A może A-chan ma dziewczynę?
Jak równouprawnienie to cała gębą.
Oto wyjątek z pism uczonych mistrza Jaśmina.
Trener Furano, Marcin Krzeszewski (imię i nazwisko będące zmorą przy wymowie dla Japończyków i Amerykanów) ma, na oko, krzepkie i zasłużone czterdzieści parę lat. To z pochodzenia Polak. Grał w polskich klubach, a za granicą w Niemczech (Schalke 04 Gelsenkirchen) i Belgii (Beveren i Anderlecht Bruksela). Z tym ostatnim klubem zdobywał kilkakrotnie mistrzostwo kraju, startował też w Lidze Mistrzów, acz bez większych sukcesów.
Zagrał też raz w reprezentacji Polski, ale niechętnie o tym mówi. Ciekawskie chłopaki wyguglali, że w tym meczu złapał jedna z najszybszych czerwonych kartek w historii futbolu reprezentacyjnego.
Na boisku i poza nim słynął z krewkiego temperamentu i inteligentnej gry.
Do Japonii przybył kilka lat temu. Dlaczego właśnie tu? Nie wiadomo. W każdym razie na biurku trzyma zdjęcie pewnej uroczej damy. Jak sam mówi:"Została w kraju. To kłopotliwe."
Podczas treningów nosi się po sportowemu, w dresach i trampkach. Nie sterczy przy ławce, ma zwyczaj biegać wzdłuż linii dopingując chłopaków energicznym krzykiem.
Podczas meczu nosi się elegancko. Garnitur, odprasowana koszula, krawat, spodnie w kancik i wygodne półbuty. I plastikowe okulary, bardzo cieńkie, których chyba nie potrzebuje.
Bywa szorstki, ale łatwo go poruszyć, a wtedy nieba przychyli.
Taki jest.
Koniec wyjątku z pism uczonych Jaśmina.