Awanturnicy siedzieli przy stirgańskich ogniskach do późnej nocy i udali się na spoczynek jako jedni z ostatnich. Oczywiście nie zamierzali spać, tylko spędzić noc na obserwacji tajemniczego wozu, jednak dla stirgan ich zachowanie wyglądało na zupełnie naturalne. Chwilę potem zebrali się i zaczaili w pobliżu stojącego nieco na uboczu wozu...
Czas dłużył się niesamowicie i musieli wyznaczyć sobie okresy czuwania, gdy jeden nie spał, a inni ucinali sobie drzemki. Jednak sen Berwina okazał się proroczy. Kilka godzin przed świtem, w drzwiach wozu pojawił się Boyko, który wypuścił starą Marię Luizę na zewnątrz, okrył peleryną i pod rękę poprowadził w stronę rzeki. Po jakiś dziesięciu krokach służący zatrzymał się na straży, a kobieta wolno, podpierając się laską szła dalej. Berwin od razu zorientował się, że jej celem jest niewielki cmentarzyk ofiar rzeki położony w zakolu, pomiędzy trzcinami.
Śmiałkowie wciąż czekali, więc uspokojony Boyko podążył za swoją panią między nadrzeczne zarośla. Idąc w bezpiecznej odległości bohaterowie w słabym świetle gwiazd zobaczyli jak Maria Luisa wchodzi na cmentarz, a sługa zatrzymuje się w wejściu. Boyko stał twarzą zwrócony w stronę niewidocznego z tego miejsca obozowiska, obserwując otoczenie ale nie widząc co robi stara Stirganka na cmentarzyku, za jego plecami.