Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2018, 17:55   #1
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[Cyberpunk 2057] Żywy Towar


Poniedziałek, 12 marca 2057
Godzina 9:11pm czasu lokalnego
Dearborn, Detroit


Pink Sting świeciło pustkami. Jak na swoje standardy, do których zaliczało się umiejscowienie w najgęściej zaludnionej części Dearborn. Kiedyś osobne miasteczko, teraz niemal centrum "Detroit za murem" jak ci grzeczniejsi nazywali strefę niekorporacyjną, wabiącą coraz to nowych ludzi, szczególnie z wyludniającej się prowincji. Slavika od niechcenia wywijała zbyt kościstym tyłkiem, kręcąc się wokół rury na głównym podeście baru. Kilku połowicznie podchmielonych klientów gapiło się na nią z równie niewielką nadzieją na złapanie lepszego samopoczucia w ten deszczowy, zimny wieczór.
"...już trzy stany zgłosiły konieczność natychmiastowego wypalania upraw. Przypomnijmy, że od dwóch tygodni tajemnicza choroba zabija hodowlane rośliny z niespotykaną do tej pory skutecznością i szybkością, bardzo szybko rozprzestrzeniając się..."
- I tak stać nas na żarcie tylko sztucznego gówna - zachrypnięty głos Vegi, starego czarnego barmana, zagłuszył na moment gadające głowy na umieszczonym nad ladą ekranem.

Danika siedząc obok słyszała go doskonale, ale chyba tylko ona. Ojciec już się zwinął do domu, wypłacając każdemu po 500 zaległych eurodolców za niezbyt angażującą robotę z zeszłego tygodnia. Ostatnio nie udawało im się dobrze zarobić, tyle tylko, że wystarczało na utrzymanie. Braciom dziewczyny nie przeszkadzało to w zajęciu ulubionego miejsca z butelkami w rękach. Zawsze w takich chwilach odnosiła wrażenie, że jej trzy tysiące oszczędności to znacznie więcej niż oni obaj mieli w jednej chwili wspólnie. Pewnie to jedynie wrażenie.

Różnie nazywano strefę otaczającą zamknięte centrum Detroit. Jej różnorodność wytworzyła tyle mikrospołeczności, że każdy zapytany mógł nie tylko inaczej się o niej wyrażać, ale i kompletnie co innego opowiadać. Nora, Ghetto, Slums, Za Murem, Labirynt. To ledwie kilka z nich, pomijając ciągle obowiązujące na urzędowych mapach standardowe nazwy. Tych nikt z nowych się nie uczył, urzędników czy policji - nie licząc dronów i automatów - można było ze świecą szukać, a porządek ustalały gangi lub duże prywatne firmy. Zarobki były niewielkie lub żadne jeśli nie udało się załapać do jakiejś z fabryk, a i tam korporaci nie czuli się zobligowani do dużych wypłat. Kilka lat temu chwalono się, że wygrano z zanieczyszczeniem. Detroit stanowiło zaprzeczenie również tego - kwaśne deszcze i gęsty smog były tego niepodważalnym dowodem. A i tak ludzie przybywali tu tłumnie z całej prowincji. Tam było jeszcze gorzej, szczególnie po pełnej autoryzacji wszelkiego rodzaju robotów i androidów, w masowej produkcji tańszych od pracowników. Rząd zapewniał, że dla każdego człowieka wystarczy pracy.
Nikt już im nie wierzył, przecież rząd nie istniał tak naprawdę od 2017 roku.

Nemes dobrze wiedziała, że aby się wybić w Norze, trzeba było znajomości i dużo szczęścia. Chwycić okazję i nie wypuścić jej z rąk. Przy czym na razie takiej okazji nie miała… no, może prócz tej dawanej przez Sashę. Wydawało się, że jemu mogło się udać. Miała się już zbierać z baru, ojciec kazał pojawić się tu ponownie z samego rana ze względu na rozmowy kwalifikacyjne z potencjalnymi nowymi pracownikami, kiedy drzwi otworzyły się dość gwałtownie i do środka wszedł mężczyzna w skórzanym wdzianku. Spod niego wystawały mu tatuaże i starał się iść pewnym krokiem, ale uczona od dziecka dostrzegać szczegóły Danika wyczuła w tym zbyt dużo sztuczności, a stroju za mało zużycia. W wyobraźni czuła od niego zapach dobrych perfum, włosy na głowie i twarzy zostały zbyt równo przystrzyżone i ułożone. Starając się ją ignorować, nieznajomy zbliżył się do baru i przyłożył nadgarstek do czytnika. Pieniądze popłynęły pod czujnym okiem marszczącego brwi Vegi.
- Szukam przewodnika po Labiryncie - obcy odezwał się do barmana cichym, ale pewnym i czystym głosem.
 
Sekal jest offline