Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2018, 18:11   #213
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
U bram
Świat się kręcił, a Tori wraz z nim… a przynajmniej miała to nieprzyjemne uczucie w głowie, gdy patrzyła na mury miasta, jakby znalazła się w środku beczki spuszczanej w dół stromego stoku górskiego. Dlatego najpierw nie zareagowała na oburzające postanowienie Jorisa, by puścić wolno tego mrocznego i złego do szpiku kultystę zła i zdeprawowania.
Refleks od dziecka miała słaby, więc można było jej wybaczyć chwilę zwiechy i wyraźnego zdezorientowania… ale gdy Turmalina trzasnęła Rihahiha czy jak mu było, aż zatrzeszczał jak kopnięty wór pełen suchych kości, aż się prosiło o święte oburzenie kapłanki… tylko, że ona rozdziawiła usta, niedowierzając własnym oczom i uszom. Po raz pierwszy w życiu, poważnie zastanowiła się, czy w ogóle zna swoich towarzyszy na tylko dobrze jak uważała…

Szczęściem Pzeborka jako jedyna wykazała się jasnością umysłu i nie puściła „złamasa” bez pieniężnego zabezpieczenia w czeluść Neverwinter.
- Pójdę za nim dyskretnie - stwierdził Shavri, patrząc za potłuczonym. - Mógłbym też opłacić kilku uliczników, żeby nam powiedzieli, co robi w najbliższym czasie. Tylko muszę wiedzieć, gdzie wynajmiemy nocleg?
- Fallen Tower. Gospoda chyba dość znaczna - ozwał się Joris, walcząc ze sobą, czy pobiec za kapłanką, czy raczej zostać z drużyną. Ostatecznie westchnął tylko mając nadzieję, że półelfka jednak oszczędzi szarytę - Powinieneś łatwo trafić. A ten miglanc… Myślę, że dojdziesz za nim do jakiegoś pokaźnego domostwa miejskiego rajcy, czy inszego obrośniętego złotem i futrami Omara. Źródło jest w Thundertree i powinniśmy przygotować się do powrotu tam. Tymczasem zamówię nam nocleg w gospodzie i załatwię kilka spraw

To postanowienie otrzeźwiło nieco Melune, która, z jakiegoś powodu, capnęła z wozu tarczę z wygrawerowanym symbolem Świetlistej Panienki i plecak, i mrucząc coś niezrozumiale o mardukowym pokłosiu, pognała z brzdękiem zbroi do bramy, bez namysłu niknąc w tłumie sunącej gawiedzi, szukając wzrokiem dopiero co wyzwolonego jeńca. Nie było to trudne bo młodzian szedł lekko pijanym zygzakiem, zgięty z bólu, a wszędobylski tłum rozchodził się przed nim, jakby w obawie zarażenia się jego cierpieniem.
Torikha szczerze nienawidziła bogini Shar, ale jej nienawiść nie była tylko podyktowana „bagażem przeszłości” Selune i jej znikomej sławy siostry jaki każdy z kapłanów dostawał w spadku podczas uczenia się boskiego dogmatu.

Rika jako półelfka… jako łączniczka dwóch zgoła odmiennych sobie raz, nie potrafiąca odnaleźć się w świecie jednych i drugich, oraz… jako dziecko powstałe z gwałtu na swojej matce, urodzone w niewoli, parszywej, bolesnej i wyzbytej rodzicielskiej czułości… szczerze nienawidziła również swego ojca - oprawcy, który tak się składa nie tylko był wyznawcą Shar, ale był i Shaarańczykiem.

To podwojenie na zawsze napiętnowało dziewczynę niepohamowaną odrazą do wszystkiego co miało związek z krajem, językiem, wyznawcami i samym bogiem, w których nazewnictwach widniałoby to czteroliterowe słówko „shar”.

Jakkolwiek by jednak nie usprawiedliwiać ów gniew, Melune nigdy nie chciała się zemścić, ani odgrywać na innych istotach. Zamiast tego, wolała się od nich odgrodzić i podać w wątpliwość ich istnienie. Dlatego też wyparła z pamięci fakt, iż Rihar gnił kilka dni w więzieniu, nie odwiedzając go, ani się nawet o niego nie pytając, oraz ignorowała jego obecność podczas podróży do miasta. Jednak teraz dotarła do momentu, kiedy czuła, że odgradza się ona nie tylko od „zła” za jakie brała młodziana, ale i od dobra jakie w sobie miała, stając się po części tymi, którymi gardziła.
Ruszyła więc z pomocą. Z pomocą człowiekowi - nie kultyście, z pomocą istocie żyjącej i czującej, która zasługuje na akt bezinteresowności, taki sam akt, jakiego ona kiedyś doznała.
- Zaczekaj… Riha…rrrzzze? - zawołała za mężczyzną, który odwrócił się zdziwiony, widząc ją za sobą. Od razu nabrał podejrzeń, że być może zaraz dostanie kolejnego łupnia, albo zabierze mu pieniądze, lub znowu wrzuci do lochu na kilka dni głodówki.
- Chce ci pomóc… to wszystko… - wyjaśniła hebanoskóra podchodząc do chłopaka z wyciągniętymi dłońmi. - Uleczę cię…
- Eeee… co? - burknął, niedowierzając własnym uszom. - I… że niby mam ci jeszcze zapłacić co? Wiedziałem, że tak będzie… to w waszym stylu, pomyleńcy jedni… najpierw straszycie śmiercią, a później wypuszczacie na wolność… następnie… - Połamaniec zaczął stękać i gderać na grupę najmitów, wytykając ich głupotę, niezdecydowanie i co tam jeszcze.

„Przysięgam, że jak się nie zamkniesz, to tak ci powiem co o tobie myślę, że ci w pięty pójdzie…” pomyślała kwaśno szpiczastoucha, która od słowotoku przytyków, zaczęła gryźć się w język, jakby co najmniej żuła pasek suszonego mięsa. Szczęściem dla „złamasa” gdy Tori postanowi być spolegliwa, to się tego trzyma do samego końca, toteż nie odezwała się i nie uraczyła rozmówcy swoim zdaniem, cierpliwie znosząc deszcz niepochlebnych określeń w kierunku jej towarzyszy. W sumie, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w swoim życiu.
W końcu chłopak umilkł, widząc, że raczej nie spotka się z żadną odpowiedzią i łaskawie dał się uleczyć.
Kapłanka wykorzystała więc moment i… wyciągnęła z plecaka miksturę, którą wręczyła po raz kolejny zdębiałemu chłopakowi, który niewiele myśląc, odkorkował flaszkę i wypił jednym haustem zawiesistą zawartość. Wkrótce… sądząc po westchnieniu ulgi oraz braku poświstu w jego oddechu, Riharowi udało się uleczyć nie tylko złamaną rękę, ale także ukryte przed wzrokiem obrażenia.
- Pieniądze zachowaj, przydadzą ci się bardziej niż mnie. Uważaj na siebie… - Tymi słowy, Rika pożegnała się grzecznie i… zastanowiła się jakim cudem trafi ona do swoich kompanów, kiedy nawet nie wiedziała, gdzie sama się znajduje.

Szczęśliwie dla niej Shavri, który ruszył od bramy dopiero po dowiedzeniu się od komapnii, która już była w mieście, gdzie ich później szukać, zdążył już dojść na miejsce. Z ukrycia obserwował całą scenę i teraz wyłonił się z tłumu obok Toriki jakby znikąd.
- Możesz albo tu na mnie zaczekać, albo dołączyć do reszty - rzekł, gdy już powiedział jej, gdzie będą. Miał nadzieję, że jednak zaczeka tutaj. On sam nie wiedział, jak dojść na miejsce, ale koniec języka za przewodnika i do przodu. Nazwę miał.
- Nie mogę… muszę coś jeszcze załatwić… spotkamy się w karczmie. - Półelfka wydawała się mocno utwierdzona w tym co robi. Gdy już wiedziała, gdzie szukać towarzyszy, ruszyła główną ulicą w głąb miasta, z postanowieniem zameldowania się w świątyni swej patronki.
Shavri ze zrozumieniem przyjął jej decyzję. Pomarudził jeszcze chwilę za utykającym, najmując przy okazji kilku uliczników, których nie trudno było wytropić w miejskim gwarze.
Potem zawrócił. Neverwinter było bez porównania większe od Futenbergu i pewnie tyleż niebezpieczniejsze. Shavri więc swoją sakiewkę, choć nie miał w niej już za wiele, odpiął od pasa i wsadził za koszulę, przypinając do rzemienia, na którym wisiała już podobizna Bijak namalowana na szkle przez jego zdolnego młodszego brata. Wspaniałości Nevewinter może zdumiewałyby go bardziej, gdyby nie to, że głowę miał pełną zadań i zmartwień.
 
Drahini jest offline