Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 01:23   #441
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Zmartwychwstanie Surmy

Tuonetar roześmiała się

Skoro tak uważasz… zapewne masz rację. W każdym razie życzę ci, aby nie miało to żadnego znaczenia, czyjej woli spróbujesz sprzeciwić się, niszcząc tę koronę.

Tuonetar przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad czymś przez dłuższy moment. Kiedy już doszła do swoich wniosków, założyła o siebie ręce.

Czy to już czas?, zapytała. Zwróciła się w stronę Fernanda. Czy chciałbyś być świadkiem pewnego wspaniałego wydarzenia, które zostało zaplanowane na tę właśnie godzinę?, zapytała jakby od niechcenia.

Fernando nie był pewien, czy grać zgodnie z dyktandem Tuonetar… czy też może odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że wolałby nie wiedzieć, co takiego przyszykowała bogini śmierci.
- Jeżeli bogini uważa, że powinienem znaleźć się na widowni, to z chęcią tam właśnie pojawię się - rzekł, ważąc każde słowo.

A ty, Alice? Będziesz nam towarzyszyć?

Harper milczała chwilę
- W końcu nie mogę pogardzić twoją gościnnością, skoro to takie ważne wydarzenie - odparła siląc się na zachowanie spokoju. Miała złe przeczucia.

Tuonetar wyciągnęła przed siebie obie dłonie, po czym zaklasnęła nimi.

Tak więc… niech się stanie

Wnet wokół czwórki zebranych istot podniosła się mgła. Była gęsta, mleczna i kompletnie nieprzenikniona. Zdawałoby się, że Tuonela wokół znikła i znaleźli się w kompletnie innym wymiarze, gdyby nie twarda skała pod ich stopami. Ta przypominała, że niestety nie opuścili krainy umarłych. Szkliste opary zaczęły wirować wokół nich, aż wreszcie pojawiły się w nich kolory. Powstały nagle i niespodziewanie, jak gdyby ktoś nagle wrzucił paletę farb do sadzawki. Powstawały kształty… aż wnet oczom zebranych ukazał się las. Wysokie drzewa, rozłożyste krzaki, ale także… popioły i poczerniałe, zwęglone kłody. Dalej Alice rozpoznała zarys Jeziora Bodom. Tuonetar ukazywała im Oittaa.

Śpiewaczka zmarszczyła brwi i rozejrzała się. Wiedziała co za miejsce obserwowali. Zastanawiało ją czemu. Wodziła wzrokiem po wypalonym terenie. Szukała jakichś odpowiedzi.

Wnet obraz przybliżył się i zaczął wodzić wśród drzew. Aż Alice spostrzegła czterech mężczyzn. Byli potężnie zbudowani i instynkt podpowiadał jej, że są członkami Valkoinen. Obok nich natomiast znajdował się związany mężczyzna. Harper nie mogła rozpoznać jego twarzy, mgła rysowała ją zbyt niewyraźnie. Jednak odniosła wrażenie, że już wcześniej widziała ją, choć raczej pobieżnie. Jeden z mężczyzn podniósł broń i wycelował nią w czoło jeńca. Pozostała trójka prędko opuściła kadr.

Alice obserwowała wydarzenie i zdawało jej się dziwnie znajome. Tak jakby już gdzieś coś takiego widziała. Zmarszczyła brwi
- Czy oni zabiją kolejną niewinną osobę, dla waszych celów? - zapytała, spoglądając na Tuonetar. Zaraz jednak ponownie spojrzała na przetrzymywanego mężczyznę. Chciała lepiej zobaczyć kto to.

Tytti… czy wspominałaś może, że w śmierci nie ma nic złego?, Tuonetar zapytała słodko.

- Tak jest, o pani - odpowiedziała dziewczyna.

Dobrze, bogini skinęła głową. Cieszę się.

Obraz nagle wyostrzył się.
Jelle Fortuyn płakał.
Jednak jego łzy przestały płynąć, kiedy członek Valkoinen pociągnął za spust.
Harper otworzyła szerzej oczy, rozpoznając młodszego brata Emerensa. Wciągnęła głośno powietrze do płuc i zasłoniła dłońmi usta.

Wybuchły płomienie żaru. Alice nigdy nie widziała czerwieni tak intensywnej. Jej długie, wijące się języki wystrzeliły prosto do nieba, którego niebieski kolor mocno kontrastował. Nieliczna okoliczna zieleń zniknęła pod naporem czystej destrukcji. Ogień zaczął panoszyć się, rozprzestrzeniać na całą okolicę. Pierwotny żywioł, zawierający w sobie obietnicę ostatecznego, kompletnego zniszczenia. Trwał przez wieczność, a może sekundę? Jego gwałtowność, siła, werwa, jaskrawość… aż ciężko było uwierzyć, że rzecz tak żywa mogła odbierać życie. I właśnie to zrobiła. A może tylko spróbowała?

Płomienie zaczęły rozrzedzać się, ukazując czarnego, ogromnego ogara. Tego samego, który spędzał sen z powiek nie tylko Alice, nie tylko członkom Kościoła Konsumentów, nie tylko IBPI… Odrodził się niczym feniks z popiołów. Surma spięła się, po czym wydała doniosły ryk. Rozwarła paszczę, ukazując rząd białych, ostrych zębów, ostrych niczym sztylety. Wyciągnęła język, a wraz z nim strumień pożogi. Czerwona błyskawica inferna przecięła przestrzeń, spopieliła powietrze. Czarny swąd dymu był wyczuwalny nawet w Tuoneli.

Alice trzęsła się, kiedy łzy stanęły jej w oczach i pociekły po policzkach. Zaciskała dłonie tak mocno, że nawet nie zauważyła kiedy paznokciami przebiła skórę w ich wnętrzu
- Ty… Ty… - wydyszała zwracając się do Tuonetar i ewidentnie chcąc znaleźć odpowiedni na nią epitet, którego jej brakowało. Była na jakimś bardzo niebezpiecznym skraju. Na skraju, z którego drobny krok wystarczył, by rzuciła się na boginię nie patrząc już z kim się mierzy.
Tuonetar w międzyczasie stanęła za Fernandem i delikatnie oparła na nim swoje dłonie.

Co ja?, zapytała łagodnie i uprzejmie.

Alice miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zamknęła oczy, chcąc się uspokoić. Widać było jednak jak na dłoni, że szło jej to tak cholernie ciężko, że potrzebowała kilku sekund na wyduszenie z siebie słów
- Bardzo uprzejme z twojej strony, że informujesz nas o powrocie Surmy. Nie śmiem zachować takiej pozytywnej informacji tylko dla siebie - odrzekła wymuszenie spokojnie. Nadal jej ręce drżały, ale przestała już ronić łzy złości. Powoli otworzyła oczy, spoglądając na Tuonetar pusto.

Bogini spojrzała na nią, zdawałoby się, uważnie.

To rozsądne z twojej strony. Powinnaś poinformować wszystkich. Każdą osobę, którą znasz. Niech strach, trwoga i przerażenie niosą się niczym zaraza. Groza zawita w sercu twoich drogich przyjaciół i odwrócą się od ciebie. Każda pojedyncza osoba, którą znasz nie jest w stanie równać się z Surmą. Pokonałaś ją tylko dlatego, bo byliśmy nieostrożni. Ale to się nie powtórzy. Jelle Fortuyn nie będzie pozostawiony w przypadkowym miejscu. Nie zdołasz nawet otrzeć piany kapiącej z jego niemo rozwartych ust. Teraz rozpoznasz go jedynie po postaci piekła, które sprowadzę na wszelki opór, który tylko pojawi się przede mną. Nie śmiej milczeć o tym, co tutaj zobaczyłaś. Poinformuj wszystkich twoich przyjaciół, że Fernando na nich czeka, mówiła. Na sam koniec jej słów pogłaskała karła po głowie. Abascal natomiast spoglądał przytomnie na Alice. Jego oczy były nad wyraz spokojne i skoncentrowane.

“Nie daj się sprowokować”, zdawały się mówić.
Alice oddychała płytko i miała nadal bardzo mocno zaciśnięte pięści. Palce i wnętrza dłoni jej zdrętwiały z bólu, który zadawała sobie sama, by się skoncentrować na tu i teraz. Obserwowała Tuonetar, jednak na chwilę spojrzała na Abascala. Wiedziała, że nie może dać się sprowokować.
- Jak sobie… życzysz - powiedziała powoli. Przesuwając wzrok, znów na boginię. Nadal był pusty. Alice chciała móc zadać jej taki sam ból. Chciała poznać miejsce, gdzie uderzyć tego potwora by i jego zabolało tak mocno, jak ją przez te wszystkie dni. Miała powinności, a jednak żądza zemsty chwilowo pulsowała w jej skroniach intensywnym echem.

Kochanie… powiedz mi proszę… czy w ogóle kiwnęłaś palcem, aby uratować tych chłopaków?, zapytała Tuonetar. Następnie zachichotała. Sam fakt, że muszę o to pytać..., pokręciła głową w wielkim rozbawieniu.

Śpiewaczka przechyliła głowę, próbując odsunąć od siebie własną złość. Potrzebowała ostygnąć, bo inaczej rzuci się na nią za to wszystko. A tego dokładnie chciała Tuonetar. Znów zamknęła oczy i po chwili ponownie je otworzyła
- Nie. Nie zrobiłam nic. Faktycznie. Skazałam ich na to. Jaspera też macie? - zapytała spokojnie.

A dlaczego mielibyśmy pochwycić tylko jednego z braci?, Tuonetar zachowywała się tak, jak gdyby Alice zadała bardzo głupie pytanie. Jeżeli cokolwiek złego uda wam się uczynić względem obecnej Surmy… to ucierpi na tym tylko i wyłącznie Jasper. Biedni chłopcy… tyle płaczu, lęku i błagań. Czy znasz może jakiegoś Emerensa? Jelle nawoływał go w trakcie snu. Bo był moment, kiedy z wyczerpania zasłabł. Prosił starszego brata o to, żeby go uratował. Jednak Emerens nie zrobił nic. To znaczy… poprosił ciebie o pomoc. Czyli, jak już powiedziałam, nie zrobił nic.

Alice walczyła sama ze sobą. Powoli spojrzała na ziemię, a potem w górę na Tuonetar
- A co u Joakima? Nadal go odwiedzasz? - zmieniła temat. Wolała już to, niż rozmowę o braciach Rensa. Ból zadawany przez myśli o Dahlu był inny i już się niemal do niego przyzwyczaiła.

Oczywiście. Rozmawiałam z nim po twojej ostatniej wizycie. Prosił mnie o to, żebym go już nie torturowała. Wtedy wyjaśniłam mu, że to naprawdę byłaś ty. Tym razem nie przyjęłam twojego wizerunku. On natomiast odpowiedział, że był tego w pełni świadomy. I że ponawia prośbę, żebym nie torturowała go tak dotkliwie, wysyłając cię do niego. Szczerze mówiąc… wolałabym, aby wasze relacje były lepsze. Wierzę w sympatyczne powiązania pomiędzy obiektami. Nie chciałabym, aby tkwiła nienawiść pomiędzy waszymi ciałami. Bo kiedy przejmiemy je z Tuonim… to mogłoby jakoś naruszyć nasze własne relacje?, Tuonetar zastanowiła się. Ale chyba jednak nie potrafilibyśmy nienawidzić się aż tak dotkliwie, skinęła sobie głową.

Alice ucieszyła się, bo to podziałało. Znajomy, zimny ból ukłuć ostudził ognistą nienawiść w jej duszy
- Czyli postanowiłaś okazać mu łaskę. To miłe z twojej strony - powiedziała spokojnie, niemal bezbarwnie. Rozluźniała powoli palce dłoni, czerwone od własnej krwi.

Tuonetar zadrgała.

Alice… czy ty właśnie próbujesz uszkodzić moje ciało?, zapytała. Wiesz, jak bardzo to jest nieuprzejme? Powinnaś pomyśleć o tym, że inni będą je użytkować po twoim odejściu, dotknęła dłonią swojej piersi, jak gdyby Alice na moment zapomniała, kim są ci “inni”. Ale zapewne ty jesteś jedną z tych osób, które demolują mieszkanie tuż przed oddaniem go na sprzedaż. Korzystając z ziemskiej, przyziemnej metafory, która powinna być dla ciebie zrozumiała.

Harper zmrużyła oczy
- Jak na razie twoje pijawki wyjątkowo szybko mnie leczą. Ale i na to mam pewien pomysł awaryjny. Nie martw się. Twoje przyszłe mieszkanie będzie tak zdemolowane, jak tylko się da. Będziesz mogła zrobić remont po swojemu - powiedziała nadal spokojnie. Wzięła wdech i wypuściła powietrze już rozluźniona.
- Czy są jeszcze jakieś wątpliwości, które chciałabyś, bym rozwiała? - zapytała obojętnie i bez lęków. Obojętność. Owładnęła ją po takiej dawce bólu. Rudowłosa była przeładowana do stopnia odrętwienia emocjonalnego.

Tuonetar spojrzała uważnie na Alice, już kolejny raz.

Przepraszam cię… to nie było w porządku z mojej strony. Próbowałam wyprowadzić cię z równowagi. Dałam się ponieść emocjom… jak nieładnie z mojej strony. Czy wybaczysz mi te drobne mankamenty mojego charakteru? Przysięgam, uaktywniają się jedynie w twojej obecności. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje...

Harper przechyliła głowę
- Nie szkodzi. To bardzo ludzkie z twojej boskiej strony. Dawać ponosić się emocjom z czystej zazdrości Tuonetar - powiedziała nadal spokojnym tonem.

To rzeczywiście zazdrość. Ale wiesz, kiedy nadejdzie prawdziwie boski moment? Kiedy wypełnię swój cel i obiekt mojego pragnienia odda mi to, czego potrzebuję. Powiedz mi proszę… bo to mnie zastanawia. Przyjmij hipotetyczną sytuację, że rzeczywiście uda mi się urzeczywistnić mój plan. Wolałabyś, żebym wtedy poczuła rozkosz, zgodnie z moimi obecnymi oczekiwaniami? Czy może raczej, żebym poczuła rozczarowanie nowym stanem i twoje poświęcenie poszło kompletnie na nic? Było wysiłkiem nieprzynoszącym nikomu korzyści, nawet mnie?

Alice uśmiechnęła się
- Tuonetar, ja wiem, że poczujesz rozczarowanie. Bo stając się ludźmi, przyjmiecie ich cechy, a jedną z najważniejszych cech każdego człowieka jest poszukiwanie ‘czegoś więcej’. Widzisz, ludziom ciągle jest ‘za mało’. Są nienasyceni. Łakną tego, co jest dalej. Niektórzy potrafią to ignorować, a niektórzy zatracają się. Skąd bogowie mogliby wiedzieć jak sobie z tym radzić, skoro nigdy nie byli ludźmi? Mieliście cały czas świata, ale nie poznaliście nigdy tak gwałtownej palety emocji jak ludzkie odczucia. Spodziewam się, że jeśli… Hipotetycznie... Uda wam się osiągnąć swój cel. Moje poświęcenie może i pójdzie na marne. Ale zostawiając mnie na wzgórzu cierpień, w końcu przyjdziesz do mnie, szukać wyjaśnień. Bo kto inny odpowie ci lepiej na takie tematy, jak nie mieszkaniec ciała, które tak bardzo pragniesz? - powiedziała spokojnie. Nie straszyła jej. Mówiła wyłącznie prawdę. Zdradziła przed boginią to, do jakich myśli już doszła po tym wszystkim co Tuonetar jej uczyniła. Alice miała swoją mroczną stronę i ta właśnie zaczynała nabierać kształt. Nie liczyło się nawet to, że musiał to zobaczyć i Abascal. Teraz Harper była swego rodzaju potworem.

 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline