Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2018, 19:11   #214
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Półelfka ruszyła niepewnie w tłum, rozglądając się płochliwie, acz ciekawsko na boki, podziwiając surową architekturę miasta. Trudno powiedzieć czego się spodziewała, ale Neverwinter nie wywarło na niej, ani pozytywnego, ani negatywnego wrażenia. Ot… wielka metropolia z ogromem ludzi i nieludzi, budowlami jednej na drugiej, zapachami i odgłosami mieszającymi się w jedną, poplątaną i trudną do określenia papkę… jak błoto, które wciągało głębiej, gdy się w nim szamotało. Ogrom ten oczywiście także przytłaczał. Z każdym krokiem kapłanka czuła na swych barkach i klatce piersiowej uścisk, jakby lodowy gigant usiadł na niej wielkim zadem i postanowił ją zgnieść.
Czy dobrze zrobiła, by odłączyć się od reszty drużyny? Od… Jorisa?
To nie tak, że bez myśliwego nie mogła się obyć. Jej ukochany potrafił być równie nieogarnięty co ona (jeśli nie bardziej), ale przyjemnie było „gubić” się razem… a nie w pojedynkę jak teraz.
Zaraz gdzie i po co miała ona iść? Czy tam za rogiem jest piekarnia? Ciekawe czy mają bułeczki z mięsnym nadzieniem? Ładnie pachnie… może powinna tam zajrzeć? Od dawna nie jadła nie tylko bułeczek, ale i ciastek z kardamonem i pistacjami. Ach!

Resztkami sił woli i z uciążliwie napływającą ślinką do ust, selunitka powstrzymała się od zajrzenia do pachnącego pieczywem przybytku, postanawiając, że w drodze powrotnej do niego wstąpi. Oczywiście nie przewidziała tego, że podczas podróży do i ze świątyni, zdąży się zgubić conajmniej cztery razy i w ostateczności zapozna się z całkiem innymi i odleglejszymi ulicami miasta.

Wracając do wędrówki… to gdyby nie dobre dusze, litujące się nad pierdołowatością Torikhi… to tyle by ją widzieli nie tylko towarzysze, ale i całe Phandalin. Na szczęście dzięki precyzyjnym wskazówkom typu: „Tam uj o!”, „Jeszcze prosto a potem w lewo”, „To nie ta dzielnica, musisz zawrócić”, „Daj mi spokój nie widzisz, że się śpieszę?!”; dotarła na miejsce.
Świątynia nie była duża, jak na gusta samej kobiety… w sam raz. Zrobiona na polu koła w którym mieściła się sala główna z ołtarzem w centrum. W środku było pełno istot, wiernych i kapłanów, którzy rozmawiali w grupkach stłoczeni w okolicy wspaniałego pomnika bogini.
Wystrój wnętrza był dla Melune wielce surowy i szary, ona sama była przyzwyczajona do jasnych piaskowców, srebra i gdzieniegdzie białego marmuru. Tu przeważała szara skała, trochę złota i błękitne proporce, ale co się dziwić? Była wszak na Północy. Surowej, dzikiej i nieodkrytej… przynajmniej przez Południowców takich jak ona.

[media]https://i.pinimg.com/564x/d2/e4/c1/d2e4c197c68fe2cb4d2e7de5f4143e2b.jpg[/media]

Swe pierwsze kroki hebanoskóra skierowała pod ołtarz, gdzie zapaliwszy kadzidełko oddała się żarliwej modlitwie dziękczynnej. Zwróciła na siebie uwagę kilku osób, gdy klęcząc tak na jednym kolanie, w pełnej zbroi, u stóp Świetlistej Panienki, modliła się i modliła z szerokim uśmiechem na ustach. Toteż gdy skończyła i rozejrzała się wokoło, nie miała problemu z wyłapaniem kapłanów, bo gapiło się na nią, aż trzech.
Podeszła więc do najbliższego z nich, który okazał się akolitą i grzecznie skierował ją z listem do kapłanki nieco dalej, w nawie. Ta odczytawszy korespondencję, zaprowadziła półelfkę do pomieszczeń znajdujących się po bokach sali głównej, gdzie znajdowały się pokoje użytkowo-mieszkalne.
Usiadłszy pod jednymi z drzwi, Rika cierpliwie czekała na „audiencję” u „arcykapłanki”, która zarządzała tym przybytkiem. Nie trwało to długo i wkrótce została w puszczona do środka.

Pomieszczenie okazało się małym biurem.
Na prawo od drzwi, stał regał ze zwojami, a na lewo z księgami (zapewne rachunkowymi i religijnymi). Na środku było obszerne biurko, za którym siedziała białowłosa elfka o niepokojąco jasnych oczach i przerażająco wystudiowanym uśmieszku.
Melune poczuła się nie tylko onieśmielona, ale i wyjątkowo brudna w zestawieniu z jasną cerą i nieskazitelnie perłową szatą, wyszywaną srebrną nicią, jaką miała jej gospodyni.
Dziewczynie zajęło trochę czasu, zanim dukając i gubiąc się we własnej historii, opowiedziała skąd przybywa, dlaczego została wysłana na Północ i gdzie się osiedliła.
Gdy Tori tak perorowała, dotarło do niej, jak nawiną misją się parała. Została wszak wysłana, by krzewić wiarę wśród pogańskich ludów, oraz gościć współwyznawców podróżujących przez dzikie tereny… gdy tymczasem trzy dni drogi od miejsca w którym zamieszkała, znajdował się klasztor jej patronki. Z drugiej strony… czemu tu się dziwić, Seloishara, która pełniła pieczę nad tutejszymi wiernymi, sama nie zdawała sobie sprawy o istnieniu kultu Selune na dalekim Południu i być może miała w planach wysłać kogoś ze swojej świty w podróż, do ziem spalonych słońcem?

Po mocno krępującym i prześmiesznym wstępie, obie kobiety przeszły do interesów, a raczej… konkretów. Półkrwi udało się uzyskać informacje na temat cennika i palety usług, jakie można było wykupić w tym miejscu. Kwoty zdawały się być horendalne dla ciemnoskórej, ale po dłuższym zastanowieniu, dotarło do niej, że to ona odzwyczaiła się od czynienia posługi za pieniądze. W dodatku… istniała zniżka (niewielka, ale zawsze) dla wyznawców bogini, pytanie tylko w kogo wierzył Trzewiczek? Ach, same problemy! Z jednego się wygrzebią to powstają drugie!

Na koniec rozmowa przeszła na temat zarazy. Okazuje się, że w mieście nikt o niej nie słyszał . Ani tu w świątyni, ani nawet w innych - ponieważ żaden z mieszkańców nie zachorował. Przypuszczenia co do magicznego zapoczątkowania choroby (czyli klątwy) zostały ostatecznie potwierdzone. Bez znalezienia kapłana (który ją rzucił), lub przedmiotu (który trzeba będzie odczarować), nie ma co myśleć o zażegnaniu problemu.

Na temat kultystów Shar, przyłączających się do smoków, elfia „arcykapłanka”, wyraźnie się zaniepokoiła. O tym też nie słyszała, ale to akurat nie dziwota.
Tu w Neverwinter jest wielu wyznawców mrocznej bogini, wszak obecne jest prawo wolności wyznaniowej. Na szczęście nigdy nie doszło do otwartego konfliktu między wyznawcami obu Panien, oraz w mieście Shar nie doczekała się oficjalnej świątyni. Zresztą sharyci rzadko afiszują się ze swoją religią. Najczęściej spotykani są oni wśród członków Gildii Złodziei, lub wśród magów, ale i tam pewnie się nie afiszują, gdyż magia Cienistego Splotu nawet wśrod wytrawnych magów uznawana jest za niebezpieczną.
Torikha więc bardzo długo odpowiadała na wnikliwe pytania, czując się jak na tajnym przesłuchaniu. Po godzinie ustawicznego wałkowania, gdy jedyną odpowiedzią półelfki zaczynało być: „niewiem”, obie kobiety zakończyły dyskusję, obiecując sobie bliższą lub dalszą współpracę, czy to tu, czy w Phandalin i kapłance nie pozostało nic innego jak wrócić do swoich towarzyszy.

Tylko, jak do cholery… miała do nich trafić?
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 18-04-2018 o 12:04.
sunellica jest offline