Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2018, 14:23   #192
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 04:05 h; 4.25 ja od Dagon V

Układ Dagon; 4:05 h po skoku; 4.25 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya



Nawigator zorientowała się dość szybko, że nie wszystko jest jak na porządnie utrzymanej jednostce być powinno. Ale po tak postrzelanej jednostce jaką obecnie był “Archeon” nie było się co dziwić. Panel nawigatora zdradzał liczne awarie i uszkodzenia na pokładach i sektorach jednostki. W rufowych segmentach notorycznie wyświetlała się czarna plama braku danych. Wszystko to stanowiło jednak raczej niedogodnosć i tło dla manewrów hamujących. Z braku atmosfery której wpływ na statek powietrzny dałoby się modelować jego lot czy prędkość za pomocą płatów, usterzenia i lotek w kosmicznej próżni jedynym ośrodkiem władzy nad prędkością i kierunkiem lotu były silniki.

Silniki ponownie działały choć nie do końca jak należy. Potwierdzał to zresztą raport Rohana jaki napłynął z trzewi zdewastowanej rufy. Silniki podświetlne też oberwały i wykazywały jakieś 70 - 80% sprawności. Nie uniemożliwiało to sterowanie jednostki ale już zauważalnie utrudniało wszelkie manewry. Zwłaszcza takie bojowe gdzie trzeba było balansować często na granicy ich przeciążenia. Jednak ponieważ zasilanie udało się przywrócić prawie na ostatnią chwilę tych standardowych manewrów to nie zapowiadały się tak strasznie.

Obecnie Prya musiała pogrążyć się w akceptowaniu i wybieraniu opcji podsuniętych przez komputer pokładowy. Ludzki umysł, nawet najgenialniejszy, nie miał szans w starciu z zalewem danych potrzebnych do wykonywania jakiegokolwiek manewru w kosmicznej skali. Rola czynnika ludzkiego w tym połączonym organiczno - elektronicznym zespole ograniczała się do podejmowania decyzji jakie uznał za najbardziej właściwe w danej sytuacji.

Teraz nawigator wspólnie z komputerem pokładowym który działał w oparciu o dane przesyłane przez skany już mogła powiedzieć, że ma plan lotu na te najbliższe kwadranse. Z 70 - 80 min. Tyle powinno wedle założeń i niezmienionej drastycznie sytuacji trwać wyhamowanie w kosmicznej skali prawie do 0 i podejście do orbitujących przy Dagonie V jednostek na tyle blisko by można było zacząć myśleć o podejściu do dokowania i podobnych manewrach już za pomocą silników manewrowych.

Niepokój mógł budzić ten warunek “niezmienionej sytuacji” co głównie oznaczało ciągłą i bezawaryjną pracę silników podświetlnych. Co patrząc po parametrach jakimi wykazywały się silniki nie do końca było takie pewne. W końcu mimo wszystko z tym podpięciem wiązki z hiperskoku to jednak była jedna, wielka, prowizorka. Była realna szansa, że wytrzyma i w spokoju wyhamują jak należy ale o nutce niepokoju ciężko było zapomnieć. Utrzymanie silników w sprawności to już jednak bardziej było zadanie inżynieryjnej części załogi.

Skaner siedzący przy swojej konsolecie miał świadomość, że sygnał który jakiś kwadrans temu wysłał w stronę SS “Vegi” powinien tam już dotrzeć. Ale nawet jeśli natychmiast odesłano by odpowiedź to minie jeszcze kilka następnych minut nim odbiorą go skany “Archeona”. A dopiero za jakieś 40 minut dotrze do automatycznej stacji sygnał jaki wysłał ponad godzinę temu. Ne wcześniej też należało się spodziewać odpowiedzi z ich strony. O ile automaty w jakikolwiek sposób zareagują co wcale nie było takie oczywiste. Nawigator siedziała przy swojej konsolecie pogrążona w swojej nawigatorskiej robocie. W końcu każdy manewr jaki wykonywała jednostka zawsze angażował nawigatora.

Podobnie jak nawigator Alex dała znać o raporcie przesłanym przez głównego inżyniera. Wynikało z niego, że szaleńczo zaimprowizowana operacja przepięcia energii z jednego reaktora do drugiego silnika wbrew wszelkich przeszkodom zakończyła się jednak sukcesem. Silniki choć nie były na tip top to jednak działały i dzięki temu siedząca obok nawigator miała swobodę manewru przy konsolecie. Przy okazji gdy Rohan był przy jakimś działającym terminalu w 6-tce na pokładzie E, tym samym gdzie była podświetlna maszynownia z której do Alex nie napływały żadne dane więc ziała tam informacyjna czarna dziura. Raport Rohana był więc pierwszym obrazem sytuacji jaka tam panuje.

Raport nie był zbyt optymistyczny bo sytuacja była poważna i dalsze szacunki niepewne. Jednak co najważniejsze silniki znów miały energię i pracowały choć niepełną parą. Z drugiej strony po oberwaniu serią bezpośrednich trafień federacyjnymi torpedami to i tak wyszli z tego obronną ręką. No i odzyskali wreszcie bezpośrednią łączność z Rohanem przynajmniej póki był przy działającym terminali więc mieli szansę coś uzgodnić lub zaplanować. Tymczasem według czujników Alex w medlabie dalej zgrupowana była większość załogi.



Rufa; seg 6; pokł E; maszynownia; Rohan i Abe



Obydwaj inżynierowie zostawili za sobą zdewastowaną i skażoną ciężkim promieniowaniem maszynownię. Udało im się przepłynąć przez nieco mniej zawaloną galaretowatym syfem przedsionek maszynowni a potem przez mroki i pełne pogruchotanych sprzętów 7-ki. Tu też nie natrafili na żaden działający terminal. Dopiero w 6-tce znaleźli jakiś skąd można było przeprowadzić diagnostykę. W 6-tce promieniowanie spadło do poziomu nie wpływającego realnie na właścicieli skafandrów przeciwskażeniowych. Chociaż te pancerze zdążyły o tego czasu nasiąknąć na jakieś 3 Gy podczas wizyty w skażonej maszynowni. Pancerz cyborga mógł wytrzymać jeszcze jakiś kwadrans w podobnych warunkach a Abe trochę dłużej. Niemniej już teraz same pancerze, choć nadal chroniły swoich właścicieli, wypromieniowywały do otoczenia część pochłoniętej dawki stając się zagrożeniem dla potocznych osób. Wedle procedur powinni poddać się procedurze dekontaminacyjnej nim zaczną poruszać się w mniej skażonych rejonach jednostki a zwłaszcza tam gdzie przebywali inni członkowie załogi ze znacznie słabszym poziomem ochrony radiologicznej w ich standardowych skafandrach.

Jednak dekontaminacja nie miała zbyt wielkiego sensu jeśli musieli by ponownie wrócić lub mieć do czynienia z czynnikiem promieniotwórczym. A wcale nie było takie pewnie, że nie będą musieli. W czasie gdy Abe za pomocą swoich nożyc i palników demolował przygodne wyposażenie by mieć gotowe półprodukty do załatania drzwi do maszynowni jakie musieli zostawić otwarte bo blokowała je grubsza od torsu mężczyzny w ciężkim pancerzu wysokoenergetyczna wiązka jaką z takim mozołem przytargali siłami zauważalnej części załogi aż do samej maszynowni nie pozwalała im się zamknąć.

Mi Tzu pomykał dookoła pomieszczenia częściowo już tutaj oświetlanego przez lampy które się ostały. Lewitujący ulubieniec inżyniera opiekował się bezkształtną masą rozpaćkaną na obcym ograniźmie. Stwór prawie całkowicie zniknął w tej bezkształtnej bryle więc ciężko było stwierdzić czy jakoś reaguje na obecną sytuację czy nie. Jego długi ogon jednak chyba nie przejawiał większej aktywności. Chyba bo w tym zdewastowanych pomieszczeniach co chwila coś ścierało się z czymś w powietrzu gdy się uchowało lub w próżni gdy działo się to w rozhermetyzowanych rejonach. No i drugie chyba to choć wydostali się z krainy zawieszonych w przestrzeni i rozpaćkanych na ścianach glutów w jakie zmieniła się maszynownia to kleisty, galaretowaty kisiel dalej rozmazywał się na zewnętrznej szybce hełmu utrudniając dostrzeżenie szczegółów. Więc choć pod względem chemiczno - fizycznym na pewno była to bardzo ciekawa substancja to w praktyce i tak ograniczonej widoczności przez ciemność, półmrok i te zawieszone resztki wszystkiego była prawdziwym utrapieniem.

Jednak raport jaki wyłonił się z analizy danych, pierwszej jakiej mieli od czasu gdy wyskoczyli tak szaleńczo, wbrew wszelkim procedurom z hiperskoku w tym systemie przykuwał uwagę. Owszem, silniki działały choć nie bez szwanku. Widocznie musiały jakoś oberwać podczas ostrzału torpedowego albo szaleńcze przeciążenia poczas hiperskoku dały im w kość. W każdym razie nie pracowały optymalnie jak to miało miejsce kilka godzin temu w układzie Memphis przed starciem z fregatą Floty. Obecna sytuacja powinna pozwolić wykonać Pryi manewry hamujące i pewnie większość standardowych manewrów. Niemniej przy pechowym rozwoju wypadków groziła awarią. Zwłaszcza gdyby konieczne okazało się stosowanie bojowych manewrów które prawie na pewno przeciążyły by moc nadwyrężonych walką i szaleńczym hiperskokiem silników.

Można było oczywiście spróbować coś z tym zdziałać. Wedle tego co widać było na konsolecie uszkodzenia były za maszynownią w 11-tce. Bez czujników nie było wiadomo jak tam wygląda sytuacja ze skażeniem. Jeśli gródź nie wytrzymała i było jakieś przebicie to pewnie było zbliżone do tego co w maszynowni ale jeśli wytrzymała mogło być mniejsze albo żadne. W tej chwili nie szło tego zgadnąć. By spróbować naprawić tak poważne uszkodzenie należało udać się do magazynu części który również był na rufie w niewiadomym stanie. I tam odnaleźć potrzebne podzespoły by w tej 11-tce spróbować naprawić co trzeba. Co prawda to wedle stoczniowych standardów i inspektorów federacyjnych to nadal byłaby prowizorka która nie miała szans zdziałać cudów na przykład przywrócić silnikom pełnię mocy i sprawności. Ale jednak znacznie zwiększała margines bezpieczeństwa w jakim mogła poruszać się korweta i sterująca nią Prya. Tylko z powodu tak wielu niewiadomych o stanie jednostki, zwłaszcza w rufowych sektorach te równanie było bardzo szacunkowe więc trzeba było podchodzić do niego z elastycznym nastawieniem.



Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Linda, Drake, Julia, Nivi i Veronica



- Nie! Nie mogę na to patrzeć! - Julia choć pod kojącym wpływem Lindy zdołała się uspokoić to jednak nowy kryzys nadszedł gdy Nivi próbowała zaaplikować dawkę środka usypiającego temu obcemu stworzeniu wczepionemu w twarz Veroniki. Widok i odgłosy rzeczywiście mogły zszargać nerwy nawet jeśli się tylko było biernym obserwatorem.

- Drake, zatrzymaj ją! - krzyknęła z izolatki Linda gdy zorientowała się, że rusznikarka już otwiera drzwi na korytarz. Ona jako lekarz pokładowy i Nivi jako biolog były w tej małej izolatce jaka mieściła się w medlabie. Niewiele większe niż na jedną koję ale w razie potrzeby mogła właśnie tak jak teraz robić za salę operacyjną. Norton wstępnie przeskanowała swoim medycznym skanerem całą Veronicę i obcy organizm jaki przylegał do jej twarzy. Skan nie ujawnił żadnych nieprawidłowości w organizmie białowłosej. Wydawała się cała i zdrowa. Tylko stan nienaturalnej śpiączki był niepokojący i prawie na pewno był jakoś związany z tym obcym stworzeniem.

Skan zdołał przeskanować też tego stwora. Pokazywał, że ma jakieś organy wewnętrzne tak samo jak każdy, ziemski wielokomórkowiec tej wielkości. Chociaż rozszyfrowanie co jest co w tej mozaice ruchomych plam, kresek i owali musiało trochę potrwać. Budowa i te wstępne pomiary wskazywały, że jest dość lekki. Lżejszy od przeciętnego, ziemskiego kota domowego. Tyle, że rozłożysta budowa, szeroko rozcapierzone odnóża i długi ogon optycznie zdawały się do powiększać.

Coś co wywołało gwałtowna potrzebę ucieczki u rudowłosej rusznikarki to był i widok i odgłos przekazany przez kamery i głośniki zamontowane w sali operacyjnej. Na wypadek gdyby ktoś nie dowidział wszystkiego przez dwie w większości przeźroczyste ściany tej izolatki. Widok nie był przyjemny. Zwłaszcza jak Veronice udało zdjąć się strzaskany hełm i jej głowa ukazała się w całej okazałości. Twarz praktycznie całkowicie znikła pod stworem ściśle przylegającym do jej twarzy. We włosy miała mocno wplecione pająkowate odnóża tego stworzenia które ciasno dociskały obcą istotę do twarzy i głowy kobiety. Jakby tego było mało ogon stworzenia owinął się jak linka dusiciela wokół szyi kobiety. To w krytycznym momencie odcinało ofierze dostęp powietrza osłabiając ją i wymuszając uległość. Gdy trwało odpowiednio długo mogło pewnie w końcu doprowadzić nawet do utraty przytomności z powodu klasycznego niedotlenienia.

Co było jednak naprawdę niepokojące skaner Lindy wykazał, że stworzenie wprowadziło od siebie do gardła kobiety… No właściwie nie wiadomo co. Na skanerze pokazywało to jako podłużny i chyba elastyczny przedmiot. Kojarzyło się z jakąś rurką czy innym przewodem. Przewód czasem się poruszał, trochę pulsował co jakiś czas. Podobnie główny rdzeń obcej istoty pulsował w powolnym tempie co najbardziej kojarzyło się z oddychaniem.

Julia miała dość gdy biolog usiłowała wykonać swój plan uśpienia tego stworzenia. Podeszła do ciała informatyczki i istoty oplatającej jej głowę z automatyczną strzykawką. Linda w tym czasie monitorowała całą operację swoim ręcznym skanerem przez obie miały wgląd nie tylko na zewnętrzne warstwy stworzenia. Nikt w medlabie jednak nie potrafił przewidzieć jaką siłę automatu trzeba dobrać by przebić się przez wierzchnią warstwę stworzenia. Rohan mając dane o sile z jaką działało urządzenie i właściwości materiału na jaki by miało działać policzyłby to pewnie od ręki ale jego tutaj nie było i był poza zasięgiem medlabu. Zbyt słaba siła zapewne nie przebiłby skóry obcej istoty a zbyt mocna mogła uszkodzić coś w trzewiach stworzenia co mogło przynieść niewiadome skutki albo w pechowym wariancie nawet uszkodzić twarz lub szyję Veronicki.

Zostawała metoda prób i błędów. Pierwsza próba z jaką zwykle podawało się zastrzyki ludziom okazała się do niczego. Igła z ampułką wbiła się co prawda w skórę stworzenia ale nie dała rady jej przebić co pokazał skan Lindy. Reakcja istoty była natychmiastowa. Ogon zacisnął się na szyi i krtani kobiety, coś tam zatrzeszczało w jej karku kobieta zaczęła się krztusić i dusić ale żywy knebel z tej istotu nie pozwalał nawet na to. Ciało informatyczki nieco uniosło się wyprężone w łuk i wydawało się, że istota zadusi, złamie kark i zmiażdży krtań pochwyconemu człowiekowi. Tego właśnie widoku nie mogła zdzierżyć Julia. Choć za pierwszym razem po prostu odsunęła się od izolatki w głąb medlabu. Ale, że to nie było duże pomieszczenie no to nie dało się być dalej od izolatki o przezroczystych ścianach niż kilka kroków.

Kryzys jednak minął i sytuacja po paru nerwowych chwilach jakby wróciła o normy. Ciało Veronicki i oplecionej wokół niej istoty uspokoiło się. Znowu obydwa organizmy leżały prawie nieruchomo na stole operacyjnym. Znowu obydwa oddychały w spowolnionym tempie. Nivi czuła niesamowite napięcie w tej stresogennej sytuacji gdy musiała operować w tak obcej sytuacji o tak wielu zmiennych z ryzykiem wywołania celowego lub nie krzywdy istotom żywym. Na szczęście spokój krótkowłosej Lindy również na nią działał pokrzepiająco.

- Kontynuujemy. Zwiększ siłę o 50%. - poleciła zastępca dowódcy na “Archaonie” z niezmąconym spokojem. Druga próba okazała się udana. Przynajmniej jeśli chodziło o dostarczenie środka usypiającego do wnętrza obcego organizmu. Reakcja stworzenia była taka sama jak przy pierwszej próbie. Znowu widok męczonej duszącymi splotami informatyczki był trudny do spokojnego zniesienia. Jej ręce jak w malignie próbowały bez ładu i składu coś złapać czy może nawet ściągnąć z siebie tego obcego przybysza nim po chwili krztuszenia się, rzężenia, stukania piętami o blat stołu i ściekającej z ust śliny obydwa ciała znowu się wreszcie uspokoiły. Ale ten kryzys był już zbyt ciężkim przeżyciem dla Julii więc wydryfowała z medlabu. - No to czekamy co się stanie. - powiedziała Linda ocierając pot z czoła. Też była spięta i poważna. Nadgarstek natrafił jednak na szybkę hełmu więc ten odruchowy, przynoszący ulgę, pierwotny ludzki gest spełzł na niczym. Zresztą Nivi świetnie mogła ją rozumieć sama czuła się podobnie. Zaaplikowali coś obcemu stworzeniu a efekt był kompletnie nie do przewidzenia bez poznania jego morfologii i właściwych reakcji. Człowieka czy inną ziemską stałocieplną istotę ten środek powinien jak nie uśpić to chociaż spowolnić i osłabić w poważnym stopniu w ciągu paru chwil, góra paru minut. A jak zadziała na ten obcy organizm? Skoro obydwie kobiety zajmowały się w izolowanym pomieszczeniu trzecią z obcym stworem na twarzy to na jedynego mężczyznę w tym zespole spadło dogonienie tej spanikowanej czwartej.



---




Układ Dagon; 04:05 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; toaleta; Silvia



Scena była jak z holo filmu. Do oglądania pewnie czadowa. Ale tak na żywo, gdy brało się w niej udział to już gorzej. Silvia wycelowała znaleźny automat w czworonożnego robota nie dając mu szansy na jakąś reakcję. Natychmiast pociągnęła za spust. Jak na przywykłą do wygód i luksusów gwiazdę, do tej całkiem praktycznej umiejętności jaką było celne pociąganie spustu miała opanowaną na zaskakująco wysokim poziomie. I efekt było widać właśnie teraz.

Ta dość zwarta i lekka broń podskakiwała krnąbrnie gdy zalała cel ołowiem ale nawykła do używania broń De Luca była na to przygotowana i potrafiła to skontrować w trakcie prowadzenia ognia. Cel oberwał. Blondynka widziała jak pociski krzeszą iskry na powłokach robota, jak coś tam mu odpada, grzechocze, jak maszyną zauważalnie przygięło od tej ołowiowej burzy. Przygięło ale nie powaliło. Może gdyby odległość była większa albo broń aktorki miała większą siłę rażenia ale tak, na kilka kroków zabrakło tych paru trafień, paru metrów by powalić mechanicznego przeciwnika. Robot skoczył.

Maszyna okazała się całkiem zrywna nawet z uszkodzeniami jakie właśnie otrzymała od człowieka. Jednym skokiem wylądowała przed dwunogiem i kolejnym porwała go ze sobą. Silvia została ciśnięta i wyleciała z toalety razem z drzwiały i robotem lądując na podłodze korytarza. Próbowała się pozbierać tak samo jak uszkodzony robot. Wlókł za sobą jedną z tylnych łap i coś tam w zadzie wyraźnie mu szwankowało bo miał kłopot by wrócić do pionu tak samo jak blondynka próbująca wyzwolić się z matni.

Nawet uszkodzony robot był wyraźnie przygotowany znacznie lepiej do walki na bezpośredni dystans niż nigdy nie szkoląca się w bijatykach aktorka. Silvia od razu poczuła, że to kwestia czasu gdy szczęki potwora rozszarpią ją pospołu z pazurami maszyny. Póki mogła strzelać jeszcze miała szansę uszkodzić potwora ale teraz? I nagle jej farciarksa gwiazda mrugnęła do niej ponownie. Gdy rozpaczliwie zasłaniała automatem szczęki potwora próbując opóźnić to co nieuniknione jej techniczny zmysł od razu rozpoznał pod naderwanym pociskami pancerzem złącze energetyczne. Jedno szarpnięcie! I maszyna zamarła opadając bezwładnie na ciało człowieka jakie właśnie próbowała rozszarpać. A jak odczuła De Luca było trochę tych metalicznych kilogramów bo aż ją przydusiło wybijając dech z płuc. Ale jednak dała radę w końcu wyzwolić się z tego ostatniego ataku czworonożnego robota.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline