|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-04-2018, 23:21 | #561 |
Reputacja: 1 |
|
15-04-2018, 18:10 | #562 |
Reputacja: 1 | -Nareszcie!- zakrzyknął Walter, kiedy zobaczył łódki przybijające do brzegu.-Na łódki wchodzą najpierw łucznicy, potem kusznicy!- krzyknął do swoich ludzi.-Nie stratować się i nie zapomnieć o broni! Ruszać się, wrogowie u bram! Akrobata następnie ruszył koordynować akcję. Samemu zamierzał wejść jako ostatni- dowódca nie powinien zostawiać swoich ludzi samych. Zresztą był odpowiedzialny za fort, który i tak wkrótce spłonie. |
15-04-2018, 22:54 | #563 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Na widok kowala Waldemar wstał usiłując nie parsknąć śmiechem. - Ten wojownik gruchnął w pancerzu z muru prosto na ziemię. Trochę się pogniótł, ten pancerz, nie umiem go zdjąć bez zupełnego zniszczenia go. Zajmij się tym proszę dobry człowieku, muszę go zbadać a do tego musi mieć zdjęty kirys - polecił grzecznie cyrulik wielkoludowi. Gdy ten zabrał się do pracy Waldemar podszedł do von Grunnenberga kładąc mu dłoń na rannym ramieniu. - Gustaw, niech cię... - doszło do uszu dowódcy. - Tuż przed szturmem jeden postrzał ci oczyściłem i zszyłem, a ty już wracasz z drugim i to na tej samej ręce. Gdzie ty łapy pchasz? Słowa cyrulika przerwała salwa śmiechu pośród zgromadzonych na widok obsikanego znienacka stężonym mocznikiem kowala. Ten szarpnął jedynie nieprzytomnym wojownikiem i odszedł w złości mamrocząc pod nosem. - I chuj karle złośliwy, mam cię w dupiu. Ostatnio edytowane przez Avitto : 06-05-2018 o 17:18. |
15-04-2018, 22:58 | #564 |
Reputacja: 1 |
|
16-04-2018, 13:46 | #565 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 16-04-2018 o 14:34. |
18-04-2018, 20:13 | #566 |
Reputacja: 1 | Zdezorientowany włóczęga wyciągnął dłoń do swego niedoszłego kata. Jeszcze przed chwilą wymachiwał ostrym żelastwem w jego kierunku, a teraz podaje mu rękę. Ktoś na pewno jest szalony. Albo Oleg, który przytłoczony wizją śmierci zamknął się w sobie tocząc wewnętrzny dialog błagając samego siebie by nie znaleźć się więcej w takiej sytuacji, albo wszyscy pozostali, którzy na dźwięk trąbki zmieniają się z śmiertelnych wrogów w druhów. I tak pewnie by stał, albo nawet się rozpłakał, albo w szale wbił zdradziecko miecz w plecy obrońcy cumowiska, który pomógł mu wstać, ale stanowcze szarpnięcie za koszulę przez Salefika zmusiło go do marszu w kierunku miasta. Nikt nic nie mówił. Słychać było jedynie posykiwania rannych. Oleg szedł tępo, stawiając chwiejne kroki nie odrywał wzroku od ziemi. Od czasu do czasu zaciskał jedynie pięści na wysokości głowy, jakby chciał schwytać i zmiażdżyć własne myśli. Banici wiedzieli, że jest na skraju załamania i unikali jego towarzystwa. Zresztą mieli własne problemy, bohaterska dywersja spełzła na niczym, a teraz wracają jedynie z ranami, jako pokonani. |
19-04-2018, 01:52 | #567 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
19-04-2018, 17:46 | #568 |
Reputacja: 1 | Karl wycofał żywych i rannych do garnizonu. Martwych pozostawił kilku całym Meisseńczyką. Na pytanie co zrobić z trupami odpowiedział. - Pochowajcie ich tak jak chowacie bliskich. Zgineli za wasze życie. - Diuk zostawił rannych w lazarecie, a zdolnym do walki nakazał odpocząć, zadbać o oręż u rzemieślników cechowych, przyprowadzić mu kowadło do garnizonu i może złapać trochę snu. Potem poszedł na naradę. Karl Topher ruszył na miasto w poszukiwaniu kowadła, czarodzieja i starego wozu.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 20-04-2018 o 18:31. |
19-04-2018, 21:33 | #569 |
Reputacja: 1 | Bert zajął się szybkimi przygotowaniami do kolacji, do czego zaprzągł każdego wolnego nie-oficera w garnizonie. Ciepły posiłek powinien znacznie podnieść morale, przed kolejnym szturmem. Kolejnym zadaniem jakie sobie wyznaczył, było przygotowanie butelek z mieszanką naftowo-olejową, ze szmatami do podpalenia. Słyszał gdzieś o takiej broni, chyba wymyślił ją kislevita Łomotow, a może Kołomotow, nie ważne liczył się efekt. Następnym dziełem Berta było zorganizowanie podgrzewanych kotłów na murach. Szukał też do nich wypełnienia, oleju lub wody. Wszystko to jeśli nie miało wojsko, miał zamiar kupić lub zarekwirować u kupców i w tyłku miał konsekwencje. Oczywiście po zakupy poszedł z obstawą chłopców, z którymi walczył na murach. Niech ino który dusigrosz odmówi sprawunków bohaterskim obrońcom miasta, to nogów w dupie nie znajdzie. |
19-04-2018, 22:05 | #570 |
Reputacja: 1 | GALEB GALVINSON - ZAPOZNANIE Z DRUŻYNĄ Krasnolud powiódł spojrzeniem zielonych oczu po zgromadzonych w centrum dowodzenia osobach. Zerknął na Detlefa, a ten skinął mu głową. Nowy przemówił, lecz nie zdjął z głowy swojego hełmu. - Nazywam się Galeb Galvinson. Jestem zatrudniony jako kowal w wissenlandzkiej armii. Jeżeli dotąd mieliście jakieś problemy z naprawą uzbrojenia lub pancerzy to jestem gotów wam z tym pomóc, tak jak gotów jestem zgładzić każdego granicznego człeka, który wejdzie w obręb miasta. - wypowiedział to wszystko nieprzyjemnym tonem, ściągając powoli skórzane rękawice - Jestem też gotów służyć wszystkim radą. Niejedno już widziałem, w niejednym miejscu byłem i nie jedną ranę… odniosłem. To ostatnie słowo zgrało się jednocześnie z odsłonięciem grubych, spracowanych dłoni, które owinięte były bandażami. Jednak skóra na palcach krasnoluda była zdeformowana, w całości pokryta bliznami po ciężkich oparzeniach. W świetle latarni robiło to paskudne wrażenie. - Nie ma co kryć- sytuacja jest zła. Panuje zamieszanie. Informacje krążą po mieście wraz z gońcami i muszą szukać dowódców, bo nie ma kogoś kto siedziałby tutaj i podejmował decyzje kontrolując wszystko. Ale nie jest to jeszcze tragedia. - tu zrobił krótką pauzę i podjął dalej - Posłuchajcie mnie uważnie, bo powiem wam teraz coś z czego muszą sobie zdawać sprawę wszyscy z was, którzy mają kogokolwiek pod komendą. Jesteście odpowiedzialni za nich. Tak. Wy, nie kto inny, wy. Waszym obowiązkiem jest prowadzić swoich żołnierzy tak, aby przeżyli i zwyciężyli w nadchodzących bitwach. Większość z obrońców Meissen to ochotnicy niezaprawieni w boju. Każdy z nich powierza swoje życie w ręce dowódcy, ponieważ wierzą, że on wie co robić, aby byli w stanie obronić swoje domy. Od waszych decyzji będzie zależeć czy oni przeżyją i wrócą do swoich rodzin czy zginą. Od waszych decyzji zależy też czy będzie to śmierć chwalebna, która przybliży miasto do odparcia najeźdźców, czy bezsensowna i głupia śmierć bez żadnego pożytku. - ostatnie zdania krasnolud wypowiedział z naciskiem, a po przerwie podjął dalej - Jeżeli będziecie mieli tego świadomość, będziecie wiedzieli jakie decyzje podejmować, aby przynieść największy pożytek obronie. Powiódł ponurym spojrzeniem po zgromadzonych i dodał już spokojniej, jak nauczyciel tłumaczący coś uczniom. - Dzisiaj na murze było zamieszanie. Musicie pamiętać, aby podwładnym wydawać proste polecenia. Jak w bitewnej gwarze. I jedno polecenie na raz. Jak skończą jedno, każecie im robić następne. Żadnego bawienia się w listę rzeczy do zrobienia, to wprowadza tylko zamieszanie. Po kolei i to wy pilnujecie co teraz robią, a najlepiej róbcie to razem z nimi. - W obecnej chwili fosa jest zasypana. Trzeba koniecznie ją udrożnić, albo przynajmniej pozwolić wodzie przez nią płynąć. Rzeka rozmiękczy wypełnienie, stworzy błoto, a wróg będzie miał problemy. Wrota są zabarykadowane, więc będzie trzeba albo podpłynąć łodzią lub barką albo opuścić to wszystko na linach. Ludzi i sprzęt do zaorania ziemi i wypełnienia fosy. Następnym razem jak najemnicy będą gonić cywili do roboty to krzyczcie do nich, aby uciekali do rzeki. Nikt nie będzie chciał ich gonić, a jeżeli będą w nich strzelać to nie będą strzelać w mur. A wtedy nasi dystansowcy dadzą najemnikom do wiwatu. A niewinni ludzie będą mieli szansę przeżyć. - Z pewnością wielu z was pomyślało o podwyższeniu części muru deskami drewnianymi. To dobry pomysł - jednak musicie pamiętać, aby część desek była na zawiasach, aby można było przez nie strzelać do wroga. - Jest olej i woda, ale przydałaby się też smoła do polewania wroga. Ustawić ją w beczce na murze i kubełkiem chlust na drabinę czy tam ludzi pod murem. A potem jedna pochodnia i robi się ciekawie. - tu zatarł krasnolud oszpecone przez oparzenia dłonie - Tylko ostrożnie, aby obsługujący sami się ogniem nie zajęli. - Widziałem że posłaliście ludzi do wyciągania bruku z ulicy. Bardzo dobrze. Kosze z kamieniem na murach zapewnią pociski dla tych którzy nie mają kusz i łuków. - Kolejna rzecz. Mur południowy prawie padł bo jedynym kto pozostał, aby trzymać tamten odcinek był kapłan, który teraz leży w lazarecie. Nie może być tak, że jakiś odcinek nie ma dowódcy. Musi być. I ten jeden musi dowodzić. Nie może być tak, że ktoś inny przychodzi i przejmuje dowodzenie bez powodu. Jeżeli przybywasz gdzieś to z własnym wsparciem i tylko dowodzisz swoimi ludźmi, a obecny na odcinku dowodzi swoimi. Chyba, że ludzie zostaną przekazani ci pod komendę. Żadnego wpierdalania się na cudze pole. - przekleństwo wycedził wyjątkowo ostro i przez zaciśnięte zęby nadając mu wyjątkowo złowrogiego brzmienia - Żadnego zmieniania cudzych rozkazów. Potem ludzie nie wiedzą kogo słuchać. Gubią się, a wróg naciera. - Ściągnijcie też z przystani trochę sprzętu rybackiego. Bosaki, sieci i haki. Wszystko co może pomóc odpychać i przewracać drabiny. Jeżeli zdołamy zarzucić sieć na wspinających się ciężkozbrojnych to zaplączą się i zwalą na ziemię, przy odrobinie szczęścia ściągną za sobą towarzyszy i drabinę. - To tyle co mogę wam powiedzieć na tą chwilę, a co udało mi się na prędko wymyślić. Co z tym postanowicie… to już zależy od was. Jestem tutaj aby wesprzeć was swoją wiedzą, orężem i zdolnościami. Na obronieniu miasta i dołożeniu tym pyszałkom z Księstw Granicznych zależy mi nie mniej niż wam. Znów spojrzał po zgromadzonych. Szukał ich reakcji, jak znieśli jego monolog i mądrzenie się. Widząc chwilę konsternacji rzucił po chwili. - Jest już późno, ludzie idą spać, a przydałoby się zrobić cokolwiek. Najłatwiejsze z moich sugestii to zanieść kosze z brukiem na mur i przynieść sprzęt i smołę z przystani rybackiej. Z fosą... mamy bezpieczne okno do północy. - zmrużył oczy za wizjerami hełmu - Muszę teraz coś załatwić w gminie. Postaram się wrócić w przeciągu pół godziny, może godziny. Jeżeli zdołacie zorganizować w tym czasie paru ochotników, olinowanie i wielokrążek do opuszczenia oraz pług czy inny sprzęt to zejdę na dół i osobiście zajmę się udrażnianiem fosy. SPOTKANIE ZE STARSZYM Od czasów Azul i wtajemniczenia w głębinę sekretów Rhunkaraki odkrył, że jego uczucia stały się… ekstremalne. Pozostawał zazwyczaj nadwyraz spokojny i opanowany, jednak kiedy coś go gniewało w jego sercu rozpalał się wulkaniczny ogień. Pod Stalowym Szczytem jego nienawiść do thagaroki była wielka, nawet większa niż wobec zielonoskórych, że przypominała powódź. Zalewała wszystko, gdyż Galeb jako runiarz zgłębiał historię, urazy i cały ogrom krzywd jakie wyrządzono jego rasie. Gniew dawi wynikał zwykle z tego co przekazała mu rodzina i klan. Galeb wiedział więcej. Czuł wielki ogrom nieszczęść jakie spotkały krasnoludy i tego co utraciły przez wieczną wojnę z niezliczonymi zastępami przeciwników. Pamiętał jak wtedy nienawiść ta prawie go zniszczyła. Zdruzgotała. Ale się podniósł. Nie powstrzymała go amputowana noga. Nie powstrzymał go dotyk Urgabora. Nauczył się kontrolować swoje uczucia, tak jak kontroluje materiał w którym pracuje. Drzwi otworzyły się. Strażnicy wpuścili go do środka wykonując wobec niego saluty jako oznakę szacunku. Runiarz skinął głową. Nie lubił tego, ale zdawał sobie sprawę, że pośród krasnoludów tylko garstka była w stanie opanować rzemiosło, którym on się parał. Jeden ze strażników gestem wskazał jeden z korytarzy i ruszył przodem. Galeb szedł równym krokiem za swoim przewodnikiem. Przebywanie w solidnych murach krasnoludzkiej budowli dodawało mu otuchy. Wiedział, że jeżeli nawet wróg wejdzie do miasta to dawi powstrzymają go przed zdobyciem tego miejsca. Kto wie. Może nawet ostatecznie wykiwają Granicznych, którym pozostanie wymęczone i wyzbyte z zapasów miasto, a największe bogactwa przepadną bez wieści? Przewodnik prowadził Galvinsona przez labirynt korytarzy, aż w końcu zatrzymał się przed drzwiami, które otworzył i zaprosił gestem gościa do środka. Jednak przed przekroczeniem prog Galeb zdjął hełm odsłaniając swoje owinięte w bandaże oblicze. Jakkolwiek by nie wyglądał spotykanie się z krasnoludzkim wodzem nakazywało stanąć przed nim z odsłoniętym obliczem… chyba, że miałoby to złamać jakąś przysięgę lub śluby. Nic takiego nie ciążyło na Galebie więc przekroczył próg trzymając hełm w ręce. Postąpił naprzód kilka kroków i skłonił głowę przed gospodarzem. - Niechaj zawsze Bogowie Przodkowie otaczają swoim błogosławieństwem waszą społeczność i domostwa. Dziękuję, że zgodziliście się mnie przyjąć pomimo późnej pory. Jestem Galeb, uczeń Tharteka Pustelnika, syn Galvina Piwodzierżcy z domu Kamiennego Dzbana, który jest synem Migmara thana klanu Kuel Thaz’kul. - Galeb przedstawił się swoim pełnym mianem - Chcę złożyć wyrazy szacunku tobie Barrudinie Kamienne Serce oraz twoim wojownikom. Jeden z nich przyjął dzisiaj cios przeznaczony mnie. Pragnę poznać jego imię… i chcę aby “nie zostało ono zapomniane”. Ostatnie słowa były prastarą formułą używaną powszechnie w kronikach i stosowaną ją wobec krasnoludów, którzy poświęcili swoje życie w szczytnym celu. Przybycie tutaj uważał za coś… co po prostu powinien zrobić. Okazać szacunek Starszemu oraz temu kto oddał za niego życie. Nawet jeżeli nie miał konkretnego interesu do przywódcy gminy. Z drugiej strony… czasami takie zdarzenia dawały nieoczekiwane skutki, a czasem pozwalały się też dowiedzieć więcej niż dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Rozmowa ze Starszym potoczyła się dość spokojnie. Była późna pora, jednak gospodarz nie wydawał się senny, chociaż Galeb starał się nie odpowiadać zawile, ani zbyt obszernie. Dowiedział się, że krasnolud, który się dla niego poświęcił to Draggi Gorący Kamień. Poznawszy imię poległego Galeb nakreślił znak Gazula i skłonił głowę oddając cześć Draggiemu. Kiedy oddawanie honorów się zakończyło kowal poprosił o dostęp do kuźni z których korzystały tutejsze krasnoludy. Starszy bardzo chętnie przystał na to. Ba, nawet zaznaczył, że jest to dla całej gminy wielki honor, że mogą udzielić schronienia i miejsca pracy Kowalowi Run. Galeb wiedział, że to wszystko formalności. Zawsze go to męczyło, ale niestety było to coś pokroju rytuału, który należało dopełnić. Mógłby żądać, ale wtedy pokazałby się jako gbur i pyszałek. Mógłby nic nie powiedzieć i nikt by nawet okiem nie mrugnął i miałby to wszystko zapewnione. Przychodząc jednak i składając prośbę okazywał szacunek wobec gospodarzy. Pozostała jeszcze kwestia, którą już tak łatwo poruszyć nie można było. - Dziękuję. - skinął głową - Będę walczył u boku Detlefa, krasnoludów i pozostałych w obronie Meissen. Dołożę wszelkich starań, aby najmici gorzko pożałowali podejścia pod te mury. Starszy, czy jest coś… co powinienem wiedzieć odnośnie Meissen albo całej tej sytuacji? Coś na co szczególnie powinienem zwrócić uwagę? Ostatnio edytowane przez Stalowy : 19-04-2018 o 23:09. |
| |