Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2018, 01:29   #443
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Przemowa Dubhe

Palce śpiewaczki znów zaczynały drętwieć, gdy ciepła krew powolutku po nich spływała
- Nie każę wam brać broni i atakować. Chcę tylko, byście pojęli, że jeśli nie ogarniemy jutra, nie będzie więcej zabawy i imprezowania. Bo nic nie będzie takie, jakim tego pragniecie. Ktoś przyporządkuje sobie wszystko pod swoje prywatne dyktando i wprowadzi swój prywatny reżim. A jeśli komukolwiek z was nie zależy na jutrze, czy życiu, to jaki sens ma wola zabawy i przyjemności? Rozumiecie? czasem każdy musi zrobić coś, by zawalczyć, czy chociaż obronić to na czym mu zależy. Każecie mi się prosić? Nie będę was zastraszać, nie jestem potworem. Oczekuję jednak, że i wy nimi nie jesteście, choć wszyscy próbują wam wmówić, że jest inaczej ze względu na to jacy jesteście - powiedziała szukając porozumienia. Wiedziała doskonale jak patrzy się na Konsumentów i miała nadzieję, że oni też to rozumieli.
Alice wzięła powolny wdech i przymknęła oczy. Marszcząc brwi, choć wiedziała że to jej szkodzi, chciała poczuć się bardziej Dubhe niż sobą. Skoro była dla nich tylko nią. Chciała, żeby to właśnie ją zobaczyli. Szukała tego ciepła wewnątrz siebie. Powoli zaciskała i rozwierała palce dłoni, by w końcu ponownie otworzyć oczy. Wiedziała jakie odczucie łapać, gdy konsumowała. Wiedziała jakie by szukać fluxu na mapie. Teraz chciała je sobie na moment zapożyczyć, tylko po to, by im pokazać z kim do cholery rozmawiają.

Chyba Tuonetar nie kłamała, wspominając o wzmocnieniu Dubhe. Alice z łatwością wtopiła się w strumień mocy gwiazdy. Odniosła wrażenie, że jej kości stopiły się w czystą, pulsującą energią magmę. Ciepło rozlewało się na okoliczne tkanki, wprowadzając w stan przyjemnego odrętwienia. Jej włosy zalśniły, podnosząc się. Również stopy zapomniały o grawitacji. Harper zaczęła lewitować. Świetlista postać pośrodku tłumu. Niedaleko innej gwiazdy, której blask zgasł.

Konsumenci wstrzymali oddech. Wszelkie odgłosy przycichły. W skrzydle szpitalnym zrobiło się cicho. Docierały tu jedynie odgłosy z pozostałych części magazynu, jednak nawet one wydawały się przytłumione. Nieskończona ilość par oczu pozostała utkwiona w Alice, kompletnie zapominając o wszystkim innym.

Harper przyglądała się zgromadzonym osobom, ale choć wodziła po nich wzrokiem, nie patrzyła na nikogo przytomnie i uważnie. Miała to jednak wyćwiczone z teatralnych zajęć, więc każda osoba, po której przesunęła wzrokiem, mogła odnieść wrażenie, że naprawdę widziała tylko i wyłącznie ją przez ten specjalny, wyjątkowy ułamek sekundy, nim jej spojrzenie poleciało dalej
- Dobrze wiecie kim jestem. Wiecie też, lub domyślacie się chociaż z kim się mierzymy. Jesteście tu wszyscy razem… Dzięki mnie, dzięki woli Aliotha, który was zebrał. Jesteście naszym Kościołem, ja jestem waszą Dubhe. Razem zdołamy uczynić tak wiele, więc pozwólcie mi liczyć na siebie, gdy was potrzebuję… - nie chciała się nadwyrężać i czuła, że więcej nie zdoła się skoncentrować na tyle, by dalej pozostawać w formie Imago. Była wycieńczona na każdej możliwej płaszczyźnie, więc choć nie skończyła mówić, zgasła, znów lądując na nogach, na ziemi. Musiała podeprzeć się ręką o łóżko na którym spoczywał Joakim
- Nie oczekuję wiele, a dzięki temu będziemy mogli myśleć i planować co uczynimy dalej. W końcu o to nam wszystkim chodziło. O zjednoczenie. Nie dzielmy tego, w momencie, gdy śmierć przybiera dwunożną postać i próbuje nam szkodzić. Nie tak to powinno wyglądać - przemówiła oddychając głęboko, by utrzymać swoją uwagę na Konsumentach.

Ukazanie im Imago było dobrym pomysłem. Dzięki temu przypomniała Konsumentom, kim jest. Zaprezentowanie pierwotnej, astralnej mocy gwiazd przekazywało więcej, niż tysiąc słów. Jednak te, które wypowiedziała Alice, również pozostawały nie bez znaczenia. Wśród zebranych rozległ się cichy pomruk. Śpiewaczka nie była w stanie wychwycić żadnych konkretnych słów. Wtem spostrzegła, że jedna z osób w pierwszym rzędzie uklękła, skinęła głową, po czym wstała i wyszła. Tak też zaczęli robić inni. Zdecydowana większość zebranych osób pokłoniła się Alice, po czym opuściła korytarz działu szpitalnego. Niektórzy jednak zostali.
- Co zrobimy w sprawie śmierci Aliotha? - zapytała drobna, niewysoka kobieta. - Jak go uhonorujemy?

Alice obserwowała zebranych i wychodzących. Dalej była tu, a jednak trzymała się na nogach tylko samą wolą tego by stać. Skoncentrowała uwagę na kobiecie, która odezwała się w sprawie Joakima. W uszach Alice roznosił się nieprzyjemny pisk, ale mimo to odpowiedziała spokojnie
- Najpierw zaczniemy od tego, że doprowadzimy nasze zadanie w Helsinkach do końca. Tego na pewno by pragnął. A jeśli los okaże się wspaniałomyślnym, może nam go jeszcze odda - zdradziła tym nielicznym, którzy mimo wszystko zostali z powodu jakiejś wewnętrznej wątpliwości. Alice znów powoli odwróciła się w stronę martwego ciała Dahla i zawiesiła na nim nieobecne spojrzenie.
‘Choćbyś miał mnie nienawidzić resztę czasu wszechświata’ - obiecała mu w myśli. Nie pozwoliła sobie jednak na żaden ruch, czekając aż wreszcie pozostanie sama.
Kobieta, która wypowiedziała pytanie, zamilkła. Wydawała się kompletnie zaskoczona.
- Czy to możliwe? - zapytała. - Że on do nas wróci? - tak zinterpretowała słowa Alice. - W jaki sposób… co możemy zrobić… co dokładnie powinniśmy uczynić, aby to się stało? - utkwiła wzrok w Harper, jakby oczekując gotowych, konkretnych poleceń tu i teraz.
Alice milczała krótką chwilę
- Wygrać… Musimy wygrać. A żeby to zrobić, musimy się przygotować. Wkrótce… Ja i pan de Trafford zaczniemy wydawać kolejne zadania - poinformowała w skrócie jaki był plan. Teraz potrzebowała chwili dla siebie. Dłonie ją piekły.
Nieznajoma Konsumentka skinęła głową. Po czym wycofała się z pozostałymi. Zdawało się, że nie tyle byli oni przeciwko Alice, co raczej obawiali się, że pamięć o Joakimie zbyt szybko zaniknie. Dahl był kolumną, na której podpierał się Kościół Konsumentów. Ta kolumna jednak padła i choć Harper szybko zareagowała, biorąc jej zadania na siebie w spadku… To Konsumenci wciąż pamiętali o Joakimie. Nie mogli tak łatwo o nim zapomnieć, nie tracąc przy tym własnej tożsamości.

Tym samym Alice została sam na sam z blednącym ciałem mężczyzny. Wyglądał spokojnie, jak gdyby spał, a nie znajdował się w Tuoneli, wystawiony na łaskę i niełaskę Tuonetar. Co właśnie przeżywał? Czy wyobraźnia Harper wystarczyła, by wyobrazić to sobie?
Śpiewaczka musiała przysiąść na brzegu jego łóżka, po czym zasłoniła oczy dłońmi, pochylając głowę w dół. Zaczęła po prostu płakać. Starała się nie hałasować, by nie ściągnąć ponownie uwagi Konsumentów na to pomieszczenie. Nadal nie zważała na fakt bólu jej rąk, gdy zbyt gwałtownie podniosła się z własnej kozetki. Wszystko było takie nierealne. Miała wrażenie, że się zapada. Chciała jednocześnie zapaść się pod ziemię i wyjść na zewnątrz i krzyczeć coś rozwalając własnymi rękami. Pozostało jej więc siedzieć w tym bezruchu, bo bała się, że jeśli teraz wstanie, to podejmie jakieś pochopne decyzje co do następnych swoich kroków. Może i była Dubhe, ale mimo wszystko była też nadal tylko Alice. A ta potrzebowała teraz cudu, by zebrać do kupy potrzaskane szkło własnych odczuć.

Łzy śpiewaczki mieszały się z krwią ściekającą po jej dłoniach. Czy było lepiej wtedy, kiedy znajdowała się otoczona ludźmi i musiała znaleźć przy nich siłę? Czy może jednak teraz, gdy znajdowała się kompletnie sama obok stygnącego ciała Joakima i nie musiała udawać, że nie odczuwa przygniatających ją emocji? Dahl nie drgnął się, nie poruszył. Żadna astralna magia nie sprawiła, że powrócił do życia. Pokonany człowiek. Słaby i kruchy, jak każdy inny śmiertelnik. Czy to w ogóle było możliwe?

Harper nie mogła po prostu powstrzymać łez. Czuła ogromny ból z powodu tego, że Joakim oderwał się od swojej cielesnej powłoki i został zatrzaśnięty w Tuoneli. Może i był Aliothem. Może i był twórcą Kościoła Konsumentów, ale przez ostatnie dni, Alice coraz wyraźniej też poznawała fakt, że był też tylko człowiekiem i jak wszyscy ludzie chciał dla siebie i ważnych sobie osób jak najlepiej. Nie mogła się znieść. Oddychanie sprawiało jej ból przez sam fakt, że napędzało jej płuca.
Gardziła sobą tak bardzo. Nie była nawet pewna, czy nie równie mocno co Tuonetar. Może mocniej? Znów zacisnęła pięść i uderzyła nią w brzeg łóżka. Jakby to miało jej w jakikolwiek sposób ulżyć. Trafienie w metalową poręcz zadało jej tylko dodatkowy ból…

Wtem spostrzegła, że coś się zmieniło. Bardziej wychwyciła to instynktownie, dzięki jakiemuś dziwnemu przeczuciu, niż odebrała zmysłami. Spojrzała uważniej na Joakima. Pozostawał w dalszym ciągu zastygły w śmierci… a jednak… Harper wstrzymała oddech. Ujrzała, że kącik ust mężczyzny lekko drgnął. Następnie powieki nieznacznie zadrżały. Czy to było złudzenie? Alice mogłaby pomyśleć, że odeszła od zmysłów i kompletnie oszalała, jednak jej wzrok skoncentrował się na ręce mężczyzny. Palec wskazujący wyraźnie drgnął.
Rudowłosa zamarła obserwując te drobne ruchy, które zaobserwowała w jego ciele
- Jo… Joakim? - zapytała, przesuwając się nieco bliżej. To był on? Za chwilę zimna, oślizgła myśl przeszła jej przez głowę. A jeśli to nie był on? Oddech jej się spłycił, gdy bardzo ostrożnie przesunęła rękę, by musnąć palcami palce jego dłoni.
Mężczyzna drgnął, nieznacznie poruszył się. Zupełnie tak, jak gdyby nie mógł zdecydować się, czy pozostać zmarłym, czy może jednak wrócić do świata żywych. Jednak wtem jego oczy rozwarły się. Nagle i niespodziewanie. Powieki w jednej chwili, ułamku sekundy, rozchyliły się. Fioletowe, fiołkowe oczy… tej samej barwy, co tęczówki Alice… utkwiły się w suficie.
Harper szybko przetarła twarz wierzchem dłoni i cofnęła się nieco, zaskoczona i lekko wystraszona, gdy Joakim nagle otworzył oczy. Co jak co, ale dla normalnej podświadomości zmarły, który otwierał oczy i nagle ożywał nie należał do zjawisk najnormalniejszych. Dopiero po kilku sekundach Alice odważyła się poruszyć, wstając ostrożnie z brzegu łóżka, by stanąć obok. Zabrała też dłoń, obawiając się, że jeśli to Dahl, to ją i tak odepchnie.
Joakim dziwnie płynnym i sprężystym ruchem usiadł na kozetce. Z jednej strony wydawało się, że jego plecy zgięły się w zwolnionym tempie, a z drugiej nadnaturalnie szybko. Spoglądał cały czas do przodu, kompletnie ignorując obecność śpiewaczki. Coś szczególnie nie pasowało Alice w obecnym obrazie, pomijając oczywistych rzeczy. Nie mogła zrozumieć, co dokładnie jej podświadomość uważa za niezwykle alarmujący szczegół. Wtem nagle uzmysłowiła sobie. Zazwyczaj Joakim na jawie wyglądał znacznie młodziej. Czar fontanny uaktywniał się błyskawicznie i mimowolnie. Natomiast tym razem Dahl bez wątpienia już nie spał, a jednak… aparycja bardzo dojrzałego mężczyzny pozostała.
- Joakim? - odezwała się nieco wyraźniejszym tonem Alice. zmarszczyła brwi, przechylając się i tym razem w pełni z premedytacją stając mu w polu widzenia. Obserwowała go z ogromną uwagą. Niepokój przebiegał nieprzyjemnymi falami po jej kręgosłupie i czuła, że dotychczasowe emocje żalu i bólu, powoli zastępował niepokój i obawa. Co się działo? Nie była pewna.

Na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki, paskudny uśmiech Szalonego Kapelusznika.
- Pudło - rzekł ochrypłym głosem. Nieużywanym od dłuższego czasu. - Spróbuj ponownie.
Szyja powoli obracała się w jej stronę. Alice słyszała trzaski i nieprzyjemne zgrzyty rotowanych kręgów. Wnet Joakim… czy też istota znajdująca się w jego ciele… spojrzała na nią. Para fiołkowych oczu zetknęła się w nawiązanym kontakcie wzrokowym.
Śpiewaczka poczuła jak zimny dreszcz przesuwa się w dół jej ciała. To było cholernie nieprzyjemne uczucie. Tallah się myliła? Nie potrzebowali ich w żadnym ‘specjalnym miejscu i czasie’? Zatkało ją, gdy patrzyła na niego i nie potrafiła zmusić nawet jednego mięśnia do ruchu. Dopiero po chwili wyprostowała się i cofnęła o mały krok zaciskając pięści
- Tuoni? Do diabła… - bo jeśli nie był to jednak, on to kto to mógłby być? Pomyślała o elfach z Arkadii, ale gdyby to był jakiś pomysłowy żartowniś z tamtych stron, to chyba nie wiedziałaby czy zacząć się histerycznie śmiać, czy płakać dalej.

Mężczyzna pokręcił głową.
- Chyba jednak wcześniej miałaś rację. Jestem Joakimem Dahlem. Przywódcą Kościoła Konsumentów. A ty kobietą, która zaatakowała mnie, próbując posłać do grobu - podniósł rękę na wysokość szyi, gdzie tkwił opatrunek przykrywający ranę. - Alice, oszustka podającą się za Dubhe, od początku wysłana przez IBPI tylko i wyłącznie w celu asasynacji mnie - pokręcił głową, cmokając. - Gra skończona, Harper. Kościół Konsumentów należy już do nas, nie do ciebie. Zostałaś sama.
Ponownie uśmiechnął się.
Nie miała już najmniejszych wątpliwości z kim rozmawia
- Ty cholery, popieprzony bożku… - warknęła na niego zaciskając dłonie boleśnie
- Co mnie powstrzyma przed skonsumowaniem cię z tego ciała, które nie należy do ciebie? - warknęła, znów robiąc krok do przodu. Potrzebowała pomocy. Potrzebowała… Terry. Gdzie on był?!
- Nie co, tylko kto - odpowiedział mężczyzna. - Ja.
Poruszył się po czym napiął.
- Pomocy! - wrzasnął głosem tak dobrze znanym wszystkim Konsumentom. - Ratunku!
Następnie ponownie spojrzał na Alice z uśmiechem.
- No dalej, konsumuj - rzekł cicho. - Chcę, żeby to widzieli. Ciebie nachyloną nade mną z krwawiącymi rękami i mój strach w oczach…
Alice wykrzywiła wargi w złości. Nie zbliżyła się jednak do niego. Wiedziała, że jeśli to zrobi, Tuoni uzyska to, czego chce. Musiała myśleć szybko. Wiedziała, że w Kościele było kilka osób, które na pewno nie uwierzą w to, że oto Joakim wstał z grobu i postanowił dobić ją. Jeśli jednak wszyscy konsumenci uwierzą w słowa tego oszusta… To naprawdę będzie koniec gry. Stała więc w całkowitym bezruchu. Nie zbliżając do niego, ani też nie uciekając. Zmusiła swoje mięśnie do rozluźnienia i czekała. Kto wpadnie tu pierwszy. Komu pierwszemu będzie musiała tłumaczyć co tak naprawdę się tu dzieje. Uspokoiła się, choć jej serce wręcz bolało od tempa pracy.

- Wiesz, co jest najlepsze? - zapytał Tuoni. - Wygram bez względu na wszystko, co uczynisz. Jeżeli się poddasz, będziesz zamknięta pod kluczem. Jeżeli natomiast uznasz, że warto poddać moje słowa w wątpliwość… i może nawet znajdziesz kilka osób, które ci uwierzą… to skończy się jedynie wywołaniem wojny domowej w szeregach Kościoła. Ciekawe, czy zaczną się zabijać dla nas - bóg uśmiechnął się do niej, jak gdyby rozmawiali na kompletnie inne tematy. Następnie odchylił się w kierunku magazynu. - Pomocy! - ponownie wrzasnął rozpaczliwie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline