- Coś za jeden? - zapytał po chińsku ktoś skryty w półmroku. - Co się tam dzieje?
Krzeszewski, zamiast od razu odpowiedzieć, obrzucił wpierw siedzących na ławeczce mężczyzn znaczącym spojrzeniem. Niechętnie zrobili mu miejsce.
- A chuj wie! - wyraźnie i po chińsku mruknął dziennikarz - Szedłem ulicą, wracałem z klubu i nagle ktoś mnie wciąga w zaułek. Jestem normalnym facetem i zaraz mi się wydało, że to zboczeniec jakiś więc dałem w mordę. A to policja! Nikt ich, kurwa, nie nauczył, że trzeba mówić "Stać! Policja!" Ech... - Rafa westchnął ciężko.
- A ciebie - Rafał znów zwrócił się do Szepczącego w Ciemności - za co zgarnęli?
W półmroku niewiele mógł dostrzec. Ale był prawie pewny, że wewnątrz siedzą sami Chińczycy.
- I trzymaj się tej wersji - mruknął ten sam głos co przednio. - My też wracaliśmy z klubu.
Zmysł poszukiwania sensacji dziennikarza zaczął znacząco popiskiwać.
- Z Tego klubu? Tysiąc dolarów za wstęp?
- A co? Jak jestem chińczykiem to mnie nie stać? Myślisz, że tylko amerykanów stać, czy brytoli? - naskoczył na niego Chińczyk.
- Nie ekscytuj się bo ci ciśnienie skoczy - żachnął się Rafa - Ja nie z tych co to uważają, że każdy Chińczyk ma małą fujarkę i prowadzi pralnię. Szanujmy się - po chwili starań przełożył skute za plecami ręce do przodu i znów zagadał - Papierosa chcesz? - sięgnął za pazuchę ze szczerą nadzieją, że gliniarze nie zrewidowali go dokładnie. Jak było powiedziane Krzeszewski nie palił od kilku lat, ale zawsze nosił paczkę, żeby częstować rozmówców.
- A jakie masz? - spytał Chińczyk.
- Zhongnanhai - Rafał wyciągnął tradycyjne papierosy chińskiej klasy średniej - Chcesz czy nie?
- Eee, myślałem, że jakieś zagraniczne masz - Chińczyk najprawdopodobniej skrzywił się niechętnie.
- Nie palimy plebejskich papsów? - uśmiechnął się Rafa - Twoja strata - zapalił, zaciągnął się - Cholera, smakuje jak więzienna krajanka - wypuścił chmurę dymu - Wiecie dokąd nas wiozą?
- Przesłuchanie, dołek, paragraf się znajdzie.
Dziennikarz skinął melancholijnie głową.
- Amen - podsumował.
I nastało milczenie.
Nagle gdzieś z oddali usłyszeli huk eksplozji. Jakieś pokrzykiwania, sporadyczne strzały.
Coś się działo.
Mężczyźni w furgonetce spojrzeli po sobie.
- To albo wojna - podsumował Krzeszewski - albo porachunki Triad. Co na jedno wychodzi...
- Gliny, ostatnio zawzięły się strasznie - ktoś roześmiał się chrapliwie.
- Myślisz, że gliny? Na kogo mieliby się zawziąć? - dziennikarz poprawił się na niewygodnej ławce.
- Nie wiem - mruknął tamten - Ja tam prosty obywatel jestem.
- Ta, jasne. Niewinni to są w pracy - parsknął dziennikarz.
- Spierdalaj - zripostował błyskotliwie Chińczyk.
- Jak chcesz, szacowny starszy bracie - zripostował Rafa i, niczym Rahl Posępny, pogrążył się w zadumie. Skończyła się rwana rozmowa.
Obojętny już na hałasy dochodzące z zewnątrz dziennikarz ponuro kontemplował swoją niepewną przyszłość. Przez chwilę zastanawiał się co będzie z obiecanym artykułem...
...- "Kurde, Wojtek jaja mi urwie..."
...by powrócić do swej obecnej sytuacji.
"Oby się dorwać do telefonu".
Furgonetka jechała szybko podskakując na wybojach, gliniarze w szoferce gadali leniwie.
"Oby do telefonu". |