Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2018, 12:51   #272
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Między nimi brakowało paru pozycji. Jeden z nich wyjechał na stojaku już po krótkiej chwili od otwarcia zbrojowni. Pchany był przez osobę nie poświęcającą ani krzty uwagi ludziom, jedynie holonotatkom i kolejnym alejkom. Było ich dużo, tak samo jak porozwieszanego na nim sprzętu. Człowiek mógł czuć się jak w hipermarkecie dla zbrodniarzy wojennych. Sprawne kroki przesuwały stojak a pewne sięgnięcia ściągały kolejne przedmioty i wrzucały na powiększającą się stertę. Nie było na niej nic, co można było uznać za lekkie. Ciężki pancerz, ciężka tarcza, ciężka strzelba, góra granatów i stos amunicji. Wszystko wyglądało na całkiem przemyślane.

Ich grupa zdawała się mieć dwa oblicza. Część, która miała jaja i tę drugą.. śpiewająca. Panie najwyraźniej na poważnie brały do siebie przygotowanie się do samobójczej misji, a przynajmniej zapewnienie sobie chociaz kilku chwil życia dłużej. nie żeby tak naprawde miało to jakiekolwiek znaczenie. Śmierć czekała na każde z nich, a oni jedynie mogli zdecydować jak bardzo modnie będa ubrani podczas spotkania z kostuchą.
Zoe ostatecznie zdecydowała się zabrać kilka magazynków amunicji, szczególnie jedne naboje przypadły jej do gustu. Kiedy na nie patrzyła, wydawała się jakby spoglądała na starego przyjaciela, którego myślała, że już nie odnajdzie. Nikogo z żywych nie obdarzała takim spojrzeniem - pełnym nadziei.
W końcu czarnula stanęła przed stołem zawalonym bronią długą. Patrzyła na karabiny niemalże z błyskiem pożądania w oczach. Wyciągnęła urękawiczoną dłoń do jednego z egzemplarzy i pieszczotliwie pogładziła zimną lufę. Wydawało się, że próbuje nawiązać więź z martwym, morderczym przedmiotem.

James Stafford nie ociągał się, w pośpiechu narzucając na siebie pancerz. Kamizelka, osłona ud, kolan oraz goleni i już był ubrany. W następnej kolejności wyjął ze swojej specjalnej skrzyni coś, co mogło zaskoczyć niejednego. Mianowicie pas.


Prawdziwa skóra, żaden syntetyk, choć by móc się o tym przekonać, trzeba było sprawdzić samemu. Porządna, stalowa klamra. Skromne zdobienia. Podczepione dwie kabury na pistolety, a do tego kilka ładownic na amunicję i pozostały sprzęt. Jasnym było, że wyposażenie tego Parcha nie było standardowe, a więc musiał je dostać z zewnątrz. Ewentualnie były to jego rzeczy osobiste.
- To rozumiem - mruknął do siebie mężczyzna w kapeluszu, wyciągając ze skrzyni dwa masywne, o dużym kalibrze rewolwery. Zakręcił nimi na palcach po czym wsunął szybkim ruchem za pas. Później poszedł ząbkowany, szeroki nóż, który znalazł swoje miejsce w skórzanej pochwie. Na sam koniec garść różnej amunicji wrzuconej do ładownic i skrzynia Parcha już była zamknięta.

Rewolwerowiec uśmiechnął się delikatnie i zatykając palce za pas, ruszył między regałami, tym razem przyglądając się ciekawie krzątającym się osobom.
- Ktoś tu woli zachować dystans - zagaił Parch ściszonym głosem, stając za prawym ramieniem Zoe, kiedy ta przebierała w swojej broni.
- James Stafford - dodał, wyciągając dłoń.

Zoe akurat podniosła wybrany przez siebie karabin wyborowy, definitywnie mając na celu odstrzelenie komuś głowy bez nadmiernego zbliżania się do nieszczęśnika. Kątem oka obejrzała się na Jamesa, który bóg wie z jakich powodów wybrał sobie akurat ją, do niezobowiązującej rozmowy. Jakby byli w jakimś obskurnym barze, albo co najmniej w saloonie. Spojrzała na jego dłoń, odłożyła karabin i mimo wszystko będąc dobrze wychowaną uścisnęła wyciągniętą rękę, w geście przywitania. Nie miała silnego uścisku, ale nie musiała zaciskać dłoni, by było wiadomo, że to pewna siebie babka.
- Zoe Nyoka - odparła i zerknęła na karabin, który uznała już za swój - Ktoś tu woli przeżyć - odpowiedziała na jego uwagę z cichym mruknięciem na koniec, przeglądając dostępne celowniki optyczne.

James zmierzył kobietę od stóp do głów, jakby oceniając jej zdolności przetrwania. Drugim wytłumaczeniem było, że po prostu chciał przyjrzeć się jej kształtom.
- Z bliska czy z daleka… ciężko przewidzieć, w którym miejscu wyskoczy na ciebie robal - kowboj pokiwał głową, po czym przekrzywił ją, przyglądając się zainteresowany “zabawkom” strzelca..
- Mimo wszystko… Rozumiem, że możemy liczyć na twoje wsparcie? Wszak kiedy nie możesz odwrócić się plecami do ściany, lepiej, żeby ktoś je za ciebie pilnował - zapytał pogodnie, również podnosząc jeden przyrząd celowniczy.

W tym czasie Grey 35 nadal nucił radośnie swoja piosenkę, przewracając coraz to nowe elementy pancerza aż wreszcie dobrał ten który mu odpowiadał. Wyglądał na spokojnego, ale jak na wyluzowanie dziwnie się spieszył. Zakładał kolejne elementy zbroi, dobierał magi, granaty, prochy aż zaczął przypominać obwoźny stragan ze szpejem. Na sam koniec wyszczerzył się do wiszącego na ścianie miecza.
- My się chyba polubimy - mruknął zdejmujac broń z haka i poświęcił minutę na podziwianie zębatej krawędzi. O tak, zdecydowanie się polubią. Grunt to dobrać odpowiednich kumpli - z tą myślą przewodnią opuścił zbrojownię nim zleciała się reszta parszywego towarzystwa w Obrożach.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline