Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 21:58   #283
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Zuzeł i Czitboy

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=G-1RnTm31ng[/MEDIA]
Bezczelny, wredny kundel prześladował Diaz niczym niesłuszny wyrok za niewykonane zbrodnie. Jak powszechnie było wiadomo, a i piromanka przypominała przy każdej nadarzającej się okazji, siedziała za niewinność, będąc uciskaną ofiarą zjebanego do kwadratu systemu prawnego który już dawno temu powinien wziąć i walnąć z hukiem. Może na jego zgliszczach wreszcie wyrósłby prawilny ustrój, a nie taka gówniana popierdółka z sądami, urzędami i badziewnymi karami za zdejmowanie frajerom pustych baniaków z karków. Albo palenie niewiernych.
Kto w ogóle widział żeby pakować do puchy za wyrywanie chwastów?!

Teraz oto w latadełku kacapa objawił się nikt inny, a sam jaśnie kurwa jego mać Condor le Passo i nie wyglądało żeby zabłądził szukając kibla.
- Ech, mierda - wyrwało się z latynoskiej piersi, oczęta spojrzały ku sufitowi manifestując dobitnie jak ciężki był ów parchaty los. Oczywiście wyglądało to lepiej, niż przyznanie, że dobrze było burka widzieć. No jebaniutki nie dawał o sobie zapomnieć, a Black 2 tak usilnie próbowała.
- Chciałeś wypaść na drina było powiedzieć - zmieniła taktykę, susząc zęby do odkarmionego sierściucha - Coś byśmy znaleźli na tym skurwiałym lotnisku, claró?

Widok Hassela zastopował Ósemkę gdzieś w progu kabiny pilotów, złote oczy zwięzły się czujnie, a pod rudą kopułą zakotłowała się wściekłość, zaciskająca szczęki i unosząca górną wargę jakby kobieta miała okazję rzucić się do przodu z zębami. Syknęła krótko na powitanie garniaka i gliniarza, usuwając się pod ścianę. Wokoło kręciła się ruska obstawa, ładowano ostatnie elementy wyposażenia, lecz nim zdążyli wylądować przez radio nadszedł komunikat automatycznie prostując plecy saper. Sapnęła głucho, czując lodowatą strugę liżącą jej kręgosłup od karku aż do kości ogonowej. Góra wysłała egzekutorów. Rakarzy mających wyłapać zbuntowane jednostki i doprowadzić do miejsca przeznaczenia: stół sekcyjny, albo ściana.
Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, Nash mogłaby bez wyrzutów sumienia zlać sprawę, skupiając uwagę na pozostawionym niedawno celom krótkoterminowym… niestety chodziło o jej ludzi - stwierdzenie równie niespodziewane co niemożliwe do przyjęcia jeszcze pół ziemskiej doby temu. Wszystko się jednak zmieniało, a czasem będąc u kresu życia człowiek odkrywał że dawno zakopane głęboko w sercu wartości ciągle żyją, dusząc i przyprawiając o drżenie rąk. Nieznośną suchość w ustach, drobne krople potu na skroniach. Lodowate szpony ściskające popaloną krtań skuteczniej niż okrąg stali. Dłoń w ciężkiej rękawicy wojskowego pancerza uniosła się do rozbitych warg, przygryzionych przed sekundą aż do krwi. Strach… o nim też Parch zdążyła już zapomnieć. Sobą się nie przejmowała, dawno pogodziła z tym że skończy rozszarpana gdzieś w błotnistym rowie. Co innego Patino.
- Ile maszyn przysłali? - wystukała zdrętwiałymi palcami, wlepiając wzrok w plecy Raptora. Antyterrorysta i… terrorysta, działający pod sztandarem jednej, wspólnej sprawy. Los potrafił być przewrotny.

- Te dwie co widać. I dojechały dwa Bolty co wróciły na pozycje. - odpowiedział głucho Raptor. Jego samego słabo było widać przez otwarte drzwi między ładownią a kabiną pilotów. Jak już to najwyżej kawałek ręki która płynnie wciskała czy przesuwała coś na pulpicie sterowniczym. - A coś do wypicia to może jak wrócimy to chyba już by było co świętować. - gliniarz niejako nawiązał do tego co wspomniała Black 2. Powrót z akcji wcale nie był taki oczywisty. Wszyscy na lotnisku pewnie byli świadomi w jakim stanie powróciła na lotnisko najświeższa misja czyli RM1.

- Por tu puta madre, Condor - Diaz machnęła łapą, przenosząc dupsko w przejście do kokpitu - Co ty taki pesymistyczny, que? Ojebiemy rewir na oriencie i zawijamy… - zrobiła przerwę, spluwając na podłogę i rozweseliła się - Poza tym tym latającym pierdolnikiem raz dwa wytniemy pod HH, a tam jeszcze jest w czym ryj moczyć. - kiwnęła brodą gdzieś w kierunku gdzie był baroburdel - Pero primero nuestro viaje. Konował sam się nie znajdzie.

- 2 maszyny można uszkodzić
- Obroża wyszczekała swoją kwestię, podczas gdy jej właścicielka siedziała na składanym krześle, popalając papierosa i patrząc się na sufit pustym spojrzeniem - O ile wylądują. Podłożyć ładunki, wysadzić synchronicznie. Naprawa trochę zajmie, będzie czas. - Ósemka zamarła w bezruchu, mieląc pod nosem skrzeczące przekleństwa. Trzy nikotynowe oddechy później podjęła pisaninę, biorąc poprawkę na świadków. Wszak nie byli sami - Grey 300. Są przy Grey 200. Związani walką. Mamy liny, nie będzie trzeba po nich lądować. Albo. Na dole jest kierowca, fura. Mechanicy. Nie trzeba lądować, można ich osłaniać. Nie da się nikogo zgarnąć z nami? Nie. Nie da - westchnęła ciężko, dając spokój z molestowaniem holoklawiatury. W przeciągu dwóch cholernych minut odechciało się jej opuszczania lotniska, lecz nie mieli wyboru. Zostawało wierzyć, że Młoda coś wymyśli, a chłopaki zachowają rozsądek i dopisze im fart - zostawali poza zasięgiem, chwilowo zbędny element ograniczający się jedynie do rozpraszania myśli. Dwójce Blacków został… Hassel i to o zachowanie jego durnego łba przyjdzie się martwić przez najbliższe kwadranse. Mało pocieszająca perspektywa.

- Problemem nie są maszyny tylko ludzie z prawomocnymi rozkazami na ich pokładzie. Jeśli maszyny nie nadawałyby się do lotu to by oznaczało, że ci ludzie utknął tutaj tak jak i my. Aż znów kogoś nie przyślą. Nie mogli by też nikogo stąd ewakuować. - gliniarz coś wcale nie wydawał się przekonany do pomysłu niszczenia własności rządowej która właśnie lądowała na lotnisku jakie zostawało za ogonami Eagle 1. Przez chwilę z kabiny dobiegała cisza i dające się wyczuć ponure rozmyślania głównego pilota tej misji.

- Mamy na nich namiar. Są blisko siebie właściwie na jednym adresie. W sklepie Grishama. O tam. - Raptor w hełmie pilota wskazał kierunek. Czy przez zaglądającą do środka ciekawską Chelsey przez szyby kabiny czy przez boczne bulaje na jednej z burt widać było wznoszący się w górę, ponad linię poszatkowanej dżungli, słup ciemnego dymu. - Znacznie lepiej by było dla nas bez lądowania. Ale to nie jest maszyna szturmowa więc wesprzeć możemy ich tylko z broni pokładowej. - dodał gliniarz wspominając o stanowiskach broni ciężkiej w lukach ładunkowych jakie były jedynym uzbrojeniem jednostki więc siłą ognia nie dorównywały choćby Boltom co niedawno Blacki sami mieli okazję stwierdzić przy akcji w kościele.
- A w HH chyba powinno się coś ciekawego znaleźć. Prawda Anatolij? Na pewno masz tam ciekawe rzeczy i używki byśmy mogli się poczęstować. - Raptor zerknął na siedzącego obok mężczyznę w hełmie pilota i o wiele mniej pasującym do niego garniturze niż mundur i pancerz policyjnego antyterrorysty. Ton gliniarza był wręcz prowokująco wesoły.

- Nie wiem o czym mówisz a w ogóle to wypraszam sobie takie insynuacje. Jestem tylko zwykłym, uczciwym biznesmenem. - dla odmiany sądząc po tonie Rosjanina chyba dalej boczył się na obecność gliniarza tuż obok i wszystkie jego numery odkąd tylko znaleźli się obydwaj w tej samej sterówce.

- Tranquilo cabrónes - Black 2 westchnęła cierpiętniczo, przegibując się aż do foteli pilotów i tam uwiesiła się na tym psiarskim jakoś tam niefortunnie, że opierała się też o naramiennik pancerza - Zapierdalamy na jedną fiestę, więc pegar los coños - pokręciła głową, zapuszczając ciekawskiego żurawia aż na konsoletę - Prochy, wóda, dziwki i lasery. I Promyczek - posłała Kacapowi wymowne spojrzenie - Pierdolniemy rundkę po przedszkole, a potem robimy wypad w miasto. Tu jeden lokal, to już wiecie gdzie lecimy na tego klina - wyszczerzyła się szerokim, poczciwym uśmiechem niewinnego kryminalisty. I niesłusznie skazanego za pierdoły.

- Sala operacyjna. Twój medlab w klubie. - z tyłu rozległo się szczekanie Obroży - Masz tam monitoring? Musisz mieć. Zapiski z kamer ochrony. Kopie zapasowe. - saper wstała, rozdeptując niedopałek butem. Zgrzytając zębami przeniosła się pod burtę do wolnego cmku - Biorę lewą stronę. Będzie źle to pójdą granaty. Za nich nam głów nie rozwali, w końcu z naszej parafii - dostukała, mrucząc pogodnie, zupełnie jakby cała ta sytuacja setnie ja bawiła.

- Lepszego lokalu na tym księżycu nie ma. - powiedział pewny siebie właściciel tego lokalu i wydawało się, że trochę mu ten foch zszedł gdy tak nasłuchał się od nachylającej się nad fotelami pilotów Latynoski. Black 8 tego nie widziała gdyż siedziała w głębi ładowni ale już stojąca na własnych nogach Black 2 która była w kabinie pilotów tak. Jak rosyjski biznesmen spojrzał w stronę otwartego przejścia jakby chciał spojrzeć na złotooką saper. Ale z tych samych co ona powodów nie mógł tego zrobić. Za to mógł odezwać się przez komunikator.
- Sprawa bezpieczeństwa lokalu to sprawa bezpieczeństwa lokalu. Co cię interesują jakieś moje nagrania i kamery? - zapytał Rosjanin z wyraźnie podejrzliwym tonem.

- O kurwa idzie! W górę! Dawaj na metę! - wrzasnął nagle pierwszy pilot zanim ktokolwiek zdołał zareagować czy odpowiedzieć. Spojrzał gdzieś w bok ale inni też mogli dojrzeć fontanny i ściany brudnoszarej chmur jakie nagle wytrysnęły ku zielonkawemu niebu. Wydawało się jakby od spodu skorupa księżyca zaczęła pękać uwalniając w górę potężne gejzery i chmury czegoś. Prawie od razu doszedł do nich wszechobecny grzmot zgrany z tym widokiem za oknami.

- Kurwa za nisko jesteśmy! - Rosjanin też nagle jakby otrzeźwiał bo podobnie jak gliniarz przygarbił się nad konsoletą i coś zaczął klikać w szaleńczym tempie. Black 8 w ładowni widziała strach na twarzach trójki ochroniarzy przy stanowiskach broni i na burtowych ławkach. Wcisnęli jakieś guziki w burcie i z sufitów wypadły maski tlenowe. Jednak złapanie i założenie tych podrygujących masek wcale nie było takie łatwe. Zwłaszcza, że silniki maszyny zaczęły zmieniać rytm a maszyna zadarła mocno nos do góry. Black 2 nie odpadła na ścianę kabiny tylko dlatego, że zdążyła się wcześniej złapać fotela pilota.

- Bierz silniki! Ja biorę stery! - wrzasnął zdenerwowanym głosem Raptor wciąż zadzierając maszynę w górę. Przeszła już bardziej w pion niż w poziom. Latynoska piromanka właściwie już wisiała ślizgając się jeszcze nogami po podłodze gdy uderzyła ich fala uderzeniowa. Całe wnętrze i zewnętrze wypełniła biała, lodowata chmura oszraniając i mrożąc wszystko czego dotknęła. Silniki zaczęły zamierać a maszyna opadać. Nos zaczął opadać z powrotem do pionu ale silniki ścichły jakby wymrożone na amen.

- Przełączam! - Morvinovicz cały czas coś naciskał i przesuwał a gliniarz mocował się ze sterami.

- 1300 i tracimy wysokość. - Raptor wyrównał maszyną którą zachybotało całkiem mocno po przejściu fali uderzeniowej. Black 2 zdołała opaść na kolana za jego fotelem gdy maszyna wróciła do względnego pionu. Jeden z rosyjskich ochroniarzy zdołał założyć już maskę tlenową, dwóch pozostałych krztusząc się i zamarzając żywcem wciąż próbowało złapać swoje.

- Wyłączyłem tlenowe. Restartuje metanowe. - głos Morvinovicza brzmiał poważnie. Z bliska Diaz widziała, że minę też miał poważną. Miny Hassela nie widziała by była tuż za nim.

- 1100. - odparł lakonicznie gliniarz.

- Coś jest nie tak. Coś nie styka. Coś nam rozjebało. - “gospodin” pokręcił głową wpatrzony w szalejące czujniki na konsolecie przed sobą. Drugi z ochroniarzy przy wejściu do kabiny zdołał jakoś złapać maskę tlenową i nałożyć sobie na twarz. Ten przy bocznym wejściu wciąż mocował sie ze swoją ale z powodu mrozu i niedotlenienia już miał coraz słabsze koordynację w tych próbach.

-Gdzie? Sprawdź. 850. - gliniarz starał się mówić spokojnie ale dało się słyszeć napięcie w jego głosie. Lecieli jak przez gęstą, mroźną watę. Nie było nic widać dalej niż kilkanaście kroków naprzód. Dlatego Raptor patrzył na przyrządu a nie to co widać przed kabiną.

- Sprawdzam. - właściciel klubu niespodziewanie zgodnie i gładko przyjął polecenie szukając czegoś po schematach widocznych na swojej konsolecie.

- 600. Zbliżamy się do ściany krateru, robię nawrót. - ostrzegł gliniarz i maszyna lecąc tylko dzięki nawigacji na przyrządach zaczęła wykonywać łagodny wiraż.

- Mam! Nie styka przy przewodach od restartera! - krzyknął nagle Rosjanin. Spojrzał na głównego pilota i w tych podobnych hełmach z podobnymi maskami obydwaj wyglądali bardzo podobnie.

- 500 m. Chelsey, przejdź do ładowni. Na środku jest klapka na suficie. Tam są te przewody napraw je albo będziemy lądować bardzo awaryjnie. - powiedział z napięciem gliniarz wciąż zapatrzony w swoją konsoletę. Maszyna nadal wykonywała ten wiraż więc była przechylona na jedną burtę. Black 8 widziała jak po drugiej stronie burty Rosjaninowi udało się wreszcie złapać maskę tlenową ale za późno. Był już zbyt słaby. Puścił pawia, przez chwilę wręcz zawiesił się na tej masce i wreszcie upadł na podłogę. Nie wypadł tylko dlatego, że uprząż ciężkiej broni trzymała go na miejscu. Był jednak po tej niższej obecnie stronie podłogi więc ruch w jego kierunku przypominał ruch na tępej ślizgawce.

- Que panda te maricónes…. hijo de puta. Kolejny lambadziarz co chce mi życie układać - Diaz jojczyła pod nosem ledwo kundel zajazgotał jej po imieniu. Prychnęła, zapowietrzyła się, a potem najzwyczajniej w świecie postanowiła to olać. Przynajmniej na ten moment.
- Balle, rzucę okiem - zgodziła się łaskawie, stając do pionu gdzie fotel i już miała odejść, ale zamiast tego nachyliła się nad fotelem, przejeżdżając wrednemu burkowi jęzorem po policzku od żuchwy do kości policzkowej. Zaraz potem syknął uszczelniany pancerz, gdy szyba hełmu wróciła na odpowiednią pozycję - Tylko nas nie rozjebcie, claró? Chujowo tak odkładać łyżkę na trzeźwo.

Jeden cholerny ruski burak mniej. Obcy element, niepowiązany z mieszaną grupą parchato-mundurową, do tego pracujący dla irytującego gada w garniaku, którego Młoda z jakichś niepojętych dla Ósemki powodów lubiła… no, ale to była Młoda. Nash za to miała na rudym łbie inne problemy, niż życie pojedynczego idioty, szczególnie gdy patrzeć przez pryzmat żandarmów, nagonki na chłopaków oraz wygodny własnej dupki, przypiętej bezpiecznie do ciężkiego karabinu pasami bezpieczeństwa. Saper przymknęła oczy, słuchając jednym uchem nerwowego dialogu z kokpitu. W sumie mogli zginąć już zaraz, nie mając za wiele do gadania. Poza tym… wolała nie zagłębiać się w strukturę głupoty wrodzonej, balansującej niepokojąco blisko łatki z czerwonym napisem “szaleństwo”. Zamiast tego wypuściła z sykiem powietrze, jednym ruchem rozpinając uprząż ckmu. Spacer po lodzie, na dokładkę w dół. Z miejsca dostrzegała przynajmniej tuzin przeciwwskazań… detale.

Maszyna czasem podskakiwała jak samochód na jakimś wyboju. Dalej jednak wykonywała ten długi łagodny wiraż. Jednak łagodny wiraż dla całej maszyny i drobne turbulencje na dodatek były już do specerów po tej maszynie nie lada utrudnieniem. Z każdym krokiem trzeba było walczyć o utrzymanie równowagi i by móc zrobić na tej rozedrganej i przechylonej płaszczyźnie kolejny krok.

Przed odpinającą się ze swojego stanowiska Nash rozpościerała się wypełniona dymiącą, mroźną watą paszcza otwartych bocznych drzwi. Katastroficzne wizje jak się ześlizguje po krzywiźnie podłogi i wypada za burtę przychodzić mogły w naturalny sposób. Ciężki karabin maszynowy chybotał się i drgał w rytm nadawany przez resztę maszyny podobnie brzdąkał zasobnik grzechocząc amunicją w środku. Podrygiwał też ten ochroniarz w wojskowym pancerzu w brązowych barwach narzuconym na ciemny garnitur. Leżał na boku chwytając jeszcze białawe, metanowe powietrze. Black 8 udało się jednak ześlizgnąć po przekrzywionej podłodze na przeciwną, obecnie tą niższą stronę burty i podłogi. Wylądowała tuż przy otwartych drzwiach po tej samej stronie co ten już ledwo świadomy mężczyzna wciąż przypięty uprzężą do gniazda broni.

Do Black 8 dołączyła Black 2. Też zmagała się z każdym, kolejnym krokiem. Łatwiej było poruszać się na czworaka albo czołgać się w tych warunkach. Ale jakoś udało się jej dostać na środek pokładu. No i rzeczywiście tak jak kapitan Raptorów mówił były na suficie jakieś klapki wyglądające jak zaproszenie dla każdego technika i mechanika. Gdy je otwarła ukazała się typowy, techniczny misz masz dla amatora i standard dla technika. Przewody były oszronione i osmolone więc pasowało jak ulał, że coś tam się właśnie schrzaniło. Jednak utrzymanie się w pionie, a zwłaszcza jak trzeba było przy tym silnym wietrze jaki powstawał przy locie rozpędzonej maszyny, nie było łatwe.

- Nie bujajcie tą kabaryną pollas, kto wam por tu puta madre dał prawo jazdy?! - Black 2 jojczyła, z całych sił próbując utrzymać równowagowe i jeszcze grzebać w mechanicznych bebechach. Naprawić i nie wypaść za burtę... co mogło pójść źle, que? - I jeszcze kurwa latają po pijaku! Gdybym była jebanym konfidentem sama bym strzeliła na was z ucha dzielnicowemu z rewiru!

Saper zaś miała wrażenie, że oto utknęła w filmie z gatunku tych, których nie znosiła, lecz skoro zaczęło się coś robić, należało dokończyć. Trzymając się półprzytomnego ruskiego pingwina, sięgnęła po maskę z nadzieją, że zdąży założyć mu ją na gębę, a potem złapać linę i zabezpieczyć Diaz. Ziejąca o parę kroków od pary Blacków mroźna przepaść nie dawała szansy na przeżycie upadku innej niż absolutne zero.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 12-04-2018 o 23:41.
Zombianna jest offline