Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2018, 10:38   #57
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie tylko jeźdźcy, ale i kucyki były wyraźnie zaniepokojone wilczym nawoływaniem rozlegającym się póki co z oddali. Zwierzęta strzygły uszami i kręciły łbami. Biskwit zaś niespokojnie zarżał. Wieża wydawała się rozsądnym schronieniem, tym bardziej, że z całej kompanii jedynie Gimbrin był nieźle uzbrojony. Prócz zdobycznej kuszy miał swój toporek i jeszcze topór nieszczęsnego krasnoluda, którego znaleźli pod mostkiem. Broń nawet dla niewprawnych oczu niziołków robiła wrażenie zacnej i solidnej.

Nie tracąc czasu na zbędne dysputy ruszyli na przełaj w kierunku wieży. W drodze Gimbrin odezwał się do Mirt:
- Ta wieża została wzniesiona przez ludzi w odległych czasach królestwa Arthedain. Wieść niesie, że przez samego króla Belega z Fornostu. Zapewne, by strzec szlaku. Było to w czasach, w których jak mówił mi Alatar, hobbici zaczęli osiedlać się w Bree. Zatem budowla jest dość stara. Była jednak wiele razy naprawiana i to czasami przez moich pobratymców. Dlatego moja panno. – Gimbrin uśmiechnął się pod wąsem – Stoi do dziś.
Przedzieranie się przez zarośla nie było trudne. Okolice wieży porastała głównie trawa i niewielkie krzaki. Gdy dotarli do podnóży wzgórza natrafili na zarośniętą ścieżkę prowadzącą łagodnie w górę. W tym miejscu wzniesienie nie było tak strome. Jednak nim dotarli na szczyt kucyki wyglądały na znużone.

Z bliska wieża nie wyglądała tak korzystnie. Była mocno nadgryziona zębem czasu. Mury były popękane, zaprawa pomiędzy kamieniami skruszała. Nie miała żadnych wrót i można było spojrzeć na nią na przestrzał. W środku było tylko tyle miejsca, że mogli się pomieścić z kucami i rozpalić niewielki ognisko. Z resztą wygasłe palenisko na środku świadczyło, że już ktoś to robił.
Przy jednej ze ścian były kamienne schody prowadzące w dół i drugie wzwyż, jednak urywały się na wysokości kilku jardów. Powyżej nie było nic, a wieża przypominała tuleję pustą w środku. Regularne wgłębienia w ścianach były jedyną pozostałością po drewnianych belkach na jakich opierały się podłogi poszczególnych kondygnacji. Gdy spojrzało się w górę widać było czyste, błękitne niebo.

Po pozostawieniu kuców w środku kompani mając do dyspozycji rysunek z tajemniczym czerwonym iksem obeszli wieżę i po ustaleniu, o który mniej więcej róg chodzi zaczęli poszukiwania. Po dokładnym obejrzeniu iks okazał się być narysowany przy podstawie wieży. Problem polegał na tym, że tam nic nie było. Ot, ziemia, trochę żwiru, kępki trawy. Dokładnie to co dookoła.
- Ktoś ma łopatę? – rzucił Gimbrin, właściwie tylko dla formalności, bo przecież wiedział, że nie zaopatrzyli się w nic takiego.

Cóż było robić. Mieli „rączki małe, lecz do pracy doskonałe”. To i na dodatek toporek Gimbrina pozwoliło im na odgarnięcie i wykopanie dołka na około pół jarda. Potem natrafili na kamień. Staranne odgrzebany okazał się być dość spory. Ale mieli krasnoluda. Gimbrin zaparł się, sapnął, puścił potężnego bąka i głaz został podniesiony i odsunięty.

Pod spodem leżała okuta żelazem skrzynia.
- Jakaś mała. – rzucił ktoś rozczarowany.
- To może ją zakopiemy z powrotem? – odparł z przekąsem Gimbrin.
Faktycznie znalezisko nie było duże i nawet niezbyt ciężkie. Hildi i Willi bez problemu podnieśli skrzynię i zanieśli ją do wieży. Wprawdzie posiadała zamek, ale krasnolud z właściwą swej rasie praktycznością po prostu wybił toporkiem zawiasy i przy użyciu brutalnej, ale skutecznej siły wyłamał wieko. Ich oczom ukazały się dwa pakunki. Podłużne owinięte w natłuszczoną skórę. Po ich odwinięciu ich oczom ukazały się dwa krótkie i starannie wykonane miecze.






- Ohoho … - zawołał z podziwem Gimbrin – To elfia broń. Co za śliczności. Zatem tego szukał mój pobratymiec. Daleko za tym zawędrował.
Poszukiwanie i odkrywanie skarbu pochłonęło uwagę wszystkich bez reszty, ale świat bynajmniej nie dał o sobie zapomnieć.

Usłyszeli świst lecącej strzały, która niczym czarny piorun o cal minęła twarz Madoca i zagłębiła się tuż pod obojczykiem Doderica. Siła uderzenia była tak wielka, że nieszczęsny hobbit został odrzucony do tyłu i padł przewrócony na plecy. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w stronę skąd nadleciała strzała.

Przez wrota pozbawione drzwi widać było pędzące na dwóch potężnych wilkach sylwetki uzbrojonych w łuki goblinów. Napastnicy poruszali się w całkowitej ciszy. Widok ich wykrzywionych w nienawiści twarzy, jak i ociekające śliną paszcze wilków działał hipnotyzująco. Jeden z goblinów uniósł łuk i wypuścił strzałę. Pocisk poleciał w ich kierunku i trafił Mirt z boku głowy, jednak strzała ześlizgnęła się po czaszce wyrywając jedynie włosy i trafiła niegroźnie w ścianę.

Dziewczyna krzyknęła z bólu i przycisnęła odruchowo rękę do rozdartej skóry. Rana była długa na pół dłoni. Mirt poczuła pod palcami ciepło krwi. Swojej własnej krwi.

Od goblinów dzieliło ich najwyżej tuzin jardów. W tym czasie Gimbrin pochłonięty był całkowicie ładowaniem kuszy, starał się ze wszystkich sił, by zdążyć nim jeźdźcy ich dopadną.
 
Tom Atos jest offline