Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 16:41   #2
Moshanta
 
Moshanta's Avatar
 
Reputacja: 1 Moshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dzięki za dialog!

Jakiś czas temu...
Ubersreik, Imperium.

Ubersreik był kolejnym przystankiem na jej drodze ku Bretonii, choć dla Tileanki każde z tych imperialnych miast było takie samo. Brudne, pozbawione nadziei, z paskudnymi ludźmi, którzy tylko czekali na okazję, by pozbawić ją życia lub pieniędzy. Zatrzymała się w jakiejś podrzędnej gospodzie "Tłusta Świnia", której nazwa idealnie oddawała wystrój i klientelę przybytku. Na nic bardziej wykwintnego niestety nie było jej stać.

Tego wieczoru stała przy szynku, sącząc rozwodnione piwo, gdyż wszystkie miejsca przy stolikach zajęte były w większości przez rozwrzeszczane, pijane bydło, które jedynie z grzeczności można było nazwać ludźmi. Foggia tęskniła za tileańskimi gospodami, w których jej rodacy potrafili bawić się wesoło i kulturalnie, nawet gdy przesadzili z alkoholem. Teraz mogła jedynie o tym pomarzyć.

Wzięła kolejny łyk piwa, gdy nagle poczuła mocno klepnięcie w tyłek i rubaszny śmiech pijanego wojaka, który szczerzył się do niej w bezzębnym uśmiechu.
- I ssooo, ujciemy na góre, nie, piękna?
Foggia nawet się nie odezwała, tylko wzięła zamach trzymanym w dłoni kuflem i walnęła nim mężczyznę prosto w łeb. Naczynie o dziwo wytrzymało uderzenie, głowa tamtego chyba nie bardzo, gdyż zwalił się na podłogę, zalany krwią.

Momentalnie jednak od stolika znajdującego się obok szynku zerwało się czterech kolejnych mężczyzn przy mieczach. Ruszyli w stronę Tileanki, rzucając siarczyste przekleństwa. Foggia spięła się, unikając ciężkiej pięści pierwszego i uderzyła go w bok. Nie miała jednak na tyle siły i nieznajomy chyba nawet tego nie poczuł. Ona natomiast poczuła doskonale, jak obce, wielkie łapska łapią ją za ramiona. Próbowała się wyrwać, jednak nie dawała rady. Co gorsza, gospodarz ani inni goście nie reagowali.
- Teraz się zabawimy, szmato. Zapłacisz za to, co zrobiłaś Hansowi - mruknął wysoki, łysy drab.
- W twoich snach, skurwielu! - warknęła Foggia i kopnęła tamtego w krocze. Facet krzyknął, skulił się w sobie, jednak cios pięścią, który nadszedł znienacka od któregoś z jego kompanów, sprawił, że kobiecie aż pociemniało przed oczami.
Poczuła ściekającą z nosa, ciepłą krew. Wciąż szarpała się w objęciach tamtych, gryzła i kopała, jednak zdawała sobie sprawę, że sama się nie oswobodzi. Co gorsza, ciągnęli ją już w stronę schodów na piętro…

Nazwa karczmy nijak nie przystawała ani do wyglądu, ani do jakości podawanych w niej potraw. Ku wielkiemu żalowi Hugona, który dziabał widelcem po talerzu, usiłując z postawionej przed nim potrawy wyszukać jakieś bardziej zjadliwe kawałki mięsa... które z pewnością nie były (kiedyś tam) tłustą świnią.
Miał nadzieję, że w ogóle była to świnia..
Gdyby to od niego zależało, ominąłby to miejsce szerokim łukiem, jednak cóż... nie zawsze człowiek robi to, co chce, tam gdzie chce. Osobnik, którego miał zamiar znaleźć, nie bywał w wykwintnych lokalach, chociaż wyglądało na to, że tym razem nie zabłądził pod dach "Tłustej świni". Dokoła roiło się od osób, które za sam wygląd powinny trafić na parę lat do więzienia (lub na parę stóp pod ziemię), jednak żadna z nich nie wyglądała na jednookiego pirata z blizną.
Odsunął z niechęcią prawie pełen talerz i już miał wyjść, gdy w karczmie rozpoczęło się zamieszanie. Z pewnością nie pierwsze w tym szanownym przybytku, tym razem jego przyczyną była całkiem ładna niewiasta, pasująca do otoczenia jak kwiatek do kożucha. Najwyraźniej niektóre panie nie zdawały sobie z tego, iż niektóre miejsca odwiedzają tylko i wyłącznie panienki sprzedające swe wdzięki.

Ta akurat (przynajmniej na pierwszy rzut oka tak się zdawało) miałaby co sprzedawać, ale zdawać się mogło, że nie jest tym zainteresowana. Wyglądało jednak na to, że jej niechęć (w różny sposób objawiana) nijak nie wpływa na zachowanie paru mężczyzn, chętnych na skorzystanie z jej ciała.
Być może uznali, iż jest to tylko znana kobieca kokieteria, jednak Hugo doszedł do wniosku (być może błędnego), iż się mylą. A to znaczyło, że w tym momencie powinien się pojawić rycerz na białym koniu i stanąć w obronie napastowanej dziewicy.

Bretonia niby nie była aż tak daleko, jednak rycerza nie było widać ni słychać, więc Hugo postanowił podjąć się tego zadania. Obrony czci, znaczy. A że czas naglił, więc od rozmyślań wnet przeszedł do czynów.
Jako że amatorzy kobiecych wdzięków zdawali się być nieczuli na perswazję, Hugo zdecydował się użyć argumentu siły zamiast siły argumentów. Chwycił stołek i walnął w łeb stojącego tyłem miłośnika wymuszonego seksu. Stołek wytrzymał, za to niedoszły gwałciciel zwalił się na podłogę bez jednego słowa.

Foggia zauważyła nagle, jak jeden z mężczyzn pada i wykorzystała fakt, że pozostali stanęli zaskoczeni, nie wiedząc, co się właśnie wydarzyło. Korzystając z oswobodzonej ręki, zdzieliła drugiego z drabów pięścią w nos. Tamten ją puścił, więc szybko stanęła na nogach, chwytając za pusty kufel stojący na stole obok i poprawiła uderzeniem szklanego naczynia, posyłając napastnika w krainę snów. Jednocześnie tak się złożyło, że znalazła się obok śniadego mężczyzny, który zaatakował stołkiem.
- Dziękuję za pomoc, nieznajomy, ale jeśli liczysz na coś więcej z mojej strony, to możesz już wrócić do stolika. Poradzę sobie teraz już sama - rzuciła, zdmuchując na bok kosmyk włosów i przygotowując się na nacierających dwóch drabów. Adrenalina buzowała w niej dziko.
- Egoistka - mruknął Hugo, gdy panna postanowiła pozbawić go przyjemności oswobodzenia jej z rąk napastników. Odsunął się, by z boku obserwować przebieg walki i wtrącić się, gdyby któryś z widzów chciał się dołączyć do starcia po niewłaściwej stronie.
- Pięć sztuk srebra na dziewczynę! - powiedział znacznie głośniej.
- Przyjmuję! - rzucił jakiś obdartus, równocześnie wyciągając sakiewkę na znak, że jest wypłacalny.
- I moje pięć! - dorzucił kolejny.

Dwóch kolejnych oprychów wstało od swoich stolików. Z czterema chłopami to Foggia na pewno sobie nie poradzi, a nie była na tyle głupia, żeby chociaż próbować.
- No dobra, możesz mi się jednak przydać, przystojniaczku. - Puściła do niego oczko i złapała za krzesło. Wyczekała aż pierwszy z napastników podejdzie wystarczająco blisko, a potem odwinęła się i rozwaliła mebel na jego pustym łbie.

Karczma "Dzikie Wino",
Parravon, Bretonia,
obecnie.


W Parravon była już wcześniej, przejeżdżając przez nie z matką i dalej przez Góry Szare aż do Imperium, więc miasto nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia, a poza tym i tak zatrzymali się z Hugo na przedmieściach, w karczmie o przyjemnie brzmiącej nazwie "Dzikie Wino". Zostawiła swoją czarną jak smoła klacz w przykarczemnej stajni i wręczywszy chłopcu stajennemu jakąś drobną monetę nakazała mu dobrze zajmować się "Wdową". Z Hugo von Ruess'em podróżowali już wspólnie od ładnych kilka dni i Foggia ceniła sobie towarzystwo zwadźcy.

Do gospody ruszyła pewnym krokiem i jak mogła się spodziewać, Hugo otworzył przed nią drzwi i puścił ją przodem, choć tyle razy mówiła mu, że nie jest żadną damą, którą trzeba traktować ze specjalnymi względami. Mężczyzna jednak zawsze puszczał sobie jej słowa mimo uszu, a gest mimo wszystko był miły i świadczył dobrze o Hugonie. Tileanka od razu, gdziekolwiek się pojawiła, od razu ściągała na siebie spojrzenia gości siedzących w gospodzie. Była kobietą o dość oryginalnej urodzie, a czarne, długie włosy i ciemniejsza karnacja zdradzały, że pochodzi ze słonecznego Południa.

Do tego dość kolorowy ubiór, który wieńczył kapelusz z szerokim rondem i piórkiem oraz rapier przy pasie podkreślały, kim Foggia jest i czym się zajmuje. Oprócz rzeczonej broni miała jeszcze przy sobie kuszę samopowtarzalną i plecak pełen najważniejszych dla podróżnika rzeczy. Wchodząc do "Dzikiego Wina" widziała, że skupiła na sobie kilka spojrzeń, jednak z uniesioną głową przeszła przez główną salę i zachęcona przez gospodynię zajęła z Hugo stolik w kącie.
- Wina jak najbardziej się napijemy - powiedziała Foggia, uśmiechając się do kobiety. - Do tego miskę kaszy i jakieś dobrze wypieczone mięso poproszę. Pokoje też by się przydały. Dwa pojedyncze.
Gdy Hugo złożył swoje zamówienie i gospodyni odeszła, zwadźczyni znów wyłapała ciekawskie spojrzenia kilku mężczyzn.
- Chyba muszę zacząć jeść w stajni, żeby nie przyciągać aż takiej uwagi. Żeby tylko tutaj nie skończyło się jak w Ubersreiku, pamiętasz? - Zaśmiała się, rzucając kapelusz z piórkiem na krzesło obok.
 
Moshanta jest offline