Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2007, 23:02   #518
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
x Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, zabrzęczał trącony nimi dzwoneczek zmontowany nad wejściem. Krępy, zniszczony przez czas człowiek z uderzającą łysiną i wielkimi, zakręconymi na końcach wąsami, zerknął na przybysza z nadzieją, ale jego oczy wkrótce zrobiły się okrągłe ze strachu. Nawet ochroniarz drgnął nieufnie, choć postawny był z niego jegomość w kolczudze, mogący poszczycić się wielkim mięśniem piwnym i krzywą gębą (pamiątka po złamanej szczęce). Miecz u pasa przygrubego stróża nie zrobił na przybyszu najmniejszego wrażenia. Obcy bezpardonowo podszedł do regału naprzeciwko wejścia i zaczął przeglądać spoczywające na półkach cuda. Każdy amulet, księgę, zwój czy flakonik brał niezbyt ostrożnie do ręki, i niedbale odstawiał wszystko, niekoniecznie trafiając na miejsce danego przedmiotu, wyznaczone jaśniejszą plamką na tle kurzu. Wreszcie otworzył jakąś księgę i czytał.
- Szuka szanowny pan czegoś konkretnego...? – zagadnął nieśmiało zniecierpliwiony sklepikarz.
Obcy milcząc przewrócił powoli kartkę. Ochroniarz, na którego ukradkiem zerknął pracodawca, odchrząknął znacząco.
- Szukasz kłopotów? – uśmiechnął się zadziornie obcy, wciąż pogrążony w lekturze.
- Nie, panie szanowny, ale to nie biblioteka – zaznaczył delikatnie sprzedawca.
- Hm – mruknął obcy, odkładając księgę. – Szukam czegoś na temat miejsca zwanego Genegate.
Sklepikarz uniósł brwi w zdumieniu i wygramolił się zza lady. Porwał coś z półki i wcisnął obcemu w dłoń.
- To jedna z nielicznych rzeczy pochodzących z tego miejsca! – rzekł obiecująco.
Obcy zerknął na dziwną, malutką czaszkę jakiegoś zwierzęcia.
- Drwisz?! – chwycił krępego za szmaty i potrząsnął nim otrzeźwiająco, ale puścił, nim ochroniarz zdążył dobyć miecza. – Nie potrzebuję szczątków ciężko schowanych za życia wiewiórek! Szukam map.
- M-map?! – jęknął przestraszony napaścią sklepikarz i umknął za ladę, zza której wyściubił tylko czubek nosa i wąsy. – Panie szanowny, to miejsce to legenda! Nie istnieją mapy...!
- Wspomniałeś o bibliotece – przerwał. - Gdzie ona jest?
- Przy katedrze zakonu Sarafan. Niedaleko stąd... – wyjaśnił jak tam dotrzeć.
- Dziękuję – odparł spokojnie i krokiem pełnym gracji opuścił sklep.
* * *
- Jeszcze!
- Tak, jeszcze! – przekrzykiwali się rozradowani podchmieleni goście tawerny.
Zgrabna dziewczyna o długich jasnych włosach pokiwała ręką, na znak, że nie będzie bisu.
- Jeszczeeee! – darli się błagalnie.
Dziewczyna westchnęła. Była już zmęczona i gardło wręcz zaczynało ją bolec.
- Droga pani, nie może pani odmówić! – ogłosił prosząco karczmarz, stawiając na ladę talerz ze smakowicie wyglądającą potrawą ala bigos. – Jeszcze tylko jeden raz, i kolacja za damo w nagrodę!
Odezwał się na to chór zadowolonych głosów. Dziewczyna wstała, jej decyzję nagrodzona brawami. Parę głębszych wdechów i wznowiła swój cudny śpiew. Goście tawerny słuchali w zachwycie, przy okazji racząc oczy okazałymi kształtami dziewczyny. Gdy skończyła śpiewać, usiadła szybko do talerza – przecież nie każą jej śpiewać z pełnymi ustami. Bigos był pyszny, więc jadła z ochotą. I to za darmo! Goście tawerny zajęli się swoimi sprawami – pili, wpadali pod stoły, czkali, bekali, wybuchali śmiechem, bełkotali i szemrali.
- Pszsz psz pszysz pszszszsz Wiatr Lodu psz pszsz psz.... – dziewczyna znieruchomiała, wychwyciwszy z plątaniny szeptów dobrze znane jej dwa słowa.
Kątem oka zerknęła na jegomościów siedzących przy stoliku obok.
http://www.deviantart.com/deviation/21848266/
http://www.deviantart.com/deviation/32501811/

- Dziś ruszamy na zwiady.
- Tak. To nie może dłużej trwać.
- Do portu przybył dziwny statek. Z dziwną załogą.
- Skąd?
- Nie wiem. Na pokładzie są duchy i dwóch nekromantów, zdaje się. Poza tym jest z nimi demon. Oraz jeden z naszych.
- Myślisz, że przybyli by strzec Wiatru Lodu?
- To możliwe.
- Istnieje możliwość, że mają go ze sobą?
- To również niewykluczone.
- Trzeba się temu przyjrzeć.
Ten z tatuażem na twarzy skinął głowa i obaj wstali od stołu, po czym wyszli z tawerny.
* * *
Astaroth, Thomas, Marcjana, Czacha, Akrenthal, Gengi;

Miasto. Cywilizacja. Płoną serca nadzieją. Płoną... żagle fregaty ^^
W porcie wybucha powoli panika; krzyki strażników, bieganina, bałagan, zbiera się tłumek gapiów. Z jednej z wieżyczek obronnych spada nagle wir powietrza, który jakby osiadając na powierzchni oceanu, zasysa wodę w górę i staje się wirem cieczy. Następnie wir rozpryskuje wodę na płonących żaglach i pożar zostaje ugaszony. Strażnicy biegają wokół, z zapałem poszukując żartownisia który podpalił statek. Szarzy ludzie i pijaczki po cichu umykają gdzie się da, ale wielu z nich zostało zgarniętych przez straż i są wypytywani. A tu znów zapłonęły żale kolejnego statku! I kolejnego! Zdaje się, że na dobre wszczęto alarm w porcie. Zjawia się więcej straży, oraz dwóch panów wyglądających na miejscowych magów. Kolejne wiry z wodą gaszą wszystkie pożary. Rozpoczynają się poszukiwania sprawcy całego zamieszania.

Astaroth; zapewniłeś drużynie huczne wejście. Po podpaleniu kilku statków teleportujesz się na wieżyczkę gdzie zastajesz zdezorientowanego maga. Czarodziej rzuca się po swoją magiczną lagę, ale jesteś przy niej pierwszy i porywasz ją ze sobą, przenosząc się na kolejną wieżyczkę. Tam czeka na ciebie kolejny mag, ale ten jest już w stanie pełnej gotowości bojowej i na twój widok atakuje.
Z jego magicznej laski wystrzeliły dwa świetliste bicze. Jeden tylko smagnął cię w ramię, [-5 pd], przed drugim się uchyliłeś.

Thomas; Kręcisz z dezaprobatą siwą głową. No to Astaroth załatwił niezłą imprezę... Tak, te pożary to z pewnością jego wina.
Zarządca stoi zdezorientowany. Niecodziennie widuje tu lewitujące czaszki z mopami na gło... czaszkach. Korzystając z okazji, ogłuszasz miłego pana. Zarządca pada na pokład nieprzytomny.
- Won z naszego statku! – duchy mściwie spychają ciało do wody i cieszą się z głośnego chlupotu.
- HEJ!!! – słyszycie srogi wrzask.
Zerkacie na dwóch strażników, którzy, o dziwo, patrzą na was spod jakiejś karczmy w porcie.
- A wy kim do diabła jesteście?! – drze się jeden ze strażników.
Ponieważ cały port jest postawiony na nogi z powodu ataków podpalacza, przy trapie waszego statku szybko zjawia się ośmioosobowa grupka strażników.
- Co to ma być?! – pytają, bardziej z oburzeniem i wrogością niż lękiem, wskazując wesoło lewitujące po pokładzie szable. – Skąd przypłynęliście? Cel wizyty?!
- Niech każdy odda broń, i pojedynczo schodzić z pokładu! – decyduje inny strażnik. – Przykro mi, to rutynowa procedura. Zostaliśmy zaatakowani, musimy wszystkich sprawdzić – mówi groźnie.
x
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline