Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2018, 13:12   #231
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Infirmarz w Mogilnie.

Gdy Gerge przyszedł prowadząc za sobą mnicha w wrzątkiem i niosąc michę, zakonnica zabrała się za dodawanie odpowiednich ziół do wody.
- Sprawdziłam dzieci. Widziałam demona, który zawładnął cyganką. - Anna niechętnie pokręciła głową. - Powiedziałam o tym Simonice i… on wiedział. Mimo to gotów jest zaryzykować podróż do Gniezna z opętanymi tylko po to by nie korzystać z naszej pomocy. - Mówiła coraz ciszej, starając się nie odrywać wzroku od wykonywanych czynności. Mieli szansę, mogli uratować te dzieci, ale… gdyby tylko ona potrafiła wykonać egzorcyzm.
- Michal spętała tego demona, ale on… on nadal może działać. Wyleczył cygankę. Nie wiem ile jest jeszcze w stanie zrobić. - Westchnęła ciężko i wzięła spory kawałek płótna. - Spróbujmy postawić cię na nogi. Zaczniemy od tego a potem wciśniemy w ciebie jakąś zupę i coś pobudzającego.

Gdy już okryła twarz zakonnika płótnem rozejrzała się po pomieszczeniu. Gerge stał w drzwiach infirmarza. Przez chwilę nie odzywała się wpatrując się w jego profil i umięśnioną sylwetkę. Kłopoty na każdym kroku ale w sumie przybyli tu by im zaradzić. Zacisnęła pięści na habicie starając się zebrać w sobie siły. Nie odrywała wzroku od swego towarzysza, czując jak ogarnie ja przyjemny spokój. Czuła się bezpieczna gdy był obok. Taka była jego praca...

Głos Gerge wyrwał ją z zamyślenia.
- Przyjechał kanonik. Rozmawia z nim Rembertini i Weismuth.
- Chyba powinniśmy do nich dołączyć. - Anna podniosła się z zydla czując jak zmęczone jest jej ciało. Pomoc przy niesieniu Fyodora była dla niej sporym wysiłkiem… Była taka słaba. Potrząsnęła głową chcąc odegnać złe myśli i podeszła do drzwi, stając tuż przy Gerge. Przez chwilę przypatrywała się przybyszom i mężczyźnie rozmawiającemu z inkwizytorami. WYglądało na to, że kanonik bardzo dobrze dogadałby się z Fyodorem. Anna była niemal pewna, że to ten sam “typ”. Obejrzała się przez ramię na inhalującego się zakonnika. Na razie nie był w stanie im pomóc. Spojrzała na stojącego obok Gerge i uśmiechnęła się. - Podejdźmy do nich, dobrze?
 
Aiko jest offline  
Stary 10-04-2018, 00:46   #232
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Jezus po zmartwychwstaniu ukazał się najpierw Marii Magdalenie. Nie tępemu i ślepemu kanonikowi, który wszystko traktował jak potencjalne cele dla swojego miecza, ale Marii Magdalenie właśnie. Tymczasem tępych i zadufanych w sobie kanoników w każdym czasie, było wcale mniej niż pogardzanych przez społeczeństwo prostytutek. Bez wielkiej wiedzy teologicznej można było uznać, że nie jest do zdarzenie bez znaczenia.

Francisca nie była małostkowa, żeby roztrząsać obrazę własnej osoby. Chociaż, była tego aż nadto świadoma, że za banalniejsze rzeczy wyciągano konsekwencje o charakterze dolegliwym i trwałym, w miastach, które były latarnią cywilizacyjnego oświecenia dla tych zapchlonych drewnianych, przeżartych przez korniki dziur, w których żelazo zastępowało złoto, miecz prawo, chamstwo cnotę, a czołobitność i tępota szacunek i wiedzę. Nie, nie zamierzała oddawać się zemście i złośliwościom, a tylko przywróceniu właściwego porządku rzeczy.

Obróciła się w kierunku Małgosi, której podziękowała uśmiechem i delikatnym gestem odesłała ją do budynku. Potem wyprostowała postawę podeszła dwa kroki w kierunku kanonika, aby przypadkiem nie uronił ani jednego ze słów wyrażających troskę i opiekuńczość, które właśnie miały go spotkać. Mówiła cicho, patrząc kanonikowi w oczy, żeby też nie miał wątpliwości do kogo skierowane są słowa. Szkoda by było gdyby kolejny raz nie dosięgło go miłosierdzie Francisci:
- Skoro ksiądz nie uważa za właściwe przyjąć zaproszenia od Świętego Oficium na spotkanie, to trudno. Niemniej było by wskazane, gdyby ksiądz kanonik w uprzejmości swojej wytłumaczył, dlaczego uważa za stosowne odesłanie obecnych tu mnichów, jak to ksiądz zauważył „na spotkanie Pana” nie zaznajomiwszy się wpierw z badaniami przeprowadzonymi przez Inkwizycję? Święte Officium przybyło nie tylko oczyścić te ziemie z wąpierzy i innego zła, ale także sprawdzić jakie porządki wśród wiernych i duchowieństwa na ziemi tej panują. Zło nigdy nie rodzi się w przepełnionych wiarą miejscach. Szatan nie ma do nich dostępu.
Jej ręka uniosła się, a palec wskazujący z zupełnie przypadkowo umieszczonym tam pierścieniem wskazały niebo.
- Listy i rekomendacje do biskupów i Ojca Świętego wysłane być muszą. Także i książę Siemowit z prac sprawozdanie przeczytać powinien. Niech więc ksiądz kanonik racje i decyzje swoje wyjaśni. Inkwizycja zaś oświecona łaską Pana pod uwagę to weźmie... a także inne czynniki, których jest świadoma, jako że posiadana przez nią wiedza wykracza znacznie poza granice księstw, czy nawet państw całych. O życiorysach jednostek nie wspominając nawet.
Francisca zamieniła się w słuch, a oczy jej pełne troski i dobroci zaszkliły się niemal wpatrzone w księdza kanonika. Ręka zaś na wszelki wypadek powędrowała w kierunku medalionu.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 12-04-2018, 21:40   #233
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Mistrz Eberhard jadąc do Płocka nie był sam. Otaczali go Inkwizytorzy, Rycerze a nawet zakonna siostra. List od przyjaciela Eberharda był niepokojący. Walter Weismuth wzywał pomoc. Gdy człowiek tego pokroju o nią prosi, sytuacja musi być poważna.

Tymczasem Eberhard prowadził niezobowiązujące rozmowy. Jako badacz sprawdzał swoich rozmówców. Chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Jechała z nimi przepiękna siostra. Eberhard rozpoczął rozmowę.

- Siostro Klaro. - uśmiechnął się do niej - Co siostrę sprowadziło tu na Mazowsze?
Klara, jak zawsze, wydawała się patrzeć gdzieś w dal, w nieokreślony punkt na horyzoncie. W jej jasnych, błękitnych oczach odbijał się świat który ją otaczał - dzieło Stwórcy, którego Klara jednak z woli Boskiej nie mogła podziwiać. Tak jak nie mogła podziwiać Boskich cudów natury, tak i nie mogła zauważyć uśmiechu inkwizytora co jednak nie przeszkadzało jej. Człowiek zupełnie miał inny ton, kiedy mówił z uśmiechem. Nie musiała więc widzieć.
- Właściwie to pochodzę z bardzo niedaleka, wychowałam się nad rozlewiskami Biebrzy, Inkwyzytorze. - odparła zaczepiona uważnie dobierając użytych słów.
- Zatem powrót do korzeni. - podsumował Inkwizytor. - Listy które przysłał mi mój przyjaciel Walter Weismuth również Inkwizytor. Wyłania się z nich obraz Płocka niebezpiecznego i ze złem w wielu miejscach. Czeka nas ciężka próba i praca dużo pracy.
- Praca na rzecz Pana nigdy się nie kończy Inkwyztorze - zauważyła lekko marszcząc nos, zupełnie jak kot, który próbuje wywęszyć mysz w powietrzu.
- Dodatkowo przynosi mi wiele radości - dodała z uśmiechem, który rozjaśnił jej oblicze.
- Siostra mówi mi Mistrzu Eberhardzie w końcu przyjdzie nam razem zwalczać sługi złego. Potrafię je dostrzec więc będziemy mieli ułatwione zadanie. - pokiwał głową. Wskazał też swój talent. - a jakie siostra ma talenty nadane przez Pana? Których moglibyśmy użyć w godzinach próby.
Klara drgnęła jakby poczuła lekki, chłodny wiatr. Wyczuwając obecność Witolda, który nie odstępował siostry na krok uśmiechnęła się.
- Wiara jest najważniejsza cnotą w godzinach próby Mistrzu Eberhardzie. - odpowiedziała enigmatycznie na zadane przez brodacza pytanie.
Eberhard przetarł twarz ręką, kontynuował ruch i dłoń powędrowała również po brodzie. Młode kobiety często nie odpowiadały konkretnie.
- Gdy spotkamy sługi złego dobrze wiedzieć czym dysponujemy przeciw nim. - wyjaśnił delikatnie i cierpliwie.
- Czyste serce, modlitwa i wiara to najlepsza broń na sługi złego Mistrzu. - Klara wydawała się przekonana swoimi słowami.
- A wiedza co siostra potrafi może ocalić komuś życie. - podsumował Eberhard.
Klara wydawała się zaskoczona słowami Eberharda, zupełnie jakby nie rozumiała do czego Inkwizytor zmierza.
- Od zawsze służyłam radą Witoldowi i tak samo zamierzam czynić względem każdego innego Inkwizytora, Mistrzu - siostra zakonna wstała, dłonią wyszukała ramienia Inkwizytora Zamoyskiego, na którym mogłaby się wesprzeć. Klara najwyraźniej nie tolerowała przesłuchiwania, szczególnie nie w tym tonie.
- Gdybyś więc potrzebował zasięgnąć mej rady, prosze nie krępuj się Mistrzu. A teraz, proszę mi najmocniej wybaczyć, ale zbliża się pora mojej modlitwy. - Klara wolną dłonią wygładziła materiał habitu.
- Oczywiście. - skinął głową siostrze zakonnej Eberhard i odjechał.

Eberhard poczuł, że wziął na swoje barki ciężkie zadnie. Chciał chronić ludzi którzy z nim wyruszyli i chronić Płock. Jak miałby to uczynić bez wiedzy o możliwościach poszczególnych sług Bożych? Bez wiedzy o relikwiach w ich posiadaniu, talentach czy zdolnościach. Był badaczem więc potrzeba gromadzenia jak największej ilości informacji występowała w nim naturalnie.
 
Icarius jest offline  
Stary 14-04-2018, 22:27   #234
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara lubiła odgłosy pojedynku. Ciężkie kroki zakonnika krzyżackiego i te całkiem lekkie - Hugina. Uderzenie drzewca włóczni w tarczę rycerza. Furkot szaty zakonnika i zapach potu spływającego po skroniach. Były to drobne przyjemności, które sprawiały, że Klara święcie wierzyła w cud stworzenia. Mimo wszystko nawet w najdrobniejszych rzeczach potrafiła znaleźć świętość potwierdzającą piękno świata, którym zachwycała się niezmiennie od lat. Będzie jej brakować tej beztroski w drodze do Płocka.
Miał z nią jednak wyruszyć i Witold, który nie odstępował zakonnicy na krok i był dla niej największą opoką w mroku. Otulający go zapach egzotycznych kwiatów wschodu odurzał i kojarzył jej się z bezpieczeństwem. Zupełnie inne odczucia miała, kiedy w jej pobliżu znajdował się Mistrz Eberhard. Woń kuźni, surowego metalu, olejów i stali drażniła i była nieprzyjemna, choć równie intensywna jak ta, którą roztaczał wokół siebie Zamoyski. Eberhard pachniał jak miecz.. Oby tylko Miecz Pana nie dosięgnął niewinnych...

Ciepła dłoń Witolda przyjemnie ciążyła na jej ramieniu. Wiedziała, że Inkwizytor ma dość siedzenia bezczynnie na dworze Siemowita I. Zamoyski chciał działać, nie tylko za siebie, ale również i za nią, dlatego zakonnica uśmiechnęła się ciepło po jego słowach.
- Mistrz Eberhard zadecyduje, choć nie sądzę by coś jeszcze trzymało nas tutaj - Jej głos był przyjemny dla ucha i bardzo melodyjny, zdawał się być stworzony do śpiewu ku chwale Pana. Mówiła cicho, przy Witoldzie nigdy nie musiała podnosić głosu. On zawsze słuchał.
- A droga do Płocka daleka - dodała, tymi słowami wyrażając swoje zdanie.

***

Wyruszyli więc w drogę. Wraz z nimi do Płocka udali się Hugin, którego Klara ceniła za delikatność w obyciu, Bożydar Targowicki, na dźwięk głosu, którego Klara drżała i Kazimierz Laskowski obdażony przez Pana bystrym umysłem. Mężczyźni konno, Klara zaś, ze względu na swą ułomność musiała zdać się na innych - podróżowała więc wozem. Pozornie wygodniej niż pozostali, ale wóz podskakiwał na każdym wyboju, a koła wpadały do dziur w drodze, zakonnica jednak nie skarżyła się.
Opuszczenie dworu w Łomży było dla niej dużym przeżyciem. Znów wyjeżdżała, pozostawiając swoje rodzinne strony, dolinę Narwi i Biebrzy, daleko za sobą. Znów miała służyć swą radą Świętej Inkwizycji. Tego uczyła ją siostra Maria, do tego przygotowywano ją tyle lat. A jednak, rozedrgane niepewnością sercu musiało zostać uspokojone cicho szeptaną modlitwą.

***

Zapach kwiatu Jaśminu uderzył w nozdrza zakonnicy, kiedy Witold Zamoyski pochylił się w siodle by wyszeptać jej kilka słów. Klara zmarszczyła jasne brwi. Wieści które przyniósł zakonnik były niepokojące. Zapach egzotycznych kwiatów niekontrolowanie wymieszał się z drażniącą wonią kuźni, gdzie kowal kończył wykuwać ostry miecz. Młodziutka zakonnica zacisnęła dłonie na trzymanym różańcu.
- Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum – Pierwszy wers Pozdrowienia Anielskiego uleciał spomiędzy warg młodej dziewczyny.

***

Postój był dobrym pomysłem, Klara najmniej męczyła się podczas drogi, jadąc na wozie, ale wszyscy jej towarzysze podróżowali konno. Nie mogła tego wiedzieć, ale podświadomie czuła ich zmęczenie podróżą, czasem tylko na granicy słuchu dochodziły do niej czyjeś stęknięcia, jedynie potwierdzające podejrzenia. Zwierzęta również powinny coś zjeść, napoić się i dać odpocząć grzbietom, które cały dzień nosiły na sobie nie tylko mężczyzn zakutych w zbroje ale i ich ekwipunek.
Jej nos od samego rana uderzał zapach lata. Najpierw podróżowali między polami. Słyszała głosy rolników w czasie żniw. Około południa wjechali w las. Zrobiło się przyjemniej. Chłodniej. Zniknął zapach zbóż, zastąpiony intensywną wonią lasu. Mężczyźni przydzieleni im przez Siemowita mieli najwyraźniej już dość, bo zdawali się pachnieć podobnie do swoich koni.
Klara zsiadła z wozu, a bose stopy, które nie były rzadkością wśród sióstr jej zakonu, dotknęły chłodnej ziemi. Niewidząca dziewczyna nie potrzebowała oczu, nauczyła się oglądać świat bez udziału zmysły wzroku. Konie pachniały specyficznie, a Klara lubiła być otoczona tymi zwierzętami. One naturalnie wyczuwały dobrych ludzi, Klara więc chętnie głaskała ich aksamitną sierść, przechadzając się między nimi, by w końcu znaleźć się obok rumaka, z którego właśnie zsiadł Inkwizytor Zamoyski.
- Witoldzie. - zaczęła nie słysząc innych kroków obok nich - To co… - chyba nie była zbyt pewną jak dobrać odpowiednie słowa - to o czym powiedziałeś mi podczas drogi.. Czy może też zrobić to i mi? - choć dla postronnych to wyglądało jak zwykła rozmowa siostry zakonnej z Inkwizytorem, Zamoyski mógł wyczuć nuty strachu w jej głosie.
Usłyszała szelest. Jego szata z zarzuconym na na nią napierśnikiem. Witold zrobił coś, czego ona zrobić nie mogła. Rozejrzał się, czy nikt ich nie obserwuje.
- Myślę, że może próbować. Nie ufam tym zagranicznym inkwizytorom.
Klara pokiwała głową, powoli, z rozwagą. Nawet tak drobnym ruchom poświęcała wiele uwagi i nie chciała by coś wyglądało niechlujnie.
- Dlaczego to uczynił? To barbarzyństwo. - mówiła z ewidentną odrazą.
- On nam też nie ufa. Być może boi się wilków w owczej skórze? Wszak moce jakie daje nam Pan bywają bliźniaczo podobne do tych, którymi operują sługi złego. W takim wypadku łatwo byłoby ukryć się szpiegom - odpowiedział powoli i z rozwagą, jednak konspiracyjnym szeptem.
- Oczekuje on jednak, że po tym jak Ciebie, Witoldzie, potraktował zaufamy mu? Czyż jego zachowanie nie jest barbarzyństwem, które bardziej przystoi naszym wrogom, niż nam, pokornym sługą Pana? - Klara nie wydawała się przekonana tłumaczeniami Inkwizytora.
Jego ubiór zaszeleścił od jakiegoś gestu, jednak zakonnica nie potrafila po samym dźwięku dojść do tego co mówiło ciało Witolda.
- Eberhard jest dostojnikiem kościelnym. Nowe pokolenia inkwizytorów szkolą się dzięki jego wiedzy. Jego przenikliwość nie ma sobie równych. Być może wyrobił sobie tę opinię sondując wszystkich w swym otoczeniu? A może niepokoił go mój stróż i pragnął poznać jego naturę? W każdym razie i ja jestem spokojniejszy, wiedząc, że On chroni mój umysł. Nie chciałbym, żeby ktoś poznał wszystkie moje sekrety - po tych słowach delikatnie musnął twarz zakonnicy kierując jej niewidzące oczy wprost na siebie. Instynktownie czuła, że się uśmiechał.
- Z listów Weismutha i Reznova wynika, że Płock jest szczególnie narażony na ingerencję Złego. Czyż Pan nie każe nam wybaczać? Czyż nie byłoby rzeczą Złego skłócić nas? Zwłaszcza teraz! Komuś musimy zaufać - szeptał konspiracyjnie będąc tak blisko niej. Czuła jego ciepły oddech. Czuła woń leśnych owoców, którymi posilał się w drodze i którymi z chęcią częstował ją na wozie. Czuła wszechogarniający jaśmin.
Choć jej oczy nie widziały, patrzyły wprost na niego, tak jak sobie tego życzył. Jego słowa musiały do niej trafić, tracić jakąś znajomą nutę bo w końcu westchnęła cicho, z kolejnym oddechem wciągając nosem woń kwiatu.
- Słuszność jest w twych słowach Witoldzie. Ale co stanie się jeśli postanowi sprawdzić i mnie.. Przekonać się jaka jestem naprawdę. Boję się, że to może narazić Ciebie…- ostatnie zdania wypowiedziała z ciepłem w niemal wyszeptanych słowach.
- Jeżeli to zrobi, to z pewnością dojrzy ogrom twego cierpienia. Cierpienia, którym mogłabyś obdarować tuzin ludzi, a i tak dla większości ten krzyż byłby zbyt ciężki. Ja o siebie zadbam. Póki On jest ze mną, a Pan w mym sercu nic mi nie grozi.
Na samo wspomnienie cierpienia przez jej ciało przeszedł impuls bólu, źródło mający w okolicy jej dłoni i stóp, a mimo to Klara uśmiechnęła się. Stał blisko niej drobny gest wystarczył by dłoń zakonnicy znalazła się na przedramieniu Witolda. Wsparła się na nim.
- Powinniśmy do nich dołączyć, Mistrz jeszcze gotów pomyśleć, że spiskujemy za jego plecami. - Zauważyła przyciszonym głosem, delikatnie zaciskając kruchą dłoń na materiale szaty towarzysza.
- Tak - odpowiedział jej towarzysz. Pewnie przy tym lakonicznie skinął głową, ale powiedział krótkie „tak” dla niej. Podróżowali już na tyle długo razem, że Witold starał się nie zapominać o takich szczegółach. Po chwili siostra Klara poczuła jak podaje jej pewne ramię i prowadzi delikatnie w stronę zabudowań.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 15-04-2018, 22:52   #235
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


- Zostawcie mnie tutaj… - poprosił Fyodor po kilku próbach powstania (nawet z pomocą) bez grymasu bólu na twarzy. Nie nadawał się do niczego i wcale nie prezentował się jak dumny inkwizytor, a jedynie jak stary dziad, zbyt słaby by wciąż służyć.
- W thym… sthaaanie… - pokręcił głową siadając na łóżku.
- Pęthhę potrzszebował… trochhhę czashu by dojść do sprawhnośści...

 
Arvelus jest offline  
Stary 16-04-2018, 22:13   #236
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mogilno.

Francisca miała widziała więcej niż inni ludzie. Nie tylko dlatego, że od dziecka czuła powinowactwo do świętych miejsc. Nie dlatego, że zdarzało jej się słyszeć głosy tych, którzy odeszli. Dlatego, że z łatwością dostrzegała ludzką motywację tam, gdzie inni mogli ją przeoczyć.

Owszem w świecie w którym chłop Jan rusza nad rzekę, żeby napoić swoje bydło motywacje są proste. Doczesne. “Chleba powszedniego daj nam dzisiaj…” jako rzecze modlitwa Pańska. Jednak ludzie tacy jak ona, czy jak kanonik muszą być wysoko ponad to. I tam właśnie, w tym świecie gdzie krówska chłopa Jana się nie liczyły, a liczył się los setek owieczek Pańskich, gdzie żołnierze walczący w granicznych bojach tracili swoje imiona, a stawali się liczbą w kronikach, i gdzie dziesięcina liczona była nie w workach, a setkach wozów ziarna… tam właśnie zaczynała się polityka. Luksusowa gra dla tych, którzy znajdują się na szczycie. Gra, w której Francisca była tylko pionkiem, a jednak najbardziej świadomym pionkiem ze wszystkich na planszy.

Kanonik odniósł porażkę na starcie. Przybył zbyt późno. Miał przyjechać i pokazać, że Archidiecezja Gnieźnieńska sama potrafi posprzątać swoje obejście. Zamiast tego przyjechał i pokazał, że obcy musieli posprzątać za niego. Co więcej posprzątali skutecznie, bo jakaś bestia była na miejscu. Rzutowało to w negatywny sposób na samym kanoniku i arcybiskupie, który go posłał. Oto we wszelkich raportach inkwizycji będą się jawić jako nieudolni kapłani, którzy nie strzegli należycie swej trzody.

Cóże mógł więc zrobić przegrany na starcie? Ano oczywistym było pogrążenie zwycięzcy. Oto więc umyślił plan zabicia potencjalnych świadków własnej porażki. W sprytny sposób manipulując tak, że gdy inkwizytorzy mu tego zabronią, to “staną po stronie złego”. A to z koleii pozwoli mu w legalny sposób się ich pozbyć. Byćmoże papież wyrazi głębokie zaniepokojenie faktem uśmiercenia piątki inkwizytorów przez jakiegoś tam wielkopolskiego klechę, jednak Franicisca nie czułaby się wtedy ukontentowana. Zważywszy, że prawdopodobnie jej ciało spoczywałoby w zbiorowej i bezimiennej mogile. To właśnie ukazywało kobiecie zawiłość sytuacji. Było to niczym nawlekanie igły z zawiązanymi oczami… toteż pomoc Weismutha z ogromnym młotem była równie przydatna jak i przy owej igle.

Włoszka postanowiła zrobić coś najlepszego, na co tylko mogła sobie pozwolić. Postanowiła zyskać nieco czasu. Zagrała na swej niewinności. Tak kontrastującej przy twardym obliczy Waltera. Wskazanie bogatej sieci powiązań wraz z jej niewinnością przekonałyby najtwardszego z twardych. Toteż i kanonik zachował się się jakby powietrze z niego właśnie zeszło. Od niechcenia rzekł jeno:
- Tu nie ma władzy Siemowita. Cokoły graniczne pięć staj na wschód stąd.

Wtedy pojawił się Gerge ze swoją miną człowieka, który prędzej sam złamie piąte przykazanie niż pozwoli to zrobić komuś. Obok niego maszerowała zakonnica Anna. Kanonik obserwował wszystko z uwagą. W głowie robił kalkulacje. Jakaś tam kobieta i stary paladyn… zawsze mógł powiedzieć, że nie znał powagi ich instytucji. Ale teraz doszedł mężczyzna w sile wieku i zakonnica. Kobieta. Za murami męskiego zakonu. Oczy lokowanego bruneta zwęziły się.

Poza tym na polu działań teologiczno politycznych pojawił się tabor cygański złożony z dwóch szykujących się do wyjazdu wozów.

- A ci dokąd? - powiedział z przejęciem kanonik.
- Do broni - rzekł zbrojny na usługach bruneta, a zebrani żołnierze sięgnęli po miecze. Przed tabor spokojnie wyjechał Simonica.
- Przewielebny ojcze - ukłonił się dwornie Cygan ze swojego siodła - jesteśmy wędrownym taborem, który przybył tu po pomoc medyczną. Teraz, gdy ją otrzymaliśmy możemy już ruszać w dalszą drogę. Nic nam nie wiadomo co się tu dzieje. Przybyliśmy dziś rano.

- Dobra, możecie jechać - rozkazał kanonik Jaromir.

Lekkomyślne. Z drugiej strony nikt nie chciał sobie brudzić rąk Cyganami. Inkwizytorzy stali przed wyborem… wypuścić ludzi Simonicy bez szans na jakiekolwiek egzorcyzmy, czy też sprowadzić na nich niebezpieczeństwo w postaci zbyt wielkiego zainteresowania kanonika?

Po krótkiej wymianie uprzejmości z Gerge i Anną do zebranych podszedł jeden z zakonników oświadczając:

- Niech Pan będzie pochwalon. Ponieważ właśnie skończyła się nona nasz opat zaprasza przedstawicieli Watykanu i przedstawicieli Arcybiskupstwa na wspólny obiad.

Frankę ucieszyła ta myśl. Pełen żołądek raczej nigdy nie przeszkadzał.

***


- Ale jesteś stary. Umrzesz? - Zapytała z lekkością Małgosia - Mój tata mówił, że jak ktoś nie jest w stanie sam zapracować na swoje jedzenie, to czas najwyższy, żeby umierał. Jak zarabiasz na jedzenie?

Dziecko siedzące przy łóżku Fyodora patrzyło z ciekawością na inkwizytora. Sam Reznov dawno już nie czuł się tak stary i słaby. Ileż dałby teraz za coś, co w cudowny sposób uzdrowiłoby jego ciało. Czegoś, co pozwoliłoby wyleczyć się w ledwie chwilkę.

Do infirmarza wszedł zakonnik o pokornej minie. Nie dość pokornej w kontekście jego grzechów w których Fyodor niedawno czytał jak w otwartej księdze. A jednak nie to miało znaczenie.

Opat Częstogoj życzy sobie byście dołączyli na obiedzie do pozostałych gości.
Po chwili dwaj inni zakonnicy pomagali wstać schorowanemu staruszkowi.

***


Inkwizytorzy zasiedli po obu stronach stołu. Fyodor potrzebował pomocy, żeby usiąść, ale już w samym krześle trzymał się całkiem sprawnie. Na przeciwległych krańcach stołu zasiedli kanonik i opat. Po chwili na stół podano uroczysty obiad. Był piątek. Dzień męki Pańskiej. Dzień zwyczajowego postu, a że najważniejsi goście byli powiązani bardzo mocno z kościołem, to nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby podać coś mięsnego. W powietrzu roznosił się zapach pieczonych bobrzych ogonów marynowanych cebulą i czosnkiem. Wszak choć bóbr był zwierzęciem, to ogon jego pokrywała łuska. Czyli musiał być rybą. A ryba jest potrawą postną. Choć próżno było szukać śladów po łusce na srebrnych paterach jakie układano przed każdym z gości. Większość z apetytem spoglądała na wielkie kawałki “ryby” pachnące czosnkiem i ziołami. Jedynie Fyodor zdawał się poblednąć jeszcze bardziej. Widocznie starania siostry Anny nie poprawiły jego samopoczucia aż tak bardzo, jak mogło się to zdawać w pierwszej chwili.

Częstogoj odmówił krótką modlitwę, po której przystąpiono do posiłku. Dopiero po nasyceniu pierwszego głodu kanonik przeszedł do części oficjalnej spotkania:

- To co tutaj właściwie się stało? Jakieś raporty chcecie pisać - zerknął wymownie na Franciskę - i cóże rzekniecie na ten temat? Jest li szansa na odkupienie dusz potępionych, które w szponach złego wylądowały?

***


W drodze do...

Karczma w drodze do Płocka nie była przygotowana na tak zacnych gości. Oferowała dwa prawdziwe pokoje, oraz szereg posłań w stajni. Pokoje przypadły odpowiednio Eberhardowi i siostrze Klarze. Dalsza podróż nie miała sensu. Choć do zachodu zostało nieco czasu, to jednak nie zdążyliby dojechać do kolejnej karczmy.

Niedaleko karczmy była mała kapliczka. Mistrz Eberhard jako jedyny, który przyjął święcenia kapłańskie dlatego wszyscy oczekiwali żeby odprawił wieczorne nabożeństwo. Wcześniej jednak zasiedli do wspólnego posiłku. Na szerokim szarym pledzie rozłożyli się i jedli suchary. Rozmowę zainicjował Witold.

- Karczmarz mówił mi, że na południu stąd w grodzie Brok ponoć jest jakaś czarownica. Biega po lesie z wilkami i truje mężów. Jak myślisz mistrzu, czy znaleźlibyśmy czas, na zboczenie z drogi do Płocka?

Klara poczuła skrywane zawstydzenie Witolda. Eberhard również zauważył jak młody zakonnik ucieka wzrokiem dodając kolejne słowa:

- Dwór należy do ciotecznej siostry mego ojca.

Tym oto sprytnym sposobem inkwizytor Witold Zamoyski podsunął swym towarzyszom swoją prywatę. Hugin w żaden sposób nie skomentował wypowiedzi. Dwaj rycerze nie czuli się na tyle istotni, żeby wpływać na decyzje inkwizytorów, toteż taktownie milczeli.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-04-2018, 18:51   #237
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Bóbr nie jest kaczką. Francisca nie była ani chłopem, ani łowczym, ale posiadała tą podstawową wiedzę dotyczącą zwierząt. Ogon bobra miał się zaś nijak do kaczych udek, ale co było trochę zaskakujące smakował co najmniej przyzwoicie. Niemniej Włoszka i tak przywołała w pamięci Helgę, zastanawiając jak ona poradziłaby sobie z tym daniem. A może to tylko lokalny przysmak? Zaletą potraw pozbawionych kucharskiej fantazji było natomiast to, że nie traciło się przy nich koncentracji.

Zmierzyła kanonika wzrokiem wyrażającym uprzejmość i nic więcej. Wytarła dłonie, potem usta i mrugnęła oczami.
- Tak – odpowiedziała na któreś z pytań księdza ignorując wstępnie pozostałe i chrząknęła.
- Szansa na odkupienie jest zawsze. Miłosierdzie Pana przewyższa wszystko, każdy człowieczy grzech, prawda? - dorzuciła ogólnik teologiczny i uznała, że najwyższy czas przejść do interesów.
- Raporty nie zostały jeszcze wysłane, a treść ich pozostaje na razie sprawą otwartą... podobnie jak adresaci. Osobiście uważam, że należałoby w nich uwzględnić troskę jaką ksiądz kanonik wykazał przybywając niezwłocznie do zakonu w celu zbadania sprawy – zawiesiła głos otwarcie lustrując księdza – Stanowczość i odwaga pozwalają wygrywać bitwy, ale to rozwaga i wnikliwy namysł pozwalają zdobywać i utrzymywać władzę – powiedziała koncentrując się przez chwilę na swoim talerzu.
- Księdzu biskupowi leży na sercu sprawa tutejszego zakonu. Zakon zaś dodaje biskupstwu godności i swą nieustanną modlitwą i pracą zjednuje łaski Pana. Z pewnością z wielką radością przyjąłby wieści, że po wnikliwym rozważeniu sprawy zakon trwać będzie służąc Bogu w czystości swego serca... wieści przyniesione przez osobę, której troska o biskupstwo i jego znaczenie leżą głęboko na sercu – odłożyła chusteczkę i ponownie chrząknęła mówiąc teraz najwyraźniej do bobrzego ogona – oczywiście sprawę tą należy wpierw wnikliwie rozważyć.

Po chwili spojrzenie ponownie wróciło do Jaromira.
- Inkwizycja działająca w tych okolicach z namaszczenia samego Ojca Świętego staje przed niebezpiecznymi wyzwaniami w obliczu zła, którego naturę intensywnie rozeznajemy modlitwą, zgłębianiem wiedzy i postem – powiodła wzrokiem po biesiadnikach - Liczymy się jednak z ewentualnością, że zło to może stawiać większy opór, a wtedy konieczne będzie użycie miecza - po czym wróciła do posiłku, a po chwili odezwała się ponownie.
- Pomoc Świętemu Officium to praca na chwałę Pana i źródło Bożych łask, zwłaszcza, że obecność Inkwizycji na tych ziemiach nie będzie trwać zbyt długo. Do miesiąca, a najdłużej do dwóch Officium myśli zmierzyć się, z tym co nawiedza tą ziemię. Potem jeśli dotrwamy w zdrowiu, czas będzie wrócić do Ojca Świętego, by na jego opiekuńcze ręce złożyć listy wyjaśniające sytuację w obu diecezjach. Kto stanął po stronie dobra i był gotów z odwagą wiary bronić, a kto obojętnym pozostał. Sługi szatana, jak sam ksiądz kanonik rozumie, Officium myśli nawrócić na drogę pokuty lub zwalczyć.

- Ksiądz kanonik, zaś w obliczu dzisiejszych zdarzeń myśli jaką postawę przyjąć?


Francisca zakładała, że błyskotliwość nie jest najmocniejszą stroną Jaromira, jeśli jednak był tak tępy, że nie byłby w stanie wysupłać z tej treści oferty, którą mu właśnie wstępnie złożono, to była gotowa uznać, że pożytek z niego żaden na tym stanowisku. Można wrogów na stosach palić, a w chuciach swych być nieopanowanym i godzić to w sposób jakiś ze służbą Bogu, ale wenecjanka nie była w stanie pojąć jak mógłby Boże Królestwo budować tępy duchowny.
Potem zaś wlepiła wzrok w każdego z członków Inkwizycji, aby sprawdzić, czy nie zamierzają się przypadkiem w tej sprawie odezwać. Jeśli zaś tak, przynajmniej wzrokiem zamierzała dać znać, aby sprawę tą omówić na osobności, a nie przy stole z księdzem kanonikiem. Oferta wszak była wstępna i mogła przynieść rozwiązanie dla kilku spraw jednocześnie. Czy jednak bracia i siostra mieli ideę tą pochwycić było sprawą otwartą.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 19-04-2018, 15:28   #238
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Siostra Klara posilała się razem z resztą, palcami po omacku szukając okruchów chleba. Nie należało pozwolić by jedzenie się marnowało. Po słowach Witolda zakonnica nie powiedziała nic, znajdując kilku zagubionych okruchów na swoim habicie. Chwilę tylko myślała nad słowami młodego Inkwizytora.
- To haniebne, by takie takie nieprawości miały miejsce tak niedaleko, kiedy my możemy im zapobiec, nie uważasz Mistrzu? - zwróciła się do Eberharda, wygładzający materiał przyodziewku.
- Z listów mojego drogiego przyjaciela Waltera Weismutha - Eberhard na chwilę zawiesił głos jakby je sobie przypominał - jasno wynika, że jest wiele zła w Płocku i w okolicach. Czym prędzej powinniśmy zmierzać właśnie tam. Zapoznać się z sytuacją i ocenić w jakiej kolejności i jakiej natury podjąć działania. - Eberhard zaczął jednak myśleć i odruchowo gładzić brodę. Widać było, że rozważa na poważnie prośbę zakonnika. Tym bardziej, że ten nie krył rodzinnych powiązań. Uczciwie rzekł jak jest.
- Do Płocka podążają też inni, nie jesteśmy jedynymi wysłannikami Świętego Oficjum - zauważyła układając dłonie na kolanach - Z tego co mówi Inkwizytor Zamoyski, w Broku potrzeba oświecenia Pana i by ktoś, tak doświadczony, jak Ty Mistrzu ocenił jak bardzo zło zdeprawowało wspomnianą kobietę.
- My jednak będziemy pierwsi z pomocą dla Płockich Inkwizytorów. Tam nas wezwano. - Eberhard przy niczym się nie upierał. Stwierdził fakt. - Jednak brat Witold powiedział nam całą prawdę. Co po wielu doświadczeniach potrafię docenić. Wyślemy wieść do Płocka, gdzie jedziemy. Odwiedzimy Brok w celu oceny zagrożenia i pilności sprawy. Wtedy zdecydujemy co dalej. - powiedział ze zrozumieniem sytuacji Eberhard. Witold i Klara byli sobie bliscy. Zakonnik wiedział, czemu kobieta tak argumentowała za zmianą trasy. Nie miał jej jednak tego za złe. Wszystkie owieczki pana są ważne, jednak te z rodziny zajmują szczególne miejsce w sercach wszystkich - nawet Inkwizytorów. Dotyczyło to zarówno serca Witolda i jego rodziny w Broku. Jak i Klary dla której Witold był niczym rodzina. By to dostrzec nie potrzeba było oka Mistrza Inkwizycji.
Siostra zakonna pokiwała głową nieznacznie. Mistrz Eberhard wydawał się rozsądny w tej chwili, a Witold upomniał ją wcześniej by mu zaufali, dlatego Klara bardzo starała się nie patrzeć na Inkwizytora przez pryzmat unoszącego się wokół niego duszącego zapachu kuźni.
- Brok nie jest, aż tak daleko, myślę, że nie nadłożymy wiele drogi - dodała, a ślepe oczy patrzyły gdzieś w dal.
- Karczmarz albo ktoś inny mówił coś więcej Witoldzie? Bywałeś w Broku? Dobrze znasz ciotkę i tamtejsze okolice? - Inkwizytor patrzył na młodego zakonnika i zadał najbardziej oczywiste pytania.
- Brok to dzień, może dwa dni więcej. Jeśli udałoby nam się zbadać sprawę w dzień. Ale z czarownicami nie jest tak łatwo.
Klara pamiętała ich ostatnią sprawę, która wiązała się z kilkoma tygodniami śledztwa.
- Stryjeczna siostra mego ojca ma na imię Anna. W Broku byłem jeszcze jako młodzieniec ledwie nastoletni. Już wtedy ciotka była w podeszłym wieku. W Broku jest mały dworek. Anna ma dwóch synów. Marcina i Bolemira. Obydwaj starsi ode mnie. Marcin trzy lata. Bolemir rok. Wiem, że Marcin się ożenił. Jego żona ma na imię Bożeciecha. Wiem, że w dworku mieszka też siostra i matka Bożeciechy, ale nie pamiętam ich imion - szczerze stropił się Witold.
- Czy karczmarz mówił coś więcej o podejrzanej kobiecie? - Klara dopytała Witolda, tego co jednak najbardziej ją interesowało, skoro zdążył już im przedstawić niemal całą swoją rodzinę pozostającą we dworze. Z czystego przyzwyczajenia skierowała twarz w kierunku młodego Inkwizytora.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 19-04-2018, 21:25   #239
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Młoda. Ładna. Podobno dzikie wilki pod drzwi jej domu przychodzą same z siebie. Wystarczająco wiele, żeby mieszkańcy chcieli ją ukamienować - powiedział spokojnym głosem. Jednak wszyscy wyłapali pewne smutne zabarwienie związane z oceną rzeczywistości jaką przeprowadził w tych kilku zdaniach Witold.
Klara zdawała sobie sprawę, że na świecie jest wiele zła i sługi złego mogą kryć się w każdym, ale samej mając doświadczenia z plotkującą gawiedzią nie potrafiła ufać takim przesłaniom, a na pewno nie bez dowodów.
- Myślisz, że historie są prawdziwe? - zapytała niepewnie, w głosie wyrażając swoje wątpliwości.
Eberhard spojrzał na młodych duchownych i powiedział co sam sądzi.
- To mogą być ludzkie bajania. Złośliwość, zawiść i plotki. Z reguły to bajania... Gdyby to jednak była prawda kobieta może być lub mieć coś wspólnego z wilkołakami. Miewałem z nimi do czynienia. - pokiwał głową w zadumie i najwyraźniej zaczął sobie coś przypominać.
- Sprawa więc wymaga zbadania Mistrzu, - przyznała siostra zakonna i na potwierdzenie lekko skinęła głową - Nawet jeśli to tylko zawiść i bajania wieśniaków. Choć nie wiem czy wówczas nasza pomoc nie byłaby bardziej wskazana, skoro ludzie gotowi są ukamienować kobietę. - nuty smutku przebrzmiały w jej spokojnym głosie.

Eberhard uśmiechnął się na pierwsze słowa Klary. Zamierzał pomóc Witoldowi, to była przyczyna jego decyzji o wyruszeniu do Broka. Gdyby grupy Inkwizycji biegały za bajaniami, nie starczyłoby im czasu na prawdziwe zagrożenia. Należało tam najpierw wysłać kogoś kto ustali fakty potem zaś Inkwizycja wkraczała bądź nie. Jednak prawdą było również, że nie mieli daleko. Eberhard liczył też, że szybko ustali wymagane fakty. Takie jakie wystarczą do podjęcia decyzji. Lepiej też, że Waltera z nimi nie będzie. Walter Weismuth był dobrym człowiekiem i wspaniałym Inkwizytorem. Był jednak młotem na wilkołaki. Zabijał je jako sługi złego już od dnia gdy poznał Eberharda. I choć często miał rację lub zabijał w samoobronie... Czy oznaczało to, że wszystkie wilkołaki są złe? Miały duszę jak ludzie i w przeciwieństwie do wampirów mogły dostąpić łaski pana i zbawienia. Teoretycznie… bo nie znał przypadku gdy wilkołak wybrał tę drogę. Eberhard wolałby najpierw zadać pytania. Poznać sytuacje, ustalić przebieg zdarzeń i faktów. Tego wymagała od niego natura badacza. Wtedy można zgodnie z sumieniem i wolą Boga decydować. Walter ustaliłby jeden fakt. Ktoś jest wilkołakiem albo nie. Żyje dalej albo nie. Na szczęście jeszcze go z nimi nie było.
- Prawda siostro Klaro. Masz całkowitą słuszność ludzie są pochopni w swoich działaniach i osądach. Nie możemy też zostawić bez pomocy owieczek pańskich ani rodziny brata Waltera. - pokiwał głową.
- Witolda - powiedział zakonnik. - Mam na imię Witold, choć koncypuję, że w waszej głowie jest cały czas Walter Weismuth. Tak naprawdę spodziewam się, że dotrzemy tam i w porę ostudzimy zapał tłumu. A po wszystkim ruszymy do Płocka.
- Tak będzie a teraz wybaczcie chciałbym chwilę odpocząć przed mszą. Dziękuję wam za naradę z rana wyruszymy do Broka. - zakończył spotkanie Eberhard.
 
Icarius jest offline  
Stary 20-04-2018, 23:08   #240
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mogilno, Dziedziniec klasztorny

To było niesamowite widzieć tylu mężów na koniach i to w ciężkich zbrojach. Zakonnica przyjrzała się potężnym zwierzętom, zdolnym unieść taki ciężar. Nie widziała czegoś takiego od kiedy opuścili mury Fuldy. Odruchowo zatrzymała się bardzo blisko Gerge.

- Witam ojcze. - Zakonnica uśmiechnęła się do dowódcy oddziału. To dobrze, że Franceska i Weismuth powitali ludzi, którym tak bardzo zależało na walce ze Złym, że pokonali taki szmat drogi. Byłoby wielką niedogodnością kazać im czekać na dziedzińcu. - Nazywam się siostra Anna, a mój towarzysz podróży, Gerge. W służbie Inkwizycji. - Skłoniła się lekko. - Cieszy mnie, że dotarliście do Mogilna cało. Wiele niebezpieczeństw spotkać można poza murami klasztoru.

Rozejrzała się po dziedzińcu, akurat by zobaczyć opuszczających go cygan. Ruch ten najwyraźniej nie umknął także kanonikowi. Zaniepokoiło ją, że duchowny od razu kazał sięgnąć do broni. Czemu ktoś w służbie Pana miałby grozić niewinnym ludziom? Gdy tabor ruszył podbiegła szybko do Simonici.

- Czemu już wyjeżdżacie? Ja… wierzę, że moglibyśmy pomóc. - Niestety jedyne co jej pozostawało to wiara. Patrząc teraz w oczy cygana zbyt bardzo świadoma była, że nie mogli nic zrobić, nie gdy brat Fyodor był w tym stanie. Okazało się, że Simonica widząc ludzi kanonika poczuł wyraźne zagrożenie dla swoich ludzi. Dlatego przyspieszył wyjazd.

Zakonnica opuściła wzrok No tak… do tego już teraz kanonik zagroził im bronią. Anna zacisnęła piąstki na swym habicie. Czuła, że przedłużając może narażać tych ludzi, tylko… tak bardzo chciała im pomóc. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do cygana.
- Zabierz ich proszę do Gniezna. Zadbaj o nich. - Wiedziała, że nie musi tego mówić. Simonica troszczył się o swoich ludzi. Jednak przez ten egoistyczny gest poczuła się odrobinę lepiej. - Pozwólcie. - Sięgnęła do swego krzyża i odezwała się po cichu. - Benedicat vos omnipotens Deus, Pater, et Filius, et Spiritus Sanctus. Jedźcie z Panem.

Odsunęła się by przepuścić tabor i obserwowała go aż zniknął za zakrętem. Może jeszcze się spotkają. Może zastanie ich w zdrowiu, Może kiedyś będzie mogła bardziej im pomóc. Pochyliła głowę.
- Wybacz Boże, niewiele zrobiłam. Strzeż ich podczas wędrówki. - Ścisnęła mocniej krzyż, czując jak wbija się w delikatną skórę dłoni. Wtedy poczuła delikatny uścisk na ramieniu. Gerge był obok. Musiała się opiekować nim i resztą towarzyszy. Gdzieś tam był ciężko chory Fyodor. Do tego… popatrzyła na pustą już drogę. Biedny brat Piotr powiedział jej tak wiele niepokojących rzeczy. Jeśli była dla niego nadzieja, a Anna szczerze wierzyła, że Pan wybacza gdy skrucha jest szczera, a pokuta właściwa. Piotr zapłacił za swój grzech życiem… Nie miała prawa tego oceniać. Nie znane były jej wyroki Pańskie, lecz… chciała wierzyć. Jeśli jest tam jakaś szala, niech spocznie na niej także to dobro, które im okazał.
- Powinniśmy iść. Opat zaprosił nas na obiad. - Głos Gerge wyrwał ją z zamyślenia. Ponownie chwyciła się ciepła spoczywającej na jej ramieniu dłoni i uporządkowała myśli. Nie chciała jeść. Nie teraz, gdy rodzina Michal wyruszyła w tak niebezpieczną drogę. Posiłek był jednak darem, darem od innego sługi bożego. Odetchnęła.
- Wobec tego chodźmy. - Uśmiechnęła się do swego towarzysza.


Mogilno, Obiad

Gdy tylko znaleźli się na korytarzu prowadzącym do komnaty, w której miał odbyć się posiłek, Anna dostrzegła prowadzonego przez dwóch zakonników, szybko poprosiła by przyniesiono jej wrzątek i by wrzucono do niego nieco czosnku. Zioła mogła dodać tutaj, ale nie miała przy sobie wiele więcej. Jeśli czerwony brat będzie się tak przemęczał, będzie musiała leczyć go nie tylko z zatrucia dymem, ale jeszcze przeziębienia!

Przygotowanie naparu tak pochłonęło jej myśli, że na początku nie zwróciła uwagi na podany posiłek. Dopiero gdy przed czerwonym bratem znalazł się kubek z parującą zawartością, a Annie udało się dam mu sygnał, że ma to wypić, zaczęły do niej docierać sygnały od otoczenia. Między innymi, delikatne stuknięcie o but pod stołem.
- Powinnaś zjeść.

Anna spojrzała na Gerge zaskoczona. Nagle jej nos zaatakowały pobudzające apetyt zapachy. Tyle, że… był piątek. Nie powinna jeść takich rzeczy. W zakonie była zazwyczaj jakaś zupa… chleb… Poczuła jak ślinka zbiera się jej od widoku dania spoczywającego na półmiskach. Niepewnie rozejrzała się po zebranych. Wszyscy z apetytem posilali się. Westchnęła i nałożyła sobie nieco warzyw. Już chciała się zabrać za jedzenie gdy obok nich na talerzu wylądował kawałek ogona, nałożony przez Gerge.
- Masz się najeść. - Inkwizytor wrócił do swojego posiłku. Anna uśmiechnęła się. Będzie jej tego brakować gdy odejdzie. Posłusznie zabrała się za jedzenie.


Gdy Francesca odezwała się, Anna przysłuchiwała się jej z pełnym podziwem i odrobiną zaskoczenia. Nigdy nie potrafiła tak mówić. W ogóle rozmowy o polityce nigdy nie były jej mocną stroną. Matce kiedyś tak bardzo na tym zależało… ale tyle wydarzyło się potem.

Zrobiło się jej trochę smutno, gdy Ramberti powiedziała o podróży do papieża. Czyli także miała ją opuścić? Anna skupiła wzrok na talerzu. Wizja jednostki Płockiej inkwizycji stawała się coraz bardziej zamglona. Czy miała ją stworzyć sama? Michal zginęła. Gerge będzie musiał wyjechać, Francesca też… Zerknęła na włoszkę, a napotykając jej spojrzenie, uśmiechnęła się jedynie.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172