Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 22:57   #557
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Detlef zmienił zdanie. Zamiast zmusić wroga do odwrotu postanowił nie pozwolić im odejść i wciągnął swoje szczupłe siły w walkę z przeważającym liczebnie wrogiem. Do tego nad większością z obrońców przeciwnicy górowali także uzbrojeniem i wyszkoleniem. Granicznie, nie mając możliwości by uciec, stawili rozpaczliwy opór, a nieudane próby zastraszania w wykonaniu krasnoluda jeszcze ich w nim utwierdziły. Pewnie byłoby inaczej, gdyby miał więcej szczęścia. Ciężko ranny został Trotsky, zginęła lub została ranna też większość jego ludzi - robili co mogli zachęcani przez swojego przywódcę, ale w sumie to byli zwykli cywile. Przeciwko zahartowanym w bojach i rozbojach weteranom zakutym w stal nie mieli żadnych szans. Ostatnich z nich uratowali ludzie Leonory. Detlef stracił jednego z khazadów, których pożyczył od Warsunga, drugi został ranny. Sam także odniósł niegroźną ranę. Mało brakowało, by dostał i Galeb, ale cios przeznaczony dla niego wziął na siebie jeden z krasnoludów. Kowal run, którego umieszczone na broni znaki były rozpoznawalne dla każdego krasnoluda, był stale chroniony przez pobratymców, którzy przyszli z nim na mur. I jeden z nich za niego zginął.

Dupy (i głowy) wszystkich uratował zaś Diuk i jego halabardnicy. Początkowo dzięki przewadze zasięgu broni skutecznie zaatakowali wroga, ale później w tłoku także ponieśli straty. Samego Diuka ochronił napierśnik, na którym pojawiła się pierwsza rysa. Choć miecz wroga przebił stal, cios nie miał już siły by przejść przez kolejną warstwę i skóra pod spodem wytrzymała uderzenie. W przeciwieństwie do hełmu atakującego go żołnierza, który, zalany krwią po trafieniu w głowę, poddał się.

Kosztem przerażających strat udało się wyrżnąć niemal wszystkich atakujących będących na murach, a trzech ciężko rannych wziąć do niewoli. Oraz zdobyć jedenaście kompletów ciężkiej zbroi.

***

Dumny z siebie krasnolud nie zauważył lub zignorował prośbę Karla. Nie zauważył także, że obrońcy którymi dowodził unikają jego wzroku, gdy chwali ich i dopytuje o samopoczucie. Jakby mało było plotek, to jeszcze khazadzi i prawie wszyscy koledzy z dziesiątki krasnoluda spędzili niemal cały szturm bezpieczni na tyłach, podczas gdy inni ludzie się wykrwawiali na murach.
Teraz, gdy prowadził ledwo trzymających się na nogach wziętych do niewoli żołnierzy wroga, mógł w końcu zauważyć ilu zabitych i rannych jest w mieście. I zastanowić się, do czego doprowadziło go żądza krwi. A to był tylko próbny szturm... O ile znajdzie na to czas - bo oto właśnie złapał go posłaniec od Berta. Z zaproszeniem na kolację. I z jeszcze jedną sprawą...


Gustaw, po agresywnej obronie północnego fragmentu muru, zdobył reputację bezwzględnego dowódcy, dla którego ważniejsze jest zwycięstwo niż życie jego ludzi. Nie przyniosło mu to miłości prostych żołnierzy, ale za to ich strach i pewien niechętny szacunek. Wiedział jednak, że wyższe szarże pochwaliłyby go, nawet jeśli pomysł z mocowaniem tarcz do ostrz halabard w środku walki skwitowaliby nieskrywanymi uśmieszkami.
Tymczasem zszedł do lazaretu w garnizonie, gdzie zajęty Waldemar nie znalazł chwilowo dla niego czasu. Rana, gdy już opadł bitewny kurz i poziom adrenaliny, zaczynała boleć.


Gdy zawodowi żołnierze zawiedli, na swego rodzaju męża opatrznościowego wyrósł były przestępca. Diuk przez cały szturm trwał na murach i był widziany i słyszany przez wszystkich. Obronił swój odcinek niemal nie ponosząc strat i jeszcze przyszedł w sukurs sojusznikom. Gdy nakazał wstrzymać ogień, jego polecenie powędrowało wzdłuż murów. Żołnierze posłuchali. Gdy tylko wróg zorientował się, że ustał ostrzał z murów, jego łucznicy osłaniający odwrót spod murów także przestali słać strzały w obrońców.

A któryś z odważniejszych oficerów wroga pomachał białą szmatką przywiązaną do pochwy miecza -Rozejm do północy? By pomóc rannym! - zakrzyknął pytając.


Leonora z niesmakiem i politowaniem patrzyła na rozgrywające się na murach sceny. Tak właśnie walczono na północy - dowódcami kierowała żądza krwi, a zamiast bitwy odbywała się rzeź i rąbanka. Bez taktyki, bez finezji… niczym orki czy gobliny. I jeńców najwyraźniej też traktowano tak samo jak one.
Przynajmniej Sigmaryta zrobił co mógł, a choć chwalił innego boga, to stając na murach dał wyraz wiary w te same ideały, w które wierzyła Leo.
Jak na kogoś, kto nie zajmował się leczeniem zawodowo, akolitka poradziła sobie całkiem nieźle z ustabilizowaniem stanu Kapłana. Co prawda zawodowemu medykowi zapewne włos by się na głowie zjeżył… ale prowizoryczne bandaże wytrzymały całą drogę do medyka w porcie.


Imperialni żołnierze wykonali w forcie i na moście świetną robotę nasycając je łatwopalnymi materiałami. Gaszenie pod ostrzałem nie było łatwe, a już gaszenie olejów i tym podobnych materiałów wodą szczególnie. Gdy zabłąkana płonąca strzała wpadła do środka Walter zrozumiał, że sytuacja jest naprawdę trudna. Tę mógł szybko zgasić, ale w każdej chwili fort może się zająć od mostu, chyba że podniosą most zwodzony, ale wtedy zostaną odcięci na tym brzegu. A wrogowie, mimo strat, dotarli już niemal pod sam fort.

Ale wtedy z drugiej strony podpłynęły łódki z ochotnikami ze służb pomocniczych - sądząc po krzykach i wymachiwaniu rękami - przysłane tu na pomoc przez Loftusa.
Tenże uczeń czarodzieja został chwilę wcześniej zmierzony wzrokiem przez krasnoludzkiego inżyniera. Krasnolud ściągnął hełm i skórzany czepiec, podrapał się po głowie i rzucił.
- Stąd? Ni chuja. - odparł w końcu - Chłopcy, ciągniemy to z powrotem, jaśnie wielmożni państwo znowu zmienili zdanie - powiedział z przekąsem i splunął magowi pod nogi, a jego brodaci, niscy i niemal kwadratowi “chłopcy” w akompaniamencie narzekania, przekleństw i sugestii dotyczących pochodzenia wszystkich ludzi w ogólności, a magów i dowódców w szczególności, pociągnęli balistę z powrotem do przystani.

Warto w tym miejscu zauważyć, że choć dziesięciu chłopców-pomocników pakowało się do łódek po dwóch, to wypłynęło ich sześć. I jedna z nich kierowała się nie w pobliże fortu, a prosto na płonący most. Wydawała się pusta, jakby odczepiono ją przypadkiem i tak sobie po prostu zdryfowała niesiona prądem.


I tylko Waldemar dobrze się bawił, planując kolejne eksperymenty z krasnoludem, podczas gdy zajmował się opatrywaniem kolejnych rannych.
Z kusznikiem było źle. Ale współczesna medycyna potrafi cuda. O ile kogoś na nie stać, rzecz jasna. Ten ranny miał szczęście - Waldek akurat miał zioła i był skłonny ich użyć. A że potrafił, była szansa, że kostucha sobie jeszcze poczeka.
Po chwili przez tłum przecisnęło się solidne chłopisko w skórzanym fartuchu.
- Pan dochtór mnie wzywał? - zapytał garnizonowy kowal, oderwany od kowadła przez jakiegoś pomocnika z inicjatywą.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-04-2018 o 00:36.
hen_cerbin jest offline