Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2018, 13:43   #276
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yHipUThfNOc[/MEDIA]
Condor się zgodził. Chociaż poszarogęsił się po psiarsku, wprowadzając swoje porządki ale póki co działało. Wyglądało nawet jakby każdy dostał zadanie do wykonania. Chelsey słyszała nawet jak rozmawia z paramedyczką w sprawie priorytetu dla Black 8. Z rozmowy wynikało, że jako jedyna rokuje nadzieję na względnie szybki powrót do służby. Bo Ortega i Hollyard potrzebowali operacji których Herzog wolała się nie podejmować. Jak powtarzała była paramedykiem a nie chirurgiem. Ani okulistą. Ani neurochirurgiem. A to właśnie było potrzebne by wykonać wspomniane operacje.
- Słuchaj, chciałaś ze mną rozmawiać. - w słuchawce Diaz usłyszała głos kapitana gdy połączył się na prywatnym kanale jak go prosiła.

Te kundle robiły się coraz mniej do zniesienia, im dłużej się z nimi przebywało, albo to Diaz siadała już wrodzona empatia i dobroć. Też wrodzona.
- Si, coś pamiętam że mieliśmy truknąć - wyszczerzyła się w eter, macając po pancerzu w poszukiwaniu fajek - Chcę pogadać, morda w mordę. Nie przez tą badziewną szczekaczkę. Chyba nie opierdolą ci pagonów do zera jak wyjdziesz na parę minut, que Condor? Esta… ty też potrzebujesz przerwy y soy… mam sprawę, claró? Ale to na solo i żywca.

- Coś co do tej misji? -
Diaz miała wrażenie, że rozmówca mruży oczy chociaż pewnie nie był kompletnie pewny o co może jej chodzić więc postępował jak zwyczajowy gliniarz i dowódca. W głosie było u niego słychać wahanie i niepewność jakby gliniarska natura kazała węszyć mu w tej sytuacji coś podejrzanego.

- Por tu puta madre, cabrón - piromanka westchnęła cierpiętniczo dając lambadziarzowi do zrozumienia jaki to nietakt popełnił węsząc tam, gdzie jego kundlowaty kinol węszyć nie powinien, bo sensu w tym brak i czasu szkoda - Wrzuć na luz bo ci żyłka zaraz się przepnie i pierdolnie z nerwa, bo dobry dupa z ciebie i szkoda by tak na zmarnowanie poszła przez głupotę. Chodzisz podkurwiony jakby ci pollas z sąsiedztwa ojebali chałupę i jeszcze klocka zostawili na środku dywanu… a to nie warto, czaisz? - skrzywiła się, pogięty papieros wylądował między wykrzywionymi ku dołowi kącikami ust - To wszystko jest warte chuja i tyle. Jak ma kogoś rozpierdolić, to i tak go rozpierdoli, claró? Jak Wujaszka - zrobiła przerwę żeby odpalić papierosa i ogarnąć trzęsący się głos. Wreszcie prychnęła - A będzie ci lepiej jak powiem że biega o misję? Bo może biegać. Albo możemy wyjebać wspólnie kielicha jak ci obiecałam tam na moście. No tengo el humor… a kurwa nie chce mi się zalewać mordy w pojedynkę. Więc sfruń z grzędy Condor. Jeszcze nigdy nie piłam z kimś od ciebie. Z psich mundurów. Zwykle się po rewirze z gnatami i maczetami ganialiśmy. Też zabawne, ale dupa mnie boli od tego cięcia kurew. I paznokieć na nich złamałam. Poza tym leniwa puta sie na starość zrobiłam… zupełnie jak moja babka. Niedługo zacznę srać pod siebie. Ale póki co… póki jeszcze dycham i póki ty dychasz. Dawaj się napić.

W eterze słuchawki zapanowała cisza. Diaz miała wrażenie, że gliniarz główkuje nad tym co właśnie mu powiedziała. Wreszcie odezwał się ponownie.
- Czekaj przy recepcji. - rzucił krótko i się rozłączył. Recepcję ciężko było ominąć. Była tuż przed głównym wejściem do terminala a poza tym znad niej straszyła wypalona ręka jakiegoś trupa z drapieżnie zakrzywionymi palcami oblepionymi kawałkami zwęglonego mięsa. Tam rzeczywiście po chwili czekania pojawił się kapitan Raptorów gdy zszedł ze schodów wieży. Podszedł do recepcji szybkim, zdecydowanym krokiem i zatrzymał się przed Black 2.
- Chodź do biura. - powiedział wskazując głową na jedne z drzwi prowadzących gdzieś właśnie do części służbowej budynku.

Piromanka nie omieszkała obciąć go uważnym spojrzeniem od góry do dołu, gdy tak kopytkował do niej przez hal i wcale się z tym nie kryła. Kiwnęła mu łbem na zgodę, odbijając się plecami od ściany.
- Do biura? Por que? - spytała równając z nim krok - Chcesz mi zaproponować umowę o dzieło i najniższą krajową na rękę pod stołem plus trabajo bez dnia wolnego, bez ubezpieczenia… a jak mi się nie podoba to już masz asfalta na moje miejsce? Albo gnidę. Un polla - rzuciła w Raptora szerokim, poczciwym wyszczerzem niesłusznie skazanego kryminalisty. Tak było łatwiej niż zaczynać od cięższych tematów. Takich wagi Wujaszka i chujni w jakiej tkwili po uszy grupowo i bez wyjątków.

- Ja? Wydawało mi się, że to ty masz do mnie sprawę i coś do powiedzenia w cztery oczy. - Diaz ciężko było się zorientować czy idący obok facet w oporządzeniu policyjnego szturmowca żartuje czy mówi na poważnie. W każdym razie przeszli przez jakiś korytarz który wyglądał właśnie jak biuro po chaotycznej ewakuacji powinno. Jakieś rozbite albo porzucone kawałki biurowego wyposażenia widać było co krok. Tam jakieś zgubione holo, gdzie indziej porzucony but, ślady krwi na ścianie albo rozbite naczynie. Nikt się tym nie przejmował i nie miał zamiaru sprzątać.

Kapitan Raptorów otworzył jakieś drzwi które okazały się całkiem sporym gabinetem ze sporym biurkiem po jednej stronie i zestawem stolikowym, kanapą i fotelami po drugiej. W połączeniu z plakatami reklamującymi linie lotnicze i zapewniającego o najwyżej jakości usług wyglądało to jak biuro jakiegoś managera na lotnisku chyba powinno. Nie było też żadnych xenos, ani żywych ani martwych. Oficer odłożył więc swój karabinek na te biurko widząc, że nie ma potrzeby go używać.

Black 2 rozejrzała się po pokoju, aż wreszcie splunęła wesoło na ścianę, dokładając własny element do ogólnego burdelu.
- Prawie jak w domu - westchnęła rozmarzona, podziwiając syf, juchę i potrzaskane meble. Szybko jej zainteresowanie wróciło do gada w psim kubraczku. Zwykle z podobnymi mu lambadziarzami… no kiepsko się gadało i zawsze zaczynało od pretensji, gróźb. Albo wymiany ognia, zależało od sytuacji.
- Ktoś już testował lokal - parsknęła, pokazując na dość świeże kubki po kawie i swojskie, białe zacieki na biurku. Dla odmiany ona podeszła do fotela, po drodze zrzucając z pleców miotacz i zbędny szpej. Broń gruchnęła o ziemię.
- Que puta... - piromanka odetchnęła z ulgą której nawet nie zamierzała maskować. Walnęła się na miękki mebel, filując na lambadziarza stojącego parę metrów od niej i z uśmiechem wygrzebała butelkę z nadszarpniętego losem, czasem i walkami sprzętu.
- Śmiało - zamajtała szkłem, a słońce odbiło się od złoconej etykietki z wiele mówiącym napisem “tequila” - Jebnij lufę na rozgrzewkę i siadaj - wskazała brodą krzesło naprzeciwko - Co tak będziesz stał jakbyś mi miał zamiar zajebać mandatem.

Gliniarz przyjrzał się poczynaniom Parcha chwilę taksując ją spojrzeniem gdy tak się rozsiadła na fotelu i pomachała butelką. Na niej zawiesił na chwilę wzrok po czym rozejrzał się w po biurze.Ruszył w stronę automatu butli z wodą i papierowymi kubkami.
- Chyba rzeczywiście dobry moment na to. - powiedział obsługując się i po chwili usiadł na drugim fotelu stawiając kubki na stoliku. Podstawił je Diaz do napełnienia - No to otwieraj bar. - rzekł do niej lekko krzywiąc wargi w czymś podobnym do uśmiechu.

Latynoska wybałuszyła oczy, wyciągając szyję i gapiąc się na papierowe pierdy jakby nie wierzyła co właśnie wjechało jej na warsztat. Przeniosła wymownie wzrok z kubków na flaszkę i znowu do kubków i skończyła na un perro, wzdychając tak cierpiętniczo że od samego słuchania serce pękało.
- Mieeeeeeerda Condor… - uniosła oczęta ku sufitowi, kręcąc powoli głową na boki - Taki duży chico w pajacyku i jeszcze z obsranym pagonem… a tyle się jeszcze musisz nauczyć - popatrzyła na niego smutno, bolejąc nad przypadkiem jaki oto zespawnił się w fotelu obok. Szybko przekręciła flaszkę łapiąc ją za szyję i stuknęła łokciem w denko aż pyknęła nakrętka. Po tej sztuczce odkręcenie korka było już tylko formalnością.
- Balle… i niech będzie dzień dziecka. Zaczniemy po twojemu, pendejo. Potem nauczę cię jak się pije na rewirze - Parch łyknęła kontrolnie, mrużąc oczy i mlaszcząc przez chwilę, aż skrzywiła się z aprobatą. Szybko zabrała się za napełnianie gównianych kubeczków w ogóle - Jest… por tu puta madre. Dupy nie urywa, ale i nie ma siary. Dobra gorzała - zawyrokowała tonem eksperta. Odstawiła szkło i wzięła do ręki kubek, rzucając wyszczerzem po okolicy - A teraz zapominamy że nosisz ten badziewny pasiak, a ja ojebałam jubilera dla fetyszystów. - uniosła papier do stuknięcia - Soy Chelsey... y tu?

Gliniarz chyba nie do końca był pewny co i o czym tak gwałtownie mówi jego rozmówczyni. Tak przynajmniej można było sądzić po lekko przymrużonych powiekach i ściągniętych brwiach. Ale widocznie ogólny przekaz zrozumiał. Sięgnął po swój papierowy kubek, zajrzał do wnętrza, zamajtał nim i w końcu podniósł wzrok na Latynoskę.
- Sven. Ale jak mówisz, to nie wychodzi poza te drzwi. - powiedział wyciągając swój kubek do toastu. Potem przełknął pierwszą porcję alkoholu, skrzywił się, zerknął znowu na już pusty kubek i trochę jakby się zasępił. - Właściwie to picie na służbie jest zabronione. - dopowiedział trochę do Chelsey a trochę do samego siebie. Jednak w końcu wzruszył ramionami i podstawił kubek pod kolejną porcję trunku.

- No, no, no…nie tak. Tak nie piją chicos grandes - poniuniała dziwnie łagodnym i cichym tonem, podnosząc butelkę i bez ceregieli pociągając z gwinta. Zabulgotało w przełyku, zapiekło. Sapnęła odsuwając szyjkę od ust i podała butelkę bezpośrednio trepowi, dosłownie wciskając mu ją w ręce zanim zdążył pomyśleć o kubkowych bzdetach.
- A tam zabronione, kto się dowie? - szybko znalazła pozytyw, rozkładając ręce i wzruszając ramionami - Nie lamp się tak, ja cię nie podpierdolę. Nie sypię, to wbrew zasadom z dzielni. Zresztą po chuj? Masz zluzować stuleję, nie się przejmować pierdami, claró niño? No, to wal z gwinta. - wstała energicznie robiąc dwa kroki w bok do biurka. Macnęła się po pancerzu zrzucając go i z jękiem ulgi rozprostowała plecy, a po chwili potarła kark.
- Por que policia? - musiała spytać, wracając do fotela - Nie było innej fuchy?

Zanim Raptor odpowiedział to chyba się trochę zdziwił gdy ciężki pancerz Black 2 trzasnął o podłogę a ona sama została w samych spodniach, tych obcisłych i z naniesionymi płomieniami, no i skromnej bluzce. Łyknął z butelki, skrzywił się trochę,sapnął też trochę i znowu wrócił spojrzeniem do kobiety stojącej obok sąsiedniego fotela.
- Zawsze chciałem chronić i służyć. Taki charakter. Tutaj zwykle jest bardzo spokojnie, prawie nudno. A “Raptory” to najlepsza jednostka w Policji jaka jest na tym księżycu. - wyjaśnił gliniarz obserwując Latynoskę o płaskim brzuchu przykrytym obecnie jedynie skrzyżowanymi paskami krótkiej bluzeczki. - A właściwie to co chciałaś? - zapytał siedzący na fotelu facet przenosząc w końcu wzrok z nóg, bioder, brzucha kobiety na jej twarz.

- Zakuwać w kajdanki, pałować za wykroczenia drogowe? Wlepiać mandaty za śmiecenie i picie w miejscu publicznym? - Parch uniosła lewą brew ku górze, podchodząc powoli do fotela. - Lubisz… być potrzebny, si? Pomagać. Dogadasz się z tą rudą lambadziarą. Oboje was popierdoliło. Nie ogarniam chico, seryjnie. Chronić i służyć. Nadstawiać dupy za kogoś kto pewnie przy pierwszej okazji zapierdoli ci kosę pod żebra. Nie lepiej znaleźć familię i jej się trzymać? Bezpieczniej… i syfa nie tak łatwo nie złapiesz. Ani nikt cię nie wyroluje… ech, Mierda. - zmarszczyła czoło. Nie szczerzyła się już, przynajmniej chwilowo. Przejęła butelkę, pociągnęła z gwinta i bez ceregieli klapnęła Raptorowi na kolanach, podając przy okazji butelkę - Tam na moście coś ci obiecałam, cabrón - podjęła wątek zwyczajowym tonem południowej ekspresji słowem i gestem - La palabra cosa es santa. Drin i masaż - przeparadowała paluchami po raptorowym napierśniku, zniżając głos do pomruku - Ale to przez pajacyk chujnia. Pij, będziesz łatwiejszy - skończyła elementem optymistycznym.

- Chłopaki z oddziału mnie nie wyrolują. Jak w rodzinie. Kompania braci i takie tam.
- Sven powiedział z przekonaniem. Widocznie był o tym święcie przekonany bo pokręcił do tego głową nie przyjmując takiego wariantu na poważnie. Dłoń powędrowała mu do biodra Latynoski gdy ta stanęła przed jego fotelem. Przesunął ją na jej brzuch, kierując się wzdłuż czarnych pasków bluzeczki jakie krzyżowały się na jej brzuchu.
- Drin to drin ale masaż? - brew gliniarza uniosła się nieco do góry gdy przejął butelkę od Diaz. Sam łyknął ale już usta i gardło były trochę nawykłe do smaku i mocy trunku więc już tak się nie krzywił. Potem spojrzał z bliska na twarz kobiety jaka w międzyczasie usiadła mu na kolanach. Dłoń znów dała upust ciekawości gdy przesunęła się po obojczykach Chelsey, potem na jej bark i plecy.
- Szczerze mówiąc sądziłem, że tak grzecznościowo pitolisz. - przyznał chyba całkiem szczerze zerkając na jej reakcję. - To mówisz, że nie ściemniałaś wtedy? - uniósł brew chyba zaskoczony tym faktem. Ale całkiem przyjemnie zaskoczony. Chelsey wydawało się, że wreszcie zaczyna się rozluźniać gdy alkohol, rozmowa i ona sama na jego kolanach zaczynały zmiękczać jego gliniarskie bariery jakimi zwykle odgradzał się od reszty świata.

Diaz przemodelowała się, rozwalając się na gościnnych kolanach i przerzucając nogi przez oparcie fotela. Otoczyła też ramieniem psi kark, drapiąc go leniwie po linii gdzie zaczynały się włosy.
- Por tu puta madre… jeszcze ogarniam co nawijam, a jak podklepuję temat to nie po to żeby mordą trzaskać, claró polla? Dostałam parę razy po łbie, ale to nie zmienia najważniejszego. Nie jestem Połykiem ani Tatuśkiem, żeby ryj mieć szeroki i finito - prychnęła robiąc obrażoną minę - Grzecznościowo to mogę komuś wyjebać z dyńki. Albo posmyrać napalmem. Ewentualnie iść eskortować wycieczkę cywilbandy jak zajdzie potrzeba i Latarenka zacznie skrzeczeć że trzeba, bo… coś tam. Jak wtedy gdy was zjebało na glebę prosto w kurwidołek. Ciebie i chicę od Romeo. Albo w Seres przy bryce, po tym jak ten niemyty brudas spierdolił się szkitą na gruz. Kaleczniak - prychnęła, wyginając klatę do przodu aby ułatwić macanie. Sama też nie próżnowała, przechodząc dotykiem drugiej łapy do szyi i zarośniętej lekko brody. Drapała ją wzdłuż linii szczęki nie przestając nawijać - Czy ja do ciebie hablam po hiszpańsku, que? - zmrużyła oczęta, przybliżając twarz do jego twarzy - Wyskocz z tej blachy to się sam przekonasz. Chyba że mam ci z tym pomóc, no problemo. Gdzieś jeszcze mam otwieracz do konserw - pomachała nadgarstkiem z panelem technika.

Mężczyzna w pancerzu policyjnego szturmowca sfatygowanego w podobnym stopniu jak pancerz Black 2 który nadal leżał na podłodze przy jej fotelu skinął krótko, krótkoostrzyżoną głową.
- Wiesz? Chyba się dogadamy. - powiedział i zaraz potem skorzystał z uroków nadstawionej kobiecej twarzy. Wpił się w nią ustami a zaraz potem samo poszło. Dłoń zaczął mu buszować gwałtownie i bez wahania miętoląc jej bluzeczkę i jej zawartość, przesuwała się w dół na brzuch to znów wracała na górę. Trzymana butelka mu w tym wydatnie przeszkadzała więc na moment oderwał się ustami od ust Parcha i odstawił ją na podłogę, z boku fotela.
Teraz miał pełną swobodę manewru obydwiema dłońmi więc szybko z tego skorzystał. Badanie ciała kobiety już widocznie mu nie starczało bo gwałtownymi ruchami zaczął zdejmować z niej to co miała na sobie zaczynając od bluzeczki którą szybko zdjął przez jej ramiona. Starczyło mu to ale tylko na dość krótką chwilę gdy miał do dyspozycji swoich rąk i ust górne wdzięki Chelsey.
- Wstawaj. Nie mamy za dużo czasu. - powiedział ponaglająco przerywając na chwilę pośpieszne, chaotyczne pieszczoty by właściwie postawić ją z powrotem do pionu nad i przed sobą i zacząć rozpinać jej spodnie.

- No tan rápido! - Black 2 zarechotała, odtrącając jego łapy i robiąc krok do tyłu. - A komplet szczepień masz? Nosówka, wścieklizna? Gubienie sierści? - spytała profilaktycznie, samej wydobywając się z ciuchów. Na wyścigi ściągała spodnie i walczyła z paskami topu, aż oba ciuchy nie poleciały tam gdzie pancerz - I gdzie “masz prawo zachować milczenie”, “cokolwiek powiesz zostanie użyte przeciwko tobie” i “masz prawo do jednego telefonu i adwokata z urzędu”? - wróciła na poprzednia pozycję z zamiarem niesienia pomocy przy zdejmowaniu puszek, mundurów i całej reszty niepotrzebnego badziewia. Condor miał rację - akurat czasu mieli najmniej ze wszystkich dostępnych zasobów.

On też wstał. Na siedząco było o wiele trudniej pozbyć się ubrania, nawet zwykłego a nie mówiąc o pancerzu. Wstał i kiwał z zadowoleniem głową widząc jak kolejne fragmenty ciała kobiety naprzeciwko zostają coraz bardziej odkryte. Sam też gdy już wstał zaczął zdejmować z siebie zbędny do planowanych działań sprzęt. Pancerz z całym oporządzeniem poleciał na podłogę. Po nim kombinezon ochronny a po nim podkoszulka. Gdy ukazał się jego tors okazało się, że ma na nim wytatuowanego drapieżnego ptaka w bojowej pozie, jakby rzucał się na obserwatora do ataku. Mężczyzna nie zawracał sobie tym głowy tylko szybko zaczął ściągać własne spodnie i buty by pozbyć się ostatnich ubrań.

Brwi Latynosce drgnęły na widok dziary, pysk się jej rozjaśnił. Dobrze trafiła z ksywa, no bez jaj! Ale nie to było najlepsze - kundel sam się oporządzał, widać dobrze go wytresowali. Przyjemnie się patrzyło jak krok po kroku zrzuca z siebie graty, a spektakl Dwójka uprzyjemniała sobie pociąganiem z butelki. Poczekała aż ostatni element zbędnego oporządzenia wyląduje na glebie i przystąpiła do ataku. Złapała go za ramiona, obracając frontem do siebie, a parchata twarz wystrzeliła do przodu, kąsając trącące tequilą usta trochę powyżej jej własnych. Że też te cholerne psy tak dobrze karmili…
- Siad - warknęła zaczepnie, pchając go mocno otwartą dłonią w klatkę aby grzecznie posadził dupsko w fotel za plecami.

Gliniarz który bez swojego munduru i oporządzenia teraz znacznie bardziej wyglądał jak zwykły facet chyba był zaciekawiony tym co szykuje Chelsey bo dał się posadzić z powrotem na fotelu. Przyzywająco jednak przywołał ją gestem palca wskazującego.

Piromanka sapnęła ni to zła, ni to rozbawiona, zakładając ręce na piersi i przyglądając się lambadziarzowi spod przymrużonych powiek.
- Popierdoliło cię na starość, hijo de puta? - zapytała grzecznie, przepijając większą ilość wulgaryzmów procentami - Tym paluchem to sobie machaj na kolegów pod prysznicem, jak mydło upuścisz… a jebać. Ten jeden raz - wreszcie machnęła łapą w wielkopańskim geście aby przypadkiem nikt nie przeoczył jak łaskawa i wspaniałomyślna zamierza być. Ten jeden raz. Butelka stanęła na biurku, a Diaz przeszła te parę kroków do fotela. Położyła ręce na kolanach mundurowego bez munduru, rozsuwając je na boki i opadła na własne kolana w powstałą przestrzeń.
- A to przypadkiem nie podpada pod jakiś wasz bzdurny paragraf? - rzuciła drugim pytaniem, przybierając zatroskaną minę. Równą troską zajęła się obszarem bioder, drażniąc go dotykiem na razie spokojnym, niespiesznym.

Sven wyglądał, że niezbyt podpasowała mu pyskówka Latynoski rodem prosto z jej dzielni. Ale gdy jednak zaczęła wyprawiać swoje manewry przy nim i na nim chyba wszystko mu zeszło na dalszy plan. Oddech mu się znacznie przyśpieszył i dało się wyczuć kumulujące podniecenie jakie go ogarniało.
- Odkąd zamknęliśmy te drzwi nic nie jest wedle paragrafów. Więc weź się tym nie przejmuj bo trzeba będzie się ubrać i wyjść na zewnątrz. - wymruczał przez zaciśnięte zęby Sven. Chelsey wyczuwała, że jest już odpowiednio urobiony więc miał ochotę do szybszych zabaw.

- I dobrze, lepiej ci bez tej sztywniackiej otoczki - Diaz wyraziła opinię, dumając czy pomęczyć go jeszcze, czy odpuścić. Wyglądało że zwykły masaż odpadał, bo kundel już się podjarał. Pewnie nie miał za dużo okazji do rozładowania ciśnienia odkąd na Yellow zaczął się burdel z kurwami, ale nie tymi do ruchania.
- Poza te drzwi też możesz wynieść trochę luzu. - mruknęła nisko, zabierając dłoń. Zamiast tego nachyliła się mocniej, ściskając piersi po bokach od zewnętrznej strony tułowia. Splunęła na nie i na uwięziony między nimi sprzęt do pałowania, szczerząc się do góry, gdzie sapiąca gęba.
- Nie zdechniesz od tego - dodała, zaczynając inny niż standardowy rodzaj masażu, przez co i jej usta zyskały zajęcie, odcinając dopływ zaczepnych gadek, przynajmniej tymczasowo.

Uwięziony między fotelem a aktywną współużytkowniczką tego fotela i jego właściciela mężczyzna choć miał wolne usta to coś nie wdawał się skory i chętny do rozmowy. Ale i tak po coraz szybszym sapaniu i jękach dało się poznać, że jest pod wrażeniem tego latynoskiego wydania masażu. Ręce błądziły mu po głowie i ramionach aktywistki, czasem schodziły na łopatki ale raczej były to mało skoordynowane ruchy.
- Dawaj! Chodź na siodło! - powiedział zaspanym niezbyt już przytomnym głosem gdy górę nad nim wzięły zniecierpliwione hormony. Klepnął się po udach dając wyraz, że choć jest zachwycony pokazem umiejętności Chelsey to jednak chciałby posunąć zabawę o krok dalej.

Piromanki nie trzeba było specjalnie namawiać. Prędko zebrała się z podłogi, zmieniając meldunek na piętro wyżej. Oddychała płytko, dysząc jak pedofil w żłobku. Albo zoofil w schronisku, bo chyba zahaczała właśnie o zoofilię, ale jebać to. A raczej jebać wrednego kundla i to z przyjemnością. Z pyska całkiem prawilny, a bez badziewiarskiego pasiaka wyglądał prawie jak chłopak z dzielni. Wystarczyło zapomnieć co leżało w kącie pokoju.
- Zawsze mówiłam, że was… putas policia… - sapnęła rozradowana, wskakując na gliniarza i biorąc go pospiesznie, bez bawienia w półśrodki. Siłą rozpędu docisnęła mu się do kolan -... to trzeba jebać. - dokończyła chrypiąco, wybijając się do góry i zaraz znów prędko opadając na dół. Rękoma zablokowała mu głowę, przeprowadzając drugi atak od góry. Wpiła się żarłocznie w rozchylone usta, wpuszczając w nie na przeszpiegi ruchliwy język.

Facet w pierwszej chwili zgrzytnął gdy tak nagle i bez żadnego wstępu znalazł się wewnątrz kobiety ale najwyraźniej mu się to spodobało. Wydał z siebie jęk ulgi gdy pierwszy ogień pożądania został zaspokojony. Widać było też jak podoba mu się ognisty temperament kochanki, bez ograniczeń i zahamowań. Musiał czuć się jak ryba w wodzie albo jeszcze lepiej. Bo fotel zaczął gwałtownie trzeszczeć i podskakiwać gdy dwa splecione ze sobą ciała zaczęły nim bezlitośnie szarpać, stukać i ujeżdżać. Sven złapał mocno za boki Latynoski pomagając utrzymać jej właściwą pozycję i szybki rytm. Sam też współgrał w tym szaleńczym tempie. Raz obydwa torsy ocierały się o siebie jakby próbowały się nawzajem zmiażdżyć czy wyprzeć z zajmowanej pozycji. Wówczas szorowały i siebie rozgrzaną, spoconą skórą. Zaraz odchylały się gdy dłonie i usta chciały nacieszyć się walorami tej drugiej strony.
- Chodź tu! - bez żadnego ostrzeżenia wstał z fotela i właściwie zrzucając z siebie latynoską dziewczynę. Ale złapał ją za nadgarstek nie dając jej upaść i wprawił w obrót dookoła siebie tak, że wylądowała przy ścianie tego biura.
- Tam było trochę niewygodnie. - wysapał jej do ucha i zaraz znalazł się za nią i ponownie zaczął pakować się do jej środka. Teraz ona znalazła się stojąc między ścianą a pompującym ją od tyły gliniarzem. Nie dało się przegapić zwłaszcza, że był od niej wyższy i masywniejszy. Tylko rytm jaki ćwiczyli przed chwilą na fotelu pozostał tak samo szaleńczy, ocierając się nawet o brutalność.

Brakowało tylko skucia kajdankami, paru pięści i krwi sączącej się z nosa, a Diaz normalnie poczułaby się jak w domu. Za starych, szczęśliwych czasów przed ostatecznym zapuszkowaniem i
- Pierdol mnie… a nie pierdol… bzdur - musiała coś powiedzieć, zareagować na bezczelne i chamskie wręcz zachowanie kundla, który radził sobie całkiem nieźle. Mierda… radził sobie lepiej niż dobrze. Nie bawili się w mizianie i inne pierdy, były dwa ciała palone żądzą którą dało się zaspokoić tylko w jeden sposób - to właśnie robili. Najszybszą drogą jechali na samą górę, a przynajmniej Latynoska. Przyklejona do ściany, zakleszczona od tyłu powoli traciłą oddech, a im bliżej szczytu, tym bardziej stawała na palcach, drapiąc paznokciami tynk i ramię obejmujące ją za szyję podczas gdy dłoń ściskała parchatą pierś z siłą imadła.

Spocony facet za spoconymi plecami Black 2 też musiał dochodzić do kulminacyjnego momentu. Dociskał ją mocno, zupełnie jakby miał zamiar wcisnąć ją w tą ścianę. A tempo obydwoje było jakieś olimpijskie. Wreszcie równie nagle jak wcześniej zerwał ją z fotela teraz nagle wyślizgnął się z niej i odwrócił twarzą do siebie, trzaskając przy okazji jej plecami o ścianę. Na chwilę i przez chwilę pocałował ją, też tym mocnym, chaotycznym i szaleńczym tempem. Zaraz oderwał się od niej i wznowił poprzednią operacja pompowania w olimpijskim tempie. Ale tym razem uniósł ją nasadzając na swoje biodra przez to akurat w tej pozycji jej podskakująca głowa była wyżej niż jego. Diaz niezbyt co miała robić z rękami więc dla uchwycenia równowagi w tym stojącym na dwóch nogach chaosie zostawało jej trzymać się ramion gliniarza albo łapać za sobą jakiejś półki. Sven zaś miał rozbiegany wzrok który wędrował mu między jej twarzą a jej skaczącymi tuż przed jego twarzą piersiami. Wreszcie wzrok jakby mu zmętniał, ciałem szarpnęły mu dreszcze a ona poczuła jak zostawia w niej kawałek siebie. Jeszcze trochę spazmów, dreszczy, zaciskania szczęk i długi jęk ulgi, kilka ostatnich podrygów i wreszcie spokój. Obydwa ciała znieruchomiały gdy Hassel oparł wreszcie plecami Diaz o ścianę i choć wciąż ją trzymał na swoich biodrach to tym razem oboje byli prawie nieruchomo. W końcu zmęczony posadził ją na tej szafce na akta wokół której właśnie przed chwilą tak dokazywali.

Minęło ze trzy minuty nim Parchowi udało się uspokoić oddech i zebrać na tyle, by zrobić coś więcej niż dyszenie, albo przyciągnięcie psiuna pod skrzydło i ułożenie mokrego od potu czoła na jego podrapanym ramieniu. W owej chwili spełnienia naszła ją refleksja na temat natury egzystencjalnej. Ci z góry musieli mieć niezły ubaw, oglądając zapisy z Obroży Black 2. Rozwałka, dymanie, rozwałka, dymanie. Więcej dymania w najróżniejszych składach i konstelacjach i jeszcze dodatkowa rozwałka. Z chęcią sama by to obejrzała.
- Częściej ściągaj te łachy - powiedziała kiedy wreszcie opanowała głos - Naprawdę prawilna dupa z ciebie, a jaka zdolna i zręczna - pozwoliła chlasnąć komplementem - Robimy repetę? Mierda, musimy zrobić repetę. Dawno nikt tak… - w porę ugryzła się w przydługi ozór, co za dużo to niezdrowo. Jeszcze by skurwysyn napuchł z dumy i był jeszcze bardziej nie do życia - Nieźle jak na un perro.

- Pewnie… Też jesteś mocna… Nie szczypiesz się…
- Raptor też łapał oddech wracając do bardziej stonowanej normy. W końcu otarł pot z czoła i nawet się uśmiechnął. Pocałował Chelsey w usta ale tym razem łagodnie a nawet czule. Potem wzrok i dłoń zawędrowała mu w dół bawiąc się tymi dwoma magicznie przyciągającymi uwagę kulami.
- No, też masz w tym niezłe talenty… - uśmiechnął się z lubością do tych dwóch półkul bawiąc się nimi i sycąc nimi jeszcze rękę póki była okazja.

-Balle, balle... jebnij klina zanim się zrobi melodramat. Mariachi nam wyszli, nie ma kto przygrywać dla klimatu - piromanka przekręciła się, siadając mu na kolanach, wychyliła się do tyłu, zgarniając flaszkę - Nie daj się rozjebać cabórn, to ciocia wróci z baletów i pierdolniemy powtórkę - wymruczała niskim tonem, biorąc łyka i zbliżając twarz do psiej mordy. Padre Dios kazał się w końcu dzielić, wiec jako dobra chrześcijanka Diaz podzieliła się tequilą. Metodą usta-usta.



Zaraz potem Diaz przypadła rozmowa z rosyjskim właścicielem klubu w schronie którego kiedyś tam, wieki i całe godziny temu się zabawiali całą paczką. Chociaż gdy Black 2 do nich podeszła Rosjanin coś nie pałał szczęściem i chyba reagował na gliniarzy jakby miał na nich alergię. Jednak rozkazał swoim ludziom co trzeba więc przy Diaz ochroniarze w zabrudzonych dżunglą i krwią xenos garniturach naszykowali furgonetkę do jazdy.

- Que tall, traje ruso? - Parch podbiła z tematem do Kacapa, woląc załatwić biznes jak najszybciej i przy jak najmniejszej ilości zbędnego pierdolenia. Robiła przy tym współczującą minę, łącząc się w bólu z powodu szarogęszenia psiarni po rewirze - Cisną pendejos, co? Przypierdalają się i wąty ciągle mają, jakby kurwa nie mogli się skupić na wlepianiu mandatów i przeprowadzaniu starych prukw przez jezdnię - pokręciła głową na ten przejaw terroru.

- Mhm. A masz z nimi jakieś interesy, że tak z polecenia cię przysyłają w swoim imieniu? - “gospodin” coś chyba był podejrzliwy względem wszystkiego co gliniarskie i mniej czy bardziej pośredni sposób wiązało się z nimi. Mówił jakby podejrzewał, że Diaz mimo gładkich słówek jest właśnie jakoś powiązana ze światem gliniarzy. A przynajmniej maczała łapy w tym, żeby gliniarz dał biznesmenowi zajęcie.

- Kojarzysz Wujaszka? - piromanka macnęła się po kieszeni, wyciągając coraz bardziej pustą paczkę fajek - Ten wielki jak ja pierdolę lambadziarz w pajacyku wspomaganym i w chuj kochany. Mój niño. Odkurwialiśmy ci piwnicę - doprecyzowała żeby nie było wątpliwości. Pstryknęła zapalniczka i zasyczał podpalany kiep - No to Wujaszek oberwał. Ta blond dupa go nie poskłada. Chico potrzebuje prawdziwego konowała, a ja zamierzam mu go sprowadzić. Este es mi negocio. Jak go ogarnie może się zająć resztą psiarni. Posrają się po nogach z radości - dokończyła, zaciągając się i podstawiając Kacapowi paczkę. - Poza tym mają inne ważne zajęcia, jak ratowanie cywilbandy i aportowanie z jęzorami na wierzchu co im tam Centrala zapoda w ananasa. To wysłali mnie. - wzruszyła ramionami.

- I gdzie jest ten konował? - zapytał “gospodin” wyciągając jednak papierosa z podstawionej paczki. Wydawało się, że kojarzy osoby o jakich wspomniała jego rozmówczyni. I chce się rozeznać w sytuacji zanim się na coś zgodzi czy odpowie coś innego.

- W nowym zrzucie - Parch machnęła łapą gdzieś w dżunglę - Jebli go z orbity ale jak zwykle popierdolili koordynaty przy celowaniu, więc ich wyjebało w kurwowisko. Por tu puta madre, jestem ciekawa jak te pollas się rozmnażają. Po palcu ich kurwa ktoś prowadzi żeby trafili w dziurę, que? Jak można tak zjebać - westchnęła ciężko, podstawiając garniakowi zapalniczkę - Nas też wypierdolili nie tam gdzie zamierzali… hijos de puta - splunęła i dodała już weselej - Więc trzeba odjebać stację drogi krzyżowej zanim jakaś kurwa nie oderwie kutasiarzowi łba ponad biżuterią. Harcereczka mówiła, że wiesz jak się tym lata - wskazała broda na machinę.

Mężczyzna w niegdyś białym garniturze zaciągnął się odpalonym przez Diaz papierosem. Złożył jedno ramię w połowie a te z papierosem oparł na nim by móc się swobodnie zaciągać. Teraz z kolei na twarzy wypełzło mu cwaniackie spojrzenie gdy coś sobie główkował po swojemu.
- Ten konował jest gdzieś w dżungli tak? - zapytał chyba raczej dla formalności. Pokiwał twierdząco głowa i wskazał papierosem na stojącą niedaleko maszynę. - I tak, chyba coś pamiętam ze szkółki. - uśmiechnął się nonszalancko błyskając bielą łobuzerskiego uśmieszku. - Ale przysługa za przysługę. - powiedział wracając do rzeczywistości i patrząc chytrze na Latynoskę. - Normalnie bym skasował was czy tego tam pana-bardzo-ważnego-oficera. - prychnął pod adresem wieży terminala. - Ale wy kasy nie macie a on mi nie zapłaci. Ale jest inny sposób. On jest oficerem prowadzącym dochodzenie pod moim adresem. Kompletnie nie rozumiem dlaczego i skąd ta nadgorliwość wobec zwykłego biznesmena. - tutaj Rosjanin przyłożył rękę do własnej piersi na znak jak szokuje go to zachowanie przedstawicieli tutejszej Policji. - W każdym razie ma kartę dostępu przy sobie. Z tą kartą dostępu myślę, że nasza Słowiańska Różyczka by poradziła sobie w mgnieniu oka z dostaniem się do pewnych danych. Więc chcę tą kartę dostępu od tego ważniaka i tą drobnostkę dla naszek kochanej Różyczki .Jestem człowiekiem honoru, wbrew temu co o mnie rozpowiadają pewni policjanci. Wystarczy mi obietnica od ciebie i Różyczki, że to dla mnie zrobicie. To wtedy zabiorę was ze sobą. Jeśli będę zmuszony opuścić to miejsce bez tych danych uznam, że nie dotrzymałyście słowa i więcej nie będę mógł was traktować poważnie. - Rosjanin znowu zrobił na koniec zbolałą minę jakby taka perspektywa bardzo go smuciła no ale była konieczna.

- Do ciebie też się za frajer przyjebali? Pendejos - Black 2 uniosła brew do górze, robiąc współczującą i nostalgiczną minę. Splunęła ponuro do kompletu, celując flegmą w popękany asfalt dwa metry przed sobą - Też nie ogarniam, węszą putanas byle się o bzdety przypierdolić i porządnemu, uczciwemu człowiekowi nasrać w papiery. Jak się uwezmą to kurwa łażą i węszą i ganiają… a potem pretensja jak paru rozjebiesz. I weź mi powiedz, to takie trudne do ogarnięcia że żyliby jakby nie pchali mord gdzie nie trzeba i afery nie wietrzyli - pociągnęła fajka, a potem kiwnęła krótką głową - My w większości niewinni i niesłusznie skazani. Ofiary bezdusznego, kajdaniarskiego systemu… dobrzy chrześcijanie powinni sobie pomagać. - zrobiła przerwę i dodała - Bierzemy chicę z kamerą. A wracając zahaczamy o twój lokal. Po mojego Promyczka i twoje prochy. Coś tam cabrón na pewno schowałeś, a hajs ci się przyda jak masz stąd wypierdalać. No i po chuja zostawiać tym kundlom coś do czego się mogą potem przypierdolić bez sensu? Latadłem to parę minut. I będzie dobrze wyglądać w oku wielkiego brata. Ostatnia deska ratunku, gdy nawet wspaniałe do urzygu mundury zawiodły i ka-boom. Biznesmen ze wschodu odwala to czego oni nie umieli.

Morvinovicz wolno kiwał głową, mrużył oczy, nawet uśmiechnął się ciesząc się, że trafił na swojaka względem rządowych ciemiężców ale Chelsey wyczuwała, że jest czujny i ostrożny.
- No tak, tak, możemy zahaczyć o klub. Zabrać parę rzeczy albo naszą wspaniałą Amy. Aż żal zostawiać tutaj tak utalentowanej dziewczyny. Prawdziwa artystka. - biznesmen pokiwał głową zgadzając się chyba z tą częścią pomysłu Diaz. Potem jego uwagę przykuła Conti. Kamerowała zmasakrowaną ciężarówkę, wcale nie tak daleko. Stała na pace i chyba filmowała to zmotoryzowane pobojowisko. - O tak, z głosem mediów trzeba się liczyć. No i jakże mógłbym odmówić tak uroczemu dziewczęciu? - zapytał raczej retorycznie Rosjanin bo akurat Conti chyba nagrywała wnętrze rozbitej szoferki. I by to zrobić nachyliła się do wnętrza prześlicznie eksponując swoje tylne wdzięki.

- Tak, zdecydowanie tak. Ale co z tą kartą dostępu? - biznesmen który na chwilę wydawał się ulec urokowi chwili i roztaczanej wizji całkiem przytomnie wrócił do zaproponowanej przez siebie propozycji.

- Nosi ją przy sobie, si? - Diaz upewniła się, a potem machnęła zbywająco ręką - No problemo, wyciągnę go znowu z tej puchy i wyjebię przy okazji, a potem podwinę kartę. Harcereczka ciągle łazi i smędzi jaki to z ciebie nie jest porządny maricón… zrobi wszystko żeby ci pomóc. Od początku twierdzi że przypierdalają się do ciebie bezpodstawnie - pokiwała głową do czegoś co tam siedziało, aż przekręciła kark, zezując na Kacapa - Mgnienie oka to dla niej obraza. Skoro potrafi włamać się do Guardiana, to baza danych podrzędnych kundli zajmie jej krócej. Szykuj furę, pucuj felgi i wypierdalamy latającym zestawem w miasto. I po Promyczka. A potem czyścimy ci teczki. Permanentemente.

- Oooo, naprawdę? Ja od początku się na niej poznałem. Wiedziałem, że to taka dobra dziewczyna. I z jakimi interesującymi umiejętnościami.
- Rosjanin po słowiańsku wzruszył się i ulał swoje zwierzenia na temat czarnowłosej informatyczki. - A z tą kartą mnie to wystarczy. - uśmiechnął się gospodin jakby mówili o jakiejś drobnostce. - W takim razie idę szykować furę. - powiedział z przyjacielskim uśmiechem a gestem przypomniał swoim ludziom, że mają użyczyć furgonetki i podrzucić Diaz gdzie trzeba. Ci więc odpalili maszynę i czekali czy Latynoska już chce jechać czy ma coś jeszcze do załatwienia.

Ona zaś wyszczerzyła się, odpalając HUD Obroży.
- Skołujcie liny, mogą się przydać. Soy... a mam telefon do wykonania. Czas się przywitać y pogonić lambadziarzy do legalnej roboty. Bo kurwa czemu tylko ja tu mam zapierdalać? Esto es un escándalo- prychnęła, ustawiając kompletnie nowe połączenie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline