Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2018, 21:26   #277
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Po opuszczeniu HQ umieszczonego na szczycie wieży kontrolnej lotniska Brown 0 zbiegła po schodach na parter terminalu. Wyglądało to wszystko obecnie mniej chaotycznie i żywiołowo niż przed chwilą z okna ale i tak ciężko było nazwać to spokojem. Ktoś właśnie przykrywał ciało poległej sierżant jakąś płachtą gdy widocznie przeniesiono je do wnętrza terminala. Na zewnątrz czekała zmasakrowana w walkach sześciokołowa ciężarówka. Postrzelana, poszatkowana szrapnelami, obryzgana błotem, żółtą posoką obcych i czasem czerwonymi zaciekami. Wszędzie walały się złotem łuski, i kryształki rozbitych okien. Wymowne były cięcia po kłach i pazurach i sflaczałe, rozprute opony. Gdzieś zostały jakieś resztki urwanych lian i ściekający z nich zielonkawy sok. Wszystko nadal było przysypane pyłem i drobinami gruzu.

Obok jednak stała druga ciężarówka. Ta z lokalnej straży pożarnej. Wciąż była obsadzana i udoskonalana w roli improwizowanego wozu bojowego.
- No cześć. Brygada RR wita na pokładzie! - jednym z żołnierzy obsadzajacym ciężarówkę okazał się Johan. Uśmiechnął się wesoło do informatyczki i zapraszająco wskazał na siebie.
- Masz z nami jechać do Greenpoint? No to chodź, pojedziemy. - powiedział spokojnie kiwając podgoloną głową w stronę czerwonego wozu.

Odpowiedziało mu zaskoczone sapnięcie, a potem pisk radości z którym informatyczka rzuciła się do przodu i nie zwalniając biegu wpadła na marine, obejmując go mocno ledwo ich pancerze wydały charakterystyczny dźwięk towarzyszący zderzeniu. Dobrze było go wreszcie zobaczyć… i wychodziło, że na dłużej co cieszyło tym bardziej.
- Nic ci nie jest… - wydukała, ściskając go ile siły zostało w ramionach - Nie… nie chciałam przeszkadzać. Wiem, że byłeś… zajęty i… ale mam wkłady techniczne o które prosiłeś. Przyniosłam i… tak, jadę z wami… na pewno nie jesteś ranny?

- O, pamiętałaś? Zarypiaście!
- ucieszył się marine po tym gdy uściskał i pocałował Mayę. Z wozu dobiegły gwizdnięcia i jakieś typowe dla tych scen uwagi ale marine skwitował je podobnie przyjacielskim pokazaniem środkowego palca w ich stronę. Potem sam zgarnął czarnowłosą informatyczkę pod ramię w stronę czerwonej ciężarówki.
- No, spokojnie, nic mi nie jest. Akurat poszło gładko tym razem. - powiedział pocieszająco i znowu się uśmiechnął. Ale akurat spojrzenie jakoś powędrowało mu do zmasakrowanego sześciokołowca. I nieme “Nie tak jak im” było nadto wymowne w spojrzeniu. Nie chcąc chyba jednak nad tym się rozwodzić marine pociągnął dalej Rosjankę w kierunku czerwonej ciężarówki.
- Chodź, poznam cię z chłopakami. I zaklep sobie miejsce bo to straszne pazery. - powiedział już lżejszym tonem przy okazji odwracając się plecami od ciężarówki z byłej RM1.

Vinogardova uśmiechała się szeroko, ignorując piekące policzki. Chyba… zachowywali się normalnie, nikt nie patrzył na Johana potępiająco za spoufalanie się z Parchem. Chętnie oddała pocałunek, równie chętnie dając się prowadzić do celu na pace. Sześciokołowy wrak próbowała z premedytacją omijać spojrzeniem. Materiału na koszmary starczyłoby jej na kolejne parę żywotów, nie musiała dokładać nowych.
- Przecież ci obiecałam, jak mogłam zapomnieć? Poza tym to dla ciebie, więc tym bardziej… pamiętałam. Ktoś… musi o ciebie dbać - skupiła uwagę na szczerzącej się twarzy gdzieś po prawo i trochę u góry - A czy mogłabym zająć miejsce obok ciebie?

- No chyba da się to załatwić.
- Johan otwarł tylne drzwi kabiny i dał wsiąść Parchowi. Sam wsiadł zaraz za nią i zamknął drzwi. - Trochę tu przerabiałem ale w środku powinno być w porządku. - powiedział wskazując na skrzyżowane pręty w oknach które mogły robić za kraty nie pozwalające poczwarom dostać się do środka. Albo chociaż powinny to utrudnić. Szyb w oknach albo nie było albo były opuszczone więc powinno dać się strzelać przez tak otwarte choć zakratowane okna. Poza tym tam i tu były jakieś zamocowane blachy, drobniejsze siatki i inne takie dodatki i wzmocnienia które wzmacniały walory bojowe wozu.

Pozostali żołnierze, marines i policjanci obsiedli tak kabinę jak i pakę wozu za nią stanowiąc uzupełnienie drużyny ogniowej do oryginalnych sikawek wozu jakich centrale sterownicze znajdowały się wewnątrz kabiny.

Informatyczka zajęła posłusznie miejsce, uśmiechając się nerwowo do okolicznych twarzy. Czuła się dziwnie. Każdy z zebranych we wnętrzu pojazdu umiał walczyć i wyglądał groźnie. Pod tym kątem blada Rosjanka o lekko szklistych oczach, wypiekach na policzkach i zaciśniętych nerwowo na kolanach dłoniach zaniżała średnią.
- Dz… dzień dobry państwu - powiedziała, przełamując ucisk w gardle. Rozglądała się, poświęcając każdemu z żołnierzy chociaż odrobinę uwagi potrzebną aby móc kiwnąć mu głową na znak powitania - Jestem Maya, kod wywoławczy Brown 0. Bardzo… jest mi niezmiernie miło mogąc państwa poznać, chociaż… okoliczności są… sami państwo wiedzą - uśmiech odrobinę się jej zważył - Postaram się państwa nie spowalniać, ani… nie robić problemów. Jeżeli to nie kłopot prosiłabym… proszę mi mówić po imieniu - skończyła, uciekając wzrokiem na dół. Zaczęła grzebać pospiesznie w kieszeniach, szukając wkładów technicznych.


W rewanżu usłyszała różne wersje “cześć” , “halo” i podobnych. W kabinie oprócz niej i Johana był jeszcze kierowca, pasażer z przodu i drugi strzelec. Informatyczka siedziała właśnie między tym drugim a Johanem. Przedstawił się jako Murphy i sąsiedztwo młodej dziewczyny tuż obok zdawało mu się bardzo odpowiadać. Reszta “Brygady RR” obsadzała pakę ciężarówki. Musieli dorobić jakieś uchwyty i wsporniki, nawet coś podobnego do barierek bo przecież konstrukcyjnie to obsada wozu strażackiego powinna jechać w kabinie. Większość załogi tego improwizowanego wozu to byli mężczyźni, w najróżniejszych zestawach uzbrojenia i wyposażenia. W ciężkich i lekkich pancerzach, z karabinkami i strzelbami, jeden miał nawet granatnik, inny operował zamontowanym karabinem maszynowym, z najróżniejszych formacji. Przez co mozaika ludzka obsadzająca wóz strażacki była jak przekrój przez większość federacyjnych organizacji militarnych i paramilitarnych, tak rządowych jak i prywatnych. Na pace było ich łącznie pewnie z pół tuzina.

No a potem trzasnęły jeszcze ostatnie drzwi i ciężki wielokołowiec ruszył przez płytę lotniska. Gdy już się rozpędził to osiągał całkiem przyzwoitą prędkość, zwłaszcza na olbrzymim placu lotniska które poza lejami tam i tu, było prawie puste. Odległość do Greenpoint pokonali więc sprawnie. Zatrzymali się przed osmoloną kapsułą z widocznymi oznaczeniami grupy Green.
- Chodź Mayu. - Johan otworzył drzwi i wysiadł pierwszy biorąc karabinek w dłoni i rozglądając się po okolicy. Kilku żołnierzy też zeskoczyło z bronią gotową do strzału rozglądając się dookoła wozu. Reszta została na lub w wozie obsadzając głównie ciężką broń pokładową pojazdu. Nikt, żadnego niebezpieczeństwa chyba nie dostrzegł bo Johan dał znać głową by ruszyć te ostatnie kilkanaście kroków do osmolonej kapsuły.

Vinogradova wyjęła detektor, wsłuchując się w pikanie i obserwując czy przypadkiem zaraz sytuacja nie stanie się tragiczna… jak w piwnicy terminala.
- W razie czego, gdy uporamy się tutaj, myślę że… Zoe, Chelsey i Hektor nie będą mieli nic przeciwko temu, jeżeli z ich punktu też weźmiemy sprzęt - powiedziała, schodząc z paki na płytę lotniska - Przecież to i tak dla nas do wspólnej puli idzie, a pani Renacie przydadzą się nowe leki… albo te pancerze. W Blackpoint też muszą jakieś być. Poza tym na dachu został mój poprzedni Checkpoint, on też… coś jeszcze da się z niego wyciągnąć.

Johan i trójka wojaków podeszli razem z Brown 0 do kapsuły. Mahler pokiwał głową na znak zgody co do słów informatyczki. We czwórkę obstawili kapsułę rozglądając się dookoła co uzupełniało okrąg ochrony zapewniany przez obsadę wozu strażackiego. W tym czasie detektor Vinogradovej nie wykrył niczego specjalnego. Na otwartej przestrzeni, przy takiej widoczności jaką mieli obecnie wzrok sprawdzał się lepiej niż czujniki detektora. Chociaż nie mógł przeniknąć przez ściany kapsuły jak elektroniczny czujnik. Ten jednak nie wykrył niczego podejrzanego wewnątrz czy w pobliżu kapsuły. Otwarcie kapsuły nie przebiegło całkiem gładko ale jednak chyba tylko Brown 0 w tym się skapnęła. Reszta wojaków chyba nawet nie zorientowała się w tym za to zauważyli od razu szczeknięcie ramp kapsuły która zaczęła się powoli otwierać ukazując swoje wnętrze. Było częściowo zabałaganione pozwalanym z uchwytów i wyrwanych z półek i szafek ekwipunkiem ale to był dość standardowy widok przy kapsułach zaopatrzeniowych zrzucanych z orbity.

- Weźmy leki dla pani Renty i to, co uda się zabrać. Dużo leków - Rosjanka sięgnęła po torbę - Granatów dla Zoe. Paliwo do miotacza i wkłady dla Chelsey. Naboje do broni dla Hektora... i pancerze hermetyczne z butlami. - spojrzała na żołnierzy, pocierając nerwowo czubek nosa - Weźmy ile się da, czego się da. Każdy nabój i stimpak będą działać na naszą korzyść. Skończymy tu i możemy jechać do kapsuły Blacków.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline