W sklepie Alex rozpoczęła poszukiwania. Przy półce z zeszytami szukała różnicy między nimi. Czemu twórca wybrałby akurat ten? A może po prostu był najbliżej lub na linii wzroku i po prostu chwycił? Szkoda, że w zeszycie nie było dat. Poetka była ciekawa ile notes przeleżał pod podłogą. Parę tygodni, miesięcy... A może rok? Rudowłosa wzięła zeszyt z kołami zębatymi. Gdyby coś się działo, będzie w nim notowała. Poza tym to, czego szukali - latarki i baterię. Wystarczyło.
Od razu po wyjściu wdepnęli do restauracji - knajpy, tak właściwie. Alex zamówiła śniadanie. Chciała sałatkę, ale obawiała się, że warzywa w tym miejscu nie będą zbyt świeże, a sos do nich wyjęty z lodówki sprzed tygodnia. Dlatego postawiła na coś, co jest chronione przez skorupkę i poprosiła o jajka na miękko. Miała nadzieję, że nikt nie tknie zawartości spod pancerzyka jajka.
Poetka niezbyt się rozglądała. Szukała konkretów, nie szczegółów. Wódz, kobieta z latarką... Póki co usiadła do stolika. Nie będzie przecież z marszu zaczepiać ludzi, bo naprawdę pomyślą, że jest psychiczna. Tamta kobieta z latarką zaczepiała i co? Każdy na nią krzywo patrzył. Teraz Alex przestała się już dziwić...