Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 22:02   #450
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Piekło w Seinäjoce - część czwarta

Domenico spojrzał na nią. Uśmiechnął się smutno i zrobił krok w jej stronę, zrywając kontakt fizyczny z pianistką. Zdawało się, że za wszelką cenę nie chciał przerywać jej gry. Zresztą kobieta była tak nią pochłonięta, że chyba wciąż nie zauważyła Visser, choć detektyw była tak blisko.
- Ma na imię Marika - rzekł Dora, kiedy znalazł się bliżej Lotte. - To jedyna rzecz, która łagodzi jej panikę - spojrzał na urokliwie błyszczące czarne drewno fortepianu.
- Jesteśmy w dupie – choć jej mina wskazywała emocje odpowiednie do wypowiedzianego zdania, to ton głosu był wyrwany jakby z innej, bardzo spokojnej i stonowanej wypowiedzi. Przytuliła się do mężczyzny nie bacząc na jego zgodę. – Jak dobrze, że nie zostawiłam cię przy schodach.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony jej reakcją, ale uśmiechnął się i również objął ją. Delikatnie pogłaskał po plecach. Wnet słowa Lotte zaczęły powoli do niego docierać. Lekko odchylił się, ale po to, żeby spojrzeć jej w oczy, a nie dlatego, aby zerwać kontakt fizyczny.
- Przy schodach…? - mężczyzna powtórzył. Niepokój zaczął wdzierać się na jego twarz. - Co wydarzyło się przy schodach?
Choć Domenico przeczuwał, że coś złego i Lotte oddała odpowiedni strzał ostrzegawczy, że nie ma dobrych wieści… to chyba jednak Włoch wolał do samego końca wierzyć w to, że Visser tworzy fundamenty pod jakiś żart.
- Przykro mi, Luigi nie żyje – miała zmartwiony wyraz twarzy, głos przyciszony, chyba nie chciała zaniepokoić grającej kobiety, która nie potrzebowała więcej ekscesów. – Ismo został opętany, a McHartman zszedł za nim na dół. Valkoinen zrobili coś z duchem sowy, która tutaj była… Nie wiem co i nie mam pojęcia jak przed tym bronić się.

Domenico bezwiednie opuścił ramiona. Jak gdyby zaatakowała go nagła słabość. Spojrzał na nią w ten sposób, że Lotte nie miała pojęcia czy zrozumiał, a jeśli tak, to czy wszystko.
Jednocześnie w pięknej i bezbłędnej grze Mariki pojawiła się fałszywa nuta. Pojedyncza, jednak bardzo donośna. Okropnie zazgrzytała, niczym pisk paznokci o tablicę. Pracowniczka ratusza momentalnie przestała grać. Jednak nagła cisza nie trwała zbyt długo, gdyż wnet rozległ się jej głośny szloch. Przetaczał się echem po obszarze audytorium. Domenico wyglądał tak, jak gdyby ten płacz w rzeczywistości wydobywał się z głębi jego duszy, a nie z krtani Mariki.
- To prawda - Dora szepnął cicho. - To, co mówisz… to prawda…
Czyżby czytał w jej umyśle?
- Luigi nie żyje - jego wzrok powędrował gdzieś w górę, błakając się z jednej zwisającej lampy na drugą.
Visser było bardziej przykro, gdy patrzyła na rozpacz Domenica niż z faktu śmierci Luigiego. Na pewno przez to, że bardzo złapała kontakt z Domenico niż z jego ochroniarzem, ale także dlatego, że zaczynała być odporniejsza na wszech otaczającą ją śmierć na zadaniach z IBPI.
- Wiem, że o dużo proszę, ale musimy ogarnąć ten burdel. – Złapała za rękę kolegę i spojrzała mu prosto w oczy, po czym zapytała, wcale nie oczekując twierdzącej odpowiedzi. – Pomożesz mi?
Domenico pozwolił złapać się za dłoń, jednak nie spoglądał w oczy Lotte. Bez wątpienia potrzebował chwili w samotności. Z drugiej strony nie było wcale takie pewne, czy rzeczywiście jej potrzebował. Być może gdyby został sam, nie byłoby już niczego, co kazałoby mu trzymać formę.
- D-domenico? - Marika przestała płakać. Następnie mówiła coś po fińsku. Lotte odniosła wrażenie, że Dora nie słyszał jej słów tak samo, jak ona ich nie rozumiała. Jednak szybko okazało się, że to było jedynie złudzenie.
- Mariko, znasz angielski, prawda? - głos mężczyzny był dziwnie spokojny, prawie wycofany. - Poznaj moją koleżankę, to miła osoba. Nie martw się, nie jest wrogiem. Ona ci uwierzy.
Następnie Włoch przesunął wzrok na Lotte, choć nie patrzył prosto w jej oczy.
- Czy mogłabyś przedstawić się Marice? - zapytał uprzejmie, prawie wesoło.
Wydawało się, że Domenico próbował za wszelką cenę uciec, przynajmniej na moment, od rozpaczliwych i naglących tematów. Przedstawiał je sobie tak, jakby chciał zyskać na czasie, zanim… zanim… Chyba zanim będzie gotowy zmierzyć się z obecnymi problemami.
Lotte miała szczęście trafiać na aktorów, ale wychodzi też na to, że dobrych ludzi, których szybko zaczynała lubić, jeśli chodzi o partnerów na zadaniach. Spojrzała przejęta na mężczyznę, ale szybko pozwoliła mu na pozostanie w “samotności”.
- Jestem Lotte – oparła przenosząc wzrok na kobietę. – Domyślam się, że jest ci ciężko, ale nie martw się, po burzy zawsze przychodzi spokój.
Marika podeszła bliżej nich. Złapała się przedramienia Domenika, niczym tonący, który znalazł kłodę pośród morskich fal. Spojrzała na Lotte podejrzliwie.
- Wysłał cię Bóg, czy Szatan? - zapytała. - Jesteś jego sługą?
Coś w sposobie, w jaki wypowiedziała “jego” wskazywało na to, że nie ma na myśli Szatana, lecz chodzi jej o coś, lub kogoś bardziej konkretnego. Tymczasem Dora stał i niewzruszenie spoglądał dalej na zwisające lampy. Chyba nawet nie spostrzegł, że Marika znalazła się przy nich i że go dotknęła. Zdawał się tkwić w swoim własnym świecie, jak gdyby znajdował się w swojej własnej bańce pośrodku tego całego chaosu. Jak długo miał w niej pozostać? Czas naglił, a istota, która zamordowała Luigiego wcale nie potrzebowała go dużo, aby odebrać życie. Pomimo tego faktu Domenico w tej chwili nie wyglądał tak, jakby taki logiczny argument mógł do niego dotrzeć.
- „Jego”? Kogo masz na myśli – zapytała spokojnie, nie wiedziała do końca jak rozmawiać z kobietą. Kątem oka skupiała uwagę na koledze, zastanawiając się co z nim zrobić i powoli dochodziła do pewnego rozwiązania.

Marika puściła Włocha i zaczęła krążyć wokół nich na lekko ugiętych nogach. Stąpała cichutko, na paluszkach, jak gdyby nie chcąc dopuścić, aby ktokolwiek usłyszał jej kroków. Zapewne istniała jedna szczególna istota, przed którą chciała być za wszelką cenę niewidzialna.
- Bądźcie trzeźwi! - szepnęła. - Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć - wypowiedziała cytat z Biblii. - Biada ziemi i biada morzu, bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu - szeptała gorączkowo.
Lotte otworzyła szeroko oczy i wpadła na dziwną myśl.
- Co zrobić żeby nie zszedł? - Zapytała niepewnie. – Jak się uchronić?
- Trzeba być potulnym i słuchać się - Marika odparła. - Inaczej ciebie też pożre - pokręciła głową w płaczu. - Mogę go narysować - zaoferowała. - Choć jego wizerunek, niech będzie przeklęty, nie powinien nigdy zaistnieć. Podobnie, jak i on sam - szepnęła tak cichutko, że Lotte prawie jej nie usłyszała.

Tymczasem Visser spojrzała na Domenika. Lekko drgnął, a na jego twarzy pojawił się cień emocji. Czyżby powoli wracał do siebie?
- Pokaż mi jak wygląda, proszę. – Odparła z nadzieją, jakby miało to przynieść coś dobrego. Zdjęła plecak i zaczęła szukać jakiejś kartki. Problem miał stanowić brak czegoś do pisania, a nie za bardzo uśmiechało się jej wychodzić z tego pomieszczenia.
- Lotte - Włoch przerwał jej nagle. - Zostaw tę pieprzoną kartkę i spójrz - rzekł. - Nad tobą…
W pierwszej chwili Lotte spodziewała się ujrzeć co najmniej Szatana, ten jednak nie pojawił się. Już myślała, że Dorze zebrało się na żarty… kiedy powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. Jednak to w dalszym ciągu było skoncentrowane tylko i wyłącznie na wiszących lampach.

Lampy… Visser ujrzała, że niektóre z nich lekko drgają. Poruszają się, jak gdyby w audytorium panował przeciąg, lecz to było niemożliwe. Wszystkie okna pozostawały zamknięte, podobnie jak drzwi. Wtem jedno światełko błysnęło i zgasło. Następnie drugie, znajdujące się w drugim kącie sali. Trwało to jedynie moment, zanim powróciło do normy.

Właśnie wtedy wszystkie żarówki rozbłysły bardzo jasno. Tak, że pękły, a deszcz kruchych, szklanych odłamków zaczął na nich sypać. Marika krzyknęła głośno i przeraźliwie, akompaniając odgłosowi kruszącego się o podłogę szkła.
Visser spuściła głowę i szybkim ruchem zamknęła plecak. Nie krzyknęła, ale chyba dlatego, że była zaskoczona i próbowała zrozumieć co właściwie stało się. Znowu czuła, że nie ma nad niczym kontroli i to dziwne uczucie deja vu, skojarzyło się jej z grobowcem Aalto i Surmą.
Deszcz odłamków upadł na podłogę. Jeszcze przez chwilę nikt nie poruszył się. Marika również przestała krzyczeć.
- Zdarzyło się… - szepnęła - ...pewnego dnia, gdy synowie Boży udawali się, by stanąć przed Panem, że i szatan też poszedł z nimi.
Tymczasem Lotte poczuła na ramieniu uścisk palców Domenika.
- W porządku? - zapytał. - Poczekaj, wygrzebie ci szkło z włosów. Nie ruszaj się - poprosił, po czym zaczął delikatnie usuwać drobne okruchy spomiędzy kosmyków Lotte. - Bo się pokaleczysz.
Visser nie wiedziała, jak to było możliwe, ale deszcze okruchów nie wyrządził jej krzywdy poza kilkoma bardzo cienkimi rysami na skórze, z których spływała kropla krwi i od razu się zasklepiały.
Dopiero teraz Lotte zaczęła swobodnie oddychać, jakby bała się, że zepsuje moment.
- Chyba jest dobrze, dziękuję. – Odpowiedziała koledze dosyć cicho. – To co ona mówi, jest podobne do wersów przepowiedni, jakby jej umysł interpretował to na swój sposób, ale było to ze sobą zbieżne. Sama już nie wiem… - Przymknęła oczy jakby zastanawiając się nad tym co powiedziała, ale i nad tym co się wokół działo.
- Tak myślisz? - zapytał Domenico. - Zapewne dowiemy się w swoim czasie.
Gestem dał jej znać, że już może wstać. Sam również otrzepał się z okruchów.
- Zdaje się, że w tym budynku istnieje… coś, co, jak obawiam się, samo będzie chciało nam wiele przekazać - lekko dokończył, jak gdyby wypowiadał się na jakiś zwyczajny, kompletnie normalny temat. Jednak w pewien sposób nie tyle świadczyło to o jego odwadze i męstwie… co bardziej o tym, że pod względem psychicznym znajduje się obecnie, być może, w nienajlepszym miejscu.
- Chcę go zobaczyć - szepnął po chwili, po raz pierwszy od dłuższego czasu spoglądając jej w oczy. Nie musiał precyzować, że chodziło mu o Luigiego.
Następnie odszedł, jakby nie chcąc dać Lotte nawet możliwości na wyrażenie sprzeciwu. Ruszył w stronę Mariki. Mówił do niej łagodnie, lecz nie jak do dziecka.
- Poczekaj, tobie też pomogę. Żebyś się nie pokaleczyła.
- I tak go zobaczysz, jest przy schodach, a pewnie tam zapuścimy się, ale uwierz mi, ten widok zostanie z tobą na długo. – Nie zatrzymywała kolegi, rozumiała go, choć każdy reagował na swój sposób, to większość z nich Lotte rozumiała. Otrzepała się trochę i spojrzała na delikatne zacięcia na skórze. – Dom, ale ona nie powinna tego widzieć na pewno.
Marika odwróciła głowę i spojrzała na Lotte.
- Ale ja to już widziałam - odpowiedziała zaskoczona, że detektyw mogłaby o tym nie wiedzieć. - Przez jego oczy. Czasami szepce, czasami prosi, czasami każe, czasami zakazuje… a czasami również czuję i słysze to, czego nie chce mi przekazywać. Jednak ziarno zostało zasiane. I tak jak korzenie drążą w glebie, tak i gleba wdziera się pomiędzy korzenie.
- Spokojnie, już dobrze - rzekł Domenico, po czym pogłaskał kobietę po ramieniu. Marika lubiła, kiedy to robił. Uspokajała się.

Zdawało się, że nie chodziło o to, że Marika była zbyt słaba psychicznie, aby widzieć takie okropieństwa, jak zwłoki Luigiego. Bardziej wydawało się, że była słaba psychicznie właśnie dlatego, bo w jej głowie pojawiały się takie wizje.
Teoria Lotte zaczynała mieć potwierdzenie, przynajmniej w jakimś sensie.
- Czy wiesz coś o przepowiedni, o wersie? – Nie mogła powstrzymać się od rzucenia tym pytaniem. Miała nadzieję, że może kobieta jest wytrychem do zdobycia tego po co tu przyszli, bo sowa była już skażona złą energią.
Marika zadrżała. Wydawało się, że przestraszyła się. Wyrwała się Dorze i prędko ruszyła w stronę Lotte. Czy chciała ją zaatakować? Visser mogłaby odnieść takie wrażenie, lecz kobieta zdawała się zbyt krucha, aby móc wyrządzić komukolwiek jakąkolwiek krzywde. Co rzecz jasna mogło być złudne… Chwyciła Lotte mocno za przegub nadgarstka. Prawie bolało, ale Marika chyba wcale nie chciała wyrządzić jej cierpienia. Podniosła palec wskazujący drugiej ręki delikatnie dotknęła nim warg Lotte. Następnie pokręciła głową.
Przekaz wydawał się oczywisty.
Tego tematu nie należało poruszać.
Czyli nadzieje jeszcze istniała, aby zdobyć wers. Lotte obawiała się tylko za jaką cenę.
- Nie myliłam się – odparła po cichu, po czym dodała normalnie już. – W porządku, na razie nie będę o to pytać. Co się stało z chłopcem, to możesz powiedzieć?
Marika zrobiła krok do tyłu i wybuchła szlochem. Zdawało się, że jednak nie można było z nią normalnie porozmawiać. Domenico spojrzał na nią ze zmęczeniem, ale również z troską w oczach. Po czym podszedł.
- Chodźmy - zaproponował. Marika nie przestawała płakać. Lotte zrozumiała, że siłą nic z niej nie wyciągną, a pracowniczka ratusza nie była w nastroju na mówienie z własnej nieprzymuszonej woli.
 
Ombrose jest offline