Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 22:20   #13
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę


- Dziękuję - szepnęła Mili - nie wiem jakbym dała sobie bez Was radę. To wszystko jest teraz takie trudne i skomplikowane - to mówiąc objęła Ciotkę, która utknęła niespodziewanie dla siebie w dziwnej pozycji z kieliszkiem nad głową Blackwoodówny - i teraz gdy tato zmarł Deana coś kombinuje. Dziś rano zachowywała się jakby chciała mnie, bo ja wiem adoptować. - wzięła głęboki oddech po czym uwolniła Ciotkę od swej fizycznej obecności i kontynuowała - wyobrażasz sobie? Jeszcze ciało mojego ojca nie ostygło, a ona już chce zająć miejsce mej matki. Naprawdę tego nie rozumiem mam przecież już prawie 21 lat. W tej chwili to już naprawdę nie ma sensu a już na pewno nie wtedy gdy trzeba się zająć pogrzebem tatki…. - westchnęła.

Obok stolika i pięknych fotela, w którym siedziała ciotka, stał barek na kółkach. Przez uchylone drzwiczki widać było butelki drogich alkoholi. Mili sięgnęła po kieliszek i nalała sobie lampkę szampana. Napiła się po czym spojrzała na ciotkę. Dwadzieścia lat temu pani Rogers musiała mieć sporo wdzięku. Było w tej twarzy jakiś rodzaj odległej szlachetności, ujmujący mimo lat i zmarszczek mimicznych wokół oczu. Miała piękne brązowe tęczówki, na te oczy musiała złowić senatora. Teraz jednak nadużywanie trunków i czas zatarły jej urodę. Była jak stary antyk od lat stojący w siedzibie arystokraty. Tak jak szlachetnych mebli z zasady nie poddaje się renowacji, tak ciotka odpuszczała sobie zabiegi pielęgnacyjne i wyraźnie nie dbała o swoje zdrowie.

[media]http://31.media.tumblr.com/71922be8eb9c20773069fad7d68b6dbd/tumblr_nvpsfnWmPj1spk3foo5_250.gif[/media]
- Jestem taka zmęczona - jęknęła pani Rogers.
Ciocia wyciągnęła atłasową poduszkę spod pleców i położyła ją na stoliku. najwyraźniej ciążyły jej ręce bo ułożyła na poduszce. Ziewnęła przeciągle.Chętnie by położyła na rękach głowę ale próbowała zachować resztki przyzwoitości.

- W salonie oczekuje pan White. To taki czarujący młody mężczyzna. - wybełkotała cioteczka - To taki miły. Wspominałem Ci już że pochodzi z dobrej arystokratycznej rodziny. Wykształcony. Prawdziwe dobra partia. Sama rozumiesz, że nie mogłam, go przyjąć, gdy jestem tak zmęczona i śpiąca. - głowa ciotki opadła na poduszkę.

Mili odłożyła niedopity kieliszek na stolik i cicho wyszła...

Kliknij w miniaturkę

Andy White, przystojny, barczysty brunet; ubrany, był ze smakiem w dobrze dopasowany garnitur. Na wielu kobietach mógł robić wrażenie, przypominał bardziej modela niż asystenta gryzipiórka, jakiego dobierali sobie do współpracy senatorowie, by mimo podeszłego wieku wydać się atrakcyjnymi. W przypadku White, inteligencja splotła się z atrakcyjnym wyglądem, tak przynajmniej chwalił go wMiliujek Jo. White uśmiechał się jakby był z czegoś zadowolony.

- Witam panienko Milli. Miło mi panią widzieć ponownie. Wygląda pani kwitnąco w obliczu takiej tragedii. - wypalił i zdał sobie sprawę z gafy i niefrasobliwości wypowiedzianego komplementu.

- Przepraszam najmocniej, nie chciałem pani urazić. Proszę przyjąć najszczersze kondolencje. Pani ojciec był wielkim człowiekiem. Pan senator prosił, bym był do pani dyspozycji, jeśli pani sobie tego życzy. Służę pomocą.

Twarz Mili na moment zesztywniała, szybko jednak uśmiechnęła się smutno jednocześnie machnęła ręką na znak, że rozumie intencję i nie żywi urazy, była przyzwyczajona, młodzi chłopcy często mówili przy niej głupoty nie mając złych intencji, nie zrobiło to więc na niej negatywnego wrażenia.

- Panie White, muszę przyznać, że ta cała sytuacja przerosła mnie trochę - tak wiele trzeba załatwić - westchnęła - oficjalny nekrolog, sprawy związane z pogrzebem, z otwarciem testamentu. A ja naprawdę nie mam w tej chwili głowy, żeby o tym wszystkim myśleć - westchnęła cicho i usiadła. - Byłabym wdzięczna za każdą pomoc - powiedziała już cichszym głosem.

- Mamy już przygotowany stosowny tekst nekrologu. Pani wujek podyktował mi go przed wyjazdem. Pani pozostawił decyzję, co do wyboru gazety lub gazet, w których powinien się ukazać. Senator sugerował, aby ceremonię pogrzebową ustalić na najbliższą niedzielę. Nie zalecał pośpiechu. Stwierdził, że jest sporo do spraw do załatwienia, ale cztery dni wystarczą.

- Dzwoniliśmy już do domu pogrzebowego, który wybrał pan Blackwood. Ale prosili, aby się upewnić czy wytyczne dotyczące ceremonii pogrzebowej sporządzone przez pani ojca zostały udostępnione przez pana Abrahama Andersona. Senator wysłał mnie do niego, ale ten zdziwaczały staruszek zarzekał się, że kopertę z instrukcjami przekaże tylko w obecności pani i Deanny Blackwood.

- Co prawda sprawami testamentowymi będzie się zajmował drugi sygnatariusz dokumentacji, pan James Caine. Ale Anderson twierdzi, że jeszcze nie przekazał mu dokumentacji. Senator wspomniał, że priorytetem jest pogrzeb i przygotowanie stypy.

- Wstępnie umówiłem to spotkanie Andersonem na dzień jutrzejszy, niestety ze względu na jego problemy zdrowotne będziemy musieli go odwiedzić w szpitalu. Nie ma pani co do tego obiekcji?

- Mam zadzwonić do pani macochy czy sama pani z nią porozmawia o tej wizycie u Andersona.

- Mr. White dziękuję - odpowiedziała cichym głosem - oczywiście, że nie mam żadnych obiekcji aby spotkać się w szpitalu z Panem Andersonem, jestem mu wyjątkowo wdzięczna, że pomimo swego stanu zdrowia jest gotowy się z nami spotkać, nie mniej jednak byłabym wdzięczna gdyby Pan był tak dobry i zadzwonił do mojej macochy - spojrzała na niego wielkim, smutnym oczami sarny - obawiam się że nie potraktuje moich słów zbyt poważnie.

- Oczywiście zajmę się tym. Nie będę już pani zatrzymywał. Niech pani odpocznie. - uśmiechnął się. - To moja wizytówka proszę dzwonić gdyby pani czegoś potrzebowała.

Przekazując Milli wizytówkę dotknął jej dłoni. Niby zwykła niezręczność, a jednak Milli mogła wyczuć, że było to celowe. Przeprosił, pożegnał się i wyszedł z salonu.

Mili spuściła wzrok, jak było oczekiwane skromnej od panienki z dobrego domu. Po pożegnaniu spędziła jeszcze kilka dobrym minut w salonie aby jej zachowanie nie wydawało się zbyt pochopne. Doświadczenie nauczyło, ją że choćby chciała biec nie wypada, wiedziała więc że musi poczekać wystarczająco długą chwilę. By umilić sobie czas oczekiwania dokładnie przyjrzała się salonowi zastanawiając się czy nie zaszły w nim jakieś zmiany od ostatniego tu pobytu, szybko jednak ją to znudziło. Dlatego zamknęła oczy i zaczęła śpiewać w duchu piosenkę odpowiednią na przy której nauczyła ją mamka. Była długa, składała się z dwunastu zwrotek i trwała wystarczająco długo aby nikt nie uznał jej za pannę która biega bez wyraźnej przyczyny i ma fiubździu w głowie. Gdy tylko w jej głowie zakończył się ostatni takt piosenki wstała z godnością i wyszła pożegnać się z ciotką. Sara jednak zdążyła już zasnąć, nie budziła więc jej tylko wyszła prosząc kamerdynera o ponowne przekazanie wyrazów szacunku gospodyni.



Mili wyszła na dwór. Jose stał oparty o czerwonego Cadillaca V-16, spoglądał w niebo i palił lucky strike’i. Gdy tylko zobaczył schodzącą ze schodów panienkę niedbałym gestem dotknął czapki jednocześnie mrugając okiem, tak aby nikt z przypadkowych obserwatorów nie dostrzegł w jego zachowaniu nic niestosownego. Mili stanęła obok niego i wyciągnęła swoją cygaretkę z ustnikiem z drewna brzozowego. Odpaliła ja od papierosa Jose i głęboko się zaciągnęła. Poczuła głębokie rozczarowanie, nikotyna nie przyniosła ulgi na jaką liczyła. Miała ochotę przytulić się do Jose i wypłakać się, jednak nie wypadało aby ktokolwiek widział jakąkolwiek bliskość pomiędzy kolorowym szoferem a córką milionera. Miriam tak często gderała na ten temat, że przestała już tego słuchać... Mili nie widziała jednak w swoim zachowaniu nic niestosownego, cóż jest bowiem bardziej naturalnego, niż podążanie za potrzebą serca? Rozumiała już jednak, iż pozór w tym świecie bywa ważniejszy niż prawda. Nie chciała się jednak rozkleić, powiedziała więc

- wyobraź sobie, że wuj wypożyczył mi swojego asystenta, wydaje się być rozsądny i pomocny, wiesz łatwo było mówić o tym co powinniśmy zrobić, ale ilość tego wszystkiego, to był naprawdę przytłaczające.

Jose tylko skinął głową w milczeniu, znał Mili i wiedział, że na pewno będzie chciała oderwać się od tego wszystkiego, zająć się teraz czymś innym, zastanawiał się czy będzie chciała jechać napić się i posłuchać jazzu czy polatać. Gdy jednak panienka pochyliła się w jego stronę i szepnęła mu coś co ucha (PW) otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, to nie było działanie jakiego mógł spodziewać się po Mili, ale z drugiej stronie były takie dni w których mógł spodziewać się po niej wszystkiego, przyjrzał się jej badawczo…. wyglądała normalnie, była tylko bledsza i jakby słabsza niż zwykle. Wydawała się mówić poważnie, więc w milczeniu jedynie skinął głową. Pojechali do tego małego klubu w którym nikt jej nie znał i w którym zwykle miło spędzała czas. Musiała się na chwilę oderwać od tego wszystkiego co ją otaczało...
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 29-04-2018 o 21:31.
Wisienki jest offline