu zaatakować ich szarżą. W rzeczywistości jednak szakal wyhamował i spojrzał na nich ze złością.
- Wszędzie was szukaliśmy! - huknął, patrząc na całą trójkę. Chyba nie przejmował się zbytnio tym, w jaki sposób odnosi się do najważniejszych członków Kościoła Konsumentów.
Alice przytknęła dłoń do skroni i podniosła dłoń w międzynarodowym geście ‘Stop’ w stronę Erika
- Poczekaj Eric… Dopiero wróciliśmy, daj nam wszystkim chwilę - powiedziała ciszej. Krzyczenie i podniesione tony robiły awarię w jej głowie, a co dopiero u Isma, który ledwo co oprzytomniał.
Starszy mężczyzna spojrzał na nią z furią.
- Zniknęliście na całą godzinę! - wrzasnął, kompletnie nie rozumiejąc wagi ciszy w tej sytuacji. Pajari ponownie drgnął, źle reagując na hałas. - I tak, to jest bardzo dużo czasu, jak nie powie się nikomu ani słowa - następnie przesunął wzrok na de Trafforda.
“Chociaż ty miałbyś trochę oleju w głowie”, zdawał się mówić jego wzrok.
Śpiewaczka zdenerwowała się
- Eric. Jeszcze raz podniesiesz ton, a naprawdę się pogniewamy. Terrence zaraz ci wszystko wyjaśni, ale teraz potrzeba tu chwili ciszy. Bo Ismo dostanie zapaści. Rozumiesz co do ciebie mówię? - powiedziała poważnym tonem, ale nie unosząc głosu. Natomiast mimo całego osłabienia, spróbowała wstać, dla podparcia wagi swoich słów.
Z trudem, ale utrzymała się na nogach.
- Cisza - mruknął Terry, siląc się na elokwencję jedynie takiego stopnia. Następnie pochylił głowę i dotknął swojej klatki piersiowej. Czyżby wcześniejsza rana postrzałowa dawała o sobie znać? Problemy nawarstwiały się, a nie minął nawet kwadrans od ich powrotu, jak jej się zdawało.
- Proszę, wytłumacz mi ty - rzekł McHartman, nieco tracąc rezon, widząc stan, w jakim byli Ismo i Terrence.
Alice wzięła wdech, utrzymując się z trudem w pionie
- Nie mogę. Jeśli ci powiem, nie tylko ty usłyszysz. Musimy odpocząć. Ale mamy dość dobre wieści. Tylko potrzeba nam odpoczynku - wyjaśniła tyle ile mogła.
- Co to za dobre wieści, skoro nie można się nimi podzielić? - burknął McHartman.
Był w okropnym humorze. Wydawał się bez porównania bardziej zły i opryskliwy, niż zazwyczaj. Czy to tylko dlatego, bo zniknęli na godzinę? Wszystko wskazywało na to, że podróż pomiędzy wymiarami uczyniła ich ciała na Ziemi niewidzialnymi, skoro nikt ich do tego czasu nie spostrzegł. Czy Eric wściekał się tylko z tego powodu?
Harper westchnęła
- Bo na przykład nie chcemy, by niespełna piętnaście minut od wydarzenia, nasi przeciwnicy dowiedzieli się o wszystkim. I tez mi cię miło widzieć Eriku, dawno się nie widzieliśmy. Weź głęboki wdech i siadaj. Chyba, że gdzieś się spieszysz - zaproponowała, bo nogi jej zadrżały i sama musiała wrócić na trawę. Zerknęła na Terrence’a, czy nie potrzebował jakiejś pomocy.
Jeżeli de Trafford wymagał opieki, to na pewno nie zamierzał ani słowem o tym wspomnieć. Mimo wszystko wydawał się w coraz lepszym stanie, choć… równie dobrze zaraz mogło mu się znowu pogorszyć. Nie znajdował się w zbyt stabilnym stanie. Sama Alice również trzymała się tylko trochę lepiej, o ile w ogóle.
- Spieszę się, oczywiście. Oczywiście, że się spieszę - Eric rzekł nerwowo. - IBPI chce już wylecieć z chłopcem i zwlekanie niepokoi ich. Nie dziwię się, to jakbyśmy nie chcieli dać im chłopca. Niestety to nie jest nasz jedyny problem - skrzywił się okropnie, zawieszając głos.
Harper wyraźnie musiała się strasznie namęczyć, by wytężyć pamięć…
- M… Abascal? - zapytała ostrożnie. spoglądała z dołu na McHartmana czekając na odpowiedź.
Eric przełknął ślinę.
- Nie żyje - rzekł głosem głuchym ze zmartwienia, troski i bólu.
Terrence powoli zwrócił twarz w stronę olbrzyma. Zupełnie zapomniał o własnym dyskomforcie. Jego oczy stopniowo rozszerzały się, kiedy wiadomość zaczęła docierać do jego świadomości. McHartman spojrzał poważnie na niego, po czym zwrócił oczy na Alice.
- Nie żyje - powtórzył ciszej.
Zamknął oczy. Jego powieki zacisnęły się z całych sił. Zupełnie tak, jak gdyby szakal również chciał znaleźć się gdzieś daleko. Uciec do innego wymiaru, tak jak przed chwilą Terry, Alice i Ismo.

Śpiewaczka otworzyła szeroko oczy. Przypomniała jej się ostatnia z nim rozmowa po konferencji. Oczy nabiegły jej łzami, kiedy po prostu nie wytrzymała. Zaczęła płakać, a potem zemdlała z przeciążenia emocji po tak krótkim czasie od powrotu między wymiarami. Zasłabła im na ziemię. Poczucie winy ją przygniotło.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline