Zaskrzeczały siłowniki, zasyczały pojedyncze iskry i ożywiona energia elektryczną kupa metalu znieruchomiała. Wbrew zdrowemu rozsądkowi i wszelkim możliwym obliczeniom De Luca… żyła! Wyczołgała się spod mechanicznej bestii, odczołgując się pod sąsiednią ścianę przy akompaniamencie głośnego dyszenia. Karabin oczywiście powędrował razem z nią.
Nie było opcji aby go zostawiła… broni znaczy. Nie kiedy po okolicy szwendały sie syntetyczne burki mogące w mgnienie oka zmienić ludzkie ciało w siekanego tatara.
Blondynka miała szczęście… dużo szczęścia. Kosmicznego farta, albo wygrała los na międzygalaktycznej loterii.
Kiedy wróg skoczył, myślała że zaraz umrze. Zmieni się w kolejne zwłoki już nie zamarzające… bo przecież naprawiła generatory, zrestartowała systemy.
I chyba uwolniła więcej tego sztucznego badziewia.
- Brawo De Luca - westchnęła, pokonując wciaż drżące ze strachu i zdenerwowania szczęki.
Nie dane jej było jednak dalej się nad sobą użalać, o ile chciała żyć… a bardzo chciała. Podniosła się na nogi, używając jako podpory ściany i umywalki. Rzuciła orientacyjnym spojrzeniem w lustro, krzywiąc się na widok drobnej czerwonej kreski na twarzy, obramowanej niewielka ilością świeżej czerwieni. Silvia starła ją rantem dłoni, by w jednej sekundzie znieruchomieć, a potem puścić się pędem do drzwi łazienki.
Zapomniała! Do jasnej cholery, przecież za drzwiami, parę metrów od niej leżał człowiek który wciąż mógł żyć!