Czas jakby zwolnił, a dźwięki wystrzałów jakby się wydłużyły i zwielokrotniły. Edvard doskoczył do postrzelonego marynarza i zaczął uciskać ranę. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mężczyzna obok niego umiera. Chłód jakby ustał, a jego ręce ściągały ciepło z posoki. Kątem oka dostrzegł jak te dziwne glify rozjarzyły się. Tym razem mocniej gdy tylko krew brytyjczyka obficie chlusnęła i zalała artefakt. Umierający marynarz w agonii zsunął się bezwładnie na zimny i mokry pokład. Plamy, strugi i strumyczki krwi zdawały się odparowywać z powierzchni artefaktu. Edvard wpatrywał się w niego, nie miał pojęcia co ma teraz robić.
Z melancholii wyrwał go odgłos broni maszynowej. Musiał znów zacząć działać. Już miał znów wdać się w wymianę ogniową, lecz zdał sobie sprawę, że praktycznie skończyły mu się naboje. Gdyby w pobliżu byli inni Anglicy, albo John lub Gabrielle jego decyzja byłaby inna. Skandynawski pragmatyzm zwyciężył. W tym różnił się od znajomych z Monachium i Berlina. Oni, ubrani w czarne mundury, walczyli do końca. Uniósł do góry Mausera i wrzasnął.
- Ich gebe auf!*
*Poddaję się.