Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 14:47   #220
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Neverwinter, dom Przymierza
4 Marpenoth, popołudnie

Shavri biegiem zaliczył rundkę tam i z powrotem do siedziby Przymierza po worek smoczych pamiątek. Wyciągnął z niego jeszcze jedną na pamiątkę dla Coriego, a sam worek starannie zawiązał.
Doświadczenie podpowiadało mu, że w takich miejscach petent musi się srogo naczekać nim jego sprawa nabierze odpowiedniej mocy. Ale, o bogowie, tym razem warto było czekać. Kiedy wpadł do gmachu, jego towarzysze jeszcze wciąż czekali, więc tropiciel pomachał im reką i poszedł do stanowiska alchemika, gasząc oddech przyśpieszony po biegu. Osłabienie po magicznym zatruciu już prawie minęło i to również był dla Shavriego powód do radości.
Również, ponieważ siedziba Przymierza zrobiła na nim wielkie wrażenie. Zdarzyło mu się być w Silvermoon. Ba. Zdarzył sobie nawet wyrobić o nim stanowisko na podstawie jednego, podstarzałego maga i opowieści, jakimi uraczył młodego Traffo i jego towarzyszy. Wrażenie było bardzo przykre. Za to Neverwinter i siedziba Przymierza… Och. To zupełnie inna kwestia. Shavri czuł, że to jest doskonałe miejsce dla Coriego. Może nawet udałoby się wypytać, czy biorą młodzików na termin.
Dlatego pełen dobrych myśli stanął przed dziuplą alchemika, który okazał się… cóż… zupełnie zwyczajnym jegomościem średniego wzrostu ubranym w nieco spraną lub przykurzoną czernń. Miał krucze włosy sięgające mu po rzyć samą, zebrane rzemieniem w koński ogon i szare, życzliwe oczy, zerkającące zza szkieł w oprawce z wyrazem uprzejmiego oczekiwania. Żeby porozmawiać z Shvrim przy ladzie, wstał od jakichś papierzysk, które studiował przy stole w drugim końcu niewielkiej sali.
- Tak? W czym mogę służyć?
Traffo, który spodziewał się po nim bogowie wiedza czego, przez moment zagapił się na niego, nim odchrząknął.
- Łuski przyniosłem.
- Aha - alchemik kiwnął głową wyczekująco zerkając na tropiciela. - Na sprzedaż czy do jakiegoś zamówienia?
- Na sprzedaż
- odparł Traffo, kładąc worek na blacie.
W miarę swoich możliwości opisał ubitego smoka. Podał jego wielkość, kolor, zreferował jak zionął.
Alchemik kiwał głową, w całości skupiony na przeglądaniu dostarczonego materiału.
- To wprawdzie niezbyt rzadki gatunek- jak na smoka, oczywiście -, panie…
- Shavri.
- ...Panie Shavri, ale za to na tyle duży, żeby jego łuska już stwardniała.
Chwycił jedną z łusek w swoje długie, blade palce i pokazał ja Shavriemu pod światło jakiegoś urządzenia magicznego, o którego zasady działania chłopak nawet nie zapytał, pewny, że i tak ich nie pojmie.
- Niech pan spojrzy - zaproponował rzemieślnik. Miał spokojny głos człowieka, który widział już w życiu wszystko i dzięki temu potrafił zachować zawodową uprzejmość i zimną krew w każdych okolicznościach.
- Wzory, wiem. Widziałem je pod słońce.
- Wie pan, co to jest?
- Wygląda troche jak korytarzyki korników w drewnie, ale o bardziej rozmazanych komturach.
- Istotnie. Ale czy wie pan co to jest?
- Nie mam pojęcia.
- Powietrze.
- Słucham?
- Łuska smoka jest twarda z zewnątrz, ale w środku musi być pusta, żeby smok mógł latać. U starych smoków łuska jest większa, a więc i jej płytka również. W niektórych miejscach tego powietrza nie ma wcale, a w innych jest go w łusce całkiem sporo. Zresztą… proszę chwileczkę poczekać.


Alchemik wybrał ze stosu jedną z łusek, która wprawdzie nie pękła w wyniku magicznego gruzobicia wywołanego przez Turmalinę, ale została mocno porysowana przez kamienie na wierzchniej stronie. Następnie ujął w długie, blade palce jakieś drobne narzedzia rzemieślnicze i otworzył łuskę jak muszlę.
- Proszę. Niech pan dotknie teraz.
Shavri wziął połowkę łuski, i pogładził wnętrze. było gładkie, gdzieniegdzie widać było drobne otwory.
- Taka pusta łuska ma też swoje zastosowanie w walce, ponieważ powietrze jest też całkiem dobrym amortyzatorem.
- Czym?
- zapytał Shavri bez lęku. Jego rozmówca zdawał się mieć nieskończoną cierpliwość i wiedzę. Był jak ich żywy pomnik.
- Czymś, co wytraca siłę uderzenia - wyjaśnił niemal natychmiast alchemik. Spojrzał na tropiciela, którego wyraźnie cieszyło to, że ktoś ma czas i ochote tłumaczyć mu wszystko. - To względnie dobrze zachowane łuski, pani Shavri, dlatego mogę Panu zaproponować za nie 15 sztuk złota.
- Z chęcią je wam sprzedam, mam nadzieję, że zrobicie z nich dobry użytek.
- Tak jak i z zebów. Widzę, że coś mocno musiało grzmotnąć tego smoka. Brakuje ponad połowy do kompletu.
- Tak, to prawda. Na dodatek z kłów zrobiłem naszyjnik dla wojowniczki, która zrzuciła go z nieba.

Alchemik zamrugał uprzejmie okazując zaintrygowanie.
- Coś podobnego. Proszę mi to opowiedzieć, a ja w tym czasie je wycenię.

Po pięciu minutach Shavri odszedł od stanowiska alchemika w sumie z 30 złotymi monetami, które zamierzał po równo podzielić między wszystkich, którzy wzieli udział w walce ze smokiem. Marv był niestety nieobecny, a i Shavri sam przed sobą musiał przyznać, że jego udział w samej walce z gadem niewiele wniósł do sprawy, więc odrzucając siebie i Marva, podzielił złoto za łuski i zęby na 6 części. Wyszło po 5 sztuk złota.
Wrócił do Jorista i Toriki, wręczył im ich dolę, mówiąc, że podzielił złoto za łuski i zęby po równo. Nie dodał tylko, że nie pomiędzy wszystkich.
Ich czekanie miało trwać dalej.

Czekając Joris szturchnął łokciem Shavriego i półelfkę. Zapewne nie było to bardzo skryte, ale każdy w sklepie wyglądał na zajętego bardziej sobą niż ich trójką.
- Czy wy ty też ich widzicie? - szepnął po czym wskazał na małą, eteryczną blondyneczkę i mężczyznę, który spokojnie mógłby być czyimś nocnym koszmarem. - Czy za dużo tego piwa wypiliśmy…?
- To miejsce uświadamia mi, ile… - zaczął Shavri, ale nie dane mu było dokończyć.
- Cicho… cicho…
- poleciła speszona kapłanka, starając się nie patrzeć na mięsiste bary towarzyszącego dziewczynce osiłka. Z jakiegoś powodu wolała nie zwracać na siebie jego uwagi, gdy z niezdrowym rumieńcem świętodziewiczego oburzenia z powodu “domniemanego” związku z dzieckiem, przyglądała się pośladkom stojącego.
Shavri zaś nie zastanawiał się, jaki rodzaj więzi łączy tamtą dwójkę. Natomiast mocno zazdrościł niewysokiemu, białemu stworzeniu jakiejkolwiek, tak zażyłej relacji z jej postawnym towarzyszem. Gest zaufania, jaki między sobą przekazali z miejsca nastroił Shavriego przychylnie do tej dwójki. Gdyby gbur z tyłu miał się dalej naprzykrzać, tropiciel pewnie wstałby, żeby pomóc go uciszyć.
Joris przez chwilę faktycznie był cicho, ale ciekawość go dręczyła.
- Wyglądają dziwnie… groźnie - szepnął ponownie do obojga - Ciekawe czym… kim są…
Choć pytania żadnego nie zadał widać było, że coś go kusi w związku z tą przedziwną parą.
- Zapewne parają się magią, bo inaczej po co by tu przychodzili? Może ta dziewczynka ma jakieś naturalne moce? - Selunitka w końcu przestała świdrować zadek demonicznego kompana tematu ich dysputy i niczym pokorna służka dobra, spuściła skromnie wzrok.
“Czy oni są kochankami?” zastanawiała się usilnie, co i rusz podpatrując “egzotyczną” parkę w nadziei, że dostrzeże jakieś znaki, które naprowadzą ją na odpowiedź. Niestety prócz dostrzeżonego gestu para zachowała powściągliwość; kilka chwil później udała się za mniszką do jednego z bocznych pomieszczeń. I może dobrze się stało, bo Joris już wstawał by do nich podejść. Uprzedził w tym Shavriego, który przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić, więc w końcu z żalem pozostał na miejscu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 13-04-2018 o 10:56.
sunellica jest offline