Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2018, 11:47   #223
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Neverwinter, dom Przymierza
4 Marpenoth, późne popołudnie

Joris wybiegł na zewnątrz niechcący potrącając niecierpliwego czarodzieja. Machnąwszy mu ręką na odczepnego, spojrzał na ulicę i wziął głęboki wdech. Woń miasta, którą można było spokojnie nazwać smrodem nie była bowiem pozbawiona innych zapachów. A te piekarniane najlepiej rozchodzą się po okolicy. W myśl więc męskiej maksymy, by o drogę nie pytać, bo po co, kierując się zmysłem powonienia i bystrym okiem w mig trafił do obłędnie wprost pachnącej cukierni niejakiej Malwiny Monroe. (No dobra. Zapytał. Ale trochę dumy go to kosztowało).

Malwina była piękną niziołką o długich kręconych włosach barwy żywego jantaru. Z niesamowitym wprost wdziękiem płynęła po swoim pstrokatym lokalu od stolika do stolika. Trzeba było przyznać patrząc na naścienne malowidła, że chyba nie brakowało tu żadnego znanego śmiertelnikom koloru i wzoru, a natłok tych barw aż zatrzymał na chwilę myśliwego w wejściu. Co prawda do głowy by mu nie przyszło by miejscem zjedzenia czegoś mógł być jakikolwiek inny budynek niż karczma, ale widok ciastek i zapach tego co bogacze nazywali czekoladą sprawiły, że myśliwy bezwiednie oblizał się i przełknął ślinę. Nie dziwił się więc, że miejsc wolnych nie było, a do sprzedawcy bez ustanku podchodził ktoś po swoje ulubione wiktuały.
- Khalimshański rogal - usłyszał obok siebie w pierwszym odruchu uznając, że ktoś go właśnie zwyzywał.
Niziołka otkasowała go spojrzeniem i wskazała na spoczywające na ladzie zakrzywione ciastka.
- Jeśli jeszcze u mnie nie byłeś, a myślę, że bym zapamiętała, to tego właśnie szukasz.
- Aaaaaa… -
Dopiero teraz do niego dotarło, że to coś co miałoby mu smakować - Nieeee. Ja tylko po miodowe ciastka. Dużo. Dla kogoś innego. Takiej rudej dziewczyny...
- Eleonora -
pokiwała z uśmiechem głową Malwina Monroe po czym wzięła wiklinowy kosz i zaczęła nakładać do niego krucho wyglądające ciastka, z których każde zdobiło złote oczko miodu - A ty?
- Ja niee… Ja to z ciast najbardziej dziczyznę lubię.

Niziołka skinęła grzecznie głową i dalej nakładała. Joris jednak zerkał co i rusz na rogaliki.
- Poczęstuj się - wystawiła jeden zachęcająco.
Joris spojrzał na nią niepewnie chcąc by jego powątpiewanie było bardzo widoczne, ale ręka jakby sama przesunęła się w kierunku ciastka i ujęła je. Ciężkie i wilgotne niemal ciasto ugięło się pod palcami myśliwego zachęcająco. Ugryzł.
Płynna słodycz rozlała mu się po ustach niemal zwalając go z nóg.
- O ja… - westchnął z błogością wywołując tym szeroki uśmiech niziołki, która podała mu napełniony już koszyk.
- Wiem. - powiedziała i zachichotała - Pozdrów proszę Eleonorę.

Chwilę później obładowany rogalikami, ciasteczkami i babeczkami, z czekoladą na ustach i sakiewką lżejszą o dobrych kilka monet wracał do siedziby Przymierza.


Ponownie potrącając niechcący niecierpliwca i machając mu na odczepnego, popędził na górę roztaczając po wnętrzu zapach cukierni. Mniszka przy kontuarze odprowadziła go rozbawionym spojrzeniem i przywołała łasicę, która pomknęła za nim, wyraźnie zwabiona aromatem słodyczy.
- Ciastka przyszły. I pozdrowienia od pani Monroe - rzekł wesoło. - Rika… po prostu MUSISZ tego spróbować… Shavri już jest?
Jakby na jego zawołanie, młodszy tropiciel wszedł własnie do budynku.
Tropiciel przetruchtał od Przymierza do tawerny, w której mieli nocować i z powrotem. Uznał, że to będzie najodpowiedniejsze miejsce do kupienia wina, którego lokalizację znał, więc nie musiał tracić czasu na szukanie. Wrócił rzeczywiście z beczułką wina z miodem trzymaną pod jedną pachą, a cydru pod drugą i przeświadczeniem dobrze wydanych pieniędzy, choć z trudem nadążał za tokiem rozmowy. Szkoda, że Trzewika z nimi nie było, ależ miałby używanie!

Shavri był oczarowany. I nie, nie chodziło nawet o myszki, tylko o cudowny charakter rudej Eleonory. Naraz wzięła go zazdrość, że nie może z nimi dzielić umiejętości magicznych, bo mogłby powówczas być częścią Przymierza i tak cudowną, radosną spryciulę nazywać koleżanką po fachu, mieć z nią jakieś wspólne sprawy i interesy. Kto wie. Może jak już wyprawi Coriego na nauki i urządzi się porządnie w Phandalin, może móglby od czasu do czasu robić jakieś zadania dla Przymierza. Na tyle często aby zapamietali go tu i traktowali jak swojego.


Eleonora wydawała się mocno rozbawiona dosłownym potraktowaniem przez Shavriego obietnicy Jorisa. Uprzejmie podziękowała i zostawiła Traffo z problemem jak z beczułki nalać do kielicha nie oblewając przy tym jej, siebie, a przede wszystkim okolicznych ksiąg.
Nieświadomy tropiciel odpowiedział jej uśmiechem. Znalazł czop, postawił beczkę na ziemi, a na niej swój ciężki bucior i rozszpuntował beczkę jak stary wprawnym gestem z pomocą kranika przyniesionego z tawerny i głowicy swojej Hańby.
- Kurde, mój ojciec potrafi to zrobić bez uronienia ani kropli i bez wbijania kraniku do beczki - przyznał, bo wino nieco chlapnęło mu na podłogę po bokach kraniku. Nie na tyle, żeby zrobić kałużę, ale jednak do subtelności ojca jeszcze mu trochę brakowało. Wytarł beczkę pod kranikiem rękawem i postawił ją na stole. Eleonora chwilę wahała się, czy wrzasnąć na tropiciela czy nie, ale w końcu wymownie wskazała na podłogę i sięgnęła po kielich.

- Mhmm… - Joris przełknął kolejny rogalik. Nie miał pojęcia jak to się działo, ale już nawet na niziołka nie był zły. - Więc co z tą kopalnią?
- A nie wiem. Ja kopię tylko w księgach
- bezczelnie oświadczyła Eleonora, zjadając ciastko za ciastkiem. Myszy tłoczyły się wokół, zbierając okruchy. Tori naliczyła ich trzynaście, ale mogła się pomylić, bo już dwoiły i troiły jej się w oczach. Shavri, który nie wiedzieć czemu sprawiał wrażenie szczęśliwego w tym miejscu, kruszył słodycze w dłoni i częstował nimi te myszki, które nie były zbyt szybkie, żeby załapać się na okruszki. Był ciekaw, czy mają imiona.
- Jak to? - zdziwił się Joris - A to w księgach o kopalni nic nie ma? Nie jest tak stara jak to królestwo jakieśtam?
Eleonora roześmiała się.
[i]- Wiesz ile czasu zajmie mi przeczytanie tego wszystkiego? - wskazała na leżace wokoło stosy. - Nawet jeśli coś tu jest, to jeszcze nie natrafiłam. Zresztą Netheril to były latające wyspy, a nie podziemne nory.
Myśliwy mógł tylko uwierzyć na słowo. Co jednak w pełni mu wystarczało zważywszy na ilość ksiąg.
- Ale kopalnia istniała w czasach Bowgentla, tak? Chodzi mi w zasadzie tylko o to, czy Bowgentel mógł być z nią jakoś związany. W końcu tam magiczna kuźnia jest i w ogóle to całe podziemne morze…
- Oj tam morze, morze. W Waterdeep też jest podziemne morze, cały port nawet. W Podmroku pewnie niejeden. Nie mam pojęcia o jakiej kopalni mówisz. Bowgentle zmarł… e…
- W 1241 Rachuby Dolin
- podpowiedziała siedząca nieopodal Eliza.
- No. To jak wtedy ta kopalnia już istniała to mógł, czemu by nie, wszystko wszędzie mógł. Ten drugi krąg to tam właśnie był, tak? Pod ziemią czaruje się gorzej niż na zewnątrz, im niżej tym gorzej, skały są nasączone własną magią, czy jakoś tak, wypatrzają zaklęcia… Miałam to na szkoleniu, już niewiele pamiętam. W każdym razie jeśli chcieli tam stawiać stałe portale to tym bardziej dwóch magów ma sens. Głęboka ta kopalnia cudów czy tam innych dziwów?

Torikha memłała w ustach rogala, usilnie starając się nie mieć przygłupiej miny na twarzy. Na razie spolegliwie milczała, co z jednej strony dla mężczyzn nie było takie dziwne, ale z drugiej… to przecież ona, jako “wysłanniczka” Garaele i ich przy okazji, powinna pytać o szczegóły i drążyć temat.
Ostatecznie kapłanka od pewnego czasu starała się znaleźć dogodny moment by porozmawiać na temat zaginionego lustra Auglathy, który pochodził właśnie z Netherilu…
Wydarzenia działy się jednak tak szybko, że dziewczyna traciła całą odwagę i zacięcie. W końcu chrząknęła, gdy kruszonka przykleiła jej się z tyłu gardła i nie chciała odczepić i widząc, że swym krztuszeniem zwróciła na siebie uwagę (przeważnie wśród myszy, które ruszyły polować na okruszki), nieśmiało przemówiła.
- Czy mogłabym spytać o coś… co nie jest związane ściśle z księgą, ale ma związek z Netherilem? Bo widzisz… Auglatha… ta która była w posiadaniu owej okładki, która jeszcze wtedy była w całości z całą resztą… to ona… zgubiła pewne lustro, które pochodziło z tego okresu… magiczne… lustro. - Pokraśniała na policzkach, czując, jak gubi się we własnych zeznaniach, więc zaczerpnęła oddechu i zebrała się w sobie.
- Czy nie masz informacji o jakimś zwierciadle? Nie natrafiłaś na jakieś ślady w księgach, lub nie słyszałaś w opowieściach, lub choćby nie chciał ktoś sprzedać takowego na rynku...tajnym… czy jakimś tam rynku magicznych przedmiotów? Może widziałaś jakieś rysunki jakiś zwierciadeł z tamtych czasów, które miały w sobie jakąś znaczącą moc? Niestety… nie posiadam żadnej nazwy, ale… mam niejakie pojęcie… jak wyglądało.
- Niejaka to ty cała jesteś
- Eleonora wywróciła oczami, przełknęła ciastko, zapiła winem i zaczęła grzebać w leżacych wokoło stosach ksiąg, Tori wyraźnie skuliła pod tym przytykiem i wbiła spojrzenie w podłogę. Rudowłosa ze stęknięciem przełożyła kilka oprawionych w drewno i skórę tomów, po czym huknęła o blat kolejnym, wywołując karcące syknięcie Elizy, które zignorowała. - Przedmiotów z Imperium Netherese jest mało, są tak rzadkie, że - wbrew pozorom - mało kto chwali się ich znalezieniem. Zwykle trafiają w ręce arcymagów, do prywatnych kolekcji - zaczęła kolejny monolog, ostrożnie przekładając strony księgi, na których widniały przepiękne barwne ryciny, oraz krótsze lub dłuższe opisy. Czasem same opisy, czasem jedynie szkice. -Najbardziej znane są zwoje z Nether, które zawierają ponoć całą magiczną wiedzę świata… czy też wszechświata. Natknęłam się na informację, że wcale nie stworzyli ich Netherowie, tylko znaleźli pośród ruin królestwa złotych elfów. Wiecie, że one przybyły na Toril z innego planu? Elfy znaczy. Wcale nie są natywne, kto by pomyślał… W każdym razie Netherczycy nie byli tacy mądrzy i sami odziedziczyli wiele rzeczy po innych cywilizacjach. I ten… Lustro, tak? Znane są kule, miecze, różne badziewia do czarowania, ale lustro… Hm…

Eleonora zamilkła, czytając strony na których nie było żadnych ilustracji. Najemnicy zdążyli zauważyć, że większość taka była ; jedynie początek księgi obejmował znane przedmioty. Niektóre wpisy wyglądały na bardzo stare, przy innych rzucał się w oczy świeższy atrament; zarówno w całych wpisach, jak i dopiskach.
- Może to to…? - minął chyba kwadrans nim archiwistka odezwała się znowu, kartkując księgę od tyłu i wracając do wcześniejszego wpisu. -[i] Słuchajcie: generał Anglin z Seventon - czyli wiosek, które zapoczątkowały Imperium - bla bla, specjalizował się w czarach defensywnych, wynalazł czary… bla bla, w tym o! - Anglin's mirror, znane obecnie jako wróżące/wieszczące. Pozwalało widzieć i słyszeć na duże odległości, szpiegowac sworzenia znajdujące się również na innych planach. By…
Myśliwy zarechotał gromko przerywając wywód Eleonory.
- Tam stworzenia… Dziewki pewno podglądać chciał. Może nawet naszą Agathkę jak jeszcze nie zmorą była! - Złapał się pod boki dumny z żartu, jednak pod zniesmaczonym wzrokiem rogatej i historyczki, odchrząknął nerwowo jakby wtręt wcale nie był tak dobry. - ...tak… znaczy… co było dalej?
- No. By bronić okolicy stworzył artefakt, utrwalając zaklęcie. “Lustro Anglina” pozwalało szpiegować dowolną istotę i miejsce mimo nałożonych zaklęć ochronnych, różnic językowych oraz przesyłać krótkie wiadomości. Inne właściwości nieznane. Informacja oparta na niepewnych źródłach, szkicu artefaktu brak.
- Eleonora uniosła głowę znad księgi i posłałą im triumfalny uśmiech. - No. To albo to, albo coś nieznanego, albo wcale nie z Netherilu. Wiecie ile osób twierdzi, że znalazło potężne starożytne magiczne machadło? Co najmniej raz w miesiącu ktoś próbuje coś takiego sprzedać. A oryginał statystycznie zdarza się raz na dekadę, do tego zwykle jest to ten sam przedmiot, bo ktoś po prostu zabił poprzedniego właściciela. Dlatego mało kto się nimi chwali. Ech… Szkoda, że go nie macie, zbadałabym, dodałabym szkic, mój pierwszy własny… - rozmarzyła się Eleonora. - No nic. O inne lustra musicie pytać w sklepach, albo specjalistów, bo ja się tym nie interesuję; dość mam roboty z Netherilem, do końca życia mi starczy.
Informacje choć ciekawe, nie na wiele się przydały półelfce, która nie wiedziała jakie właściwości skradzione cacuszko banshee posiadało. Jednakże możliwość szpiegowania innych w jakiś pokrętny sposób pasowała do “wszechwiedzącej” nieboszczki, która nie ruszała się od wieków z miejsca nawiedzenia, a była całkiem obeznana z przeróżnymi wydarzeniami. Więc może… może to było właśnie to lustro? Lustro Anglina?
Selunitka uczepiła się tej myśli, jak rozbitek dryfującej beczki. Gdy odnajdzie Stimiego, opowie mu czego się dowiedziała i podejmą decyzję co dalej robić. Teraz trzeba było się skupić na połączeniu wszystkich wątków phandalinowo-bowgentlowo-kopalniano-tressendarowo-księgowo-nektomantyczno-teleportacyjnych ze sobą.
- Jeśli jakimś cudem uda wam się znaleźć to lustro i faktycznie okaże się ono netherilskim artefaktem, odkupimy je od was - diablica wstała i podeszła do najemników. - Tak potężny przedmiot nie powinien znaleźć się w niepowołanych rękach. Thayczycy, Zenthci... i nie tylko. Jeśli wieść się rozniesie każdy chciałby je dostać; czy to człowiek, elf czy smok. Możliwość nieoganiczonego szpiegowania - to mogło by zmienić układ sił na calym kontynencie. I nie tylko. Bądźcie bardzo dyskretni.
- Złodziejem tego lustra jest półelf imieniem Orlin - zaczął Shavri, strzepując resztę okruszków z rąk. - A mówię o nim dlatego, że towarzyszył mu smyk - Joril mu na imię - któremu zdarzają mu się pewne, hm… wypadki magiczne, więc może przyuważył to ktoś z Przymierza.
I Shavri tak zwięźle jak potrafił opowiedział to, co już kiedyś powiedział towarzyszom na temat spotkania z tamtą dwójką.
- Nie szkolimy tutaj, a zaklinacze są szczególnie oporni na klasyczną naukę - rzekła Eliza, rujnując tym samym wyzję Traffo, w której Cori wyuczał się na maga w Przymierzu. - Prócz szkół niezależni czaromioci również biorą młodzików w termin. Może być gdziekolwiek. - Zastanowiła się chwilę, marszcząc brwi. - Ten Orlin na pewno nie był czaromiotem? To… niezwykłe, by przeciętny człowiek podróżował z niestabilnym magiem…
- Jeśli nawet, to nie afiszował się z tym - przyznał tropiciel kryjąc zawód konkretami. - Na tyle, że towarzyszący nam mag i kapłanka w ogóle go o to nie podejrzewali.

Na wzmiankę o losach kontynentu, Joris poruszył się nerwowo. Do tej pory słabo słuchał historii lustra, które jak na jego gust było zwyczajną błyskotką starej elfki i nijak miało się do całego bałaganu, ale gdy człekowi w twarz rzucają taką odpowiedzialność, to jakoś tak słabo mu się robi.
- Jak to… całego kontynentu? Lusterko? Do podglą… znaczy szpiegowania?
Zamrugał oczami przypatrując się rogatej i powoli dochodząc w końcu do wniosku, że czarodziejka do której posłała ich Garaele nie jest zwyczajną zaklinaczką i że tu się mówi o naprawdę ważkich sprawach - Aaa.. kim wy… to Przymierze tak właściwie jesteście?
- Proszę?
- zdumiała się diablica, a Eleonora ryknęła śmiechem mało nie spadając z krzesła.
- Przymierzem... - chichotała.
- Przymierzem magów; obecnie czaromiotów wszelkiej maści - uściśliła Eliza chłodno. Joris odniósł wrażenie, że wiele stracił w jej oczach tym pytaniem. - Wyjściowo stworzono je niemal millenum temu by walczyć z hordami orków zalewającymi Północ. Teraz zajmujemy się ochroną okolicy na szerszą skalę, na przykład przecistawiamy się wpływom Czerwonych Czarodziei z Thay, podobnie jak magowie w Waterdeep. Gromadzimy wiedzę, to chyba oczywiste. I nie tylko.

Nagła zmiana tonu i nieskrywane oburzenie rozbawiły myśliwego. Nie chciał jednak śmiechem urazić w żaden sposób rogatej. Raz że miała rogi, dwa że była czarodziejką, wreszcie trzy, że naprawdę zdawała się zainteresowana i przychylna ich sprawie. Ale jej złość, że nikt o niej nie słyszał przypomniała mu w jakiś sposób małą nadąsaną dziewczynkę. Pokiwał szybko głową.
- Wybacz pani Elizo. Prosty chłopak ze mnie z głuszy to i o świecie mało wiem. Ale przekażę w Phandalin wieść, że Przymierze ochroni mieszkańców przed hordami orków i czerwonych czarodziejów. Raz, że ludzie będą spać spokojniej, a dwa, że już nikt was niewiedzą nie urazi.
- Skoro nie wiesz dla kogo pracujesz marnie o tobie świadczy
- zimno skonstowała Starhold, przemilczając kpinę. - Poszukiwane przez nas artefakty są cenne i ważne. Informacja o lustrze jest dla nas nowa, lecz w takim wypadku jego poszukiwania zlecimy chyba komuś bieglejszemu w ocenie… sytuacji. Księga jest mniej istotna.

Najchętniej by temu pomysłowi przyklasnął. Wszak ten ktoś bieglejszy byłby ich poniekąd sojusznikiem w sprawach Phandalin… Chyba. Ale pamiętał, że Rice zależy by pomóc temu gałganowi Trzewikowi poprzez oddanie lustra Agacie. A to… no cóż. Wymagało teraz poświęcenia.
Pochylił głowę.
- Wybaczcie żart pani Elizo. Uczono mnie bym nie wiedząc czegoś zawsze pytał mądrzejszych. Ot i tyle. Szybko jednak się uczę.
Eliza nie wyglądała na przekonaną i, wbrew temu, co myślał Joris, nie chodziło o urażoną dumę. Zresztą może wcale nie ona rządziła Przymierzem? O to przecież też nie pytali.
- To nie było śmieszne. Co jak kolejny raz najmiesz się Thayczykom tylko dlatego, że nie zapytasz kto zacz? Albo spytasz zbyt późno? Nie każdy z nich chodzi w czerwonej kiecce - Eleonora pochyliła się w stronę myśliwego, opierając łokcie o stół. Nie śmiała się już, choć wesołość została w jej spojrzeniu. - Takie lustro to nie byle magicznie naostrzony miecz. Katowski topór raczej…
- Lustro powinno trafić do nas
- twardo przerwała diablica. - W ostateczności do Waterdeep, do Arunsuna, albo Harfiarzy. Nie do szalonej nieumarłej, która handluje z kim popadnie! Jeśli ten artefakt w ogóle istnieje. - dodała po chwili.
Joris już nie skomentował, że przecież właśnie zapytał komu ma się nająć przed podjęciem zlecenia. Widać zwyczaje magów były takie a nie inne. By więc bardziej nie pogrążać Torikhi, a kusiło go i gdyby nie przygoda z Trzewikiem pewnie by uległ, nie odzywał się już w kwestii misji.*

 
Drahini jest offline