Na widok kowala Waldemar wstał usiłując nie parsknąć śmiechem.
- Ten wojownik gruchnął w pancerzu z muru prosto na ziemię. Trochę się pogniótł, ten pancerz, nie umiem go zdjąć bez zupełnego zniszczenia go. Zajmij się tym proszę dobry człowieku, muszę go zbadać a do tego musi mieć zdjęty kirys - polecił grzecznie cyrulik wielkoludowi. Gdy ten zabrał się do pracy Waldemar podszedł do von Grunnenberga kładąc mu dłoń na rannym ramieniu.
- Gustaw, niech cię... - doszło do uszu dowódcy. - Tuż przed szturmem jeden postrzał ci oczyściłem i zszyłem, a ty już wracasz z drugim i to na tej samej ręce. Gdzie ty łapy pchasz?
Słowa cyrulika przerwała salwa śmiechu pośród zgromadzonych na widok obsikanego znienacka stężonym mocznikiem kowala. Ten szarpnął jedynie nieprzytomnym wojownikiem i odszedł w złości mamrocząc pod nosem.
- I chuj karle złośliwy, mam cię w dupiu.