Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 00:51   #200
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i zła woda i niemiła piwnica i jaszczurek co nie chciałbyć obiadem. I karabin!

Jaszczurek! To był jaszczurek, ale inny niż na pustyni! Ale też duży i mięsojadliwy! I jeszcze chyba syczał i na pewno miał twardy pancerz na grzbiecie jak to zwykle jaszczurki miały… te takie kolczaste co się lubiły zakopywać w piasku i spod niego polować na nieuważne obiady! Co prawda tutaj było niemiło i niefajnie, bo chociaż dużo wody, ale tej niedobrej i jeszcze zasadzkująca piwnica i pachniuchujące nieładnie resztki pana Bena, ogryzione przez tego dużego jaszczurka co pływał jak łódka po wodzie, a raczej pod wodą… i był dziwny! Jak jakaś ryba, ale inna niż te wielkie co żyły w wielkiej, słonej wodzie bez końca, o której opowiadał wujek i jeszcze obiecał, że tam zabierze Angie. Jak wróci z jednostki, jak skończy kontrakta i już zostanie na zawsze i nie jako dezerter. W domu gdzieś gdzie jest zielono, są krówki, a może nawet i futerka. Dużo futerek… o ile nastolatka nie da się zjeść jaszczurce, a była tak blisko!
Kotłowała wodę na wyciagnięcie ramienia od dziewczyny, sykując i chlapiąc i młócąc ogonem aż zła woda pryskała na ściany.
- Idi na chuj, durak! - Angela też syknęła. Nikt z ludziów nie słyszał, to mogła. Po dziadkowemu i posyłając w niedobrego jaszczurka nową porcję ołowiu, a po niej jeszcze jedną. To był duży jaszczurek, ale dwóch tripletów nie wytrzymywało nic, co żyła na pustyni i poza nią, o ile strzały były celne.

Klęcząca nastolatka pociągała cyngiel raz za razem. Karabinek w jej wprawnych rękach nieco szarpał od szybkich, chaotycznych tripletów które pruły wodę i chyba nie tylko. Coś tam prócz fal i rozbryzgów brudnej wody wzbijało się ciemniejszymi rozmazami ale w pośpiechu i załzawionymi oczami nie było widać czy to kawałki ciała jaszczura, rozbryzgi jego krwi czy jeszcze coś innego. A potem był koniec. Stwór zderzył się z człowiekiem przerywając ostrzał, popychając Angie na ścianę i wytrącając ją z równowagi. Wciąż pod wodą jaszczur zamiast jednak wreszcie zaatakować człowieka minął go choć przez zanurzoną w wodzie łydkę nastolatki przebiegł ostry skurcz bólu gdy chyba ogon albo jakiś pazur mijanego stworzenia przeciął ją a w przecięte miejsce od razu wdarła się ta brudna woda. Jaszczur jednak nie atakował dalej, w ogóle nie atakował! Fala jak wzbijał minęła blondynkę i zaczęła oddalać się od nastolatki tym samym korytarzem jakim niedawno przyszła. Tam jednak wciąż była ta pylista mgła i widoczność znacznie słabsza niż już kilka kroków dalej. Stwora było widać i tak tylko pośrednio dzięki ruchowi wody jaki wzbudzał poruszając się tuż pod wodą.

Dlaczego obiad uciekał?! I jeszcze zrobił jej krechę na udzie, ale nie było czasu się jej przyglądać. Tak samo jak myśleć, że może właśnie się zaraziła wścieknięciem, albo czymś równie niemiłym. Była tylko Angie i jej ofiara. Jaszczurek uciekający w głąb korytarza. Dziewczyna odzyskała równowagę, a potem niewiele myśląc wystrzeliła kolejny raz. Tam gdzie wydawało się jej, że jest większa część jaszczurka.

Odwróciła się i znowu wystrzeliła szybko, prawie bez celowania. Ledwo lufa znalazła się gdzieś po linii na oddalającą się korytarzem falę i już broń kropnęła kolejnymi tripletami. Z zamka wyleciały kolejne łuski w powstałym zamieszaniu bezśladowo znikając w brudnej wodzie. Fala wybuchła eksplozją wzburzonej wody i po chwili coś tam zaczęło się uspokajać. Nastolatka zakasłała znowu a oczy piekły ją od tego pyłu. Ale w wodzie nadal nie pojawiła się żadna nowa fala ani nic podejrzanego. Aż wreszcie w górę wypłynął jaszczur. Tym razem bierny i nieruchomy z wyrwami gdzie pociski przebiły się do wnętrza jego cielska. Był długi jak stojący człowiek, może nawet trochę dłuższy. Z czego z 1/3 stanowił gruby ogon który wyglądał jak przedłużenie tułowia a nie osobna kończyna. Ale wreszcie pływał więc musiał być zabity.

Długi ogon oznaczał dużo mięsa, a to znaczyło, że dziś wieczorem każdy pójdzie spać z pełnym brzuchem i jeszcze zostanie coś na śniadanie. Blondynka zakasłała, ale i tak szczerzyła się szeroko bardzo szczęśliwa. Jaszczurki miały grubą, ładną skórę. Może uda się jej zrobić coś dla wujka. Prezenta, żeby nie smutał w bazie i o niej pamiętał. Z tą myślą podeszła powoli do chyba martwego obiada, trącając go lufą na wszelki wypadek, gdyby jednak nie był tak do końca utrupiona na śmierć.

Jaszczur wydawał się tak martwy jak powinien. Ale też póki dychał musiał być bardzo żywotną bestią. Angie naliczyła całkiem sporo dziur po swoich kulach. Z tuzin albo z dziesięć. No dużo więcej niż zwykle wystarczało do ubicia takiego jelenia czy człowieka. Przynajmniej póki był to człowiek bez bardzo mocnego pancerza. No ale teraz był już jednak martwy. Nie oddychał ani nie ruszał się poza tym co cielsko dryfowało na drobnych falach w zatopionym korytarzu. Sądząc jednak z wielkości i budowy nie był też pewnie lekki. No i co mówiło jej doświadczenie wyniesione z pustyni często wszelkie ścierwojady miały zwiększone szanse na przekazanie syfa w jakim żerowały więc trzeba było być ostrożnym w tym względzie.

Na szczęście jaszczurek miał długi ogon, a woda sama w sobie sprawiała, że pływające w niej rzeczy były lżejsze, niżby miało się je nieść na plecach… takie łódki na przykład. Na upartego dało się je pchać po tej wodzie razem z siedzącymi wewnątrz ludziami i rzeczami, ale gdyby chcieć to podnieść… no nie dało się. Dlatego też nastolatka niewiele myśląc zarzuciła karabin na plecy, łapiąc ogona i to za niego mając zamiar wytargać obiada na zewnątrz, gdzie pan z blizną i małe ludzie. I słoneczko… piwnica była niedobra, bo ciemna i jeszcze pylista. Jakby złej wody było za mało…

Sapiąc i pocąc się ciągnęła więc obiada przez zalane ruiny, aż po paru kaszlących minutach obijania się po omacku, wydostała się na powierzchnię. Humor od razu się jej poprawił, z szerokim uśmiechem doholowała zdobycz na ganek domu małych ludziów, gdzie został pan z blizną i jego młode. No i małe ludzie od pani mamy West.

- Ale sztuka. - skomentował Robert O’Neal widząc z pewnym zaskoczeniem co do domu przytargała przemoczona i ubrudzona nastolatka w przemoczonej niebieskiej sukience i karabinem na plecach. Właściwie więcej powiedzieć mu nie dało młodsze pokolenie. Chłopcy obskoczyli Angie i jej najnowszą zdobycz piejąc z zachwytu. Dziewczynki były bardziej stonowane ale jak zwykle ich mała sąsiadka podążyła w ślad za nimi z zafascynowaniem w cichych oczach oglądając i zdobycz i nawet nastolatka trochę zeszła w tym oglądaniu na nieco dalszy plan. Najmniej pewnie czuła się chyba Maggie i ona trzymała największy dystans a może po prostu jako chyba najstarsza z tej ferajny umiała bardziej powściągnąć swoją emocjonalność. Ale też wydawała się zafascynowana ustrzelonym jaszczurem.

- Dobra, dobra, my się z Angie tym zajmiemy odsuńcie się. - pan z blizną w końcu zdołał okiełznać dziecięcy tłumek na tyle, że z niechęcią ale odsunęli się od truchła stwora i swojego blondwłosego pogromcy. - Musiał przypłynąć z rzeki. Albo nawet ta fala go tu przywaliła. Gdzie go dopadłaś? - myśliwy z blizną spojrzał z truchła na drugiego myśliwego.

Nastolatka machnęła ręką na zrujnowany dom z którego przed chwilą się wynurzyła.
- Bo… poszłam posprzątać - przełknęła ślinę, w porę gryząc się w język kogo tym razem zniknęła z widoku - Ale ściana się zawaliła… i podłoga. No i wpadłam do piwnicy, a on tam był. Razem z kawałkami pana Bena. Oderwał mu ramię i bulgotał w złej wodzie. No to go upolowałam. Przyda się nam obiad, a jaszczurki są dobre. Smaczne. Trochę jak kurczak. - pogrzebała ubłoconym butem w podłodze, przy okazji zezując na udo i ślad od ogona.

- Ach. - Robert ze zrozumieniem pokiwał głową chyba pojmując w jakim domu i po co była blondynka. Szybko więc pomógł zmienić jej temat. - Maggie, pójdziesz z Jane i chłopcami? My tu zajmiemy się z Angie tym jaszczurem. - powiedział do czwórki rodzeństwa ale tylko jego córka pokiwała grzecznie główką i chyba chciała zrobić to o co prosił. Chłopcy natychmiast zaczęli jęczeć, że też chcą bo to fajne i w ogóle przecież są już duzi i nie chcą siedzieć w domu a Jane jak zwykle nie odstępowała ich na krok i trzymała biernie ale jednak ich stronę. Nowej wojnie o dowodzenie przerwała powracająca czarna furgonetka Rogera. Jechała całkiem szybko ale Roger zwykle szybko jeździł. Zatrzymał się przed domem Westów i Robert machnął ręką na to wszystko.
- Dobra, nie właźcie do wody. - powiedział na odchodne do dzieci i ruszył przez zalane podwórko w stronę czarnego vana w którym kierowca zdążył wyłączyć silnik kończąc swoją jazdę. Robert odsunął boczne drzwi do czarnego vana a tam ukazał się wujek i pani doktur. Znaczy Robert, że był podobny budową do wujka zasłaniał całkiem sporo ale Angie i tak dojrzała, że właściwie to najpierw była pani doktur. Właściwie jej tył, plecy, włosy i w ogóle. A zaraz za nią był wujek. Tylko on akurat był przodem i siedział na rogerowej ławeczce na pace. Siedział z opuszczonymi do kostek spodniami ale dalej to właśnie zasłaniała najpierw pani doktur i jej plecy a potem stojący przed drzwiami Robert. Robert zaś coś dziwnie znieruchomiał i zaniemówił po otwarciu tych drzwi.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline