Walka trwała. Strzały świstały a Gustaw czuł się wreszcie w swoim żywiole. Walka była jego pasją. Walka była jego celem.
~ Kurna! Co mi po łbie chodzi? Przecież jestem odpowiedzialnych za tych chłopców!~ Zganił się w myślach i sekundę później poczuł jak jedna ze strzał rani go w dopiero co uleczone ramię. Prawie wypuścił halabardę, którą starał się uszkodzić drabinę.
- Kusznicy strzelać do ciężko zbrojnych na drabinach!- Krzyknął chowając się za blanki.
- Łucznicy strzelać bez rozkazu we wrogich strzelców.- Rzucił do wychylającego się łucznika, który prawie oberwał dwoma strzałami.
- Halabardnicy tarcze na broń i osłaniać wychylających się kuszników a Ty Bert poluj dalej.- Uśmiechnął się do niego i zahaczył sam koniec halabardy o drabinę i z całych sił wypychał ją na zewnątrz kiwając głową do stojącego obok ochotnika z oddziałów pomocniczych by pomógł.
- Reszta odpychać, wciągać i niszczyć drabiny.- Wydał rozkaz do części silniejszych mężczyzn a gdy skończył odpychać drabinę zakrzyknął na noszowych.
- Ciężej rannych do lazaretu.- Wydał rozkaz widząc jednego z żołnierzy siedzącego i trzymającego się za krwawiącą ranę.
Sierżant w amoku bitwy ocknął się i zaczął patrzeć oczyma stratega i taktyka. Zaryzykował bezsensownie i paru żołnierzy oberwało. Musieli się teraz pilnować i Baron obmyślał plan cały czas walcząc.