Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 21:01   #1
Feniu
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka


Alane, Lavine, Sigrid, Ryży, Dieter, Ari’Sainen, François, Laurenor, Alaryk, Olegario

Późne popołudnie 8 Erntezeit 2501 KI (1523) dwie godziny drogi od Parravonu

Było już późne popołudnie gdy do Parravonu zblizała się grupa dość osobliwa w skład której wchodziło dwóch ludzi i po jednym z przedstawicieli rasy leśnych elfów, krasnoludów oraz niziołków. Na domiar wszystkiego aż trójka z podróżujących była łowcami wampirów. Trzy konie niosące na swym grzbiecie Alane, Lavine, Dietera oraz dwa kuce Ryżego i Sigrid przemierzały leśny trakt zmierzając w kierunku miasta Parravon w Bretonii. Od kilku dni mijani na gościńcu podróżni spoglądali na nich dość podejrzliwie, nikt jednak nie miał odwagi zaczepiać piątki podróżnych aż do teraz.


Padał deszcz, rzęsisty deszcz, całkiem przemoczone ubrania skutecznie przykrzyły wam podziwianie pięknych widoków okolicy księstwa Parravon, do którego niedawno dotarliście. Piątka towarzyszy jechała traktem przez las, spieszyło im się by jak najszybciej dotrzeć do miasta, lub chociaż osady w której będą mogli schronić się przed deszczem.
Nagle do uszu Alane dobiegł hałas, jakby ktoś rąbał drzewo, tuż przed koniem Dietera, który właśnie jechał przodem zwalił się ogromny świerk. Koń jego stanął dęba i tylko opanowanie i zręczność łowcy wampirów sprawiła, że zdołał zeskoczyć z wierzchowca, upadając na grząski trakt. Zdezorientowani rozglądali się dookoła, do chwili gdy pierwsza ze z włóczni przecięła powietrze mijając o długość łokcia głowę Sigrid, po chwili na podróżnych spadło więcej włóczni, jednak i te okazały się niecelne. Z za krzaków z głośnym - Waghhhh wybiegło sześcioro orków odzianych w zniszczone kaftany skórzane, wymachując wielkimi orczymi siekaczami liczyły na łatwy łup na piątce podróżnych. Sigrid powitała napastników szerokim uśmiechem, wiedząc że jej młot zbierze dziś krwawe żniwo i zabierze w zaświaty jednego z wielkich wrogów jej rasy. Dieter również przymierzył z kuszy samopowtarzalnej posyłając w stronę atakujących bełt, niestety niecelny.
Pozostali towarzysze zostali na wierzchowcach, wierząc w to że będąc wyżej uzyskają przewagę. Lavine z mieczem w dłoni znajdowała się obok Alane i Ryżego, którzy również swą broń strzelecką by odeprzeć atak. Jednak włamywaczka wiedząc, że bez pancerza w walce wręcz z wielkimi orkami nie miała wielkich szans.
Dieter dał radę dosiąść konia, czasem lepsza była ucieczka pewna śmierć z rąk zielonoskórych. Drużyna spięła więc konie i ruszyła w stronę, z której przed chwilą przyjechali. Jakby tego było mało z drugiej strony traktu również wybiegło kilkoro orków, co tylko utwierdziło ich w podjętej bez zbędnych słów decyzji o ucieczce.

Pędząc na złamanie karku przed siebie po ponad stu uderzeniach serca trafili na grupę pięciu podróżnych, którzy również zmierzali w kierunku Parravonu. Grupa może mniej różnorodna ale również zacna ze specjalistami znającymi się na zabijaniu. Ari’Sainen, François, Laurenor, Alaryk, Olegario podróżowali już od jakiegoś czasu szukając dla siebie zajęcia. Często wynajmowali swe umiejętności władania mieczem, splatania magii i celnego oka tropiąc bandytów panoszących się po bezdrożach Bretonii.


Foggia, Hugo

w tym samym czasie - Parravon

Od jakiegoś już czasu Foggia i Hugo podróżowali razem. Obecnie przebywali w Parravonie, stolicy księstwa o tej samej nazwie. Wielkie skalne miasto położone u stóp Gór Szarych, u stóp którego wije się rzeka Grismerie. Kamienne ulice na których równie często spotkać można ludzi jak i krasnoludzkich rzemieślników parających się kamieniarstwem, były tego popołudnia wielce zatłoczone. Dwój zwadźców zmierzała w kierunku gospody pragnąc odpocząć po długiej podróży. W zamiarze mieli zarobić trochę grosza, by przebyć drogę przez Góry Szare w kierunku klasztoru La Maisontaal, w którym podobno jakiś czas temu przebywał sam wielki Ludvik D’alcac - słynny bretoński szermierz. Udzielał on czasem nauk uczniom potrafiącym odnaleźć miejsce jego pobytu. Wieść niosła, że za kilka sztuk złota był on w stanie udzielić kilkudniowej lekcji fechtunku. Dlaczego jednak znajdował się w klasztorze ani Hugo ani Foggia nie mieli pojęcia. Do klasztoru jednak daleka droga, a przemierzać góry w dwie osoby strach. Postanowili więc pobyć przez kilka dni na miejscu szukając towarzyszy zmierzających właśnie w tamtym kierunku.

Dwójka zwadźców zatrzymała się w oberży “Dzikie wino” na przedmieściach Parravonu . Oberża była prawie pusta, kilku najpewniej stałych bywalców siedziało przy stole niedaleko szynkwasu popijając wino i rozmawiając o czymś w nieznajomym dla nich języku.
Gospodyni sędziwego już wieku kobieta o białych włosach i naznaczonej zmarszczkami twarzy odezwała się w staroświatowym - zapraszam, siądźcie sobie gołąbeczki, mamy dziś wyborne wino prosto z winnicy braci Pratt rocznik 1520. - gestem zapraszając przybyszów by usiedli.
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 13-04-2018 o 20:12.
Feniu jest offline