- Odsuń się, psubracie! - krzyknął uzbrojony w topór banita, który znalazł schronienie w płytkiej pieczarze. Odwrócony plecami do ściany, wyraźnie kulał i jedną rękę cały czas trzymał w pobliżu rany, z której wciąż wystawała strzała Lilou. Obok jego nogi oparta była tarcza, po którą w każdej chwili mógł wyciągnąć rękę.
- Do diabła z wami! Prędzej sczeznę niż się poddam!
- Jedno drugiego i tak nie wyklucza - odparł z szyderczym uśmiechem Dietrich. - Możesz się poddać i, być może, ocalić życie, a możesz zginąć tu i teraz. Wybór chyba nie jest skomplikowany.
Mężczyzna splunął na ziemię i zaśmiał się nerwowo.
- Nie mam żadnej gwarancji - powiedział twardo banita. - I tak jestem martwy. Z ranną nogą nigdzie nie ucieknę… Wilki rozszarpią mnie po drodze. Równie dobrze możesz oszczędzić mi cierpienia - po tych słowach chwycił za leżącą obok tarczę i ścisnął mocniej topór.
- No, dawaj! Pokaż na ile cię stać! - Uderzył kilka razy toporem o tarczę, lecz mimo to nie ruszył się.
- Może i racja, że nie masz wielkich szans - stwierdził Dietrich. - Skoro więc wolisz zginąć, miast podjąć próbę, być może nieudaną, ratowania swego życia, to nie będę ci się sprzeciwiać. Nie mogę pozwolić, byś dotarł do swoich kompanów i powiedział im o nas. Ale możesz spróbować kupić sobie życie. A nuż zagrabiłeś dosyć złota... - dodał w lekką kpiną w głosie.
- Nie ma innych kompanów - zająknął się w odpowiedzi banita. - To co zostało z naszej bandy leży teraz martwe lub dogorywa na urwisku. Złoto za życie, hę? - Zamyślił się nad propozycją Dietricha. - Wątpię, abym przetrwał w dziczy z ranną nogą, ale jest tylko jedna możliwość, aby się o tym przekonać. Jaką mam gwarancję, że mnie zostawicie w spokoju?
- Nic nie ryzykujesz, jeśli się zgodzisz porozmawiać z pozostałymi - odparł Dietrich. - Ja ci gwarancji dać nie mogę, bo nie ja tam rządzę. Nikt nie rządzi, prawdę mówiąc. Mogę dać ci słowo, że osobiście cię zadźgam, jeśli nie dojdziemy do porozumienia. A może się okazać, że ujdziesz z życiem, na co, jeśli nie spróbujesz, raczej nie masz szans.
- Rozumiem - odpowiedział banita, w milczeniu rozglądając się po pieczarze. - W takim razie wolę zginąć, jak na wojownika przystało. - Choć rana w nodze potwornie krwawiła, mężczyzna rzucił się na Dietricha ze zdumiewającą prędkością, jednakże przepatrywacz był już na to przygotowany. Trzymany przez niego łuk napiął się w mgnieniu oka i wypuścił strzałę w stronę banity. Pocisk prześlizgnął się między żebra i zatopił się głęboko w sercu, zabijając go na miejscu. Na twarzy malował się pośmiertny grymas zaskoczenia… W chwili, kiedy Dietrich powalił banitę, do pieczary wkroczył Hans.
- Nie chciał współpracować? - Hans zapytał Dietricha, który przed chwilą ubił ostatniego ocalałego banitę. - Trzeba ich będzie przeszukać, może dowiemy się kto ich nasłał i dlaczego znajdowali się właśnie tu i teraz. Być może faktycznie ma to coś wspólnego z Karlem.
- Tak jakoś niezbyt - odparł zagadnięty. - Zaproponowałem mu, żeby za zdobyte skarby kupił sobie życie, ale wolał zginąć, niż zaryzykować współpracę z nami - wyjaśnił, może ciut mijając się z prawdą.
- Skoro nie chciał oddać skarbów to może ich nie mieli. Trzeba ich przeszukać. - Hans odparł Dietrichowi, po czym sam ruszył w kierunku zabitego przeszukując go dokładnie, po to by następnie rozejrzeć się po jaskini.