Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2018, 01:01   #197
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i zła woda i niedobre ruiny co zasadzkują i jeszcze kawałki pana bena i hałasy!

Złe, niedobre ruiny zazasadzkowały na blond nastolatkę, płatając jej niemiłego psikusa. Nie dość że zapadały się pod nogami, to jeszcze framuga za którą chwyciła Angie też się urwała i spadła, a ona razem z nią. Wylądowała w brzydkiej, zalanej złą wodą piwnicy, z niemiło pachnichującym zwłokiem pana Bena. Tego samego co wczoraj zarobił cztery kulki w głowę zanim wreszcie przestał się ruszać. Dziś na szczęście pozostawał martwy i trochę kadłubkowy, bo od szyi w górę nie miał już nic poza poszarpanym fragmentem kręgosłupa wystającym z sinego mięsa… no ale okropnie śmierdział i chyba posłużył komuś lub czemuś za kolację, albo obiada. Bo na pewno nie desera, zresztą kto normalny jadły niedobre, zepsute mięso skoro mógł iść kupić sobie sernik?
- Job twoju mać - jęknęła i zaraz zatkała usta dłońmi. Dziadek nie lubił kiedy tak mówiła po nim i zawsze się denerwował gdy to usłyszał. Co prawda dziadka już nie było, jednak wypadało pamiętać o tym czego uczył. Tej całej kulturury też.

Szybkie sprawdzenie siebie nie poprawiło jej humoru. Miała nowe siniory, otarcia, była mokra, potargana, brudna. Zepsuła warkocza od pani doktur i jeszcze uszkodziła jej sukienkę, tą ładną. Niebieską jak niebo. Rozejrzała się trochę dalej, tam gdzie ślad po znikniętej ręce i nagle zamarła w bezruchu. Nasłuchując czujnie. Coś tu musiało być. Coś co jadło ludziów.

Z początku nic nie słyszała. Znaczy oprócz wciąż opadających kawałków gruzu i wody która chlupała przy każdym uderzeniu a fale obijały sę tak od Angie jak i czegokolwiek dookoła. Tylko pan Ben albo to co z niego zostało zdawał się przyjmować to wszystko biernie i obojętnie jak każda padlina. Po chwili nasłuchiwania jednak nastolatka usłyszała coś. Właściwie niby nic specjalnego. Też taki chlupot wody jakby się coś przewaliło do niej. A przecież właśnie dopiero co przewaliło się tutaj całkiem sporo. Mogło coś tam w głębi budynku jeszcze się obsypywać mocniej ni tutaj. Tylko jakoś a ucho nastolatki trochę kłóciło się to z uspokajającym się rytmem osuwiska. Zresztą jak na razie nie wyłapała innych dźwięków. Nad tym wszystkim zapraszająco jawił się mętny od zawieszonego w powietrzu pyłu prostokąt słonecznego świata zewnętrznego. Ja wyjście z matni w jaką się wpadło.

Nastolatka zbystrzała. Uniosła czujnie głowę, odwracając twarz w stronę hałasu. Mogła mieć do czynienia z kolejnym wścieknietym, albo czymś równie potworzastym co spokojno-utrupiony pan Ben. Lub… spotkała drapieżnika. Czyli obiad. Wystarczyło go upolować, bo wiedziała że ich zespołowi przydałoby się coś do zjedzenia, co nie pochodziło z puszek i zapasów. Z nadzieją zdjęła z pleców karabin, wślepiając się w kurz i pył i czarną czarność i złą wodę. Zrobiła też krok do przodu, przyczajając się w osuwisku.

Nie wyglądało to zbyt dobrze. Ani na wzrok ani na słuch. Wewnątrz domu w którym większość okien była zawalone wczoraj albo przed chwilą i tak panował półmrok. I to z tych mroczniejszych. Teraz zaś jeszcze powietrze poza smrodem padliny wypełniał wzbity kurz który pewnie nie opadnie tak prędko a drapał w gardle, wysuszał usta i piekł w oczy aż łzawiły. Do tego właśnie była ta woda i gruz. W efekcie każdy krok trzeba było zmacać po kilka razy zanim się go dało a i tak brodziło się w płynnej, ciemnej wodzie z mętnymi refleksami tam i tu. Podłoga musiała mieć pod wodą jakieś dziury i wyrwy by ze dwa razy noga Angie zamiast na nia zapadła się w podwodna pustkę co zaowocowało by pewnie upadkiem w wodę gdyby nie złapała się ściany albo framugi w ostatniej chwili. Widoczność przez ten kurz, półmrok i załzawione oczy była więc bardzo symboliczna. Na krok czy dwa dookoła.

Gdzieś tam te dźwięki umilkły. Przestało coś spadać? Walić się? Obsunęło się i przestało? Ciężko było stwierdzić tak stojąc przy progu korytarza i częściowo zawalonych ścian. Jednak w wodze dostrzegła jakiś jaśniejszy kształt. Który pływał. Można było go wziąć za kawałek drewna ale po chwili nastolatka zorientowała się, że to palec. Chyba kciuk. Pływał sobie zawieszony w tej wodzie w jakiej i ona stała do połowy uda.

Widok ten zasmucił Angie. Teraz tym bardziej musiała uprać sukienkę od pani doktur… no i siebie. Jak już wyjdzie z zawalonej piwnicy. Ale widok palca dawał wskazówki. To coś co tu było jadło. Zwabiał je zapach krwi a tej nie brakowało. Nastolatka była ciekawa czy na ruch też zareaguje. Schyliła się i wygrzebała z gruzu duży kamień, a potem zamachnęła się, rzucając w okolicę pływającego kawałka dłoni.

I nic. Cisza. Cichy plusk wody o ściany i kawałki gruzu, jeszcze gdzieś obsypujące się kawałki zawalonego gruzu, drapanie w gardle wywołujące zdradzający obecność kaszel, łzawiące od pyłu oczy i nic. Cisza. Woda, wzbite kłęby kurzu ani półmrok nie odpowiedziały nastolatce ani odrzuceniem kamienia, ani wystrzałem, ani słowem, ani żadnym dźwiękiem. Jakby tam nic nie było. Z drugiej strony może nie było? Może była jakaś szczelina czy nawet okno, że zwiało na zewnątrz? Przecież w tym zawalonym pokoju był prostokąt światła dziennego to tam dalej też mogło coś być w ten deseń. Wtedy czekanie było zbędne i bez sensu. To coś, cokolwiek by to nie było już było na zewnątrz i zwiewało w najlepsze.

Ale jak nic takiego nie było? To nadal by tam gdzieś to coś z oderwanym ramieniem było? Było na tyle cwane czy ostrożne by zachować ciszę? Mogło. Też mogło. Małe albo płochliwe zwierzęta pewnie by spłoszył taki kamień. Ale jakiegoś drapieżnika czy padlinożercę niekoniecznie. Zwłaszcza ja był na tyle duży by oderwać ramię ludzkiemu trupowi. Padlinożerca nie powinien zaatakować zdrowego, ruchomego człowieka. Ale pewnie mógł w tak małych pomieszczeniach każde zbliżenie się człowieka przeczytać jako próbę ataki i zagrożenie. Wtedy albo spróbował by pewnie zwiać albo zaatakować. Podobnie jak drapieżnik. Mógłby sobie ubzdurać, że człowiek chce mu odebrać łup albo wchodzi na rewir łowny. To też mógłby zaatakować. Najgorzej jak to była jakaś bestia. Wtedy kompletnie nie wiadomo było czego się spodziewać. Ale historie Pustkowi pełne były historii gdy takie bestie wpadały w krwawy amok i atakowały wszystko jak podleci.

Blondynka postanowiła poczekać, jeszcze przez chwilę albo i dwie. Z karabinem dziadka w pogotowiu, tak na wszelki wypadek. Obiad mógł uciec, albo mógł i zostać i tak jak ona czaić się, szykując zasadzkę. Z tym że był pewnie do tego lepiej przystosowany i znał teren lepiej niż blondynka z Pustkowi.
- Tutaj swołocz! - powiedziała głośno, przestawiając ogień karabinu na triplet. W pobliżu były małe ludzie. Nawet jak ten coś z piwnicy się najadł to tylko na trochę. Potem może chcieć zaatakować coś innego. Uznać za obiada Jamesa albo Jack. Albo ich panią mamę… no ale Jane.

Nastolatka czekała w tych zatopionych w ciemności i wodzie półmrokach kaszląc co jakiś czas od tego pyłu szczypiącego w oczy i drapiącego w gardło. Rumowisko za plecami jeszcze co jakiś czas obsypywało jakieś kamyki ale właściwie panował już spokój. Wzburzony od zawaliska pył nadal się unosił ale pewnie będzie się unosił jeszcze dość długo. Poza tym panowała spokój i cisza. Zupełnie jakby cały świat ograniczony ścianami i sufitami, zamarł w oczekiwaniu tak samo jak blondynka z karabinem. Wreszcie po iluś tam kaszlnięciach Angie usłyszała z przeciwka plusk wody. Jakby coś ją poruszyło. Niezbyt głośno ale jednak. I obsypał się tam jakiś kawałek kamyków albo deski. Gdzieś w którymś z końcowych pomieszczeń zapewne. Były trzy. Naprzeciwko korytarza i w każdej ścianie po jednym. Brakowało do nich kilku kroków które trzeba było przejść przez zatopiony korytarz mętnej wody i powietrza wypełnionego mglistym pyłem.

Nastolatka ruszyła z miejsca, stąpając tak cicho, jak się dało w wodzie i gruzie i przy ograniczonej widoczności. Karabin trzymała gotowy do strzału, licząc po cichu kroki i wciąż słuchając. Za cel obrała pierwsze pomieszczenie po prawej, ale też wskakiwanie tam z rozpędu nie miało sensu, bo ktoś mógł jej jednocześnie wyskoczyć na plecy, a to by było niedobre. Wybrała pośrednią opcję. Podejście do progu pomieszczenia, przykucnięcie z plecami przy ścianie i słuchanie.

Gdy nastolatka z pustyni kucnęła i zaczęła przedzierać się wzrokiem i słuchem przez te zalane wodą i kurzem pokoje wreszcie usłyszała coś podejrzanego. Coś co już raczej nie mogło pochodzić z obsypującego się gruzu i rumowiska jakie zostawiła w większości za plecami. Z tego pokoju który obecnie miała po lewej a który był na wprost korytarza jakim dotąd się poruszała. Przez ten zadymiony i krztuszący półmrok usłyszała, jak tam coś pluska. Gdy odwróciła wzrok w tym kierunku dostrzegła kręgi drobnych fal na wodzie. Zupełnie jakby właśnie tam coś wpadło do tej wody. Niedaleko. Od wejścia do centrum tego kręgu było może z kilka, zwykłych kroków. Tam też dostrzegła coś jeszcze. To chyba mogło być te oderwane ramię pana Bena. Znaczy kawałek jaki wystawał spod wody. W wodzie a raczej na jej powierzchni Angie dostrzegła zawirowania. Jakby tam było coś co je wywołuje tuż pod wodą. Zawirowania układały się w podłużny kształt. Jeśli to należało do jednego stworzenia to mogło być pewnie tak długie jak człowiek. Ale nadal nie miała właściwie pojęcia co to mogło by być. Zrobiła więc to, co podpowiadało wyszkolenie i głos dziadka wrzeszczący do ucha. W powietrzu zaterkotał triplet i ołowiane łzy popędziły prosto do celu. Potem zobaczy co to.
Gdy już będzie bardzo martwe.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline