John - Bo niektórzy używają głowy - odparł Jarek -
nie musiałem się przedzierać. Ten budynek ma wiele tajemnic.
Pokoik był prawie przytulny, czerwone przytłumione światło dawało miękkie cienie w kątach. O ile kiedyś był to pokój zabaw to teraz stał się raczej przechowalnią dla gości królowej. Łóżko i stolik zepchnięto pod ścianę. Na ścianie wisiała kolekcja pejczy, kajdanek i knebli. W rogu stała klatka. Na prawo od nich stał solidny słup. U góry miał kilka kółek, przez które dało się przeciągnąć łańcuch. Z sufitu po środku pomieszczenia zwisał solidny hak.
Nagle obaj z Jarkiem poczuli drżenia budynku. Gdzieś z oddali doszły ich odgłosy strzelaniny.
- To chyba moi znajomkowie - powiedział wesoło Jarek, ale humor zaraz mu przygasł, bo za drzwiami usłyszeli poruszanie. Ktoś przyszedł.
- Atakują nas, zlikwidujcie te dwa śmiecie i dołączcie do obrony.
- Takjest. - zabrzmiało jak jedno słowo. Szczęknęły przeładowywane automaty.
Raf
Nagle szarpnęło furgonetką w jedną potem w drugą stronę. Zakołysała się gdy po czymś przejechała i nagle zatrzymała się gwałtownie uderzając w ścianę budynku. Z szoferki nie dochodził żaden głos. Tylne drzwi wypaczyły się więc wystarczył jeden solidny kop by stanęły otworem.
Nagle coś lub ktoś wylądowało na dachu.
- Jest tu jakiś czarny Smok? - zapytał z dachu męski głos stłumiony maską.
- Tak, ja! - wyrwał się “niewinny przechodzień” wyskakując.
- To pogadajmy - ze świstem oplotła go za szyję lina i szarpnięcie wciągnęło go na dach.
Pozostała dwójka załogantów patrząc to na siebie to na Rafa milczała.