Leliana czuła się fatalnie, co do tego nie było wątpliwości. Rana dokuczała straszliwie, ból roznosił się po całym jej ciele, a silna gorączka potęgowała to uczucie.
Noc spędzona w jakiejś jaskini była istnym koszmarem. Leliana kręciła się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Było jej zimno, mimo że włosy posklejane miała od potu. Jej ciało przeszywały nieprzyjemne, zimne dreszcze, a usta miała wiecznie spierzchnięte i wciąż jej się chciało pić.
Miała za to dużo czasu na rozmyślania. Cóż innego miała robić, skoro nie mogła zasnąć, a bezczynne wpatrywanie się przed siebie doprowadzało ją do szewskiej pasji.
Próbując zmusić swój organizm do snu, zamykała powieki i próbowała wyobrazić sobie, że znów jest w Tilei. Szybko jednak rana sprowadzała ją na ziemię i zaczynała rozmyślać o bardziej przyziemnych sprawach.
Czuła się beznadziejnie. Nie tylko z powodu bólu i gorączki. Wiedziała, że przez swój stan stała się balastem dla swoich towarzyszy. Przez nią nie tylko wydłuży się cała podróż, ale i szybciej mogą skończyć się zapasy. No i nie byli tak mobilni, jak wcześniej. Jak teraz mieli zwinnie unikać zasadzek?
Z bladym uśmiechem i wdzięcznością przyjmowała pomoc, jakiej udzielali jej towarzysze. Za każdym razem odpowiadała Lilou, że czuje się już lepiej, żeby się nie martwiła o nią. Elfka była naprawdę dobrą istotą. Liliana bardzo ją polubiła. Uwielbiała jej zadziorny charakter i to, że potrafiła walczyć o swoje. Życie nie szczędziło jej przykrości, a mimo to wciąż się trzymała.
- Lilou, naprawdę, jest już lepiej, gorączka zelżała, rana się goi w swoim tempie. Zaufaj mi, znam się na tym - zapewniała, starając uśmiechnąć się pogodnie.
Mimo tego była blada jak ściana, co w jej przypadku było bardzo zauważalne. Ton jej głosu również był mniej żywiołowy, jakby przygaszony. Wyglądała jak cień dawnej Leliany, z potarganymi i przetłuszczonymi włosami, ubrudzoną od pyłu i piachu twarzą i wciąż zakrwawionymi bandażami na ramieniu.
Kłamała. Owszem, znała się na tym i wcale nie było jej lepiej. Czuła jak zbliża się śmierć. Z każdą chwilą, w której nie otrzymywała specjalistycznej opieki, była coraz bliżej objęć Morra.
Leliana nie bała się śmierci. Była za to wściekła. Wściekła na samą siebie, bo umierała z żalem, nie dokonawszy w życiu tego, do czego dążyła. Nie została kapłanką Myrmidii. Nie wykazała się przed swoją boginią i miała odejść z tego świata, nie wykonawszy swojej misji.
Rozmyślała chwilami o tym, czy aby dobrze dokonała wyboru w swoim życiu. Może nigdy nie pisane jej było zostać kapłanką? Może zupełnie się pomyliła i popełniła błąd, wstępując do zakonu?
Szybko odganiała od siebie te natrętne myśli, bo wprawiały ją w jeszcze gorsze samopoczucie.
- Byłabym dobrą kapłanką, prawda…? - spytała, kiedy dopadła ją silna gorączka. Nie bardzo wiedziała, do kogo posłała do pytanie. Leżała wtedy na Wiesiołku, nie za bardzo ogarniając rzeczywistość. Być może była to Lilou? A może Dietrich? Może wszyscy słyszeli jej majaczenie? Nie miała pojęcia, zresztą zaraz później zasnęła, z nieprzyjemną myślą, że niedługo umrze będąc jedynie nic nie wartą akolitką, która do tego była teraz piątym kołem u wozu swojej drużyny.