|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-04-2018, 21:07 | #551 |
Reputacja: 1 |
|
10-04-2018, 21:31 | #552 |
Reputacja: 1 | " Narobił bałaganu i sobie poszedł! Dowódca chędożony! " - psioczył w myślach Bert, a potem miał wyrzuty do samego siebie. Przecież mógł wysłać posłańca do Detlefa zamiast do koszar, gdzie był ten szaleniec. No nic drugi raz tego samego błędu nie popełni, ba zrobi nawet więcej. |
11-04-2018, 17:52 | #553 |
Reputacja: 1 | -O kurwa- wyrwało się Walterowi, który zazwyczaj starał się kontrolować i nie przeklinać. -Na co tak czekasz?!- wrzasnął do sygnalisty-Graj na alarm! -Kusznicy strzelać w nich! Łucznicy szukać wiader i pojemników na wodę! Napełnić je!- krzyczał, starając się opanować trudną sytuację. Samemu wziął za luk i zaczął strzelać w kierunku wrogich łuczników. |
11-04-2018, 20:12 | #554 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Waldemar starał się postępować ekonomicznie. Ranny kusznik wart był ryzyka, jego ciało było silne i walczyło o pozostanie wśród żywych. Cyrulik użył ziół, aby mieć pewność zatamowania krwawienia i polecił złożyć rannego w izbie chorych. Następnie złapał oddech i łyknął wody. - Konrad - krzyknął przywołując pomocnika gestem. - Wóz przekaż weteranowi. Niech zabierze ze sobą czterech pomocników i jedzie pod bramę po rannych. Wóz ma wrócić cały - zastrzegł, choć nie mógłby wyciągnąć żadnych konsekwencji, gdyby stało się inaczej. Dalsze zabiegi nie nastręczały zbyt wielu trudności. W końcu Waldemar zaczął ziewać wyciągając kolejny promień z kolejnego ramienia. Wtedy przytargano krasnoluda. - I co ja niby mam z nim zrobić? Jak go zbadać? - marudził cyrulik niebu. - Jest tu jakiś kowal? Trzeba otworzyć puszkę - żartował z niezadowoleniem. Po chwili jednak spoważniał. Nieprzytomny krasnolud otwierał przed Waldkiem pewne możliwości. Umysł małego Waldemara był chłonny, lecz nie lotny. Ojciec małego Waldemara o tym wiedział, toteż zmuszał syna do czytania ogromnej ilości książek. Średnio jedną rocznie, od początku do końca w kółko, aż rok minął. W późniejszych latach nie miał wielu możliwości samorozwoju. Wykonywał wyuczony zawód schematycznie niczym zawodowy rutyniarz. Lecz w nocy, podczas szturmu, obudził się w nim zagubiony, utopiony w zadrukowanych stronnicach dzieciak. Napełnił garnek ciepłą wodą, włożył doń dłoń krasnoluda i obserwował wynik eksperymentu jednym okiem, w międzyczasie zajmując się kolejnym rannym. |
11-04-2018, 22:33 | #555 |
Reputacja: 1 | Wbili się w zdezorientowanego ich pojawieniem się wroga niczym stalowy klin. Po prostu przejechali po najemnikach w barwach Granicznych rąbiąc i miażdżąc potężnymi uderzeniami toporów i młotów. Nowy topór Thorvaldssona bez trudu rozpruł wzmacniany stalowymi kółkami kubrak człeczyny zagłębiając się w jego barku. Cios na odlew tarczą posłał go na ulicę biegnącą wzdłuż murów. Pozostali napastnicy najwyraźniej rozważali, czy uciekać tą samą drogą, którą przyszli, czy też walczyć do końca. Dobrze wiedzieli, że ich szanse na wyniesienie cało głowy z tego ataku zmalały właściwie do zera. - Poddajcie się, albo wypatroszę i rzucę kundlom na pożarcie! - dowódca obrony zagrzmiał niczym wcielenie Grimnira. - Natychmiast! - ponaglił widząc wahanie na ich twarzach. - Rzucić broń, skurwysyny, zanim wyrwę wam ramiona razem z dupą! - Poradził życzliwie, acz stanowczo. Niedługo później grupka jeńców była rozbrojona, skrępowana i zdana na łaskę wkurzonego khazada bluzgającego niczym górnik po całej dniówce ciężkiej harówy. W międyczasie na miejsce dotarła druga dziesiątka krasnoludów, którą Detlef pozostawił na południowej sekcji murów. Gońcy przesłani do dowodzących odcinkiem północnym i bramą przekazać mieli polecenia, aby pozostawić połowę zdrowych obrońców na stanowiskach z rozkazem wypatrywania powracającego wroga (i alarmowania w takiej sytuacji). Druga część, w tym ranni, mieli zostać odesłani do garnizonu, żeby odpocząć i opatrzyć rany w razie potrzeby. Detlef wraz z Galebem i dziesiątką Warsunga eskortującą jeńców skierowali się do sztabu w domu Rottenbergów. Mijanym obrońcom Thorvaldsson nie szczędził pochwał, interesował się też rannymi i ich stanem zdrowia. Utrzymanie możliwie wysokiego morale było kluczowe. W międzyczasie doszły do niego informacje o płonącym forcie. Zgłaszającym polecił działać wedle uznania, a przede wszystkim wypatrywać Waltera z jego ludźmi i udzielić im wszelkiego wsparcia, jeśli będzie potrzebne. Miał nadzieję, że podpalenie było świadomym działaniem dowódcy tego odcinka, ale to oznaczałoby, że wróg podchodzi pod miasto z tej strony.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
12-04-2018, 09:45 | #556 |
Reputacja: 1 | W końcu porządkowanie południowego muru dobiegło końca i Detlef przywołał Galeba do siebie. Kowal ułożył rannego człowieka, którego aktualnie targał, obok pozostałych rannych i dołączył do krasnoludzkiego oddziału otaczającego rozbrojonych najmitów. Przerwa w walkach oznaczała że w końcu zdoła się zapoznać z zaistniałą sytuacją... oby tylko spokój nie trwał za krótko. |
12-04-2018, 22:57 | #557 |
Reputacja: 1 | Detlef zmienił zdanie. Zamiast zmusić wroga do odwrotu postanowił nie pozwolić im odejść i wciągnął swoje szczupłe siły w walkę z przeważającym liczebnie wrogiem. Do tego nad większością z obrońców przeciwnicy górowali także uzbrojeniem i wyszkoleniem. Granicznie, nie mając możliwości by uciec, stawili rozpaczliwy opór, a nieudane próby zastraszania w wykonaniu krasnoluda jeszcze ich w nim utwierdziły. Pewnie byłoby inaczej, gdyby miał więcej szczęścia. Ciężko ranny został Trotsky, zginęła lub została ranna też większość jego ludzi - robili co mogli zachęcani przez swojego przywódcę, ale w sumie to byli zwykli cywile. Przeciwko zahartowanym w bojach i rozbojach weteranom zakutym w stal nie mieli żadnych szans. Ostatnich z nich uratowali ludzie Leonory. Detlef stracił jednego z khazadów, których pożyczył od Warsunga, drugi został ranny. Sam także odniósł niegroźną ranę. Mało brakowało, by dostał i Galeb, ale cios przeznaczony dla niego wziął na siebie jeden z krasnoludów. Kowal run, którego umieszczone na broni znaki były rozpoznawalne dla każdego krasnoluda, był stale chroniony przez pobratymców, którzy przyszli z nim na mur. I jeden z nich za niego zginął. Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-04-2018 o 00:36. |
13-04-2018, 03:58 | #558 |
Reputacja: 1 | Diuk przytaknął wrogiemu oficerowi, tak, że dało to obrońcom trochę czasu na przygotowanie się do kolejnej fali atakujących. Mając jeńców i pancerze, Diuk skupił się na pancerzach, jeńców Detlef już gdzieś zabrał, ale to chyba lepiej, bo Karl nie miał w zwyczaju ich NIE zabijać. Zdobyte ciężkie pancerze przydzielił swoim halabardnikom. Warto by ich wzmocnić na linii obrony, skoro mają taki atak. Karl nakazał przygotować kamienie na bramie i uzupełnić wodę w kotle. Topher wiedział, że to nie wystarczy by wygrać, do tego potrzebny był cud, ale Karl liczył, że jeszcze kilka takich "niezłych" obron i najemnicy sobie odpuszczą z powodu strat kadrowych.
__________________ Man-o'-War Część I |
13-04-2018, 09:31 | #559 |
Reputacja: 1 | Ostrzał nie był tak skuteczny, na jaki liczyła grupa banitów i do tego strażnicy broniący barek zorientowali się skąd nadszedł atak. W takiej sytuacji nie było sensu dalej czaić się w krzakach. Sprawę trzeba było dokończyć szybko. Salefik dał jasny sygnał do otwartego ataku z tym, że skoro nadal nie mieli przewagi liczebnej, a wróg okazał się być doświadczony w wojaczce nieco zmieniły się priorytety. Okrąg zatoczony nad głową oznaczał, że wrogą trzeba wykurzyć zza osłon. Oleg i pozostali wyznaczeni do ataku w pierwotnej wersji planu ruszyli w kierunku pozycji odcinających obrońcom dojście do barek. Łucznicy kluczyli za nimi utrzymując napięte cięciwy w gotowości by wypuścić strzałę kiedy żołnierze przez nieuwagę lub próbę kontrataku wysuną choć półdupek zza osłon. Uwagę Olega zwrócił jednak kierunek z jakiego podchodziły grupy banitów. To, co początkowo wziął za błąd taktyczny, lub nieuwagę było zamierzonym działaniem. Banici zacieśnili pozycje pozostawiając drogę ucieczki wzdłuż rzeki, ale oni po prosty chcieli by obrońcy z niej skorzystali, gdyż musieliby poddać cumowisko. Można było odnieść wrażenie, że była to jawna propozycja dla strażników. Mogli z niej skorzystać i bezpiecznie się wycofać, albo zaryzykować obronę. Sal i jego ludzie przygotowywali się również na taką ewentualność, dlatego wybrali taki kierunek ataku, który nie spowoduje, że znajdą się między odsieczą a obroną barek. Z drugiej strony otwarty atak dał jasny sygnał, że nie będą się czaić i czekać aż zastanowią się nad decyzją, co potwierdził dźwięk obnażanych ostrzy. Mimo, że dla banitów walka wręcz była ostatecznością Banici nie bali się jej, a ubezpieczający łucznicy byli gotowi odrzucić łuczyska i sięgnąć po ostrza jeśli doszłoby do całkowitego zwarcia. |
13-04-2018, 14:50 | #560 |
Reputacja: 1 | Oprócz rannych ludzi Galeb zniósł z muru także jednego martwego krasnoluda. Ułożył go na bruku, złożył mu ręce na piersi, zamknął oczy i pomodlił się za niego. Nikt nie dosłyszał jednak tego, że oprócz modlitwy Kowal powiedział szeptem coś więcej. - Nie za mnie... Tylko nie za mnie... - wymamrotał puszczając z oczu parę łez, które zmieszały się z potem i wsiąkły w ubiór. *** - Detlef... odpuść. - mruknął Galvinson kładąc ciężką dłoń na ramieniu towarzysza i dodał cicho - Nie stałeś tam z nimi. Atmosfera jaka powstała koło południowego muru była cholernie ciężka. Z tego co zrozumiał Galeb nikt obroną tamtego odcinka nie dowodził prócz Kapłana Sigmara, który dostał i był teraz niesiony do lazaretu. Wszyscy, który zostali wyznaczeni do przewodzenia ludziom skupili się na odcinku północnym, bramie oraz na przystani i forcie. Forcie, który oddzielał od miasta płonący most. Ulicami niesiono rannych i martwych. Była ich masa. Krasnolud pokręcił głową. Może i rzemiosło umgich było nędzne. Może i byli podatni na pokusy. Może i wzbudzali jego niechęć i pogardę, jednak chwycili za broń i stanęli do obrony swojego miasta. A z zamieszania jakie panowało wynikało, że wielu ludzi ginęło i było narażanych niepotrzebnie. Nie-po-trze-bnie. W Galebie aż zawrzało gdy w jego myślach wybrzmiało to słowo. Niepotrzebny, bezużyteczny, bezwartościowy... mało było bardziej obraźliwych i podłych przymiotników w słowniku Galvinsona. Mógł przesadzać, ale jeżeli ktokolwiek dowodzący, każe robić niewyszkolonym ochotnikom jakieś głupoty albo zostawia ich bez dowodzenia... Zwyczajnie marnuje ich siły i motywację... ich życie. A marnowanie życia kogokolwiek... było niewybaczalne. - Jak będziemy na miejscu opowiesz mi o wszystkim co tutaj się dzieje. - powiedział Galeb do Detlefa, jednak w głosie nie było już tak przyjacielskich nut. Słowa brzmiały ponuro i złowróżbnie. Za każdym razem jak w Galebie wzbierała determinacja, aby zrobić z czymś porządek. |
| |