Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 11:31   #285
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zwykle pojawienie się żandarmerii nie wzbudzało w Brown 0 negatywnych emocji. Byli w końcu uczciwie pracującymi, pilnującymi porządku przedstawicielami służb mundurowych, do tego darzonymi dość sporym szacunkiem w gronie osób związanych nie tylko z szeroko pojętą pełnoprawną służbą wojskową, bądź z ramienia cywilnego. Teraz jednak posiłki z kosmoportu nie cieszyły informatyczki, a wręcz odwrotnie. Miał na to ogromny wpływ marine przy którym stała, dopakowując opróżnione przywieszki ekwipunku.

Jeden komunikat z Gniazda wystarczył, aby w nagle zachciało się jej wymiotować, a wzrok automatycznie podążył tam gdzie Johan. Przecież to po niego przylecieli… po Karla, Elenio, Sarę i kapitana Hassela. A przede wszystkim Johana.

Słuchała sierżant z wieży i słuchała kaprala Floty, kiwając głową jak zaprogramowany robot. Ożywiła się dopiero, gdy ją pocałował, przylegając do niego rozpaczliwie w obawie, że widzą się ostatni raz. Pożegnali się szybko, za szybko. Ledwo mrugnęła i już wracała do HQ, kiwając się w przód i w tył i zatykając usta dłonią żeby nie ryczeć na głos. Czasu nie miała za dużo, tylko parę krótkich minut żeby uspokoić się, otrzeć oczy podczas wbiegania na piętro i zasiąść przed konsoletą obok pani sierżant.

- Karl, Elenio… Johan - odezwała się po parchowej linii do całej trójki, przegrzebując system w poszukiwaniu czegokolwiek, co emitowałoby zakłócenia na terenie lotniska i poza nim - Schowajcie się… gdzieś gdzie sygnał nie będzie docierał. Grube mury bunkra, zapory nieprzepuszczające fal radiowych… musicie zniknąć. Odłączę was, nie będziecie się mogli z nami kontaktować… proszę, nie wychylajcie się i uważajcie na siebie. Johan… - przestawiła na połączenie z tym jednym żołnierzem - Bardzo się zdenerwuję… jeżeli nie wrócisz cały, rozumiesz? Zoe i Chelsey lecą do HH. Jak będzie źle… idź do nich, postarajcie się chociaż. Nie wracaj tu na razie. Łap kontakt na komunikatory Blacków… kocham cię. Nie daj się zabić.

- T-tak.
- Maya przez chwilę wsłuchiwała się w cichy szum eteru w słuchawce gdy po drugiej stronie był ten jeden, jedyny żołnierz do jakiego mówiła i o jakim myślała. - Tak, oczywiście, no pewnie. - powiedział po chwili jakby się zmitygował, że te milczenie się zaczyna przedłużać. Dodał więc chcąc pewnie wyjaśnić i potwierdzić dobitniej. - Ja też cię kocham Mayu. Też nie daj się rozwalić. - dopowiedział impulsywnie wyrzucając z siebie wyznanie które chyba zaskoczyło go tak samo jak to co prze chwilą powiedziała mu czarnowłosa informatyczka.

- Rozumiem. Spróbuję coś zrobić. Elenio, zawijaj tu na dół! - porucznik Raptorów nieświadom innej rozmowy potwierdził zmęczonym głosem otrzymane informacje i wezwał do siebie droniarza z Armii. - Albo nie, idź na górę i zabierz tutaj Sarę. - szybko zmienił zdanie i wydał i kumplowi i kapralowi, kolejne polecenie.

- Jasne, przyprowadzę ją, nie pękaj. - tym razem kapral Armii nie błaznował i prawie można było zobaczyć jak kiwa głową i zbiera się do wykonania polecenia. Co z jego kontuzjowaną nogą nie było tak całkiem bezproblemowe.

- Zamknijcie się gdzieś, przeczekajcie. My… postaramy się was wyciąć z sieci. Uważajcie na siebie chłopaki… będzie dobrze. Jesteśmy z wami - Vinogradova próbowała powiedzieć coś miłego. Wzięła głęboki wdech, a potem powoli wypuściła powietrze, wracając do tego, co musiało być zrobione.
- Musimy przeciążyć system, zaśmiecić czym się da. Szary szum - zwróciła się do pani sierżant, chociaż nos trzymała w holoekranie - Lotnisko jest spore, były tu sklepy, restauracje, masa terminali płatniczych, odbiorników radiowych, komputerów, sieć wewnętrzna. Ale przede wszystkim musimy przepalić przekaźniki pośrednie. Wtedy wystarczą mury i ziemia. Jak się dobrze schowają to nikt ich nie znajdzie… i kamery. Usunąć monitoring.

- Spokojnie, zajmę się nimi.
- w słuchawce dał się słyszeć niespodziewanie głos paramedyczki o blond włosach i cywilnym egzoszkielecie. Potem jeszcze było słychać trochę Sary, trochę Elenio ale wydawało się, że paramedyczka rzeczywiście przejęła sprawy w swoje ręce. Co tam się działo to jednak kilka pięter wyżej w Gnieździe już było ciężko się zorientować gdy sprawdzało się resztki ocalałych na lotnisku systemów które można by w tym wypadku użyć na swoją korzyść.

- Właściwie to jest jeszcze jeden sposób. - odezwał się nie pytany kapral Oten. Wszystkie głowy niespodziewanie zwróciły się w jego stronę. - Bez energii żadna elektronika nie będzie tutaj działać. Można by wyłączyć generatory. - podzielił się krótko pomysłem. Dwie maszyny transportowe już lądowały na płycie lotniska tak samo jak Eagle 1 z niego odlatywał. Wyłączyć generator. Pomysł niby prosty i oczywisty. Bez energii rzeczywiście nie działałyby czujniki i kamery. Ale wahanie kaprala też miało swoje podstawy. Bez energii nie działa by też łączność ale i światła, wentylacja, czujniki jakich używali by wykryć ruch gnid w strefie lotniska no i wieżyczki. Do tego można było wyłączyć a potem włączyć gładko zasilanie z tego miejsca. No albo ręcznie co oznaczało powrót do trzewi terminala. Najpierw by wyłączyć i potem może by włączyć. Nie wiadomo czy MP by się zdecydowała posłać tam kogoś. Oczywiście zawsze można było choćby wysadzić generator co by na amen wyłączyło wszelkie czujniki no ale właśnie to było rozwalenie na amen. Więc świadom tego wszystkiego kapral łączności sam miał wątpliwości co do tego pomysłu. Srg. Johnson też popatrzyła na niego dość sceptycznie. Zostawała jeszcze reakcja MP na tak poważną i nagłą awarię. A właśnie wyskakiwali z trzewi transportowców na płytę lotniska.

- Nie możemy go wyłączyć - mimo prostoty pomysłu Rosjanka odrzuciła go od razu, przełykając z trudem ślinę - Bez generatora zostaniemy bezsilni. Musi działać, choćby dla wieżyczek i spż w bunkrze. Mamy tu rannych, jednostki cywilne i musimy sie utrzymać. Wysadzenie generatora to strzał w głowę. Was wszystkich - pokręciła własną głową - Zróbmy jak z Guardianem. Przeciążenie czujek. Spalimy je. Czy.. mógłby się pan zająć czyszczeniem monitoringu? - popatrzyła na kaprala z wyraźną prośbą w oczach - Chyba że… każdy rekorder kamer ma określoną pojemność. Gdyby nadpisać kilkadziesiąt kopii i zapętlić je… tych bez chłopaków w kamerach. Zajmę się czujkami.

Dwie pozostałe głowy również pokiwały najwyraźniej myśląc podobnie.
- To kupa roboty. Ale zrobię co się da. - kapral zaoponował mrużąc oczy i zerkając za okno. Tam już sylwetki wyszykowane po wojskowemu zmierzały sprężystym krokiem w kierunku terminalu. Brown 0 boleśnie zdawała sobie sprawę, że nie zdążą. Na ogrom czujników, kamer i terenu nawet we dwójkę nie mieli w tak krótkim czasie szans zdążyć obrobić taką masę danych. Mogli najwyżej zacząć i liczyć…

Kapral Otten też sobie z tego pewnie zdawał sprawę ale i tak zaczął pracować stukając na swojej konsolecie. Dowodząca obroną lotniska przygryzała wargi obserwując ich skazane na niepowodzenie wysiłki też boleśnie świadoma, że może najwyżej im nie przeszkadzać. I czekać na to co nieuniknione. I w końcu to nieuniknione naszło. Usłyszeli kroki na schodach, szczeknięcie drzwi i do środka wszedł pododdział z oznaczeniami MP na pancerzach i mundurach. Na ten widok dowodząca placówką sierżant wyprężyła się na baczność.
- St. srg. Johnson melduje się na rozkaz! - wykrzyczała służbiście w stronę oficera dowodzącego.

- Kapitan Yefimov. MP. - przedstawił się ciemnowłosy mężczyzna o ostrych rysach twarzy i dopasowanym do tego bystrym, niebezpiecznym spojrzeniu. Wszedł do HQ i od razu zawładną terenem rozsiewając niewysłowioą grozę po całym pomieszczeniu. Jego ludzie też nie sprawiali sympatycznego wrażenia.


***

Niewielka sala wieży lotniska, przerobiona na prowizoryczne centrum dowodzenia, zaroiła się od nowych twarzy i mundurów. Tym razem jednak ich widok nie cieszył Rosjanki, zamiast tego wywołując ostry ból brzucha. Siedziała blada jak ściana, przysłuchując się rozmowie sierżant z kapitanem, a potem miała ochotę zapaść się pod ziemię, gdy drugi informatyk zwrócił się bezpośrednio do niej. Najchętniej właśnie to by zrobiła, ale nie mogła. Zostawało jedno wyjście: próbować zagłuszyć szarym szumem pracę Delgado i modlić się, aby nie okazał się lepszy od informatyczki w Obroży.
- T...tak, oczywiście - pokiwała sztywno głową, również próbując przykleić do ust uśmiech - Postaram się panu pomóc na tyle, na ile dam radę.

- Świetnie. -
krótkoostrzyżony MP-i pokiwał głową i uśmiechnął się lekko ale już bardziej chyba zajmowała go aparatura na konsoli przed jaką zasiadł. - Postaram się przeszukać czujniki by znaleźć ich identyfikatory albo klucze. Przejrzyj zapis z kamer. Wysyłam ci podobizny podejrzanych. Byli tutaj jeszcze całkiem niedawno więc muszą być gdzieś na kamerach. To powinno zawęzić pole do poszukiwań. - mówił trochę rozwlekle za to palce pracowały mu dla odmiany sprawnie i szybko. Tak jak Maya się spodziewała na pierwszy ogień wziął sygnały jakie powinny emitować wspomniane czujniki poszukiwanych przez MP ludzi. Delgado wysłał też na konsolę Brown 0 rząd pięciu twarzy, sylwetek z najważniejszymi danymi. Teraz twarze Hassela, Hollyarda, Mahlera, Patinio i MacKenzie wpatrywały się niemo w czarnowłosą informatyczkę z jej holoekranu.

- Tak jest - odpowiedziała automatycznie, czując się jakby nadal miała normalną pracę i cały koszmar z wyrokiem i Obrożą nigdy nie miał miejsca. Krótkie rozkazy, ustalone procedury… i ona, sabotująca plan dowódcy z pełną premedytacją. Dla tych pięciu twarzy, patrzących na nią z holoekranu. Odpaliła sekwencję monitoringu, udając że go przegląda i szuka wedle podanego zestawu kluczy, ale zamiast tego wysłała do siedzącego parę stanowisk dalej Ottena krótką wiadomość - “rób dalej kamery”.
- Czy ci ludzie popełnili jakieś przestępstwo? - spytała cicho drugiego informatyka, pisząc na boku polecenia przepięcia sieci celem zaśmiecenia eteru i wywalenia bezpieczników.

- Są skażeni niebezpieczną substancją niewiadomego pochodzenia. Dlatego należy ich podać kwarantannie dla dobra i ich i nas wszystkich. Nie wiadomo jak te skażenie może wpływać na otoczenie. - Delgado odpowiadał trochę machinalnie i dalej koncentrował się na swojej pracy. Na sąsiednie stanowisko obsadzane przez drugiego informatka zerkał z rzadka. Za to kapitan i dowódca oddziału przechadzał się powolnym krokiem. Każde stuknięcie jego obcasa czy skrzypnięcie buciora wydawało się nienaturalnie głośne i wwiercające się w uszy i dalej w umysł i serce chyba całej obsady mostka. Nie zwolnił do innych zajęć sierżant o blond włosach więc ta dalej stała na baczność jak na defiladzie. Za to sam oficer sprawiał wrażenie jakby potrafił przeniknąć na wskroś osobę na jaką patrzył. Pod jego spojrzeniem wszyscy zdawali się być albo starać chociaż zajęci czymkolwiek tylko nie odpowiadaniem mu spojrzeniem.

Kapral Otten wysłał w odpowiedzi krótkie “ok” i na więcej się nie odważył. Był jednak łącznościowcem a nie informatykiem więc działał inaczej niż Vinogradova. Też musiał uważać by nie dać się przyłapać na nadprogramowej robocie. Zajęta swoją pracą Maya jednak nie była w stanie stwierdzić jak mu to idzie. Sama miała nad czym siedzieć zmagając się po cichu z działaniami informatyka na fotelu obok. Cały trik polegał na tym by przekonać drugiego speca, że utrudnienia jakie mu się przytrafiają są spowodowane awariami i uszkodzeniami systemu.

Zdołała jednak odnaleźć schematy energetyczne budynku. Tam znalazła jakiś węzeł energetyczny. Akurat w odpowiednim miejscu, przebiegający wysokoenergetyczną wiązką przez korytarz który prowadził do schronu a przy nim była większość czujników które mogły przekazać sygnał. Udało jej się wysłać polecenie które uruchomiło ten węzeł choć właściwie nie miała czasu sprawdzić co właściwie to wywoła i uruchomi. Wiązka jednak zadziałała jak silny emiter szarego szumu który jeśli nie zagłuszył to przynajmniej powinien mocno wytłumić ewentualne sygnały ze schronu.

- Dziwne. Same trzaski i zakłócenia. A powinni być gdzieś w pobliżu. - Delgado zmarszczył brwi i z zastanowieniem mówił chyba bardziej do siebie niż kogoś innego ale jego słowa przykuły uwagę kapitana. Ten zatrzymał się i popatrzył badawczo na dwójkę informatyków za swoimi konsoletami.

- Cała infrastruktura mocno oberwała przy nawale i późniejszych walkach na terenie lotniska - Brown 0 siedziała sztywno modląc się w duchu żeby za plecami znowu usłyszeć kroki zamiast ciszy. I palącego spojrzenia na plecach - Spora część podsystemów nie reaguje, inne przy uruchomieniu raportowały jedynie sekwencje błędów lub żądały wykonania twardego resetu. Ucierpiała chociażby centrala jednostek straży pożarnej. I sieć platform bojowych ochrony lotniska- odważyła się zerknąć na drugiego informatyka - Przez co nie dało się przejąć zdalnie kontroli nad wozami, potrzebowały manualnego uruchomienia. Tak samo jak generator i wieże - wróciła wzrokiem do ekranu - Odkąd tu dotarliśmy ciągle coś łatamy, a i tak się sypie. To nowy system, zanim zaczął się atak wciąż pozostawał w fazie testów i nie oddano go do pełnego użytku. Jest wadliwy i awaryjny. Nieskonfigurowany. Nie używano go, d-dopiero instalowano.

- Tak, tak, oczywiście. Ale mieliśmy namiar na ich identyfikatory lecąc tutaj. Stąd nadal wiemy gdzie jest kapitan Hassel i kapral Mahler. A pozostała dwójka ostatni raz pokazywała sygnaturę z budynku terminala. Zniknęli z namiaru prawie dokładnie odkąd żeśmy wylądowali. Jakby zapadli się pod ziemię.
- drugi informatyk pokiwał trochę z roztargnieniem głową wskazując na jeden z pobocznych ekranów na jego stanowisku jaki wyświetlał podobną mapę jaką każdy z nich miał na swoim HUD. Na nim migały oznaczenia dwóch z piątki poszukiwanych podejrzanych. Dla Mai młodzian obok był pewnie w jej wieku i czuł pismo nosem. Chociaż jeszcze pewnie nie był pewny przyczyny.

- Jakiś problem? - kapitan Yefimov zapytał niby całkiem neutralnie a nawet uprzejmie a jakoś i tak nie wróżyło to nic dobrego.

- Sporo szumów panie kapitanie, mam kłopot ich namierzyć. Myślę, że są pod ziemią, pewnie w schronie. Inaczej na terenie terminala już bym odbierał ich sygnał a mieli na tyle dużo czasu by się tam schować. Ale i tak powinienem odebrać ich sygnał. - wyjaśnił młodszy MP-i patrząc na swoje ekrany by wyjaśnić tą rozbieżność między oczekiwaniami a stanem faktycznym.

- Montana, sprawdź schron. - kapitan zareagował od razu i przez komunikator posłał plecenie do małej grupki żandarmów która wyszła przed chwilą z wieży. Na kamerach Vinogradova widziała jak mała grupka MP-i która była na parterze zawraca się w kierunku schodów prowadzących do piwnic i schronu.

- Może to przez krioburzę? Albo alarm? Albo… błąd sieci - informatyczka zwróciła się do hakera - Sprzęt wariuje. Zanim odebraliśmy… alarm, pani sierżant pozwoliła mi zejść ze stanowiska. Byłam w schronie… u Hektora. - przełknęła ślinę, gapiąc się uparcie w ekran - Też… jest Parchem i… został ranny. Byłam zobaczyć jak się czuje… i nie widziałam tam nikogo z tych państwa - pokazała na pięć twarzy na ekranie - Szczególnie tą panią bm zapamiętała - wskazała na Sarę - Pod ziemia jest tylko jedna blondynka, paramedyczka.

- Może.
- Delgado pokiwał głową ale wydawało się, że zgodził się z grzeczności a nie z przekonania. Dalej pracował na swojej konsoli. - Sprawdź kamery z nagrania z wejścia do schronu. Z ostatnich 5 - 10 minut. Musieli jakoś umknąć pod ziemię a to jedyne, rozsądne miejsce gdzie można próbować się ukryć. - informatyk z emblematami żandarmów powiedział i polecił swoje skazańcowi na sąsiednim fotelu. Za to jego dowódca wznowił marsz. Ale tym razem szedł wolno. Bardzo wolno. Z każdym jednak krokiem zbliżając się do dwójki pracujących informatyków.

Polecenie jednak było dla Brown 0 dość kłopotliwe bo bardzo zawężało czasoprzestrzeń do przeszukania. Kamer z widokiem na schody, korytarz czy wejście do schronu było tylko kilka a przejrzenie z ostatnich kilku minut było proste nawet dla laika nie mówiąc o informatyku. Do tego skryte wydanie polecenia zamknięcia drzwi do schronu okazało się dość kłopotliwe. Trzeba było zredukować i wyciszyć procedurę by nie oznajmiała tego na całą sterówkę. W końcu jej się to udało i widziała jak żandarmi zaczynają biec na korytarzu ale odbijają się od zamkniętych właśnie drzwi.

- Panie kapitanie mamy problem. Drzwi do schronu się właśnie zamknęły. - zameldował Montana a akurat i on i jego ludzie byli widoczni na kamerach. Kapitan Yefimov też to widział bo właśnie stanął za plecami dwójki informatyków. Otworzył usta by coś powiedzieć a nie trzeba było być geniuszem od relacji międzyludzkich by widzieć wymalowaną podejrzliwość na jego twarzy gdy dał się słyszeć nowy dźwięk. Zaczęły szczękać jakieś klapy z trzaskiem zamykając okna w wieży kontrolnej i odcinając je od widoku na świat zewnętrzny.

- Co tu się dzieje! Wyjaśnijcie mi to natychmiast! - zażądał przyglądając się krytycznie najbliżej siedzącej informatyczce, nieco dalej kapralowi Ottenowi by wreszcie spojrzeć na blondwłosą dowodzącą.

- Jeśli można panie kapitanie. To automaty odcinają strefy bezpieczeństwa. Widocznie krioburza już uderzy lada chwila. Tutaj jesteśmy bezpieczni tak samo jak w schronie. Ale poza tym może być ciężko. - odezwał się ostrożnie kapral od łączności chociaż pot ściekał mu grubą strużką po policzku ale chyba bał się poruszyć by ją zetrzeć. Kapitan szpilił go wzrokiem jak owada szpilką do poduszeczki i odezwał się ale nie do niego.

- Delgado otwórz ten schron. Niech Montana i jego ludzie tam się znajdą. - wycedził do informatyka na co ten krótko przytaknął i zabrał się do nowej pracy. - Montana zamknijcie tam co się da. Zaraz uderzy krioburza. Delgado otworzy wam schron to wejdźcie do niego. - wydał polecenie i na kamerze było widać jak żołnierze biegną w stronę drzwi by pozamykać co się da i osłabić chociaż atak zmrożonego metanu. - A tobie jak idzie sprawdzanie tych nagrań. Co znalazłaś? - kapitan na koniec spojrzał w dół na Brown 0. Teraz zrobienie czegokolwiek z nim za plecami zrobiło się naprawdę trudne. Zwłaszcza jak nie było wiadomo na czym się zna ale oglądanie filmów było proste dla każdego.

- Na razie brak punktów zgodnych, sir - Rosjanka nie wyglądała lepiej niż kapral Otten, a kiedy kapitan zwrócił się do niej bezpośrednio, odruchowo wyprostowała plecy bojąc się odwrócić. Zamiast tego gapiła się w ekran, wyświetlający obraz podmieniony na wcześniejsze zapisy, gdzie nie było ani Karla, ani Sary, ani Elenio. - Jeśli mogę coś… - zająknęła się, a potem wbiła wzrok w klawiaturę, walcząc z tym aby się nie rozpłakać. Gdzieś tam poza terenem lotniska znajdował się Johan. Bez bezpiecznego schronienia nad głową, odcinającego go od metanowej wichury. Odetchnęła zeby sie uspokoić i dodała mechanicznie - Obecnie znajdujemy się w obiekcie cywilnym do którego dopiero wdrażano nowe systemy bezpieczeństwa, będące w fazie triali. Ostatnie godziny pokazały jak wadliwe są. Awaryjne. - bardzo powoli odwróciła głowę, spoglądając na kapitana stojącego za jej plecami - Sam generator zasilający SPŻ schronów został uszkodzony przez wrogie jednostki, może nie wytrzymać wzmożonej pracy przy ekstremalnie niesprzyjających warunkach. W jednym z tych schronów znajdujemy się teraz - pokazała ręką na zamkniętą puszkę HQ - Jeżeli generatory mają to przetrzymać i nie podusić nas… - przełknęła nerwowo ślinę już żałując że się odezwała - Nikt jeszcze nie sprawdzał czy zabezpieczenia wieży spełniają swoją rolę. Gdy nadejdzie burza nikt i nic nie opuści terenu lotniska aż do momentu, gdy ucichnie. Do czasu odwołania alarmu lepiej nie przeciążać systemów nadprogarmowymi obliczeniami… jeżeli poszukiwani są na terenie lotniska zostaną tu tak czy tak, a jeśli mają zostać ujęci i przeniesieni do strefy kwarantanny… m… musi być ktoś żywy, kto wykona rozkaz.

Kapitan wpatrywał się uporczywie w czarnowłosego informatyka i w końcu przeniósł wzrok na swojego eksperta.
- No to prawda, wiele systemów ledwo tu zipie, przydałby się porządny reset. Ale bez przesady, zaraz skończę procedurę otwarcia schronu i Montana z resztą będą mogli tam się schronić. - odpowiedział Delgado wciąż w skupieniu bardziej przypatrując się wyświetlanym schematom i komunikatom na konsolecie.

- Ciekawe Delgado co mówisz. Ale tutaj na kamerach nie widać nikogo ze podejrzanych. - kapitan wskazał dłonią na sąsiednie stanowisko.

- Nie? - Delgado zmrużył oczy i spojrzał zdziwiony na chwilę na Mayę i jej holoekrany. - Dziwne. Skończę tutaj to tam spojrzę. - rzucił krótko i dalej był pochłonięty swoimi manewrami na konsolecie.

- Panie kapitanie długo jeszcze? - zapytał wyraźnie zaniepokojonym głosem Montana. Powód odczuli wszyscy. Najpierw jakiś huk który zdawał się dochodzić zewsząd. Zaraz potem coś mocno uderzyło z impetem we właśnie zasłonięte żaluzje na oknach. Te zatrzeszczały jak od uderzenia czymś ciężkim i ugięły się. Ale nie wytrzymały. Za to wnętrze Gniazda zaczęło przypominać cienki blaszany garaż podczas wichury przeplatanej burzą gradową. Widać było też jak po chwili dotarł i do piwnicy. Przez drzwi i szczeliny do wnętrza korytarza zaczął się pojawiać białawy opar. Sunął on w głąb korytarza a żandarmi robli się coraz bardziej nerwowi a obraz z kamer coraz słabszy. Niektórzy zaczęli już nerwowo walić w pancerne drzwi schronu i przeklinać i wrzeszczeć na Delgado by ich wyciągnął. Któryś już puścił pawia, prawie wszyscy kaszleli gdy trujący opar zaczął nimi rozporządzać na dobre.

- Już mam! - krzyknął w końcu Delgado i drzwi rzeczywiście szczęknęły z mozołem zaczynając się otwierać. Grupka w mundurach wdarła sie do środka znikając z pola widzenia kamery. Teraz powolność mechanizmów drzwi działała na ich nie korzyść. Drzwi nie pomne na sytuację otwierały się z mozołem a potem chwilę trwały w bezruchu nim wreszcie znów z mozołem zaczęły się zamykać. Wreszcie się zamknęły. I okazało się, że to wcale nie jest koniec kłopotów.

Grupka została zamknięta w komorze dekontaminacyjnej. Między jednymi a drugimi drzwiami. Tak samo jak część zmrożonej wichury jaka wdarła się także i tam razem z nimi.

Ile warte było ludzkie życie? Które przedstawiało większą wartość: to znane, czy całkiem obce. Jak ułożyć równanie wiedząc, że grupa MP po dostaniu do schronu zapewne znajdzie trójkę z piątki poszukiwanych? Każdy człowiek zasługiwał na to, by żyć godnie i nikt nie powinien decydować o jego być albo nie być. Tym bardziej ktoś, kto już nosił Obrożę na szyi. Jaka była szansa, że jednak poszukiwani zachowają życia i zdrowie, nikt nie usunie ich, ani nie podda testom… i jak potem spojrzeć w lustro wiedząc, że mogło się zaradzić śmierci i cierpieniu bliskich osób?
Maya nie wiedziała, nie mogła. Nie powinna… nawet zastanawiać się nad podobnymi rozwiązaniami, co te, które dyktowała zimna logika wbrew. Tylko… ona już była mordercą, nieważne co by nie mówił Johan.

W głowie dźwięczały jej krzyki i suchy kaszel duszących się żołnierzy. Z nimi mieszał się śmiech Raptora, przekomarzanie żołnierza z Floty i widok zapłakanej twarzy cywilnej blondynki. Nie zrobili nic złego, niczemu nie zawinili. Walczyli z wrogiem, okazali męstwo… a dowództwo chyba… miało gdzieś ich zasługi, skoro nawet teraz Vinogradova usłyszała bajeczkę o dziwnych chorobach. Widziała na własne oczy czym ta choroba była, wiedziała doskonale, że trójka żołnierzy z kanałów jest już zdrowa, a obce formy życia Jacob wyciął im z piersi i zostawił w piwnicy klubu Heaven&Hell… ale nikt nie chciał tego słuchać. Padł rozkaz wydany przez Górę, nic innego się nie liczyło. Nie pojedyncze życia. Nie czyjeś szczęście… przecież Karl i Sara mieli się pobrać…

Informatyczka popatrzyła na kaprala łączności szklącymi się oczami. Czemu nie mogli do jasnej cholery odpuścić? Pozwolić… skupić się na walce ze wspólnym wrogiem, zamiast walczyć przeciwko sobie. Do hałasu w skołowanej czaszce dołączyło jedno krótkie słowo, choć nie układało się z dźwięków, a z seledynowych liter, wyświetlanych na holo obroży.
“Workteam”.

Neutralność nie istniała, nie dało się całe życie stać pośrodku, próbując być fair wobec każdego. W końcu przychodził moment, gdy należało zdecydować do której bramki posłać piłkę...tylko dlaczego musiała być zrobiona z ludzkiej głowy? Kolejnych imion i twarzy dołączonych do listy osób zamordowanych przez błąd hakerki w Obroży.
- Spróbuję pomóc - wychrypiała drewnianym, łamiącym się głosem, kładąc dłonie na klawiaturze. Głęboki wdech i podjęła decyzję, zabierając się za próbę wyłączenia dmuchaw. System wentylacji śluzy miał za zadanie odpompować toksyczne powietrze, po to go tam montowano, a prócz elektronicznego istniało też manualne zamknięcie. Metoda ręczna, awaryjna, aby osoba wewnątrz komory dekontaminacyjnej mimo awarii mogła przejść do dalszej części bezpiecznego bunkra. O ile wciąż była żywa i miała siłę nacisnąć odpowiednia dźwignię.

Cała scena w śluzie wejściowej schronu robiła się z każdym kaszlącym oddechem żandarmów coraz bardziej dramatyczna. Trującego aerozolu nie było aż tak dużo by obezwładnić i powalić ludzi od razu ale też na tyle dużo by łzawili, marzli, kaszleli, pluli i czuli się coraz gorzej. Bez dopływu świeżego powietrza może nie groziła im śmierć mierzona w sekundach ale pewnie nie przetrwaliby tam dłużej niż kwadrans. Na szczycie wieży kontrolnej panowała nerwowa atmosfera. Delgado chyba nie zorientował się, że awaria nie jest spowodowana wcześniejszymi uszkodzeniami schronu i całego terminala więc próbował zdalnie uruchomić coś co odłączyła Vinogradova. I gdyby nie jej manipulacje pewnie dość szybko by mu się udało. Jednak kapitan przejął inicjatywę gdy już większość jego ludzi w piwnicy albo leżała na podłodze albo była na kolanach.

- Mówi kapitan Yefimov z MP! Awaria śluzy wejściowej w schronie! Natychmiast uruchomić ręczną procedurę awaryjną! - nadał przez aparaturę terminala komunikat. A dzięki niej usłyszano ją w całym schronie. Efekt było widać po kilku chwilach gdy wewnętrzne drzwi śluzy otwarły się a do środka weszły postacie mundurowych z maskami na twarzach. I zaczęły kolejno wyciągać już częściowo obezwładnionych żandarmów do wnętrza schronów. Jedną z nich, w charakterystycznym egzoszkielecie dało się rozpoznać, zwłaszcza po blond włosach. Wyraźnie przewodziła akcji ratunkowej i pod jej kierownictwem ewakuowano kolejnych mundurowych.

Vinogradova nie miała czasu ani odetchnąć, ani zebrać się do kupy. Chwilowo uwagę MP odwracała ewakuacja ich ludzi do schronu. Tyle i aż tyle dobrego. Dodatkowo grupa poszukiwawcza dostała się tam nie w pełni sprawna, a lecąc ratownikom przez ręce. Szło mieć nadzieję, że to ich spowolni, bo gdy drugie drzwi schronu zamknęły się z sykiem, Rosjanka nie mogla już zrobić nic, aby pomóc zamkniętym wewnątrz ludziom. Mogła za to zrobić coś innego, Delgado sam powiedział że zajmie się monitoringiem, gdy skończy swoją działkę.
Trzeba więc było zająć się nagraniami, aby nikt nie dostrzegł na nich poszukiwanych twarzy. Szło podmienić obraz na wcześniejszy, spróbować chociaż. Zrobić co się da z nadzieją, że plan się powiedzie, a gdy kupi się chłopakom czas... opcja wygenerowania fałszywych sygnałów identyfikatorów i posłania ich poza lotnisko wciąż chodziła informatyczce po głowie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline