Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2018, 12:15   #9
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Deszcz nie przeszkadzał Ari’Sainenowi. Deszcz był naturalny, jak słońce, śnieg czy wiatr, trzeba było tylko się do niego dopasować. Elf, którego na pierwszy rzut oka często mylono z barbarzyńcą z Norski przez czerwone pasy wytatuowane na twarzy i bródkę – tak, bródkę! – kołysał się delikatnie na boki w rytmie wyznaczanym kolejnymi krokami jego wierzchowca. Deszcz miał swoje zalety. Uciszał ludzi, którzy wybierali zamknięcie się w kokonach własnych płaszczy. Ari’Sainen nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć kto jest obok.

Francois, z którym łączyło go nie tylko upodobanie do broni strzeleckiej, ale i podejście do świata wokół nich. Alaryk, preferujący przebywanie poza miejskimi murami, jakby płynęła w nim elfia krew. Oligario, szalony, nie zważający na żadne niebezpieczeństwo. Wreszcie, Laurenor, którego magia różniła się od tej praktykowanej przez Zaklinaczy Drzew, choć była równie skuteczna. Jego bracia… Nie, nie bracia. Za krótko się znali i zbyt wiele ich dzieliło. Miał jednak do nich zaufanie. Razem weszli do Kruczych Wąwozów i razem z nich wyszli, jako jedni z nielicznych zresztą. Chronili się wzajemnie i tylko to się liczyło.

Kopyta koni zapadały się w błotnisty trakt. Jednostajny szum opadających kropel uspokajał. Usypiał. Pod przymkniętymi powiekami dzikiego elfa mieszały się obrazy z przeszłości, tej bliższej i tej dalszej. Walki w okolicach Masywu Orcal i walki w Athel Loren. Ciągłe walki. O coś. Dla kogoś. Krew, rany, jęki bólu, śmierć. – „Muszę odpocząć. Muszę… ale nie w Parravonie. Kamienne mury mnie tylko przytłoczą.” – Przez monotonne odgłosy deszczu zaczęły przebijać się inne dźwięki. Jakieś krzyki, tętent koni. Ktoś uciekał, ale przed kim, lub przed czym? Kiedy zza zakrętu wypadła na swych wierzchowcach całkiem liczna grupa – jak się wydawało – niezłych zabijaków, Ari’Sainen zaczął już szykować swoją broń, tacy przecież nie daliby nogi przed byle mutantem czy rozbójnikiem. Tamci wyhamowali tuż przed nimi. – „Orki?” – W sumie nie powinien być zdziwiony.

- Ilu? – zadając to krótkie pytanie Ari’Sainen już rozglądał się na boki szukając ewentualnej drogi ucieczki i zastanawiając się czy zdążą w ogóle zejść z traktu, zanim zobaczą ich zielonoskórzy.
 
Phil jest offline