Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2018, 20:57   #535
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Baszta i Brama

Diuk dwoił się i troił, próbując dowodzić naraz i obroną Baszty i Bramy. Wykrzykiwał rozkazy do ludzi na i pod bramą, rozsyłał żołnierzy - słowem, wziął na siebie obowiązki dowodzącego obroną, których wcale nie musiał wykonywać. Kto by pomyślał: Przestępca, recydywista, reketer... a jednak odnalazł w sobie małą część związaną z chwałą i uwielbieniem przez innych... zresztą, nie tylko zachowywał się, ale i już wyglądał niczym bohater w lśniącej zbroi. Mimo że jego błyszczący nowiutki napierśnik przyciągał uwagę strzelców, żadna strzała nawet się o niego nie otarła. Morale jego ludzi rosło z minuty na minutę...

Wskazał posłańcowi Detlefa, a potem zdjął swoich halabardników z obsługi kotła i wysłał ich na północno-zachodni odcinek muru by rzucali kamieniami. Dziesiątkę łuczników, którzy przebywali na baszcie (a właściwie dziewiątkę, z uwagi na straty) wysłał na południowo-wschodni odcinek muru, by ustrzelili wrogiego maga.
Spuszczaniem wrzącej wody i kamieni na głowy toporników mieli zająć się zaś łucznicy spod bramy, ale zostali także obciążeni obowiązkiem wniesienia taczek z brukowcami na szczyt bramy, a potem kazał im wejść na basztę. Trzy różne rozkazy spowodowały, że ostatecznie wykonali ten ostatni.

Posłaniec od Waldka znalazł Diuka i przekazał mu, że sierżant Gustaw zabrał wszystkich z garnizonu i go opuścił. I że cyrulik nalega by zwolnić z zajęć wszystkich noszowych by mogli wykonywać swoje obowiązki. Było to o tyle ciekawe, że nikt nie zadbał, by przy bramie i baszcie byli jacykolwiek noszowi.

Z dołu dotarło do niego polecenie od Detlefa, by nie odsyłał nikogo, oraz że zabiera mu krasnoludy. Diuk nakazał wracać ludziom, przez co niczego innego niż bezsensowne przemarsze po murach pod ostrzałem nie zrobili w tym fragmencie bitwy. Sam zszedł na dół by zobaczyć, jak długo brama wytrzyma - tak jak się spodziewał i tak jak mu mówiono - wzmocniona żelazem brama wytrzyma takie rąbanie długo, nawet kilka godzin. A zapewne dłużej, jako że rabanie ustało. Gdy po przebiciu się przez zewnętrzną warstwę drewna natknęli się na warstwę metalu, a z góry dobiegły ich rozkazy dotyczące spuszczania im na głowy wrzątku i kamieni, wycofali się spod bramy i ruszyli wspomóc atak mający większe szanse powodzenia.

Tymczasem po drugiej stronie Bramy Detlef i Galeb zastanawiali się co robić.
Galeb nie chciał czekać na rozkazy i już już miał ruszyć na południowy odcinek muru, gdzie nie było żadnego wojownika z prawdziwego zdarzenia, gdy Detlef wydał rozkaz i razem z nim i innymi krasnoludami udał się na północny odcinek muru. Choć wyjaśniał Galebowi, że dziesiątka Warsunga ma udać się na południowy fragment umocnień, wziął ich ze sobą na północny.
Tak czy inaczej, czeladnik run miał przed sobą wrogów i sytuacja była naprawdę prosta. Albo on ich, albo oni jego. Dla porządku należałoby dodać, że oprócz niego i wrogów plątało się po murach sporo bezużytecznych umgi, bądź to z bronią godną goblinów, bądź z bezużytecznymi tarczami na patykach.

Krasnoludy rzadko skarżą się na ból głowy. Detlef jednak miałby wszelkie powody. Niemal równocześnie odnalazło go kilku posłańców, z których każdy wymagał uwagi i czekał na odpowiedź.
Walter przez posłańca zameldował, że fort obroniony, wróg schował się poza zasięgiem strzałów. Pytał o dalsze polecenia. Czy ma spalić fort i most, a jeśli tak to gdzie ma udać się później.
Waldemar alarmował: "północny mur i brama nalegają na przysłanie im pilnie trzech dziesiątek wsparcia. Noszowi przestali przybywać mimo rosnącej liczby rannych". Loftus był najbardziej zwięzły - "mają magistra ognia po swojej stronie, jest źle, idę do cyrulika". Dotarł ktoś także od Kapłana Sigmara i przedstawił wiadomość, tak jak ja zapamiętał: "Twój mag dostał. Wróg ma swojego. Nie utrzymamy się. Niech Sigmar ma nas wszystkich w opiece." Kapłan taktownie zmilczał, że na najbardziej narażonym odcinku umieszczono najsłabsze siły, dowodzone przez kaprala, który ledwo dwa dni wcześniej nim został, ale widać było, że jest co najmniej zdziwiony, że on, było nie było cywil, okazał się najbardziej doświadczonym człowiekiem i musiał przejąć dowodzenie. Pewnie zdziwiłby się jeszcze bardziej, gdyby znał dysproporcje sił broniących północnego, wyższego muru i niższego południowego.



Mur północny

Gustaw wymyślił, że skoro tarcze mają uchwyty na rękę, a halabardy mają ostrza toporów więc można zahaczyć jedne o drugie i dzięki osłaniać kuszników. Bert zdziwił się słysząc rozkazy Gustawa nie mniej niż halabardnicy, ale wszyscy karnie wykonywali rozkazy. Odebrali tarcze służbom pomocniczym i zajęli się przymocowywaniem ich do halabard, tworząc nieporęczną i niewyważoną wersję tarczy na drzewcu, bezużyteczną w walce.
Razem z dwoma, którzy powrócili do służby po wizycie u cyrulika było ich siedmiu i choć spieszyli się jak tylko mogli, przymocowanie tarczy do ostrza tak by nie spadła od byle pacnięcia i by paski nie zostały przecięte ostrymi krawędziami, nomen omen, ostrza, nie było rzeczą łatwą. Zanim skończyli, nie było już kuszników do osłaniania, choć wróg za ich śmierć musiał zapłacić daninę własnej krwi.
Wróg wdzierał się na mury po dwóch drabinach i ponownie dostawiał trzecią, odepchniętą po raz kolejny przez Gustawa przy pomocy jednego z pomocników, który przypłacił to płytką, ale bardzo krwawiąca raną przedramienia. Czwarta została zniszczona przez "lekkich" Berta, który trafił kolejnego wroga i ponownie schował się za blanki więc odwetowa salwa po utracie dowódcy bezradnie zastukała o mur, poza jedną strzałą, która trafiła jednego z łuczników w głowę, gdy wychylił się w złym momencie. Nie były to jedne straty - choć rzadziej niż jeszcze przed chwilą, nadal zdarzało się, że zabłąkany pocisk trafiał w ciało obrońcy.

I na to pandemonium wmaszerowały Krasnoludy, przepychając się na murze z wracającymi na bramę halabardnikami Diuka.


Wiedza Gustawa w zakresie taktyki i strategii pomogła mu w tym czasie dojść do wniosku, że w czasie szturmu kluczowe jest morale oraz, oczywiście, machiny oblężnicze. Zniszczenie dwóch trzecich drabin z pewnością ułatwiło obronę, jako że trzeba będzie skupić się na obronie zaledwie trzech miejscach muru, a nie dziewięciu. Pod tym względem jego ryzykowna i generująca straty taktyka sprzed chwili opłaciła się.
Przyszło mu jednak do głowy, że nie powinno się zmieniać planów i rozkazów, kiedy oddziały są uwikłane w walkę i że jeśli jakiś sposób walki działa, tak jak Bertowy, który sam chwalił, to zwykle nie ma sensu go zmieniać. Oraz że wciągnięcie stu czy dwustukilowej drabiny oblężniczej na mury jest mało wykonalne, jeśli nie ma się do tego specjalnych urządzeń, zwłaszcza, że zwykle jest trzymana.


Mur południowy

Kapłan Sigmara napełniał obrońców odwagą, ale czymże jest odwaga wobec absurdalnej przewagi liczebnej wroga. Nie wiedział dlaczego ten fragment murów pozostawiono niemalże niebroniony, ale wiedział, że się nie utrzyma. Nadzieję ostatecznie stracił gdy grupa żołnierzy pojawiła się na fragmencie murów graniczącym z Basztą, ale szybko na nią wróciła. Morale obrońców spadło na pysk.
Wydał rozkaz. Z trombity sygnalisty popłynęły trzy donośne dźwięki tworzące sygnał. Wróg mimo opóźnień spowodowanych działaniami Loftusa dotarł wreszcie do murów i przystawiał do nich drabiny.


Wieża obserwacyjna

Posłani przez Leonorę ludzie dotarli na wieżę szybciej niż Detlefowi. I spoglądając na barki przeciwnika i strzegących ich ludzi dostrzegli, że dzieje się tam coś ciekawego...


Fort i wschodni brzeg

Walter rozpoczął strzelanie do rannych. Było to dużo łatwiejsze niż strzelanie w ogniu walki do szybko poruszających się celów, bez problemu zatem trafieniem dobił pierwszego, potem drugiego. A potem zauważył, że ranni zaczęli machać białymi kawałkami płótna, zapewne poddając się. Zostało ich czterech.


Port, Przystań i rzeka

Loftus sprytnie załatwił sprawę medyka, ten zaś zużył przyniesiony mu napar kojący i doprowadził młodego maga do stanu używalności. Potem miała miejsce rozmowa z Leonorą, nie udało się jej jednak przekonać by ruszyła na mury, sugerowała by spróbował z Trotskim, ale uprzedzała, że tego mogą ruszyć tylko rozkazy Detlefa.

Sama Leonora zaś zorganizowała ludzi do naprawy barki i poszła na Przystań.
Patrząc na rzekę i za nią, jej uwagę Leonory zwrócili ranni starajacy się uciec. Krzyki bólu i rozpaczy na drugim brzegu, jasno dawały do zrozumienia, że niezbyt im się to udaje. Ktoś strzałami dobijał rannych. Nawet akolitka wiedziała, co na ten temat sądzi bogini.


Garnizon

Skoro już przy temacie rannych jesteśmy: Waldemar organizował pracę noszowych nie tylko w garnizonie, ale i na połowie murów, ale widać jego gońcy musieli gdzieniegdzie podocierać, bo z północnego muru zniesiono mu kilku... cóż, "konających" to może za mocne słowo, ale jednemu kusznikowi z przebitym płucem, wiele nie brakowało. Drugi musiał dostać w głowę, bo był nieprzytomny i krwawił z rany na skroni, okazało się jednak, że strzała ześliznęła się po kości. Było też dwóch lżej rannych noszowych - jeden niemalże nie miał ucha, a drugi wymagał opatrunku ręki, żeby mu krew nie utrudniała trzymania noszy. I do kompletu dwóch zbrojnych, jednego klnącego, któremu strzała przeszyła nadgarstek i drugiego, który nie klął, bo dostał w bok, pod pachę i każdy głębszy oddech powodował paroksyzm bólu. Na szczęście poza złamanym żebrem nic ważnego w środku nie było uszkodzone.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 02-04-2018 o 21:03.
hen_cerbin jest offline