Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 01:19   #439
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pożegnanie Abascala

Alice widziała w zwolnionym tempie, jak oczy Fernanda powiększają się, a usta powoli rozwierają. Spoglądał na Tytti Tuonen kompletnie zaszokowany. Wnet jego mimika drgnęła, jak gdyby spróbował wziąć to za nieśmieszny żart i zaśmiać się… jednak nie potrafił. Podświadomość podszeptywała mu, że jednak… to wszystko prawda.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi w smutnej minie, po czym spuściła wzrok na ziemię i znów przeniosła na Tytti Tuonen
- Umarłam… Kilka dni temu, ale Tuonetar przytrzymuje mnie przy życiu po życiu… Co to u diabła znaczy cela? - zmieniła temat lekko zaniepokojonym tonem.
- Miejsce spoczynku - wyjaśniła Tytti.
Jeżeli miała coś powiedzieć, to niestety Fernando przerwał jej. Spoglądał na Harper. Cały drżał. Był blady jak ściana, oprócz policzków, które w jakiś niewyjaśniony sposób zaczerwieniły się. Brwi mężczyzny złożyły się w daszek podkreślajacy rozpacz promieniującą z oczu.
- W-wiedziałaś? - zająknął się.
Alice zatkało na moment. Powoli spojrzała na Fernanda. Była blada, a jej oczy nadal były zaczerwienione po poprzednim płaczu. Do tej pory Abascal powinien już zrozumieć wszystko. Czemu płakała widząc go, czemu ktoś ‘torturował ją’... Wszystkie odpowiedzi były na miejscu. Rudowłosa wzięła wdech
- Próbowałam… Ci powiedzieć… - powiedziała cicho. Skuliła ramiona i objęła się rękami, krzyżując je przed sobą, jakby bała się, że zaraz ją uderzy, albo że sama z siebie się rozpadnie.
Abascal spoglądał na nią pustym wzrokiem. Dopiero po chwili zalśniła w nim iskierka zrozumienia.
- To prawda - przyznał, opuszczając głowę. - Ale ja… byłem głuchy - mruknął. - I ślepy. Nie chciałem usłyszeć… ani zobaczyć… tego, co było takie… - zawiesił głos na moment - ...oczywiste.
Zabrzmiała chwila ciszy.
- A jednak… kiedy obudziłem się rano, wstałem, a potem zjadłem śniadanie przyszykowane przez ludzi z magazynu… wtedy jeszcze nie czułem, że moja śmierć to coś oczywistego - pokręcił głową. - Czy wtedy… była jeszcze dla mnie nadzieja? - podniósł wzrok i utkwił go w Alice. Był taki smutny. - Czy już wtedy byłem skazany…?
Następnie odwrócił wzrok i machnął ręką. Był to rozpaczliwy, gwałtowny gest.
Alice pokręciła głową
- Nie… Nie… To moja wina. Gdybym była bardziej uważna… Gdybym po naszej rozmowie w sali konferencyjnej pomyślała, zamiast dać się ponieść emocjom… To moja wina, nie byłeś na to skazany. A może… - Harper zawiesiła głos na moment
- A może wszyscy którzy mnie poznają i których lubię natychmiast są na to skazani? Naprawdę… Naprawdę nie chcę, żeby ktokolwiek jeszcze ginął z mojej winy… Czemu to się musi przytrafiać wam wszystkim?! - umysł śpiewaczki zdawał się być mocno popękany tym wszystkim, bo aż podniosła ton głosu, jakby wymagała od świata odpowiedzi, która zapewne i tak nie nadejdzie. Nie było z nią za dobrze. Na krótką chwilę zapomniała nawet o obecności drugiej kobiety. Potrzebowała usiąść, więc po prostu usiadła na ziemi i łapała płytkie, niespokojne oddechy. Powietrze Tuoneli nie było tu tak bolesne jak na wzgórzu, a jednak, Alice miała wrażenie, że się dusi.

Fernando nie miał na to słów. Zwalił się z nóg, przygiął kolana i objął je dłońmi.
Natomiast Tytti westchnęła i pokręciła głową.
- Śmierć to trudna rzecz - zaczęła. - Coś nowego i obcego. Wszyscy, których spotykam, muszą zmierzyć się z tym trudnym faktem, że opuścili znany im świat. Jednak nie ma wyjątku. Odchodzą starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, bogaci i biedni… śmierć czeka wszystkich - rzekła. - I choć zapewne nie uwierzycie mi, nie jest taka straszna. Zdecydowana większość umarłych nie pamięta traumy związanej z odejściem. Wypadku, ciosu, choroby… ich umysł jest nieskalany przeżytą grozą. Na dodatek zachowują swoją osobowość, zdolność myślenia, ego, pragnienia, radości, miłości... - dodała. - Tutaj wcale nie jest tak źle. W podziemiach można odpocząć w oddaleniu od wszystkich ludzkich zmartwień. Zawsze tłumaczę, że to nasza osobista decyzja, czy będziemy rozpaczać z powodu śmierci, czy może ją zaakceptujemy i ruszymy naprzód - przykucnęła i pogładziła Abascala po ramieniu, uśmiechając się do niego łagodnie. - Nie musisz obawiać się bólu. Występuje on jedynie na powierzchni Tuoneli, to bariera ochronna przed żyjącymi i innymi intruzami. W podziemiach kryje się tylko słodkie zapomnienie - obiecała. - Zero nerwów, stresu, łez, żali… to ogromne błogosławieństwo.
Harper zerknęła na Fernanda
- Słyszysz? Czyli jednak nie jest tu tak źle… Jeśli z nią pójdziesz, odpoczniesz od tego wszystkiego. Tam nie ma walki - powiedziała i próbowała pocieszyć się faktem, że Abascala czekało coś lepszego niż ją. Zerknęła na Tytti
- Możesz sprzeciwiać się woli władców Tuoneli? - zapytała ostrożnie.
Kobieta spojrzała na nią zaintrygowana pytaniem.
- A chciałabym? Z jakiegoś konkretnego powodu, który mi przedstawisz? - zapytała z delikatnym uśmiechem. - Odpowiedź brzmi… tak i nie. Oni są władcami królestwa, w którym pracuję. Jednak nie jestem niewolnicą, nie w sensie dosłownym. Kiedy nie patrzą i nie rozkażą mi czynić wedle ich woli, mogę kroczyć w tym kierunku, w którym zechcę - wyjaśniła.

Abascal tymczasem pokręcił głową.
- Ja wcale nie chcę odpoczywać. Nie chcę, żeby moja walka skończyła się. Miałem jeszcze tyle do zrobienia… - zaczął głośno oddychać przez nozdrza. Łzy nagle i niespodziewanie pociekły z jego oczu. - Nie mówię o wielkich rzeczach… Tylko takich małych, drobnych… - pochylił się. - Które przekładałem na przyszłość… na czas, który nadejdzie… na czas, który nie nadszedł… ale teraz? Teraz już jestem poza… poza… - pokręcił głową. - To nie jest błogosławieństwo. Błogosławieństwem byłoby, gdybym po śmierci przestał istnieć. Zachowanie świadomości to tylko i wyłącznie okrucieństwo…


Śpiewaczka nie odpowiedziała jednak na słowa Tytti. Znów spojrzała na Abascala. Co byłoby dla niego lepszym? Rzeczywiście zniknąć, czy pozostać tu? Tytti na pewno miała na to jakieś rady, w końcu z różnymi osobami przez tysiąclecia musiała sobie radzić nad tą rzeką. Czekała więc, aż kobieta zaradzi coś najpierw w temacie Fernanda. Uznała, że dopiero potem będzie czas na jej prośby. Czuła się taka wycieńczona.

- To zrozumiałe - Tytti spojrzała na Abascala. - Jednak po zejściu w podziemia to przestanie się liczyć - uśmiechnęła się do niego raz jeszcze. - Wszystko przestanie się liczyć, jeżeli tylko tego zapragniesz. Tylko od ciebie zależy, czy… zależy ci na tych wszystkich małych, drobnych rzeczach, które miały nadejść - zacytowała go. - Przekonasz się, że teraz nadszedł ten lepszy fragment twojego istnienia. Ci wszyscy ludzie, którzy chcieliby wyrządzić ci krzywdę na ziemi… tutaj cię nie dosięgną. Stałeś się nieśmiertelny - dodała, próbując wpłynąć na Fernanda i przekonać go.

I rzeczywiście, Abascal uspokoił się. Nie wyglądał na kompletnie przekonanego, jednak potok słów Tytti chyba zdołał zagłuszyć strumień jego trosk.
Harper natomiast ostrożnie zdołała podnieść się z ziemi. Otrzepała ponownie kolana z drobnego piasku i ponownie spojrzała na wzgórze. Czy powinna tam znowu pójść? Czy w ogóle miała prawo? Wahała się co z tym zrobić. Czuła się źle. Może w ogóle nie zdoła dotrzeć na sam szczyt tym przeklętym razem? Była dużo słabsza niż wtedy... Spojrzała znów na Tytti i Fernanda. Milczała, nie chcąc przerywać pracy kobiecie. Obawiała się, że jeżeli przypomni Abascalowi o swojej obecności obok, ten znów się zawaha.

Fernando jednak nie zapomniał o Alice.
- Chyba… czas się pożegnać - rzekł, uśmiechając się smutno. - Mogę powiedzieć ci najróżniejsze złe rzeczy i obelgi, a nawet nie będziesz w stanie się na mnie pogniewać… w końcu jestem nie dość, że karłem, to jeszcze biednym i zmarłym - spróbował zażartować z siebie i sytuacji.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Masz całkowite prawo nienawidzić mnie. Nie patrzę na ciebie przez pryzmat twoich wad Fernando. Tylko jak na człowieka - powiedziała cicho. Jakimś cudem udało jej się powstrzymać od kolejnych łez
- Mam tylko nadzieję, że naprawdę, będzie ci lepiej - dodała jeszcze ciszej.
Abascal zmarszczył brwi.
- Nienawidzić cię? Co? Dlaczego…? - zapytał, po czym przypomniał sobie jej wcześniejsze słowa. - Nie, to nie twoja wina - żachnął się. - Ktoś tak stary i podobno doświadczony, jak ja powinien sam zatroszczyć się o siebie i być przygotowany na wszystko. Kiedy tylko wszedłem do tego budynku… już wtedy należało mieć rozpatrzone wszystkie scenariusze, w których potencjalnie mogłem skończyć martwy. Jednak tego nie zrobiłem, nie pomyślałem, moja wina… jeżeli w ogóle można mówić o winie. Czasami… czasami złe rzeczy po prostu zdarzają się - westchnął.
Tytti skinęła głową i uśmiechnęła się, zadowolona ze słów Abascala. Rzeczywiście, zdawało się, że karzeł powoli wchodził na ścieżkę akceptacji.
Harper próbowała zaakceptować jego słowa. Może i on się z nimi zgadzał, ale nie ona. Ona nie umiała sobie wybaczyć. Obwiniała się. Powoli przeniosła wzrok na Tytti
- Twoim zadaniem będzie teraz zabrać go? - zapytała, chcąc dowiedzieć się, co się stanie za chwile.
- Jeżeli już pożegnaliście się… - ni to zapytała, ni oznajmiła.
Abascal spojrzał na Alice, uśmiechając się niepewnie.
- Z chęcią zapaliłbym moje ostatnie cygaro… Pamiętasz markę moich ulubionych? - zapytał ją.
Alice zerknęła na niego ponownie
- W końcu poleciłam Kaverinowi by było to w pewnym sensie hasłem rozpoznawczym, czyż nie? - zauważyła. Zmarszczyła brwi ze smutną miną.
- Miałbym do ciebie prośbę… jeżeli to wszystko zakończy się pozytywnie i znajdziesz trochę czasu… zrobiłabyś coś dla mnie?
Śpiewaczka podeszła krok bliżej i przyklęknęła obok niego
- Słucham… - powiedziała, dając tonem znać, że zrobi cokolwiek, o co ją poprosi, bo szanuje go i jest mu to winna.
- Drewniana szkatułka, w której przechowuję cygara… jest prezentem od kogoś bardzo mi bliskiego - rzekł, uciekając wzrokiem. Jakby wstydził się, że posiada jakieś uczucia względem innych ludzi. - Chciałbym, żebyś oddała ją kobiecie o nazwisku Amalia Blanco. Znajdziesz jej namiary w moim notesie, który mam zawsze przy sobie. I powiedz jej… - wstrzymał oddech - ...że nigdy jej nie kochałem. I żeby na mnie nie czekała - zazgrzytał zębami, a jego oczy znowu zalśniły. - Tylko nie wspominaj o tym, że nie żyję…
Alice kiwnęła powoli głową
- Gdzie znajdę szkatułkę? - powiedziała tylko, przyjmując jego zadanie. Rozumiała doskonale, czemu to kazał jej powiedzieć. Zakładał na nią ciężkie brzemię, ale była gotowa je przyjąć.
- Zapytaj ludzi w magazynie. Nie zdołałem się jeszcze rozpakować po zmianie centrum dowodzenia. Powinni wydać ci moją walizkę z rzeczami osobistymi. Jeżeli znalazłabyś w niej coś użytecznego dla siebie, to możesz wziąć… choć chyba nie znajdziesz tam zbyt wielu takich rzeczy. Może złoty zegarek ci się spodoba… - mruknął. - To chyba jedyny sposób, w jaki mogę być przydatny po śmierci.
Harper zmarszczyła brwi
- Nie pogniewasz się jeśli… Jeśli podwędzę ci cygaro, lub dwa? - zapytała ostrożnie. Znowu była gdzieś na granicy płaczu, ale blado się uśmiechnęła.
Fernando zrobił minę, jak gdyby zastanawiał się nad odpowiedzią. Podniósł rękę z wyciągniętym palcem do góry.
- Teraz to chyba poszłaś o krok za dal…
Jednak przerwał. Jego wzrok skierował się za Alice. Cały pobladł, a na jego twarzy wykwitła ogromna trwoga i przerażeni. Lekko rozdziawił usta.
Śpiewaczka nawet lekko się rozluźniła, ale widząc jego minę, znów cała się spięła. Obróciła głowę, by spojrzeć za siebie i w górę, gdzieś w okolicę twarzy potencjalnej osoby, jeśli to właśnie osoba tam stała.


Witaj, Alice, Tuonetar rzekła, przybliżając się. Witaj, Fernando, zwróciła się do karła, który wnet zaczął odzyskiwać odwagę po chwili początkowego szoku. Witaj Tytti, moja droga, dodała na sam koniec. Kobieta w odpowiedzi dygnęła niczym wyszkolona księżniczka i pochyliła głowę, chcąc uhonorować panią Tuoneli.

Tym razem Tuonetar była sama. Nie towarzyszyły jej córki. Przechadzała się dumnym, kuszącym krokiem kogoś, do kogo należy ziemia, po której stąpa. Po przywitaniu się zamilkła, kierując się bliżej trójki zebranych.
Śpiewaczka wstrzymywała oddech do tej pory. Momentalnie odwróciła głowę i spojrzała na Fernanda. Podniosła się na równe nogi i zerknęła na Tytti
- Weź go stąd, proszę - powiedziała zduszonym głosem. Cofnęła się o krok od Abascala, po czym odwróciła przodem do Tuonetar. Czuła niepokój i zdenerwowanie. Jednak nie była zła. Teraz to było bliższe strachowi, niż woli walki
- Dawno się nie widziałyśmy… - przemówiła, próbując zachować rezon.

I dawno się nie słyszałyśmy. Jak dużo zmieniło się od tego czasu, nieprawdaż?, usta Tuonetar drgnęła, jakby na podobieństwo uśmiechu. Niegdyś nie przyszłoby ci do głowy rozkazywać moim służebnym. Jednak co moje, to twoje. Czy nie tak, Alice?

Tytti spojrzała z boleścią na Harper. Nie mogła sprzeciwić się Tuonetar w obecności bogini. Bez wątpienia było jej z tego powodu przykro… lecz to niczego nie zmieniało. W niczym nie pomagało.
Alice zacisnęła dłonie w pięści, po czym rozluźniła je
- W takim razie proszę, pozwól im odejść. W końcu to twoje królestwo… - przemówiła, czując suchość w gardle.
- I sobie porozmawiamy, jeśli tego chcesz - zaproponowała.

Tuonetar rozłożyła ręce.

Przez tych kilka ostatnich godzin czułam się taka samotna… i wreszcie nadażyła się okazja, żebym mogła porozmawiać z kilkoma interesującymi osobami. A ty chcesz, żebym pozwoliła im odejść? No cóż… skoro tak ma być… Tytti, czy chcesz odejść?, Tuonetar zapytała wyjątkowym tonem głosu. Był tak słodki, że aż przerażający.

Dziewczyna drgnęła, kiedy bogini zwróciła się bezpośrednio do niej.
- N-nie chcę - odpowiedziała przestraszona.

A ty, niski mężczyzno? Chciałbyś nas opuścić i ruszyć w wieczną wędrówkę bólu po nieskończonych równinach Tuoneli?, Tuonetar spojrzał w dal i wyciągnęła ku niej rękę, jakby chciała nią objąć horyzont.

Fernando nic nie odpowiedział.
Tuonetar spojrzała na Alice. Tak przynajmniej wydawało się, bo oczy bogini pozostawały przykryte maską… o ile w ogóle istniały.

Pozwoliłam im odejść, a jednak nie chcą. Cóż za wstyd...

Teraz dopiero ponownie Alice poczuła złość. Zagrzebaną w bólu i żalu, poczuła ją bardzo wyraźnie. Miała ochotę uderzyć władczynię Tuoneli. Zmarszczyła jednak tylko brwi i spróbowała się opanować. Jeśli nie będzie grała wedle rozdania Tuonetar, okropny los czeka Abascala. Rozumiała doskonale co Tuonetar robiła. Brała go za zakładnika. Mięśnie ramion Alice spięły, się po czym rozluźniły, gdy poddała się.
- No to… No to porozmawiajmy, jeśli tego sobie życzysz… - powiedziała poddańczo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline