Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2018, 05:52   #156
Avdima
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
ERICA, GALNIR, HANS, LOTHAR, ULLIANA

Jeden widział, jak wycofuje się drugi, po nich ruszył trzeci aż do sigmaryty, który był na samym końcu.

Pierwsza z frontu zniknęła Erica, ale nie bez lekkiego opóźnienia. Zombie przy chłopaku nie dawał za wygraną i gdy ten się podniósł, maszkara złapała go za nogę i ugryzła, aż potoczyła się pierwsza krew przelana przez nieumarłych, odkąd wszyscy podróżowali razem. Akolitka nie zostawała dłużna i ponownie skopała umrzyka, łamiąc mu szczękę, trzymając jednocześnie za dłonie obojga młodzików, Biankę i Klausa. Trójka wreszcie przebiegła za linię wozów, a na powitanie minął ich bełt, którym Galnir nabił natrętnego nieumarłego. Nie patrząc się na efekty kusznika, biegli dalej, do tego samego zaczęli przygotowywać się inni. Ulliana nie wypuściła nawet jeden strzały, wokoło Eriki było za duże zamieszanie, które szybko opanowano, a reszta zombie wciąż była daleko i nikomu nie zagrażała. Pozostało jej iść w krok za innymi.

Lothar w tym czasie krzesał iskry, na zapas starając się rozpalić obrok, który znalazł przygnieciony przez martwego konia. Było to trudne, ale na warcie stał Unrecht, więc przynajmniej nie musiał się martwic, że coś zajdzie go od pleców. Po dłuższej chwili udało mu się, skrzącą paszę zajął ogień, parząc ręce akolity kiedy dmuchając, szukał dobrego miejsca do podpalenia. Upuścił swoje dzieło na pakę wozu i po chwili buchnął ogień, roznosząc się nienaturalnie szybko.

Wszyscy mogli podziwiać z oddali, jak chaotyczny żywioł pochłaniał wóz za wozem, tworząc ścianę ognia w którą bez troski wchodziły potępione dusze, paląc się na skwar zanim jeszcze były w stanie przejść na drugą stronę.

Nie mieli dużo czasu na przyglądanie się, musieli uciekać.


STEFFEN


Piątka zbrojnych prowadziła Steffena. Czuł się jakby szedł na własną egzekucję i chociaż nikt nie mierzył bronią w jego plecy, wiedział, że gdyby próbował coś zrobić, nie zawahaliby się nabić go szpicami które wystawały z głowni każdej halabardy. Nie ufali mu, był nowy, co w tej sytuacji oznaczało, że przybył dzień po kimś innym. Nie, żeby nadto ufali innym ocalonym, których zaganiali w jedno miejsce jak bydło, konfiskując prawie cały dobytek. Szczęście w nieszczęściu, uratowali go i trzymali przy życiu, ale co to za życie?

Jochen, przewodniczący grupie i chyba najstarszy stopniem, czy też mający jakikolwiek stopień, przerwał milczenie swoim zmęczonym głosem.

- Jeszcze raz, gdzie widziałeś te krasnoludy? Dalej na północ?

Steffen wygadał się przez przypadek w przypływie adrenaliny podczas przesłuchań które zgotowano mu podczas pierwszego spotkania. Jaki był to miły wieczorek zapoznawczy. Faktycznie widział krasnoludzkich wojów walczących z umrzykami, ale nie wyglądało na to, żeby wygrywali. Wręcz przeciwnie, otaczały ich całe chmary.

Jakie miało to znaczenie? Mógł teraz równie dobrze kłamać, a oni by się nigdy tego nie dowiedzieli, przecież nie widział masowego grobu, tylko chaotyczną walkę w jakimś miejscu, gdzie mogło już niczego nie być.

Zanim zdążył odpowiedzieć, dowódca wystawił rękawicę na znak, jakby kazał się wszystkim zamknąć. Długo nie trzeba było czekać, żeby zobaczyć to samo, co Jochen. Na horyzoncie pojawił się dym, jakby coś się paliło.


WSZYSCY

Uciekinierzy z Heppingen biegli przez dzicz, nieraz musząc odpierać zbliżające się z różnych stron zombie. Nie wiedzieli, jak długo jeszcze będą w stanie pędzić, ich wytrzymałość była ograniczona i czuli, że dla niektórych chyliła się ku końcowi. Co by zrobili, gdyby jedno z nich nie mogło już dalej biec z wyczerpania?

Na szczęście nie był to dylemat, który musieli teraz rozpatrywać. Po tym jak Galnir ściął jednego trupa, zauważył, że ktoś wybiega zza drzew. Już szykował się do obrony, ostrzegając innych o zbliżającej się, większej grupie, gdy zorientował się, że zombie były jakieś bardziej żwawe i do tego uzbrojone. Jeden z nich nawet wykrzyczał rozkaz do reszty.

Niespodziewana grupa gwardzistów włączyła się do walki, trzymając przy tym niezgorsza szyk. Cięli i odtrącali nieumarłych na odległość halabard, nie pozwalając im zbliżyć się. Za gwardzistami, został mężczyzna, który nie miał przy sobie dosłownie niczego, oprócz prostej skórzni i bardzo męskich wąsów.

- Wycofywać się! - rozkazał jeden ze zbrojnych, wskazując potem na nowo poznanych - Wy, za nami, trzymać się blisko! Odprowadzimy was do naszej kryjówki!

Dla samego Steffena była to doskonała okazja do ucieczki, tylko... po co właściwie miałby uciekać? Gdzie? Z czym? Nie wiedział, jak bardzo posypał się świat, a przy sobie nie miał żadnych narzędzi, broni, ni okruszka chleba czy butelki wody.


DOŚWIADCZENIE:
+50 dla całej grupy uciekającej od zombie.
+25 dla Lothara za przyjęcie na siebie frontalnej walki z nieumarłymi.

Nie wydawajcie na razie doświadczenia.

LOOT:
  • Kosz wędzonych ryb (Wolfgang)
  • Bandoliera pocisków do garłacza (Ulliana)
  • Siekierka (Ulliana)
  • 2 kilo stali (Galnir)
  • Zdobiona skrzynia (Galnir)
  • Garłacz (Ulliana)

To lista bardziej dla mnie, bo jeszcze nie przepisałem.

EKWIPUNEK:
Galnir wystrzelił 1 bełt.

STAN ZDROWIA:
Klaus został ugryziony w nogę, lekko krwawi, ale nie przeszkadza mu w biegu.

 
Avdima jest offline