Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2018, 07:43   #165
Avdima
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Walka z rozproszonymi zombie była krótka, bardziej namolne sztuki padły pod ciosami halabard i kilkoro ocalałych, którzy postanowili nie przyglądać się biernie. Od reszty nieumarłych udało się oddalić bez pościgu, znikali z każdym przebytym metrem, gdy grupa przyspieszyła. Niektórzy ledwie dotrzymywali kroku, ale wiara, że trzeba było wytrzymać jeszcze tylko chwilę dodała im sił. Kiedy było jasnym, że zagrożenie przeminęło, wszyscy mogli w spokoju maszerować, prowadzeni przez czujnie obserwujących drogę gwardzistów, którzy zresztą jako nieliczni znali dokładny kierunek do zapowiedzianej kryjówki.

Gwardziści nie byli zbyt rozmowni. Jeden zapytał tylko, gdzie jest Heppingen bo nikt z nich nie zdawał się tego wiedzieć, a potem dodał, że mają około 2 godziny drogi do przebycia i żeby nikt się pod żadnym pozorem nie oddalał. Więcej komentarzy szczędzili.


***


Szli wyczyszczoną wcześniej ścieżką, wybitą ciężkimi, wojskowymi butami w trawie. Na ziemi co kilkaset metrów leżały pozbawione nieżycia zwłoki, lecz oprócz tego i kilku pojedynczych, zagubionych zombie, okolica była spokojna. Im dalej zapuszczali się w stronę rzeki, tym mniejszą obecność nieumarłych dało się wyczuć, chociaż może zamiast stronić od wody, nieumarłych mogło po prostu ciągnąć do miasta.

Gwardzista nie kłamał, jeszcze przed zmrokiem udało się dotrzeć do kryjówki. Widoczna z daleka, postawiona w odludnym miejscu i niedaleko rzeki, która również rysowała się na horyzoncie. Zza palisady ledwie widać było zdobioną wieżyczkę, na widok której ucieszyła się Sesslerowa, jakby znalazła potwierdzenie, że faktycznie trafili do posiadłości von Grunwalda.

Zeszli na chudy trakt którym w przeszłości musiało przejechać dużo wozów i jak domyślał się Hans, mógł być tym samym, który odchodził od głównego traktu łączącego Agbeiten z Hochsleben. Idąc w stronę palisady, mijali narastającą ilość pieńków niedawno ściętych drzew, a gdy znaleźli się blisko, znad palisady wychylił się czyjś czerep. Po geście jednego ze zbrojnych, osoba z palisady zniknęła, ktoś chwilę na siebie po drugiej stronie pokrzyczał, a potem sekcja palisady opuściła się do przodu prawie jak most zwodzony. Do uchodźców z Heppingen odezwał się siwiejący gwardzista, luzując spokojnie napierśnik.

- Witamy w Elizjum* naszych parszywych czasów.


***


Po przekroczeniu za palisadę, pierwsza w oczy rzuciła się wieżyczka wychodząca z reszty pokaźnych rozmiarów domostwa. Obok ciągnęły się budowle użytkowe, jak widoczna z samego przodu stajnia. Pozamiejski kompleks mocno stylizowany na Tileańskiej architekturze okalał niewysoki murek z drogiego kamienia. Wszystko zdobiły krzewy, drzewka i kwiaty roślin, część których normalnie nie rosła w tych stronach.

Za ocalałymi, grupa mężczyzn podniosła „bramę” palisady, napinając przywiązane do niej liny. Musieli włożyć w to sporo wysiłku, wpychając na końcu pod opuszczaną sekcję długie belki, żeby konstrukcja stała mniej więcej w pionie.
Jasnym stało się również kto mignął nad palisadą, na drabinę przystawioną do małej półeczki - która to drabina jednocześnie podtrzymywała tę półeczkę - wspinał się blond chłopak, niewiele starszy od Bianki, wracając do punktu obserwacyjnego.

Gwardziści wymienili kilka słów z ekipą przy bramie, a następnie poprosili, żeby za nimi iść. Z jednej strony, ocaleni trafili do raju, porównując z tym, co widzieli przez ostatnie kilka dni, ale z drugiej, wciąż nie mogli się rozluźnić, jakby byli nieproszonymi gośćmi. Gwardziści również nie wyglądali na takich, którzy spoczęli. Steffen został stanowczo i niezbyt mile poinformowany, że ma dalej z nimi iść, ale sam zainteresowany nie wiedział dlaczego.

Po drodze do frontowego wejścia domostwa, dało się wyłapać kilka ciekawskich osób przerywających pracę by chociaż na chwilę przyjrzeć się nowo przybyłym. Po kilku dniach w podróży i bez postoju dłuższego, niż na kilka godzin snu, można było porównać obie grupy - twarze uchodźców wyglądały, jakby postarzały się o kilka lat. Po przekroczeniu progu domostwa, realia wyglądały bardziej znajomo.


***


W wysokim na dwa piętra holu znajdowało się około dwudziestu osób, upchanych pod ścianami. Niektórzy trzymali się gorzej, niż grupa z Heppingen, ranni lub chorzy, wyraźnie po przejściach. Spoglądali nieufnie na nowych i na gwardzistów, schodząc z drogi. Między wszystkim przechodziły dwie służące, niosąc czyste koce i ręczniki, ale gdy tylko zobaczyły kto przyszedł, również usunęły się na bok i po chwili zniknęły w bocznym korytarzu.

Wszystkie głowy skierowały się ku górze, gdy z piętra dobiegł energiczny stukot kroków. Z szerokich schodów, znajdujących się kilka metrów naprzeciw wejścia, zszedł bogato ubrany, gruby mężczyzna, a krok za nim kontrastując jak zielony na tle czerwonego, postawny zbir.

- Jochen, gdzie jest straż? - mężczyzna cmoknął tłustymi wargami - Zresztą, zabierz tego brudasa.

Gwardzista przytaknął po czym chwycił Steffena pod pachę i wyprowadził na zewnątrz. Reszta gwardzistów poszła za nimi. Mężczyzna nieco się rozchmurzył, chociaż wyraźnie nie zadowalało go to, co widział przed sobą.

- Witam szanownych gości w posiadłości hrabiego Matthiasa von Grunwalda.


WSZYSCY OPRÓCZ STEFFENA


Upewniwszy się, że nie niechciana osoba została wyprowadzona, mężczyzna kontynuował.

- Jestem majordomusem szanownego pana hrabiego. Tak długo, jak jesteście w tej posiadłości, nic złego się wam nie stanie. Rozumiem, jak tam na zewnątrz-za palisadą - poprawił się szybko - źle się dzieje, ale tu jest bezpiecznie.

Za majordomusem ciągle stał drab, przy którym ten pierwszy wyglądał jakby ubyło mu wzrostu, zresztą tak samo, jak każdy zgromadzony.

- Więc... nie ukrywam, że bardzo byłem rad, jak wyjrzałem przez okno i zobaczyłem nikogo innego, jak sługę najświętszego Sigmara. - zwrócił się już bezpośrednio do Lothara - Widzę, że prowadzicie owieczki zbawione, ciężar to musi być, wiem co mówię, bo dźwigam ten sam - przechwalił się akolicie - lecz możecie spocząć, odprowadziliście je do najlepszej zagrody w Averlandzie - zaśmiał się ze swojego własnego żartu.

- Zrobcie coś ze sobą, wmieszajcie w tłum czy coś, ktoś do was przyjdzie - chciał zbyć resztę - a ja zapraszam sługę młotodzierżcy do mojego gabinetu. Brakowało nam duchowego przewodnika, sam mąż intelektem i empatią - miał wyraźnie na myśli siebie - wszystkiego nie zrobi. Tak samo, jak hrabia, czyż nie prawda?

Nagle złotousty rozmówca skrzywił się.

- Co tu tak śmierdzi?!

Zapach dochodził od Sesslera, który od wozów niósł bez przerwy kosz ryb, nie chcąc go puścić za żadne skarby.


STEFFEN

- Koniec szopki - Jochen zwrócił się do Steffena - spadaj do reszty na swoje miejsce i niech cię dłużej nie oglądam. A wy - dodał do gwardzistów - zasłużyliście sobie na odpoczynek po drałowaniu tylu kilometrów w obie strony.

Jochen nie miał szacunku do starszych. Z tego, co widział Steffen, został samozwańczym dowódcą gwardzistów z Agbeiten po tym, jak całe dowództwo zginęło pierwszego dnia ataku nieumarłych i okazało się, że młody i ambitny sierżant jest teraz najwyższy stopniem.

Przy Reichmannie został tylko jeden gwardzista, brodaty, siwiejący Holger. Pilnował Steffena od dnia, kiedy przypadkiem się wygadał o krasnoludach. Nawijał ciągle o filozoficzno-teologicznych zagadnieniach naukowych, które studiował lata przed wstąpieniem do gwardii. Musiało mu się bardzo nudzić, że aż Steffen poznał jego skróconą biografię.

- Nie wiem co mu zrobiłeś i w którym życiu, ale nie przejmuj się nim - powiedział Holger, jak zawsze spokojnym tonem - zajmij się nowymi, dobrze? Widziałem, że niezła z nich banda, potrzebujemy takich, jeżeli ta palisada będzie musiała postać dłużej, niż kolejny tydzień.


* Elizjum - Erica może wiedzieć, że chodzi o bardzo stare określenie tych dobrych zaświatów, wywodzące się gdzieś z terenów Tilei i Estalii.

Widzieliście na razie tylko jednego nie-człowieka, krasnoluda przy bramie. Gdyby to miało dla was znaczenie. Zapomniałem podać przy pisaniu posta i teraz nie chce mi się myśleć, jak to wpleść.

 
Avdima jest offline