Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2018, 22:27   #234
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara lubiła odgłosy pojedynku. Ciężkie kroki zakonnika krzyżackiego i te całkiem lekkie - Hugina. Uderzenie drzewca włóczni w tarczę rycerza. Furkot szaty zakonnika i zapach potu spływającego po skroniach. Były to drobne przyjemności, które sprawiały, że Klara święcie wierzyła w cud stworzenia. Mimo wszystko nawet w najdrobniejszych rzeczach potrafiła znaleźć świętość potwierdzającą piękno świata, którym zachwycała się niezmiennie od lat. Będzie jej brakować tej beztroski w drodze do Płocka.
Miał z nią jednak wyruszyć i Witold, który nie odstępował zakonnicy na krok i był dla niej największą opoką w mroku. Otulający go zapach egzotycznych kwiatów wschodu odurzał i kojarzył jej się z bezpieczeństwem. Zupełnie inne odczucia miała, kiedy w jej pobliżu znajdował się Mistrz Eberhard. Woń kuźni, surowego metalu, olejów i stali drażniła i była nieprzyjemna, choć równie intensywna jak ta, którą roztaczał wokół siebie Zamoyski. Eberhard pachniał jak miecz.. Oby tylko Miecz Pana nie dosięgnął niewinnych...

Ciepła dłoń Witolda przyjemnie ciążyła na jej ramieniu. Wiedziała, że Inkwizytor ma dość siedzenia bezczynnie na dworze Siemowita I. Zamoyski chciał działać, nie tylko za siebie, ale również i za nią, dlatego zakonnica uśmiechnęła się ciepło po jego słowach.
- Mistrz Eberhard zadecyduje, choć nie sądzę by coś jeszcze trzymało nas tutaj - Jej głos był przyjemny dla ucha i bardzo melodyjny, zdawał się być stworzony do śpiewu ku chwale Pana. Mówiła cicho, przy Witoldzie nigdy nie musiała podnosić głosu. On zawsze słuchał.
- A droga do Płocka daleka - dodała, tymi słowami wyrażając swoje zdanie.

***

Wyruszyli więc w drogę. Wraz z nimi do Płocka udali się Hugin, którego Klara ceniła za delikatność w obyciu, Bożydar Targowicki, na dźwięk głosu, którego Klara drżała i Kazimierz Laskowski obdażony przez Pana bystrym umysłem. Mężczyźni konno, Klara zaś, ze względu na swą ułomność musiała zdać się na innych - podróżowała więc wozem. Pozornie wygodniej niż pozostali, ale wóz podskakiwał na każdym wyboju, a koła wpadały do dziur w drodze, zakonnica jednak nie skarżyła się.
Opuszczenie dworu w Łomży było dla niej dużym przeżyciem. Znów wyjeżdżała, pozostawiając swoje rodzinne strony, dolinę Narwi i Biebrzy, daleko za sobą. Znów miała służyć swą radą Świętej Inkwizycji. Tego uczyła ją siostra Maria, do tego przygotowywano ją tyle lat. A jednak, rozedrgane niepewnością sercu musiało zostać uspokojone cicho szeptaną modlitwą.

***

Zapach kwiatu Jaśminu uderzył w nozdrza zakonnicy, kiedy Witold Zamoyski pochylił się w siodle by wyszeptać jej kilka słów. Klara zmarszczyła jasne brwi. Wieści które przyniósł zakonnik były niepokojące. Zapach egzotycznych kwiatów niekontrolowanie wymieszał się z drażniącą wonią kuźni, gdzie kowal kończył wykuwać ostry miecz. Młodziutka zakonnica zacisnęła dłonie na trzymanym różańcu.
- Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum – Pierwszy wers Pozdrowienia Anielskiego uleciał spomiędzy warg młodej dziewczyny.

***

Postój był dobrym pomysłem, Klara najmniej męczyła się podczas drogi, jadąc na wozie, ale wszyscy jej towarzysze podróżowali konno. Nie mogła tego wiedzieć, ale podświadomie czuła ich zmęczenie podróżą, czasem tylko na granicy słuchu dochodziły do niej czyjeś stęknięcia, jedynie potwierdzające podejrzenia. Zwierzęta również powinny coś zjeść, napoić się i dać odpocząć grzbietom, które cały dzień nosiły na sobie nie tylko mężczyzn zakutych w zbroje ale i ich ekwipunek.
Jej nos od samego rana uderzał zapach lata. Najpierw podróżowali między polami. Słyszała głosy rolników w czasie żniw. Około południa wjechali w las. Zrobiło się przyjemniej. Chłodniej. Zniknął zapach zbóż, zastąpiony intensywną wonią lasu. Mężczyźni przydzieleni im przez Siemowita mieli najwyraźniej już dość, bo zdawali się pachnieć podobnie do swoich koni.
Klara zsiadła z wozu, a bose stopy, które nie były rzadkością wśród sióstr jej zakonu, dotknęły chłodnej ziemi. Niewidząca dziewczyna nie potrzebowała oczu, nauczyła się oglądać świat bez udziału zmysły wzroku. Konie pachniały specyficznie, a Klara lubiła być otoczona tymi zwierzętami. One naturalnie wyczuwały dobrych ludzi, Klara więc chętnie głaskała ich aksamitną sierść, przechadzając się między nimi, by w końcu znaleźć się obok rumaka, z którego właśnie zsiadł Inkwizytor Zamoyski.
- Witoldzie. - zaczęła nie słysząc innych kroków obok nich - To co… - chyba nie była zbyt pewną jak dobrać odpowiednie słowa - to o czym powiedziałeś mi podczas drogi.. Czy może też zrobić to i mi? - choć dla postronnych to wyglądało jak zwykła rozmowa siostry zakonnej z Inkwizytorem, Zamoyski mógł wyczuć nuty strachu w jej głosie.
Usłyszała szelest. Jego szata z zarzuconym na na nią napierśnikiem. Witold zrobił coś, czego ona zrobić nie mogła. Rozejrzał się, czy nikt ich nie obserwuje.
- Myślę, że może próbować. Nie ufam tym zagranicznym inkwizytorom.
Klara pokiwała głową, powoli, z rozwagą. Nawet tak drobnym ruchom poświęcała wiele uwagi i nie chciała by coś wyglądało niechlujnie.
- Dlaczego to uczynił? To barbarzyństwo. - mówiła z ewidentną odrazą.
- On nam też nie ufa. Być może boi się wilków w owczej skórze? Wszak moce jakie daje nam Pan bywają bliźniaczo podobne do tych, którymi operują sługi złego. W takim wypadku łatwo byłoby ukryć się szpiegom - odpowiedział powoli i z rozwagą, jednak konspiracyjnym szeptem.
- Oczekuje on jednak, że po tym jak Ciebie, Witoldzie, potraktował zaufamy mu? Czyż jego zachowanie nie jest barbarzyństwem, które bardziej przystoi naszym wrogom, niż nam, pokornym sługą Pana? - Klara nie wydawała się przekonana tłumaczeniami Inkwizytora.
Jego ubiór zaszeleścił od jakiegoś gestu, jednak zakonnica nie potrafila po samym dźwięku dojść do tego co mówiło ciało Witolda.
- Eberhard jest dostojnikiem kościelnym. Nowe pokolenia inkwizytorów szkolą się dzięki jego wiedzy. Jego przenikliwość nie ma sobie równych. Być może wyrobił sobie tę opinię sondując wszystkich w swym otoczeniu? A może niepokoił go mój stróż i pragnął poznać jego naturę? W każdym razie i ja jestem spokojniejszy, wiedząc, że On chroni mój umysł. Nie chciałbym, żeby ktoś poznał wszystkie moje sekrety - po tych słowach delikatnie musnął twarz zakonnicy kierując jej niewidzące oczy wprost na siebie. Instynktownie czuła, że się uśmiechał.
- Z listów Weismutha i Reznova wynika, że Płock jest szczególnie narażony na ingerencję Złego. Czyż Pan nie każe nam wybaczać? Czyż nie byłoby rzeczą Złego skłócić nas? Zwłaszcza teraz! Komuś musimy zaufać - szeptał konspiracyjnie będąc tak blisko niej. Czuła jego ciepły oddech. Czuła woń leśnych owoców, którymi posilał się w drodze i którymi z chęcią częstował ją na wozie. Czuła wszechogarniający jaśmin.
Choć jej oczy nie widziały, patrzyły wprost na niego, tak jak sobie tego życzył. Jego słowa musiały do niej trafić, tracić jakąś znajomą nutę bo w końcu westchnęła cicho, z kolejnym oddechem wciągając nosem woń kwiatu.
- Słuszność jest w twych słowach Witoldzie. Ale co stanie się jeśli postanowi sprawdzić i mnie.. Przekonać się jaka jestem naprawdę. Boję się, że to może narazić Ciebie…- ostatnie zdania wypowiedziała z ciepłem w niemal wyszeptanych słowach.
- Jeżeli to zrobi, to z pewnością dojrzy ogrom twego cierpienia. Cierpienia, którym mogłabyś obdarować tuzin ludzi, a i tak dla większości ten krzyż byłby zbyt ciężki. Ja o siebie zadbam. Póki On jest ze mną, a Pan w mym sercu nic mi nie grozi.
Na samo wspomnienie cierpienia przez jej ciało przeszedł impuls bólu, źródło mający w okolicy jej dłoni i stóp, a mimo to Klara uśmiechnęła się. Stał blisko niej drobny gest wystarczył by dłoń zakonnicy znalazła się na przedramieniu Witolda. Wsparła się na nim.
- Powinniśmy do nich dołączyć, Mistrz jeszcze gotów pomyśleć, że spiskujemy za jego plecami. - Zauważyła przyciszonym głosem, delikatnie zaciskając kruchą dłoń na materiale szaty towarzysza.
- Tak - odpowiedział jej towarzysz. Pewnie przy tym lakonicznie skinął głową, ale powiedział krótkie „tak” dla niej. Podróżowali już na tyle długo razem, że Witold starał się nie zapominać o takich szczegółach. Po chwili siostra Klara poczuła jak podaje jej pewne ramię i prowadzi delikatnie w stronę zabudowań.
 
Lunatyczka jest offline