Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2018, 00:17   #208
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Trzewikowa odpowiedź sprawiła, że Joris mruknął coś pod nosem, ale skinął głową i poprowadził więźnia na zewnątrz. W końcu najważniejsze było, że omarowa zguba się znalazła i Neverwinter nie jest już aż tak pilnym przystankiem na ich trasie. Bo jeśli o boleść na jaką niziołek zapadł szło, to nie wyglądał on myśliwemu na pilnie wymagającego pomocy. Tym bardziej gdy w pobliżu była Rika. Niech więc i elfy mają wąsy.

Stimy spojrzał rozbawiony na Shavriego, a potem na wychodzącego z jeńcem Jorisa.
- Nie musimy brać całego kufra Shavri! Wystarczą dwie księgi… noooo... może trzy! Tą o podróżach Volo też bym zabrał.
- Przepraszam Cię - stwierdził Shavri z westchnieniem, patrząc za wychodzącą dwójką . - Masz rację. Trochę mnie zaskoczyłeś. Oczywiście, weźmiemy co trzeba. Jest tu wszystko, co ekhm… powinno? Będzie Ci przeszkadzało, jeśli spakuje to do swoich rzeczy? A może masz jakieś zabezpieczenie magiczne - dodał już niemal szeptem, ledwie poruszając ustami.
Kąciki ust Trzewika powędrowały wysoko.
- Mam, ale tylko tubus się tam zmieści.
- Ale mamy wszystko, tak? - upewnił się Shavi jakby od niechcenia. Trzewiczek, który stał najbliżej, mógł dostrzec pewien rodzaj szoku w młodszym tropicielu. Dla postronnych mógłby wyglądać tak, jakby się nie wyspał lub jednak był idiotą. Ale Trzewik wiedział.
- Mamy - Stimy znów otworzył wieko skrzyni i schował tubus pod kapelusz, jedną księgę wręczył Shavriemu, drugą miał dla Jorisa - zaproponował to Shavriemu, który zgodził się ochoczo. Sam wziął trzecią i zamierzał pójść z nią do burmistrza prosząc o zgodę na wypożyczenie, tłumacząc mu, że to pomoże pozbyć się Tressendarów.
Shavri, słysząc to proste słowo, zaczerpnął na chwilę powietrza, ale gdy ponownie otworzył oczy, był już na powrót sobą. Zamknął kufer, wziął podane księgi, schował do torby i zamknął pochód wychodzący z lochu.


- A ty? - Joris zwrócił się do więźnia gdy szli po piwnicznych schodach ratusza - Zdecydowałeś się mówić i powiesz jaką mieliście sprawę do smoka i skąd się o nim dowiedzieliście? Czy dalej będziemy się sądami straszyć?
- A wy? -
odparował bez namysłu - skąd się dowiedzieliście, co? - Zaraz jednak spuścił z tonu i dodał już spokojniej - Latał, to się dowiedzieliśmy.
- Świetnie. Ale po jakie licho do niego szliście?
- A ty to byś nie chciał smoka mieć? -
Rihar najwyraźniej w zwyczaju miał odpowiadać pytaniem na pytanie, po czym odpowiadać na to swoje. Z tego jak i ze sposobu w jaki się wyrażał, Joris dochodził do wniosku, że to człek, który po wsiach, czy wyszynkach się raczej nie wychowywał. Szaryta tymczasem kontynuował ponuro - Nawet diament mieliśmy dla niego, ale przepadły jak naszego szefa w Thundertree ubiliście.

- W Thundertree ino nieumarłych i jakieś krzaczory zabiliśmy - odparł prędko Joris. Było to zgodne z prawdą. Choć oczywiście niepełną jeśli myśliwy się w jakiś sposób solidaryzował z Mardukiem. Szybko więc zmienił temat - A jakiego magicznego ustrojstwa tam nie wnosiliście, aby? Albo czego innego… dziwnego?
Rihar prychnął w odpowiedzi.
- Niby co? Tajemnicze księgi do czytania w samotności? Nie. Ja w każdym razie niczego. Może szef coś miał osobistego… jakąś miksturę, czy coś… Nie spowiadał się.
Joris wywrócił oczami na wzmiankę o księgach. Nie rozumiał co więzień i Shavri widzieli podejrzanego w trzymaniu ksiąg w piwnicy. A gdzie niby miałoby się trzymać niepotrzebne szpargały?
- A szefowi jakiegoś swojego szefa miał? W Neverwinter na ten przykład?
- Z Neverwinter to my wszyscy byliśmy
- odpadł dumnie Rihar - On nas tam zwerbował. Ale czy miał kogoś… - tu szaryta wyglądał jakby faktycznie się zastanawiał nad taką możliwością. Ostatecznie pokręcił głową - Nie. Długo się znaliśmy. Wiedzielibyśmy.

Tymczasem wyszli z “ratusza”, wzięli pozostawione tu przez Shavriego wiadra i ruszyli w kierunku studni. Joris musiał przyznać, że sprawa już nie wyglądała mu tak różowo jak wcześniej. Od zawiłości ludzkich wykrętów wolał zwierzęcą empatię, której fałsz był obcy i nijak nie był w stanie stwierdzić, czy Rihar coś nadal ukrywa. Torika na pewno byłaby tego zdania. Ale jeśli nie, to poza bezgraniczną głupotą nie dało się wiele Riharowi zarzucić. Pewno sobie paniczyki miejskie myślały, że jak smoka ujarzmią to ich bogini łaskami obsypie. Żal mu się ich tedy zrobiło. Nie jednak na tyle by jaki wyrzut go tknął. Głupek zawsze zostanie tylko głupkiem. Ale głupek na usługach smoka… to już co innego. Bo jakoś nie sądził by te ciamajdy z bestią sobie poradziły.
Minęli domek Garaele i zatrzymali się przy studni gdzie Rihar zaczął ściągać z siebie portki i resztki czarnego wamsu. Szybko i z jękiem ulgi skorzystał z ciepłej wody, a Joris ponownie wywrócił oczami na tę fanaberię. Kto to widział by człowiek po skończeniu dwóch miesięcy życia potrzebował ciepłej wody do mycia się??? Jego matka od maleńkości w zimną wrzucała i żył.
- A żaden z twoich znajomków nie zachorował aby na co, jakeście w Thundertree czy w Cragmaw byli? Jakiej wysypki nie dostał?
Rihar parsknął wodą, otrzepał się i spojrzał zdziwiony na Jorisa.
- A dostało. Dwóch, czy trzech… Bąble im wyskoczyły, a jak rozdrapali to się ropa sączyła. Ale to pewnie od spania na tych barłogach… Ech… Jak wrócę do miasta to się na wyrko porządne rzucę. Wyrko to podstawa.
Joris zmarszczył brwi. W tym, że pozostali szaryci byli martwi był więc niewątpliwy pozytyw, że moru nie przeniosą do miasta. Co do jednak zarazy to nadal był tu gdzie i wcześniej. Czyli w dupie.

- Musieliście się tam strasznie nudzić w tym zamku - Stimy przysłuchiwał się rozmowie i ot tak sobie uznał, że się wtrąci. - Ja byłem wtedy w Neverwinter. Teraz też idziemy do Neverwinter, czyli do twojego domu! Znasz może kogoś kto zna tam język piekielny?
- Mooooże…
- Stimy, ciekawość zabiła kota

- stwierdził Shavri, wyciągając z kosza śniadanie dla Rihara. Z początku trochę się zaniepokoił pytaniem niziołka, ale Trzewiczek z daleka wyglądał na takiego, co zna się na sztukach, więc jego pytanie chyba nie było podejrzane.
Marzył o tym, żeby porozmawiać z Trzewiczkiem na osobności, ale to będzie musiało poczekać. Nie miał bladego pojęcia, jak skradzione księgi i tubus znalazły się w tym nieszczęsnym lochu, ani jak Trzewiczek się o tym dowiedział. Ale to nie o tym przede wszystkim chciał z nim rozmawiać. Czuł tak wszechogarniającą ulgę, że jedyne, na co teraz potrafiłby się zdobyć, to podziękowania.
- Czy wasz szef nie miał czasem jakiejś swojej prawej ręki? - zapytał, nawołując się do koncentracji. Więzień zignorował pytanie i zaczął się ubierać.
- Zdaje się - odpowiedział za niego Joris - Że jego wszyscy kompanioni polegli, albo z nami w Cragmaw, albo wcześniej w Thundertree. I że nawet jeśli w wywołanie zarazy zamieszani byli, to nieświadomie, bo niektórzy z nich też się pochorowali. Tak czy siak. Thundertree nadal jest punktem wspólnym tego bałaganu. Trzewik… jeśli to jakieś obłożone klątwą miejsce. Albo przedmiot… Dałbyś radę zmajstrować coś co pomoże mi to znaleźć jak już będę w ruinach? Może być jednorazowe, bo na tę lampę to mnie na razie nie stać, a może jeszcze…
Nie dokończył dostrzegając jak od strony kapliczki zbliża się półelfka, a twarz mu natychmiast rozpromieniała.

Po niejakiej chwili, gdy miasteczko było już jedną nogą poza leżem, głośne i spóźnione KUKU-RYKU-KOOOO rozległo się po uliczkach. Znak, że mordercza Kurmalina znalazła się na wolności, a co za tym idzie… ktoś musiał otworzyć jej drzwi i tym kimś pewnikiem była Tori.
Na potwierdzenie swych przypuszczeń zbierająca się drużyna musiała jednak poczekać z jakieś pół godziny, zanim do ich uszu nie dotarł metaliczny dźwięk, uzbrojonej kapłanki, zbliżającej się miarowym krokiem.
Wyglądała na wypoczętą, a uśmiech miała wyjątkowo promienny, zaś za lekko szpiczastym uszkiem zatknięty miała drobniutki, białawy kwiatuszek.
- Nowych możliwości i spokojnej podróży! - przywitała się uroczyście, a gdzieś za jej plecami mignęła goniąca kota rudopióra. Sharvi na wszelki wypadek zupełnym przypadkiem zaszedł za Jorisa, żeby kura go nie widziała.
- Dzień dobry - przywitał się nieśmiało. - Widzę, że wszystkim nam sen dobrze zrobił.
- Czy Stimi opowiedział wam o wczorajszym odczytywaniu szkicu Gundrena? - zmieniła półelfka temat, bo nigdy nie była dobra w kurtuazyjnych pogawędkach.
- Wzięłam go ze sobą, może w Neverwinter, ktoś będzie w stanie go w pełni odczytać, bo nam się za bardzo nie udało. - Ciemnoskóra popatrzyła na więźnia i sposępniała nieco. Mężczyzna przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy… a widać było, że ktoś go niedawno umył i przebrał, jak więc musiał wyglądać przedtem?
Melune poczuła litość do człowieka udręczonego niewolą, przy jednoczesnym zrozumieniu, że kara za złe uczynki spotyka każdego. Szybko się więc “rozpogodziła” i walcząc z przeładowanym plecakiem, zaczęła czegoś szukać.

Myśliwy natychmiast tracąc zainteresowanie więźniem, podszedł do półelfki, ujął za rękę i pocałował w policzek na powitanie.
- Coś o jakimś liczu wspominał. I jakichś trójkątach. I trzecim szczycie… - wyglądał na bardzo zadowolonego wbrew kolejnym wyzwaniom jakie Phandalin im stawiało. Odprowadził spojrzeniem jej pełen współczucia wzrok by zatrzymać się na ubierającym się bez słowa więźniu - Przygarniemy go?
- Mikry jakiś i niepewny, ale wyglądało, że wie co mówi. Jestem za. Możemy ruszać, na wszelki wypadek dałam znać wujkowi, by spodziewał się kłopotów, a owe napisy ciasno zamurował do naszego powrotu. Tak by jakby to brama była, a ktoś przejść chciał, to sobie nos rozkwasił
- wyszczerzyła się Turmalina, chwilę później klnąc szpetnie jak na damę nie przystało, gdy znalazła źdźbło siana we włosach - Myślałam że wszystkie wyskubałam!
Znów inaczej ubrana, dziś miała na sobie suknię z delikatnej, tłoczonej w delikatne wzory miękkiej skórki i elegancki płaszczyk - ubranie podróżne bogatej damy. Biżuteria skromniejsza, ale tylko wielkością, gdyż kunszt wykonania zdradzał wysoką cenę. Jakim cudem jej z tego nie okradli nie wiedział nikt.
- Trójkąty? Szczyty? - Selunitka jak zwykle nic nie rozumiała, ale w końcu mówili o wywodach Trzewiczka, a tego to chyba nikt w pełni nie pojmował.
Wręczyła tropicielowi flakonik z miksturą.
- To w razie kłopotów, jeśli nie mogłabym zdążyć z pomocą. Trzymaj blisko siebie - odparła cicho, ponownie przyglądając się jeńcowi.
- W jakim sensie… przygarniemy? To człowiek… w dodatku dorosły. Na pewno ma jakieś swoje aspiracje, plany i marzenia, nie można za niego decydować… aż tak. - Wzruszyła ramionami z brzdękiem naramienników.
- Może i dorosły - przyznał skwapliwie Joris - Ale patrz. Już odchowany z pieluch i najgorszego… Zdałby się w obejściu. Bo o Riharze a nie o Trzewiku mówiłem - spojrzał na Turmalinę. - Tego franta to bym w pobliże domowych pieleszy nie brał nawet jakby mi dopłacali.
- Hej to wy chcieliście przygarnąć, dla mnie Żwirek za chudy i za gładki. A o skoro o tym mowa, przygarnęłabym jakiegoś barczystego brodacza... - rozmarzyła się Turmalina i myślami odpłynęła we własną fantazję.
- A gdzieś się tu szwendał Duran… - rzeczowo przypomniał jej myśliwy - Jak chcesz to go zawołam.
Zaśmiał się na myśl o tej parce i wspomnienie wywiniętego przez niziołka Tressendarom numeru.
- Bez urazy Trzewiku.
- Jasfne! - uspokoił go Stimy i wrócił do zjadania wyczarowanego skądś jabłka.
Trzeba będzie mieć oko na tego delikwenta, co by nie próbował nikomu poderżnąć gardła, pomyślała Tori. Czciciele Shar byli nieobliczalnymi skrytobójcami i choć ten wydawał się być tego całkowitym przeciwieństwem, to kapłanka nie chciała ryzykować.
- Ja tam trochę zrozumiałem o tych trójkątach, ale chętnie usłyszę coś, co nie jest powiedziane w trzewiczkowym - młodszy tropiciel pokiwał z uśmiechem głową.
- Czekamy zatem tylko na Przebijkę i Zenobię z jej nieocenioną dwukółką.
Uśmiechał się, ale głównie skupiony był na Riharze. Widać przyjął, że jeśli któryś z nich go nie pilnuje, musi to robić drugi.

W tym momencie, jakby na umówiony sygnał pojawiła się dwukółka ciągnięta przez Rasa. Powoził nią nikt inny, tylko Zenobia. Tuż obok biegał pies.
Tym razem była odpowiednio wyszykowana do podróży, miała zapas jedzenia i wina. Nawet była w odpowiednim nastroju. Niedługo potem trochę jej przeszło, kiedy okazało się, że ma jeszcze zabrać jakieś toboły.
-A co będzie jak mi koło odpadnie? Albo rasputinowi grzbiet pęknie?- zrzędziła -Czy wam się wydaje, że mi można wszystko eee... wetknąć?
Ostatecznie jednak, jak zwykle, choć tym razem bez wynagrodzenia zgodziła się.

Wkrótce pojawiła się również i Przeborka, która choć wstała najwcześniej, to przyszła ostatnia. Chwilę zamarudzili przy koniach, gdy Torikha ku rozczarowaniu myśliwego odmówiła jazdy na kucu i można było wreszcie wyruszać.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 28-03-2018 o 21:24.
Marrrt jest offline