Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2018, 16:09   #19
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Komisariat był niskim, niewielkim jak na tego typu instytucję budynkiem z czerwonej cegły. Tuż obok stał złączony z nim bank z wielkim napisem na froncie "Golden Fox". Po przeciwnej stronie siedziby stróżów prawa znajdował się plac porośnięty niską, gęstą trawą, zaś na tyłach mogli dostrzec jeszcze jeden przytulony budynek, choć od tej strony nie dało się rozpoznać jego przeznaczenia.

Na parkingu znajdował się tylko jeden samochód policji, prócz tego, którym dotarli na miejsce.

Za dwuskrzydłowymi drzwiami, w wyłożonym drewnem holu przywitało ich spojrzenie młodego mundurowego chowającego stos papierów do jednej z szuflad. Jego starszy, brodaty towarzysz pochłonięty był tymi samymi czynnościami. Ich zmiana musiała dobiegać końca.
Wgłąb budynku prowadził pojedynczy, szeroki korytarz kończący się zakrętem w prawo. Jego okna wychodziły na widziany przed kilkoma chwilami plac. Na prawych znajdował się szereg trojga drzwi prowadzących do gabinetów. Pomiędzy nimi ustawione były ławki.

- Co z tą wariatką? - zapytała Berkley. Odpowiedział jej młodszy. Cartier, sądząc po napisie na metalowej plakietce przypiętej do munduru.

- Nie uwierzysz. Rzeczywiście ma wyrwane drzwi.

- Może zostawiła je na jakiejś latarni?

- Może, ale szkło było w środku.

- To w takim razie sama ją wybiła, a potem zaliczyła dzwon z latarnią. Czego to ludzie nie zrobią, żeby wyłudzić pieniądze od ubezpieczyciela.

Alex dostrzegła, ze Cartier nie wygląda na przekonanego. Było to jednak na tyle widoczne, iż Berkley również to zauważyła.

- Nie wierzysz chyba w tę historię...

- Nie, jasne, że nie. Tylko to wytłumaczenie też mnie nie przekonuje. Co za noc... No nic. Bawcie się dobrze i do jutra.

Berkley i McDonald weszli w pierwsze drzwi w korytarzu. Czarne litery na mlecznej szybie obwieszczały, iż był to pokój zajmowany przez Berkley. Pierwszą osobą, jaka złożyła zeznania była Felicia. Po niej poproszona została Alex, zaś Richard był ostatnim w kolejce.

Jego relacja z nocnych wydarzeń wywołała porozumiewawcze spojrzenie między funkcjonariuszami, ale nie skomentowali jej ani słowem.

- Jedyne, co możemy zaproponować z naszej strony, to cela. Tylko najpierw musiałby pan popełnić jakieś wykroczenie, czego osobiście odradzam.

- Może pan też zatrzymać się u Bro...

- McDonald... - syknęła kobieta. Jej partner zamilkł, choć nie przestawał się uśmiechać.

Przesłuchanie zostało oficjalnie zakończone. Byli wolni. Funkcjonariusze z Lake Hills na koniec spotkania obiecali Felicii, że zajmą się poszukiwaniami Reece'a w trybie natychmiastowym. Kobieta najchętniej sama zajęłaby się poszukiwaniami, ale obecnie nie było żadnych tropów, jakie mogłaby podjąć. Samochód stał tam, gdzie był pozostawiony. Zamknięty. Wnętrze domku także nie okazało się w najmniejszym stopniu pomocne.

Naprzeciw posterunku wznosił się maleńki budynek. "Watchex", jak głosił szyld. Zegarmistrz. Richard wewnątrz, za oknem dostrzegł niewielką, szczerzącą się karykaturę psa wlepiającą w nich krzywe ślepia.
Sąsiadem z jednej strony był zakład fryzjerski, natomiast z drugiej "Sklep wielobranżowy Johna Islemana".

Jeśli gdzieś w tutaj można było zdobyć latarki, baterie czy zeszyty, to właśnie tutaj.

Nagle zza sklepu wyjechało audi. Czterodrzwiowe. Nadwozie ziało dziurą w miejscu wejścia dla pasażera w przedniej części samochodu. Zniknęło za komisariatem równie szybko jak się wyłoniło.
Ruch na ulicach był wręcz marginalny.

Za przeszkloną ścianą wznosiły się regały z rozmaitymi produktami. W oddali widoczna była lada, za którą znajdował się ciemnowłosy mężczyzna w okularach. John Isleman we własnej osobie obsługiwał starszego, grubego mężczyznę w ogrodniczkach, kaloszach i z wędką opartą o ramię. Rybak zapłacił, zaś Isleman natychmiast przeniósł na nich swoją uwagę.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

Kiedy dowiedział się czego poszukują, podniósł otwieraną część lady i zaprowadził ich do regalu z artykułami uniwersalnymi.

- To dwa najmocniejsze modele latarek jakie mam. Obie ze zmiennymi ogniskowymi. Wystarczy przekręcić i mamy światło skoncentrowane. Jeszcze raz i rozproszone. Ta jest na baterie, a ta ma wewnętrzny akumulatorek ładowany ruchem. Jak się rozładuje, to trzeba ją naładować potrząsaniem. Zeszyty są w tamtej części.

Już z daleka Alex zobaczyła uśmiechającą się szeroko Hannę Montanę. Obok znajdował się Kubuś Puchatek, jakieś lamborghini, koła zębate, róże w rozmaitych kolorach oraz powiększone liście jakiegoś drzewa.


Na drzwiach garażu mechanika dostrzegła informację: "Otwarte 9:00-17:00". Cyfrowy wyświetlacz Audi wskazywał godzinę 7:58. Nie było sensu stać pod zamkniętym zakładem i wyczekiwać jego otwarcia, gdy miała w planach śniadanie.

Obok przechodziła kobieta z dzieckiem. Chłopiec miał na plecach tornister. Kiedy zapytała o instrukcję dojechania w miejsce, w którym można coś zjeść, nieznajoma spojrzała podejrzliwie na drogie auto z pozbawione przednich drzwi od strony pasażera. Bez wahania jednak poinformowała, że Diana będzie musiała skręcić w ulicę Zachodnią, znajdującą się nie więcej niż dziesięć metrów od maski i jechać cały czas prosto Szkolną. Po prawej stronie zobaczy restaurację Moose's Horn.

Radio samochodowe odbierało wyłącznie kanał LHFM z muzyką, w przeważającej części, rockową o różnym ciężarze brzmienia. Jedną z nich nawet rozpoznawała. Kiedyś ją słyszała, choć nie potrafiła dokładnie określić tego momentu w przeszłości. Dowiedziała się teraz, że nazywała się "Locking up the sun" i pochodziła z albumu zespołu "Płonące Bydlaki". Choć kapela dość niszowa, miała wystarczającą siłę, by przebić się ze swoimi kawałkami poza tereny Parku Narodowego "Larch Hills".

Przejeżdżając dostrzegła pod sklepem trzy osoby wyróżniające się na tle miasteczka. Młody chłopak, rudowłosa dziewczyna i białowłosa pokryta tatuażami oraz dziwnymi, czarnymi plamami po lewej stronie ciała. Wkrótce jednak zniknęli za budynkiem posterunku policji przytulonym do straży pożarnej. Kawałek dalej wznosiła się metalowa wieża, a za nią poszukiwana restauracja. Skręciła w prawo, w Transportową, po czym zjechała na parking. Stał tam tylko jeden samochód z lat dziewięćdziesiątych albo nawet osiemdziesiątych.

- Witamy w Moose's Horn! - zawołała od progu radośnie kelnerka o imieniu Dawn wypisanym na plakietce.

W rogu pomieszczenia wydzierało się na siebie dwóch starszych mężczyzn.
- Idź włączyć Kokoska!

- W dupie mam twojego Kokoska!

- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta wydając się nie słyszeć staruszków i z niezbyt inteligentną miną przyjęła zamówienie. Diana natomiast zajęła jeden ze stolików.
Chwilę później zjawiła się ponownie ze szklanką kawy oraz tą samą miną.

- Jajecznica będzie za kilka minut - uśmiechnęła się jeszcze szerzej pogłębiając wcześniejsze wrażenie i odeszła.

Drzwi restauracji otworzyły się wpuszczając do środka dostrzeżoną wcześniej trójkę. Chłopak natychmiast zwrócił na nią uwagę.

Diana upiła łyk kawy. Jednej z najlepszych, jakie piła w życiu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline