Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 01:15   #438
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nad brzegiem rzeki

Kiedy otworzyła oczy, spodziewała się ujrzeć Erica, Terry’ego, może Isma lub innych Konsumentów. Tymczasem… tak się nie wydarzyło. Otoczył ją mrok. Cienisty całun, który opadł na nią nagle i niepostrzeżenie. Kształty i barwy tańczyło przed jej oczami, rozmywając się i blednąc. Wreszcie jednak wzrok wyostrzył się i Alice uświadomiła sobie… że znalazła się z powrotem w Tuoneli.

Była mokra. Uświadomiła sobie, że dopiero co została wyrzucona na brzeg rzeki wijącej się przez krainę umarłych. Poczuła piasek pod rękami. Nieprzyjemnie zgrzytał, raniąc jej skórę jakby każde poszczególne ziarenko było miniaturowym ostrzem skierowanym w jej stronę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=-XIRj_Iq3cw[/media]

Alice rozejrzała się i zaczela kręcić głowa
- Nie… Nie… Nie. Weź mnie stąd... Weź mnie stąd, słyszysz?! - wrzasnęła w niebo. Rozejrzała się, spoglądając czy znów była koło tego przeklętego wzgórza. Nie chciała się ruszyć znad rzeki, ale z drugiej strony, pamiętała, że widziała tu pożartą kobietę. Oddychała ciężko, aż w końcu odeszła nieco od brzegu.
Tak jak poprzednio, każde pojedyncze włokienko jej mięśni wiotczało przepełnione bólem, kiedy tylko nim poruszała. A jednak nie miała innego wyboru, jeżeli nie chciała przepaść na zawsze. Ruszyła do przodu, zaciskając zęby. Wnet uświadomiła sobie, że nie znajdowała się tu sama. Kilkanaście metrów przed nią znajdowała się zgarbiona sylwetka dziecka utkwionego w przysiadzie. Wyglądało na to, że chłopiec zdołał odczołgać się od rzeki, ignorując ból, jednak wtem poddał się mu i zastygł w bezruchu.
Harper widząc chłopca wzięła kilka głębszych wdechów i ruszyła w jego stronę.
- Nie możesz się zatrzymywać… Jeśli się zatrzymasz na zbyt długo, to miejsce cię pożre. Słyszysz? - powiedziała łapiąc ciężko oddechy. Podeszła do niego jak najbliżej mogła.
Nagle uświadomiła sobie, że coś nie gra. Sylwetka dziecka wydawała się nieco niestandardowa… zbyt długi tułów, zbyt krótkie nogi… aż zrozumiała. To nie chłopca widziała, lecz karła.
- Ja… chyba już jestem pożarty… - Fernando szepnął w odpowiedzi. Harper spostrzegła wilgoć kapiącą po jego policzkach i skroniach. Pocił się z wysiłku, jakim było przejście tych kilkunastu metrów. Płakał nad sobą i nad tym, co go spotkało.
Śpiewaczka zapowietrzyła się i upadła na kolana obok niego
- F… Fernando… Boże… - wysapała wiedząc już kogo widzi. Doskonale rozumiała, czemu cholerna Tuonetar zabrała ją tutaj. A jednak nie mogła powstrzymać bólu w klatce piersiowej. Alice czuła się winna jego śmierci
- Przepr-aszam - odezwała się załamującym głosem.
Abascal rozkaszlał się.
- To… w porządku - odpowiedział. - Wszystkich nas to czeka…
Obrócił twarz w stronę Alice i spróbował się uśmiechnąć. Jednak nie udało mu się to. Jego głowa była roztrzaskana. W czole ziała paskudna dziura wypełniona odłamkami kości, krwi, mózgu… Fernando jednak wydawał się jej nieświadomy. Być może było to jedno z nielicznych błogosławieństw, jakie niosła z sobą śmierć.
Alice nie mogła utrzymać spojrzenia na jego oczach, gdy dostrzegła pogruchotaną czaszkę. W końcu jednak przełknęła ciężko ślinę i pokręciła głową
- Mieliśmy… Mieliśmy uratować wszystko… Nie umierać… Cholera… - odezwała się z żalem. Było jej tak potwornie przykro. Przesunęła rękę, by oprzeć ją na ramieniu Abascala, jakby chciała go wesprzeć. Podeprzeć, by nie klęczał tak. By mu jakoś pomóc.
Harper spostrzegła, że jego stopy już zaczęły zapadać się. Rzeczywiście potrzebował jej wsparcia… i to jak najszybciej. Zanim brzeg Tuoneli pożre go tak, jak to wcześniej uczynił z milionami, a może miliardami zabłąkanych, straconych dusz.
- Nie - Fernando pokręcił głową. - Nie mogę się ruszać - rzekł, kiedy Alice próbowała go podeprzeć. - To… to boli - dodał zrezygnowany. Chyba wstydził się tego, że bał się cierpienia.
Harper podniosła się na równe nogi, mimo własnego bólu i obeszła go, stając przed nim i łapiąc go za ręce
- Wiem… Wiem że boli… To miejsce takie jest… Opowiadałam ci… No.. No chodź. Błagam. Nie daj się temu Fernando… - prosiła dalej próbując go wyciągnąć z piasku, mimo własnego bólu i łez, które ją oślepiały.
Choć z trudem, Abascal posłuchał ją. Jego krótkie nogi drżały przy każdym kolejnym kroku i kiedy wygrzebywał się z piasku. Następnie pokracznie i niepewnie ruszył do przodu. Każdy pojedynczy krok wydawał się ogromnym kamieniem milowym, którego pokonanie było prawdziwym wyzwaniem.
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytał z nadzieją, że Alice miała jakiś plan…
Harper była jednak boleśnie świadoma, że nie ma żadnego planu. Rozejrzała się z nadzieją, że zobaczy coś co powie jej gdzie mogłaby z nim faktycznie pójść. Wzgórze cierpień, na którego szczycie torturowano Joakima, spoglądało na nią z ironią.
- Na razie… Z dala od rzeki… - powiedziała z wyraźną trudnością w mowie. Ją też bolało, a jednak walczyła z tym.
Wnet opuścili piaski. Tym samym główne niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Fernando przyczaił się na skale. Rozejrzał się wokół, po jałowym pustkowiu. Na jego twarzy gościło ogromne zdziwienie, konsternacja, a także… lęk.
- Gdzie my jesteśmy? Jak tutaj trafiłem? - w jego oczach czaiło się niezrozumienie.
Zdawało się, że nie pamiętał o tym, że umarł.
Alice tymczasem wpatrywała się w górę, obserwowała szczyt Wzgórza ukryty we mgle
- To… Tuonela… - odpowiedziała krótko. Dopiero po dłuższej chwili zerknęła na Abascala
- Jesteśmy u podnóża wzgórza, na którym jest Jo… Joakim - dodała po krótkiej chwili zawahania.
- Tuonela? Ale czy to nie jest kraina umarłych? - Fernando zmarszczył brwi. - Czy to jakaś pułapka? Przecież… rozmawiałem przez telefon w biurze… i nagle… zacząłem topić się w tej rzece - mężczyzna spojrzał na ciągnącą się w oddali wstęgę, która w tej chwili przybrała barwę połyskującego, ciemnego onyksu. - Czy to jakiś czar? Dlaczego jesteś tu ze mną?
Karzeł miał tyle wątpliwości, tyle pytań… i nie czekała na niego ani jedna dobra nowina.
Harper obserwowała go usta jej zadrżały. Miała mu tak po prostu powiedzieć, że nie żyje? Zamiast tego, kolejne łzy popłynęły po jej policzkach. Spuściła głowę, po czym odwróciła ją na moment na bok. Przetarła twarz dłonią i wzięła wdech
- Jestem… Jestem tu… Bo ktoś się nade mną znęca… - odpowiedziała przyduszonym tonem.
- Nie możemy mu na to pozwolić - pokręcił głową, lekko krzywiąc się. - Znęcają się również nade mną. I nie mam pomysłu na to, w jaki sposób walczyć i pokrzyżować… - nagle Fernando zamilkł. Spojrzał na Alice, kompletnie zaskoczony. - Dlaczego płaczesz? - zapytał, poruszając się w jej stronę. Dotknął jej dłoni. - Spokojnie, wciąż nie wszystko stracone. Jeszcze nie przegraliśmy. Tak długo, jak żyjemy, nie zostaliśmy pokonani - rzekł, akcentując każde słowo z osobna, próbując rozbudzić w śpiewaczce morale.
Słowa Abascala tylko pogorszyły stan Alice. Nie ustała na nogach i gruchnęła przed kamieniem na którym obecnie przystanął. Zasłoniła twarz obiema dłońmi i zaczęła po prostu łkać ciężko.
- Przepraszam Cię… Tak bardzo cię przepraszam… - mówiła przez łzy, niemal niezrozumiale.
- Za co masz mnie przepraszać? Co się wydarzyło? - pytał Fernando.
Był bystrym człowiekiem. Jednak czasami nawet najmądrzejszym przez myśl nie przychodzi, że mogą umrzeć. Przykucnął i z wahaniem przytulił ją i pogłaskał po plecach, jakby była małym dzieckiem.
- Wszystko w porządku - zapewniał ją, powtarzając to kilkakrotnie.
Wtedy też Alice spostrzegła kobietę unoszącą się w rzece. Mimo że znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej, Harper wyraźnie widziała rysy jej twarzy. Były piękne i wyraziste. Miała na sobie suknię ciemniejszego, czerwonego odcieniu, będącego gdzieś na pograniczu brązu i różu. Jej faktura przypominała pomarszczony płatek zwiędniętego kwiatu. Obserwowała ich z zainteresowaniem i lekkim uśmiechem.


Alice pokręciła głową
- Nic… Nic nie jest w porządku… Fernando… Przeze… Przeze mnie Valkoinen… Oni wiedzieli gdzie jesteś - wysapała ciężko. Miała nadzieję, że Abascal zrozumie co próbowała mu powiedzieć. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Cała się trzęsła od ciężaru winy i bólu.
- No i pewnie też wiedzą, że jestem tutaj. Skoro to Tuonela. Dlatego musimy jak najszybciej wydostać się stąd. I wiem, że boli… ale miałaś rację tam na plaży. Trzeba ruszyć dalej - westchnął. - Cóż za okropne miejsce. Nie chciałbym tu zostać dłużej, niż to bezwględnie konieczne - rzekł, przerywając uścisk i wstając. - No dalej, może uda nam się pomóc Joakimowi nawet - ni to zapytał, ni oznajmił.
Harper miała wrażenie, że słowa Fernanda, które miałyby dodać jej otuchy, wbijały się w jej ciało jak ostrza. Gorsze niż ból, który sprawiało jej oddychanie tutejszym powietrzem, czy stąpanie po tutejszej ziemi. Abascal nie rozumiał. Najwyraźniej jego umysł nie akceptował takiej wizji. Alice powoli podniosła się. Spojrzała w stronę rzeki, gdzie wydawało jej się, że wcześniej kogoś widziała. To wcale nie było złudzenie. Kobieta wciąż czaiła się w tym samym miejscu. Wyglądało na to, że nigdzie jej się nie spieszyło.
- Jesli mnie z tobą zobaczy… Tylko znienawidzi mnie bardziej - powiedziała przyduszonym tonem, spoglądając po chwili dopiero na Fernanda.
Fernando roześmiał się.
- Czyżbym popełnił jakieś okropne faux pas, że źle jest być widywanym w mojej obecności? - spojrzał na nią z uśmiechem, który straszliwie kontrastował z dziurą w czole. - Jakiś niespodziewany ostracyzm względem mojej osoby? Bez przesady. Nie sądzę, żebym był aż taki niemodny - pokręcił głową. Rozejrzał się po otoczeniu. Chyba bardziej po to, aby nie spoglądać cały czas na Alice. Wtedy też dostrzegł rzeczną nimfę. - Zdaje się, że nie jesteśmy sami - rzekł ostrożniej. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
Śpiewaczka wzięła bardzo głęboki wdech
- Fernando… Muszę ci… Coś wyjaśnić… - powiedziała drżącym głosem.
- Dobrze - karzeł skinął głową, nie patrząc ani na Alice, ani na jej minę. - Ale nie teraz - dodał, wskazując palcem brzeg rzeki.
Kobieta wyszła na niego. Nagle, niespodziewanie i tak właściwie nie wiadomo kiedy. Szła powoli w ich stronę, zmysłowo kołysząc biodrami. Bez wątpienia nie odczuwała bólu. Co znaczyło… że nie była śmiertelnikiem.
- Uciekamy? - Fernando zapytał, nie mając pojęcia, czy to właściwe rozwiązanie.
Alice zawiesiła głos, po czym spojrzała na istotę, która wyszła z wody. Zacisnęła mocno pięści i zdecydowanie chciała ją udusić. Zabić. Krzyczeć na nią i utopić w wodzie, z której dopiero co wyszła.
Za ten przeklęty uśmiech.
Za fakt, że pochodziła z Tuoneli.
Usta śpiewaczki wykrzywił grymas wściekłości, kiedy w pierwszej chwili obróciła się w stronę kobiety i wyglądała, jakby miała zamiar kompletnie zignorować ból, popchnięta furią i adrenaliną. Jak zaszczute zwierzę. Zrobiła nawet pierwszy krok w jej stronę. Opanowała się jednak. Kim była? Teraz tylko marną duszą, zagubioną między wymiarami. Nie miała nawet żadnej broni. Straciła cały rezon. Jeśli chciała porozmawiać z Fernandem, a zasługiwał na to, musieli się stąd jak najprędzej wydostać dalej od tej istoty. Odwróciła się
- Musimy się stąd ruszyć. Chodź! - zarządziła, wyraźnie już przytomna i zaniepokojona o Abascala.

Pobiegli. Czy też raczej… spróbowali. Niestety ból był taki przytłaczający, że stać ich było co najwyżej na marsz. Ucieczka wydawała się niemożliwa, bezcelowa i jedynie przysparzająca cierpienia. Tymczasem nimfa zbliżała się. Kiedy znalazła się już tylko kilkanaście metrów za nimi, zawołała:
- Przepraszam!
Jej głos był dość wysoki i brzmiał bardzo młodo. Mógł należeć do małej dziewczynki i nie pasował do dojrzałej kobiety o pełnych i kuszących kształtach.
- Zawiodłam was!
Fernando nie zaprzestawał kolejnych kroków, których musiał wykonywać więcej od Alice, aby utrzymać to samo tempo. Spojrzał jednak na swoją towarzyszkę, kompletnie zdezorientowany słowami nieznajomej. Czyżby nie była ich wrogiem? A może to jakaś gra, lub pułapka?
Śpiewaczka zmarszczyła brwi. Nie zwalniała kroku, ale przechyliła głowę
- Jak się nazywasz?! - zażądała odpowiedzi. Jej głos był nadal trochę rozedrgany, ale próbowała wyraźnie zabrzmieć poważnie.

Piękna kobieta podążała za nimi. Bez najmniejszego trudu dogoniła ich. Jej brązowe, mokre włosy przykleiły się do policzków i szyi kobiety. Mimo to wciąż wyglądała rewelacyjnie. Pełne usta, różowe w tym samym odcieniu co suknia i powieki, uśmiechały się niepewnie.
- Mówią na mnie Tytti Tuonen - odpowiedziała. - Jestem przewodniczką po Tuoneli. Podczas podróży umarli spotykają mnie, a ja przenoszę ich przez rzekę. Jednak ostatnio nie dopełniałam moich obowiązków i ludzie topili się, a potem… - pokręciła głową.
Alice zwolniła odrobinę kroku i oparła dłoń na ramieniu Fernanda
- Dlaczego nie dopełniałaś swych obowiązków? Widziałam jak piaski nad rzeką pożarły kogoś na jej brzegu… Pracujesz… Służysz… Jesteś z władcami Tuoneli? - zapytała nieco podejrzliwie. Nie można jej się było jednak dziwić.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie.
- Ta rzeka to moje miejsce - odpowiedziała, tak właściwie ani nie poświadczając, ani nie zaprzeczając przynależności do bogów śmierci. - Opuszczając ją, skazałam tyle biednych dusz na zatracenie… - westchnęła. - Ale chyba było warto. Pocałował mnie - Tytti splotła ręce, jakby kompletnie zatraciła się w miłości. Spojrzała na Alice jak na najlepszą przyjaciółkę, choć kompletnie jej nie znała i uśmiechnęła się do niej.
Harper zmarszczyła lekko brwi
- Kto? Choć w sumie… To nie moja sprawa… Zapytałam, czy jesteś z władcami Tuoneli, czy jesteś innym, niezależnym bytem przebywającym tu. Widzisz, ja, Tuoni i Tuonetar mamy trochę na pieńku - odparła nadal nieco nieufnie. Zerknęła przelotnie na Abascala.
Mężczyzna wydawał się kompletnie zagubiony. Nie spodziewał się spotkać nikogo w rodzaju Tytti Tuonen. Z drugiej strony… nie spodziewał się również w ogóle znaleźć w Tuoneli.
- No, ja w sumie z nimi również niezbyt dogaduje się - rzekła. - Na szczęście ostatnio są jakby mniej obecni i mniej zajmują się sprawami krainy umarłych i nie dbają o jej utrzymanie. To pewnie brzmi przewrotnie, co mówię. Ale to dobrze. Bo odkąd nie patrzą na to, co robię, mogę wymykać się do mojego ukochanego Lempa - rzekła, wymawiając ostatnie słowo z namaszczeniem.
Śpiewaczka zastanawiała się chwilę
- Więc na czym dokładnie polega twoja… Praca? - zapytała ostrożnie. Jeśli Tytti Tuonen nie trzymała z władcami Tuoneli, co więcej zajmować się miała duszami to może… Może Alice mogła powierzyć jej Fernanda z myślą, że ten trafi w jakieś dobre miejsce i nie będzie tułał się po polach Tuoneli? Rudowłosa zatrzymała się w końcu i przyjrzała uważnie kobiecie.
- Przewożę przez rzekę, a potem prowadzę do miejsca spoczynku - odparła Tytti. - Jestem jedyną osobą w całej Tuoneli, która zajmuje się kontaktami z ludźmi - dodała. - Potrzebna jest do tego pewna charyzma - pokiwała głową, po czym odgarnęła mokre pasemko za ucho. Następnie zagryzła wargę i spojrzała na Fernanda. - Miło mi cię powitać w Tuoneli, Abascalu. Twoja cela, w której spędzisz resztę wieczności, została już przygotowana - uśmiechnęła się, jak gdyby była to miła wiadomość. Następnie spojrzała na Alice. - Ale kim jesteś ty? - zawiesiła głos. - Nie ma dla ciebie przyszykowanej izby w zaświatach… Czy to znaczy, że nie umarłaś? - zastanowiła się.
Harper wzięła głębszy wdech w obawie o to, że sens słów kobiety dotrze do Abascala, z niepokojem zerknęła na niego.
 
Ombrose jest offline