Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2018, 23:04   #7
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog kanna&Wisienki




Chwilę wcześniej…

Deanna Blackwood powoli odłożyła słuchawkę na widełki. Z jej oblicza nie dało się wyczytać niczego. Gościł na nim ten sam, co zwykle, wyraz twarzy – spokojne, uprzejme zainteresowanie. Standardowa mina nr 1, jak sama Deanna ja nazywała. A raczej jej ojczym. Stare dzieje. Kobieta nie płakała, nie histeryzowała – siedziała, totalnie nieruchomo, wpatrzona w przeciwległą ścianę.

Burza szalała w jej środku. Kochała Howarda. Dał jej to, czego najbardziej pragnęła – spokój i poczucie bezpieczeństwa. Przewidywalność, rutynę i pewność, ze wszystko toczyć się będzie podobnym tempem, w podobnym rytmie. Ramy. Stałość. Zwykle piękne kobiety chwilę przed 30 pragną inną innych rzeczy, ale Deanna za dużo przeżyła wcześniej. Za dużo... wszystkiego, więc potrafiła docenić to, co dawał jej Howard. Brała go takim, jaki był, z całym jego bagażem doświadczeń. Do którego zaliczała się, w sumie dość zabawna w swoim nastoletnim buncie, panieneczka Milli. Była miłym przerywnikiem dla codziennej pracy pani Blackwood: działalności charytatywnej, urządzaniu regularnych pikników dla bogatszych ( i mniej chorych) pacjentów New Orlean Sanitarium, oraz ich rodzin i darczyńców. Postrzegano ją jako oddaną żona, zawsze przy boku męża, wspierającą, kochającą, można nawet powiedzieć – pozostającą w jego cieniu. Milli była jedną z ulubionych rozrywek Deanny, zaraz obok gry w krykieta, tenisa, jazdy konnej i bywania na wernisażach początkujących artystów.
Obserwowała dziewczynę, jak badacz obserwuje niezwykle interesujący okaz owada. Czasem stawiała jej zadania i obserwowała reakcję, czasem prowokowała. Czasem – choć rzadko, bo nie chciała robić przykrości Howardowi – wygrywała ich przeciwko sobie.

A teraz Howard nie żył. Liczyła się z tym, że odejdzie pierwszy, ale nie spodziewała się, ze nastąpi to tak szybko. Wstała powoli, jedwabna, dopasowana suknie zaszeleściła cicho i podeszła do sekretarzyka. Wsunęła dłoń do środka i stuknęła bok jednej z szuflad. Panel odskoczył, odsłaniając niewielką wnękę. Wyjęła z niej kluczyk, którym otworzyła inną szufladę. Przez chwile studiowała zawartość, a potem wybrała dwie buteleczki. Włożyła je do torebki, wykonała kolejny telefon do James A. Caine'a. Panienka obiecała przekazać wiadomość.. znała takie panienki. Założyła lekki płaszcz, wydzwoniła szofera i kazała mu wyprowadzić auto. Planowała pojechać osobiście do pana Caine’a. Nie było na co czekać.



Teraz

- Milli, poczekaj - powiedziała miękko na widok dziewczyny.
Ta zatrzymała się, przed wejściowymi drzwiami czekając, aż macocha zejdzie z schodów prowadzących do jej skrzydła.
- Już wiesz - bardziej stwierdziła niż zapytała - nie żyje - głos Mili był cichy i drżący.

Deanna pokiwała głową.
- Wiem. Straciłaś ojca. To nie fair - pogładziła Millę po ramieniu, a potem objęła ją, naturalnym, niewymuszonym gestem wyćwiczonym na pacjentkach New Orlean Sanitarium. Na zdjęciach z pikników urządzanych dla sponosrów i rekonwalescentów NOS zwykle widać było panią Blackwood obejmująca jakąś pacjentkę. Lub przytulającą dziecko innej pacjentki. Ewentualnie ściskającą dłoń kolejnego sponsora . I Wszystkie te trzy zachowania - jako idealna żona pana Blackwooda - Deanna miała opanowane do perfekcji.

Milli objęła serdecznie macochę przytrzymując ją na chwilę w miejscu, wymieniły długie spojrzenie. Deanna wydawała się dziewczynie bardziej milcząca niż zwykle, słowa wypowiadała nieco ciszej. Sprawiała wrażenie nieco spokojniejszej i delikatniejszej niż zwykle. Trudno powiedzieć czy to niewyspanie czy efekt żałoby.
- Obie go straciłyśmy - wyszeptała, jej głos drżał - a teraz zbiorą się rekiny - kontynuowała już normalnym tonem - wiem, że wcześniej nie potrafiliśmy dojść do porozumienia i nie bardzo się lubimy ale teraz musimy zawrzeć sojusz, przynajmniej na jakiś czas. Znam tych szowinistów, będą nas rozgrywać przeciw sobie, żeby później uzależnić nas od siebie i położyć ręce na pieniądzach które są nasze. Będą rozgrywać nas aby przejąć nasz majątek za bezcen, ale nie tylko obcych musimy się bać, trzeba nam uważać na wspólników ojca aby nie zaczęli teraz prowadzić firm w swym własnym imieniu, dla swej własnej korzyści kosztem udziału ojca. Żadna z nas nie może do tego dopuścić, gdyż obniżając wartość majątku obniżymy też wartość naszych w nim udziałów…. Myślę, że watro byłoby wezwać prawnika ojca i z nim porozmawiać jak wygląda stan spraw, dowiedzieć się kiedy będzie testament, wspólnie udać się komisariat aby dowiedzieć się o szczegóły tego strasznego wypadku, wybrać się do tego kościoła na który tatko składał tak duże ofiary i złożyć kolejną upewniając się że pastor w trakcie pogrzebu będzie mówił o tatce w superlatywach i utwierdzi wiernych w przekonaniu, że skrzywdzenie wdowy i sieroty to grzechy wołające o pomstę do nieba… Na pogrzeb też musimy pojechać razem, a potem warto publicznie zaprezentować naszą jedność oraz zdolność do wspólnego przejęcia interesów udzielając wspólnego wywiadu w prasie. - Propozycje Mili z jednej strony były najzupełniej szczere i wynikające z racjonalnych przesłanek, ich wzajemne spory w małym środowisku Nowego Orleanu będą widoczne i wyczuwalne dla okolicznych biznesmenów, szarlatanów i oszustów jak krew w wodzie dla morskich potworów, a tego właśnie chciała uniknąć. Poza tym miała jeszcze jeden powód by złożyć propozycję zawieszenia broni, chciała mieć na oku macochę aby zmaksymalizować szansę, że nic nie wywinie i była przekonana, że macocha chętnie będzie trzymać swe oko na niej, przynajmniej do chwili gdy wszystko zostanie podzielone - Co o tym myślisz ?... Deanno możemy się nie lubić, ale jednego jestem pewna obie potrafimy liczyć pieniądze obiecajmy więc sobie, że żadna z nas nie zrobi nic co mogłoby narazić majątek Blackwoodów na uszczerbek, przynajmniej do chwili pełnego podziału, abyśmy mogły zacząć dwa niezależne od siebie życia.

Milli zbyt trzeźwo myślała jak na osobę pogrążoną w żałobie. Z jej słów wynikało, że wiele ma już zaplanowane. Prawnik, komisariat, kościół. Żałoba widocznie nie stępiła jej umysłu. Propozycja zawarcia rozejmu i pilnowania była rozsądna. Źrenice Deanny leciusieńko, prawie niezauważalnie się rozszerzyły. Nie doceniła małej. Ona sama w wieku 20 lat nie miała tak przemyślanych planów na wypadek nieprzewidzianej śmierci rodziców… A może ta śmierć była do przewidzenia? Czyżby Milla zrobiła jakiś resorach?
Objęła dziewczynę ramieniem i delikatnie pociągnęła w stronę salonu.
- Jesteś w szoku, Milla. Zostać sierotą w tak młodym wieku… to koszmar, którego nie potrafię sobie nawet wyobrazić. Taka delikatna dziewczyna jak ty… Nie przejmuj się niczym. Owszem, nie byłyśmy przyjaciółkami, ale ja szczerze kocham twojego ojca. A ty byłaś dla niego najważniejsza na świecie. A on był najważniejszy dla mnie. Zrobię wszystko, żeby go nie zawieść. Nie przejmuj się niczym, odpocznij. Zadbam o ciebie, Milla. Usiądź. – posadziła ją delikatnie na fotelu. – Jesteś w szoku – powtórzyła. – To naturalne w tych okolicznościach.. to nadmierne pobudzenie, ta przemożna chęć działania, natłok myśli i słów .. widziałam to nieraz u pacjentów w NOS.
Sięgnęła po stojącą na barku karafkę i nalała wody do rżniętej grubo szklanki do whisky.
- Napij się – powiedziała podając dziewczynie szklankę. – Nie proponuje Ci alkoholu jesteś za młoda a teraz ja za ciebie odpowiadam. Ale to ci pomoże – wyjęła z torebki niewielką buteleczkę i wlała kilka kropel do szklanki Milli.
- Wypij. – poleciła. - To łagodny środek, pomoże ci się uporać z szokiem.

Mili spojrzała na nią ironicznie, zapisując sobie w myślach kolejny dowód na lekomanię mamusi, nikt normalny nie nosi przy sobie środków uspokajających, nie bez powodu, a już na pewno nie o tej porze wychodząc z domu.... Ojciec dopiero co umarł, Deana nie zdążyłaby kupić ich dzisiaj… dodając dwa do dwóch wiedziała już z czym ma do czynienia
- Kochana mamusiu - odpowiedziała z przekąsem gdyż macocha nie była wcale od niej aż tak dużo starsza - wybacz ale nie wierze w lekoterapię, środki uspokajające jedynie otępiają i nie pozwalają działać wtedy kiedy trzeba gasić pożary, a ból i tak będzie trzeba przeżyć w stosownym czasie... Jednak jeśli potrzebujesz czegoś na… hym…. wzmocnienie nie krępuj się moją obecnością, nikomu nic nie powiem. Jeśli chcesz mogę zadzwonić do lekarza który leczył ojca aby przyjechał i z czymś mocniejszym. To przecież zrozumiałe, że się załamałaś i zatraciłaś w opiece nad jedynym dzieckiem Twej prawdziwej miłości, masz prawo czuć się załamana, i zagubiona w tej sytuacji, strata jest dla Ciebie czymś zupełnie nowym, a mnie życie przyzwyczaiło już do bólu straty rodzica. Wybacz moją raptowność, ale pamiętam działania ojca po śmierci matki - uśmiechnęła się smutno - i robię wyłącznie to czego w mojej opinii on by sobie życzył. Rozumiem, że to niefortunne zdarzenie wytrąciło cię z równowagi rozumiem to, jeśli nie planujesz działać a pogrążyć się w rozpaczy, nie będę Ci bronić. Wybacz ja jednak nie mogę sobie na to pozwolić, mam umówione spotkanie…

Deanna natychmiast się odsunęła, patrząc z niepokojem na dziewczynę.
- Sarkazm to częsty mechanizm obronny w stresie - powiedziała. - Uważaj na siebie, Milli.
- Z całą pewnością będę, na siebie uważać. Nie martw się raczej wrócę na kolację chyba, że wujek Jo mnie zatrzyma wiesz jaki on jest…
- powiedziała kierując się do drzwi. Jose czekał na nią w samochodzie.

Deanna upewniła się, ze dziewczyna wyszła i odjechała. Kazała poczekać szoferowi, a sama wróciła na górę i weszła do części domu zajmowanej przez Milli. Planowała rozejrzeć się, poszukać dokumentów, listów lub innych pism, przejrzeć zawartość sekretarzyka i biurko dziewczyny.

Dopiero potem pojedzie do biura James A. Caine’a. Wcześniej czy później musi się tam pojawić, prawda?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 03-04-2018 o 19:01. Powód: kosmetyka
kanna jest offline