Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2018, 12:28   #523
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Garnizon

Waldemar przesadził nieco meldując o braku ludzi, ale niewiele. Zostali mu tylko Ci ze służb pomocniczych (ale za to ponad dwudziestu ludzi) i dwaj weterani-kalecy od Komendanta.
Z północnego muru przybyło do niego kolejnych czterech lekko rannych ludzi - dwóch żołnierzy i dwóch pomocników. Ciężko ranni zostali na murze, nie miał się nimi kto zająć. Kolejny ranny łucznik doczłapał z bramy. Tam, jak podał, w ogóle nie ma noszowych.
Przynajmniej zorganizowany przez cyrulika proces leczenie przebiegał sprawnie, pozwalając mu skupić się na najtrudniejszych etapach operacji, a rozcinaniem ubrań, obmywaniem ran, bandażowaniem i tym podobnymi sprawami zajmowali się jego pomocnicy, dzięki czemu mógł zająć się kilkoma osobami w czasie, który kiedyś zajmowała mu jedna. I, jakimś cudem, nikt mu na stole nie umarł, przynajmniej na razie.


Mur północny

Bert kazał swoim ludziom kontynuować to co robili wcześniej. Przybycie Gustawa z posiłkami poprawiło morale. Sierżant zmienił jednak strategię walki, a do tego wydawał sprzeczne rozkazy. Niziołek dostosował się do poleceń wyższego rangą, ale i tak skończyło się bałaganem. Niektórzy próbowali ciąć drabiny, inni łapać je i wciągać, kusznicy zgodnie z rozkazem wychylali się by strzelać do wchodzących, łucznicy celowali do strzelców wroga, by nagle się dowiedzieć, że mają strzelać do stawiających drabiny... Drabin została mniej niż połowa, ale taka agresywna polityka miała także wady. Wrodzy łucznicy zapewne dziękowali właśnie wszelkim południowym bogom. Teraz, gdy obrońcy wychylając się rezygnowali z ochrony jaką dawały im blanki, dała w końcu o sobie znać przewaga liczebna wroga. Na obrońców padał deszcz strzał i ludzie zaczynali umierać. Wrogowie również, ale ich było więcej.
Podobnie z dowódcami. Bert trafił jednego z łuczników, który, jak się wydawało dyktował swojej dziesiątce cele, ale za to Gustaw, odważnie wyciągający ręce w kierunku drabiny, dostał w ramię dopiero co zacerowane przez Waldemara. Rana nie była śmiertelna, ale strzała przechodząca na wylot wymagała wyjęcia.
Posłaniec od Waldka znalazł Berta i przekazał mu, że sierżant Gustaw zabrał wszystkich z garnizonu i go opuścił. I że cyrulik nalega by zwolnić z zajęć wszystkich noszowych by mogli wykonywać swoje obowiązki.


Mur południowy

Na tym odcinku, pozbawionym nadal wsparcia zawodowych dowódców, sytuacja miała się niewiele lepiej. Działania maga, w tym ostatni, rzucony na oślep czar imitujący wrogą trąbkę wzywającą do odwrotu mogły mylić przeciwnika i opóźniać jego działania, ale nie sprawiały, że tracił ludzi. Znacząco obniżał ich morale co z pewnością miałoby wpływ, ale teraz sytuacja się odwróciła i to morale obrońców spadło. Na szczęście Kapłan Sigmara zdołał natchnąć obrońców odwagą zanim jeszcze wróg zdołał podstawić drabiny pod mur. Pociski ponownie posypały się na oblegających - łucznicy strzelali do niosących drabiny, a kusznicy czekali na wychylenie się maga. Strzały leciały jednak i w kierunku obrońców, a niższy niż na północy mur zapewniał słabszą ochronę.


Baszta

Diuk uśmiechem powitał powrót swoich ludzi, ćwiczonych po różnych placach i przypadkowych miejscach, gdzie akurat udawało mu się ich zebrać. Nadal nie umieli wiele, ale przynajmniej potrafią się posługiwać bronią dwuręczną. Choć teraz dzięki jego działaniom, wroga mogą ubić nie tylko halabardą, ale i kamieniami brukowymi. Najlepiej wydane pięć koron w życiu Diuka, nie licząc tej rudej kurewki, co to podobno w samym Altdorfie się sztuki uczyła... Halabardnicy nadchodzili z koszami i taczkami pełnymi "amunicji" i już za chwilę będą na bramie, na którą właśnie weszły krasnoludy. Te ostatnie zaczęły nakręcać misternie zdobione kusze i za chwilę odpalą salwę. Strzelcy z baszty już to zrobili. Choć jeden z nich spadł trafiony strzałą, reszta przerzedziła szeregi wrogów. Tylko łucznicy stojący teraz za bramą prowadzać ostrzał stromotorowy, a więc mniej skuteczny, nie wyrządzali większej krzywdy opancerzonym przeciwnikom. Czterech z nich rąbało bramę, pozostali osłaniali ich i siebie tarczami.
Diuk przeniósł spojrzenie wyżej, gdzie woda w kotle na bramie zaczynała parować...

Zauważył też, że pod bramę podszedł Detlef z jakimś krasnoludem. A młoda dziewczyna wdrapała się na basztę z krótkim i treściwym posłaniem od Kapłana - mag dostał i pytaniem, gdzie jest ktoś dowodzący tym bajzlem.


Brama

Detlef chciał zapytać o sytuację jednego z weteranów Komendanta, żadnego jednak nie znalazł pod bramą. Jeden z łuczników prowadzących ostrzał ponad bramą powiedział, że wystarczy się wsłuchać - topory biły bramę metry od Krasnoluda. Dowiedział się też, że po obu stronach atakujący podeszli już pod sam mur, a na północnym odcinku przystawili już drabiny. Na południowym mag mylił wroga cały czas, ale chyba dostał przed chwilą. Dotarł też do niego posłaniec od od Diuka, wysłany już jakiś czas temu z posłaniem: - Diuk do Dowódcy Obrony. Dawaj olej i garnki. Kurwy są w pancerzach. Fosa prawie zakopana.
Ostatni chłopak, jak się okazało szukał Detlefa w Centrum Dowodzenia na Rynku, a kiedy go nie znalazł i okazało się, że Dowódca nie zamierza też wrócić, chciał to przekazać Diukowi. Na szczęście jednak znalazł adresata. Krasnoludowi przyszło na myśl, że przekazywanie wiadomości może się opóźniać, jeśli i inni posłańcy szukają go tam.

Galeb, zgorzkniały weteran, przeszedł do porządku dziennego nad swoim zachowaniem, zupełnie jak umgi, którymi pogardzał. Wiedział jednak, że inni khazadowie mogą mieć inne zdanie na ten temat. Jak sam wiedział, tak zwane "społeczeństwo" i "polityka" wbrew pozorom niewiele się różniły u ludzi i krasnoludów. I że zdarzają się i tacy, którzy przejmują się bardziej cudzym honorem niż swoim. A każdy kowal, któremu powiodło się na tyle by zostać dopuszczony do wykuwania run, oprócz szacunku "zyskiwał" też zawiść.
Tymczasem był już dosłownie chwile od porządnej bijatyki. A walka potrafiła w niemal cudowny sposób redukować wielowymiarowe obszary szarości do zerojedynkowego "zabijaj lub giń".


Wieża obserwacyjna

Loftus zanim skończył mówić zorientował się, że mówi do powietrza. Sygnalista spieprzył z wieży jeszcze zanim dotarł do połowy zdania. Sam uczeń maga także szybko się z niej ewakuował. Jeszcze przed ruszeniem do najbliższego punktu medycznego wysłał posłańców i rzucił czar, który jednak okazał się średnio skuteczny. Wróg nauczony doświadczeniem z zabawami Loftusa podczas bitwy nad rzeką zmienił sygnały. Przynajmniej do portu nie było daleko. Tam zauważył akolitkę Myrmydii i obiecany punkt medyczny. Razem z nim dotarł tam ranny łucznik z muru, dziękujący magowi za magiczne wsparcie.


Fort i wschodni brzeg

Barka, wbrew obawom Waltera, nie staranowała mostu. Ktoś, sądząc po szatach - Leonora, zdołał ją sprowadzić na brzeg w okolicach Przystani. Wróg nie kwapił się do ponownego ataku, ale wrodzy żołnierze kręcili się tuż poza zasięgiem jego kuszników. Miał też wrażenie, że przesuwają się ku północy. Wysłał wieści i pytania. I czekał na odpowiedź. Miał też czas żeby się rozejrzeć - w miejscu, gdzie najeźdźcy zderzyli się z salwą z kusz i łuków ruszało się kilku rannych. Usiłowali odczołgać się z zasięgu strzału.


Port, Przystań i rzeka

Leonora zostawiła sterowanie w bardziej kompetentnych rękach człowieka Trotsky'ego, prywatnie rybaka i zajęła się tym co lubi najbardziej, to jest krzyczeniem do ludzi. Tym razem jej krzyki miały nawet sens i już po chwili udało jej się złapać linę, którą przywiązała do czegoś co wydawało jej się przymocowane do pokładu. Rzeczywiście było. Co prawda "najostrzej jak się da" oznaczało dopłyniecie niemal do przystani, a "dokowanie" sporą barką do rozebranych pomostów skończyło się zderzeniami z palami wbitymi w dno i Leo o mało co nie wpadła do wody, gdy wstrząs zbił ją z nóg, ale okazała się wystarczająco zręczna by wykorzystać to do przeskoczenia na brzeg. Nawet Trotsky był pod wrażeniem. Barka osiadła na brzegu i zaczęła przeciekać, ale poza tym akcję ratunkową trzeba uznać za udaną.
A jeśli chodzi o pozwolenie maga na wejście na wieżę, mogła zapytać sama. Loftus zbliżał się do punktu medycznego razem z jakimś łucznikiem. Wyglądał, jakby się wykąpał w ogniu.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 30-03-2018 o 12:32.
hen_cerbin jest offline