Otto z początku szedł by nie wzbudzić zbytniej uwagi, ale gdy zniknął za rogiem przyspieszył i zaczął biec.
Gdy przebiegł dwie przecznice musiał się zatrzymać bo napad kaszlu i ogólne osłabienie spowodowały mroczki przed oczyma i prawie się wywalił. W ostatniej chwili oparł się o ścianę budynku i łapał oddech.
Wbiegł do domu gdzie przebywali jego kompani. Nie zwracał uwagi czy ktoś go śledzi bo i tak nie miało to znaczenia. Kto chciał wiedzieć gdzie są już dawno wie.
- Miałeś rację Dziadygo. Rozpoznałem go bez problemu. czarne wiatry aż atakowały mnie by z nich skorzystać. Chyba zbliża się czas rytuału.- Oznajmił i po złapaniu kilku głębszych wdechów dodał.
- Lennart podąża za nim i czeka na nas. Musimy działać bo coś czuję, że do jutra nie dotrwamy. Nawet Twoi chłopi mogą być przez chaos pochłonięci z duszami.- Dodał do Dziadygi.
Widdenstein chciał poprowadzić czym prędzej kompanów i przygotowywał się do konfrontacji.
- Dziadygo. Umiesz sprawić by ta choroba chociaż na okres ataku nam nie doskwierała? czuję, że słaby jestem a i reszta też nie w najlepszej kondycji by mierzyć się z wrogiem.